sobota, 9 lutego 2019

Część druga. Rozdział 14. - Analiza Valentina i list od Kas

***Valentine***


   Gdy moje córki złożyły mi raport ze swojego zadania, byłem całkiem zadowolony z wyniku jakie dziewczęta osiągnęły. Długo myślałem nad tym, jak przygotować dalsze szkolenie dla obu sióstr. Rozważałem, wszystkie plusy i minusy tej akcji. Clarissa wykonała swoją część zadania najlepiej jak umiała i wyszło jej to naprawdę dobrze. Nawet pomimo tego, że nie zdołała samodzielnie opuścić terenu misji, to dała radę przez dość długi czas w pojedynkę stanowić poważne zagrożenie dla najbardziej zgranej i najlepiej wyszkolonej grupy Nocnych Łowców w Świecie, a to o czymś świadczy.
Clarissa popełniła również kilka istotnych błędów, których popełnić nie powinna, nawet jeśli trenuje tak krótko. Największy z nich, to wczesne pokazanie się Lightwood'om. Jest to zrozumiałe, była to jej pierwsza misja, chciała zrobić furorę i można powiedzieć, że jej się udało. Z tego co mi następnego dnia na indywidualnej rozmowie mówiła Ali, rodzeństwo z Nowego Jorku było w ciężkim szoku, że nagle znikąd pojawiła się jakaś dziewczyna, i to Nocna Łowczyni, która zaczęła do nich strzelać. W końcu liczyli, a nie na świetnie wyszkoloną łuczniczkę. Ten sposób był jednak lekkomyślny, ponieważ, gdyby rodzeństwo miało jakiekolwiek wsparcie, to prawdopodobnie Clarissa zginęłaby, zanim zdążyłaby wypuścić strzałę. Rozważniejszym sposobem, który byłby również widowiskowy, byłoby wystrzelenie kilku strzał, które trafiłyby tuż obok celów, a które leciałyby z różnych stron. Oczywiście trzeba by było przemieszczać się szybko, co wymaga szczególnej uwagi, aby nie robić hałasu. Nie jest to łatwe, ale daje nam taki wynik, że wrogowie są oszołomieni, co spowalnia ich reakcję. Jest to więc sposób również widowiskowy i co najważniejsze bezpieczniejszy, lecz wymaga większego skupienia. Innym aspektem, który obniża ogólną ocenę jest przewidywalność ruchów Clarissy. W szczegółowym raporcie Alison mówiła, że jej siostra często nie trafiała, ponieważ łucznik Lightwood'ów wiedział, gdzie Clarissa się wychyli następnym razem. Podobno często było to, to same miejsce. Kończyło się na tym, że gdy tylko młodsza z moich córek się wychylała, obok niej od razu przelatywała strzała. Wytrącało ją to z równowagi i powodowało niecelny strzał. Cóż mierzyła się z łucznikiem o dużym doświadczeniu, więc raczej nikłe były szanse, aby go zaskoczyła. No i ostatni problem tej misji w wykonaniu Clarissy - nie zakryta twarz. Alison wspomniała, że krótko po pokazaniu się jej siostry, jedna z Lightwood'ów, nie wiadomo jak, rozpoznała Clarisse, co nie jest dobre, ponieważ na sto procent będą jej teraz szukać, a że znają jej twarz, to mają ułatwione zadanie i od teraz na każdą misję trzeba będzie jakoś zmieniać wygląd Clarissy, żeby nie dało się jej tak łatwo rozpoznać. Przystępując do takiej misji, powinno się mieć na głowie przynajmniej kaptur. Mimo tych powiedzmy sobie szczerze licznych błędów, misja ta była dla tak krótko szkolonej Łowczyni ogromnym doświadczeniem i sprawdzianem umiejętności, za który jakbym miał wstawić ocenę, dałbym czwórkę z minusem. 
   Co do Allison, to prawie nie miałem się do czego przyczepić. Nie dała się wykryć, aż o ostatniej chwili, co oznacza, że umie znaleźć sobie naprawdę dobrą kryjówkę i zachowywać się tak, aby nikt nie wiedział, że w tym miejscu jest, taka umiejętność jest bardzo ważna w jej profesji, więc cieszę się, że ją opanowała. Wielkim plusem jej akcji było również rozeznanie w sytuacji. Dobrze wiedziała kogo zaatakować, aby było bezpiecznie i skutecznie, co pozwoliło bez dalszej walki zakończyć misję. Jednak popełniła również błąd do którego, sama się przyznała. Otóż wychodząc z klubu, nie oglądała się za siebie. Mogło to sprawić, że ktoś by ją zaszedł od tyłu  tyle by było z udanej misji, a co gorsze, zamiast jednej zakładniczki mieliby dwie... albo zakładniczkę i trupa. To było wszystko, co można uznać za błąd.
   Po przeanalizowaniu wszystkiego, miałem już wstępny zarys dalszych szkoleń, które pozwoliłyby wysłać jedną z dziewczyn, bądź je obie na trudniejszą i trochę dłuższą misję. Wtedy właśnie zacząłem żałować, że siedemnaście lat wcześniej pozbyłem się Clarissy. Gdybym tego nie zrobił, to w miałbym dwie doskonale wyszkolone córki, a tak mam jedną na bardzo wysokim poziomie i drugą, która mimo, że się szybko rozwija, to jednak sporo odstaje i musi mieć zapewnione wsparcie.
   Przez dłuższą chwilę myślałem jeszcze o terminach treningów. Jest to bardzo ważne, aby treningi były przeprowadzone w odpowiedniej kolejności. Pozwala to na dokładniejsze wyszkolenie i daje pewność, że nic się nie pominęło. Moje rozmyślenia przerwało pukanie do drzwi i wejście jakiejś osoby do gabinetu. Odwróciłem się na moim fotelu w kierunku drzwi, gdzie stała młoda służąca.
- Ile razy mam mówić, że przed gdy się chce wejść, to trzeba zapukać i poczekać na pozwolenia na wejście?- Powiedziałem oschłym głosem. Zawsze miałem wrażenie, że ludziom, którzy u mnie pracują trzeba wszystko tłumaczyć setki razy, a i tak nie zawsze dociera. Usłyszałem jak młoda kobieta przełyka ślinę.
- Przepraszam Panie. Nie wiedziałam, jestem tu nowa.- Odrzekła i już chciała wyjść.
- Na Anioła, no przecież nie wychodź, jak już weszłaś, bo raczej z czymś przyszłaś, prawda?- Służka zrobiła się cała czerwona i pokiwała głową.- No więc słucham.
- Przyszedł list do Pana. Jest od Pana siostry.- Zdziwiła mnie to. Dlaczego Kas nie wysłała ognistej wiadomości? Pewnie miała swoje powody.
- Połóż na biurku.- Tak zrobiła i stanęła na swoim poprzednim miejscu. Spojrzałem się na nią spod byka.
- Co tu jeszcze robisz?- Zapytałem zniecierpliwiony.- Oj ludzie, co z Wami jest? Zgłoś się do jakiejś starszej służącej, niech ci wytłumaczy wszystko, żebym nie musiał za każdym razem Ci wszystkiego tłumaczyć. Dziwię się, że od razu tego nikt nie zrobił, ale cóż jesteście Przyziemnymi. Niektórych rzeczy nie pojmujecie jak widać tak szybko.- Dziewczyna zacisnęła zęby, a jej oczy się lekko zaszkliły, ale dygnęła, obróciła się na pięcie i wyszła. Zawsze mnie dziwiła t niedomyślność większości Przyziemnych. Przyznaje, że znam paru, co są ogarnięci, ale ogromna część ich wielkiej populacji przyswaja wiadomości naprawdę wolno i słabo im idzie myślenie. Porzuciłem myśl o Przyziemnych i przyjrzałem się listowi rzekomo od mojej siostry. Obejrzałem dokładnie kopertę pod światłem, aby sprawdzić, czy to rzeczywiście od niej. Zrobiłem to w bardzo prosty sposób. Nasz ród ma specjalny znak, który umieszczamy na kopertach w celu sprawdzenia wiarygodności. Widać go tylko pod światło, więc ciężko jest go zauważyć, a że z nikomu o tym nie mówimy, to aktualnie o tym znaku wiem tylko ja i Kas. Znak jest bardzo prosty, a jest nim gwiazda, która jest w środku litery M. Znalazłem gwiazdę w lewym górnym rogu, więc byłem pewny, że mogę bezpiecznie otworzyć kopertę. W środku znajdowała się kartka z listem.
"Drogi Valentinie.
Zapewne jesteś zaskoczony, że piszę do Ciebie normalnym listem, a nie ognistą wiadomością. Powodem tego jest niebezpieczeństwo płynące z wysyłania ognistych wiadomości przy obecnym Clave. Podobno znaleźli sposób na przechwytywanie ich przechwytywanie i teraz zanim taka wiadomość trafi do Ciebie, to najpierw jest czytana przez odpowiednich  Łowców. Z listami jest inaczej, bo jest ich mało i nikt sobie nie zaprząta nimi głowy.Wracając, głównym powodem mojej korespondencji do Ciebie jest wiadomość, że jakieś dwie Łowczynie zaatakowały rodzeństwo Lightwood, a  podobno jedna z nich miała rude i falowane włosy, a ponad to była łuczniczką. Brzmi jakoś znajomo, prawda? Proszę, odpowiedz mi, czy to były nasze dziewczyny, ponieważ chcą zrobić mój Instytut jednym z ważniejszych organów śledztwa. Nie chcę robić coś przeciw Wam, więc odpowiedz jak najszybciej się da, abym mogła podjąć odpowiednie kroki przeciwdziałające.
Twoja kochana siostrzyczka, Kasandra.
P. S. - Za jakiś czas postaram się Was odwiedzić. Więc przygotuj się na to mentalnie haha."
   Praktycznie od razu po przeczytaniu listu wziąłem pióro i kartkę, napisałem odpowiedź z potwierdzeniem, list włożyłem do odpowiedniej koperty i poszedłem do swojego posłańca, który miał dostarczyć list. Spotkałem go jak zwykle w pokojach dla służby i pracownikach czytającego.
- Marshall ubieraj się, masz list do dostarczenia.- Mężczyzna jak poparzony wyskoczył z łóżka i zaczął w pośpiechu ubierać kurtkę swoją rosyjską czapkę.- Masz to jak najszybciej dostarczyć mojej siostrze rozumiesz?
- Tak Panie.- Odpowiedział szybko i chciał wziąć list, ale odsunąłem rękę i złapałem go za koszulę tuż przy szyi.
- Jeśli się dowiem, że ktoś oprócz mojej siostry chociażby trzymał tą kopertę w rękach, to doświadczysz takiego bólu, że będziesz prosił o śmierć, a wierz mi, a się dowiem, że ktoś to trzymał, lub otwierał. Jak to się stanie, to nikt Cie przed moim gniewem nie obroni. Czy to jest dla Ciebie jasne?- Zapytałem najpoważniej jak tylko umiałem.
- T- tak Panie.- Puściłem go i odszedłem kilka kroków.
- Masz dwanaście godzin, aby dostarczyć wiadomość i wrócić. Jeśli się spóźnisz, ograniczę Twoje racje żywnościowe do jednego posiłku dziennie na dwa tygodnie. Jeśli nie wrócisz, zaczną Cię szukać moje córki, a wierz mi nie chciałbyś tego. Czas start.- Gdy tylko to powiedziałem, posłaniec wziął ode mnie list i popędził do wyjścia. Wierzcie lub nie, ale normalnie nie byłem aż tak surowy dla swoich pracowników i służących, jednak ten list jest naprawdę ważny i nie mogłem sobie pozwolić, aby coś się z tym listem stało po drodze.
  Mam szczerą nadzieje, że posłaniec wykona swoje zadanie w odpowiednim czasie i, że  Kas szybko dostanie tę odpowiedź.

***
No cześć.
Dawno nie było rozdziału z perspektywy Vala (chyba), więc postanowiłem dać Wam trochę jego przemyśleń odnoście misji Clary i Alison. Val jak widać ma profesjonalne podejście do tematu, więc myślę, że Clary naprawdę będzie wspaniałą Łowczynią. Napiszcie mi co o tym myślicie i przy okazji wypowiedzcie się, na temat listu od Kas. Można zrobić o tym całkiem ciekawą debatę.
Ja się zmywam.
Do następnego rozdziału.
Pozdrawiam gorąco, Dankomen.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szamanka Bajkowe Szablony