niedziela, 30 września 2018

Część druga. Rozdział 7.- Powraca dawny Valentine Morgenstern.

Dzień wcześniej. 
***Valentine***
 Pod moim czujnym okiem, Clarissa bardzo prężnie rozwijała się w walce. Starałem się wyrobić w niej mentalność zabójczyni, co przez ostatnie tygodnie zaczęło dawać spore efekty. Na samym początku, gdy chodziłem z nią nad jezioro Lyn,  Clarissa nie chciała zestrzelić chociażby kaczki. Nie mówiąc już o jakimś futrzaku. Teraz po seriach wyczerpujących dla niej treningów - przy których progresywnie stawała się moim osobistym gwardzistą, nie waha się ani chwili, kiedy każe jej do czegoś strzelić i to zabić. Od zatracenia się w walce, próbowała odciągnąć ją Alison. Wiedziałem o tym, ale postanowiłem nie reagować, ponieważ widziałem, że Clarissa z coraz mniejszą cierpliwością  słucha wywodów swojej siostry. W końcu pewnego dnia rudowłosa nie wytrzymała i nawrzeszczała na Ali. Od tego czasu starsza z sióstr zaprzestała prób "ratowania", ale wiedziałem, że jak trzeba będzie, to rzuci się za nią w ogień, co było mi wielce na rękę.
 Mój plan z dnia na dzień zaczął odnosić sukcesy, teraz wystarczyło tylko sprawdzić młodszą z moich córek w akcji i nie chodziło w tamtym momencie o walkę z demonami. Oczywiście wysyłając w bój Clarisse, nie mogę zapomnieć o swojej starszej córce Alison, która nie nauczyła się tego przez te wszystkie lata tego, co jej siostra, czyli zamrażania emocji , kiedy dochodzi do tego, że trzeba kogoś zabić. Alison ma po prostu za miękkie serce, co w moim planie jest niewskazane.
***


 Następnego dnia, po popołudniowym treningu, zaprosiłem Clarisse do swojego gabinetu, na "krótką" rozmowę.
- Coś się stało ojcze?- Zapytała, gdy weszła do pomieszczenia. Odwróciłem się w jej stronę na swoim fotelu, a następnie zacząłem mówić.
- Clarisso, usiądź i posłuchaj mnie.- Bez najmniejszej chwili zawahania usiadła, to co jej kazałem.- Trenujesz ze mną już bardzo długo, więc w końcu przyszedł czas aby sprawdzić Cię w walce.
- Ale ojcze, przecież walczyłam już setki razy.- Przerwała mi Clarissa.
- Po pierwsze, nie przerywaj mi, bo ukarzę Cie za brak kultury wobec starszych, a dobrze wiesz, jakie są moje kary prawda?- W tym momencie moja córka kiwnęła głową i nic już więcej nie mówiła.- Po drugie, nie będzie to kolejna walka ze mną lub z Allison. Tym razem wyślę Cię na pewną misję w której możliwe, że będziesz musiała zabić człowieka rozumiesz?- Kiwnęła głową, więc kontynuowałem.- Widzisz, w Nowym Yorku jest pewna para Nocnych Łowców, która w przeszłości zniszczyła coś co wcześniej razem z nimi tworzyłem. Zostałem zdradzony, więc teraz chcę się zemścić. Zapytasz, w jaki sposób? Otóż widzisz, Nefilim o których mowa mają trójkę, a właściwie czwórkę dzieci, jeśli liczyć ich adoptowaną córkę. Chcę aby cierpieli oni tak samo jak ja, kiedy przez tą dwójkę straciłem Krąg, którego traktowałem jak własne dziecko, oraz, gdy zginął mój bliski przyjaciel Stephen Herondale, którego wydali w ręce Clave. Niech poczują się tak jak ja wtedy.- Kiedy o tym pomyślałem parsknąłem śmiechem i powiedziałem.- Co ja mówię? Oni zasługują na o wiele większe cierpienie. Zasługują na to aby cała ich rodzina spłonęła w piele! Zasługują na to, aby Asmodeusz... lepiej aby sam Asmodeusz rzucił ich na same dno Edonu na pożarcie demonom!- Wykrzyczałem najgłośniej jak umiałem i rzuciłem sztyletem, który leżał na moim biurku z taką siłą, że wbił się w ścianę po samą rękojeść. Spojrzałem na Clarisse. Siedziała niewzburzona na swoim miejscu i przyglądała się moim poczynaniom. Wiedziałem, że się nie boi, a nawet jeśli, to nauczyła się na tyle kamuflować uczucia, że nikt by nie umiał poznać, że odczuwa strach. Uspokoiłem się trochę i z powrotem zacząłem mówić.- Widzisz, tak to jest. Tacy ludzie niestety jeszcze chodzą po tej ziemi. Jednego dnia robią to sama co Ty, a drugiego wydają jednego ze swoich przyjaciół na śmierć Clave, a drugiego prawie sami zabijają. Później miałem szczęście, że spotkałem Twoją matkę. Gdyby nie ona, to nie wiem czy dzisiaj byśmy rozmawiali.- Na myśl o Jocelyn, zrobiło mi się strasznie przykro. Nie chciałem tego pokazywać, więc musiałem szybko zakończyć tę rozmowę.- Dobrze, wróćmy do tematu. Chciałem aby oni cierpieli, więc pojedziesz jeszcze dzisiaj wieczorem wybierzesz się do Nowego Jorku. Chcę abyś zabiła, albo nawet lepiej, śmiertelnie zraniła przynajmniej ich jedno dziecko, tak aby widzieli jak umiera. Niech wiedzą, że Valentine Morgenstern nigdy nie zapomina swoich krzywd. Nawet jeśli minęło wile lat od tego zdarzenia.- Zauważyłem, że Clarissa chce coś powiedzieć. Domyśliłem się o co jej może chodzić i szybko się zreflektowałem.- Oczywiście, na miejscu, na tyłach klubu Pandemonium spotkasz się z moim informatorem, na pewno go rozpoznasz Jest to czarownik z niebieską skórą i rogami jak u byka, więc jest wystarczająco rozpoznawalny.- Clarissa kiwnęła głową na znak, że zrozumiała, więc wiedziałem, że mogę kontynuować.- Tenże czarownik powie Ci dokładnie, kogo najlepiej zaatakować, jak ich do siebie ściągnąć, jak oni wyglądają, oraz jak walczą i jaki mają styl walki. Ostrzegę Cię jednak - jedne z tych dzieciaków walczy naprawdę dobrze, mówi się, że jest najlepszy w swoim roczniku, więc na niego lepiej uważaj.- Pomyślałem chwilę, czy o wszystkim powiedziałem.- Nie muszę chyba mówić, że na tę misję masz się uzbroić najlepiej jak umiesz i wziąć broń, którą Ci się najlepiej strzela prawda?
- Nie musisz ojcze.- Odpowiedziała Clarissa.- Czy mogę wziąć zatrute strzały na tę misję, czy dać im równe szanse?- Zapytała z szyderczym uśmiechem moja córka. Podobał mi się jej zapał i buntowniczy charakter. Mogłem dzięki temu być pewny, że nie cofnie się przed niczym aby wykonać swoje zadanie. Odpowiedziałem jej z podobnym uśmiechem co wcześniej rudowłosa.
- Pamiętaj, że ich będzie czterech, więc zatrute strzały jakiejś wielkiej przewagi im nie dadzą.
- Zrozumiałam. Mogę już iść? Chcę jak najszybciej zacząć przygotowania.- Kiwnąłem głową, na co Clarissa wstała i zaczęła iść do wyjścia. Zatrzymałem ją jeszcze na chwilę przy drzwiach.- Clarisso.
- Słucham ojcze.- Powiedziała odwracając się w moją stronę.
- Powiedz swojej siostrze aby do mnie przyszła.
- Oczywiście.- Powiedziała i wyszła zamykając drzwi. Odwróciłem się w stronę okna i pomyślałem: - Powraca dawny Valentine Morgenstern, Nocny Świecie, bój się.- Czas abym wrócił na swoją ścieżkę.

***
Cześć.
Jak widzicie jest nowy rozdział. Wiem, dosyć krótki, ale nie chciałem tak szybko odkrywać wszystkich kart. Mogę Wam jednak poręczyć, że w następnym rozdziale będzie się działo.
Na dzisiaj tyle ode mnie. 
Do zobaczenia w następnym poście.
Pozdrawiam gorąco, Danko.

2 komentarze:

  1. Dobry wieczór!
    Z przyjemnością informuję Cię o II edycji przedwojennego konkursu literackiego „Już nie zapomnisz mnie”. Jeżeli chcesz podszkolić swoje pisarskie umiejętności, a przy okazji coś wygrać, ten konkurs jest właśnie dla Ciebie! Mimo że tematyka jest związana z dwudziestoleciem międzywojennym, można napisać opowiadanie w dowolnym klimacie oraz zarówno autorską opowieść, jak i fanfiction. Przewidziane są cenne nagrody, m.in. książki tematyczne, gazety, płyty CD, niespodzianki, ale przede wszystkim jest do wyboru dziesięć książek z różnych gatunków. Zapraszam Cię serdecznie do wzięcia udziału.
    http://www.przedwojenny-konkurs.blogspot.com
    Zapraszam również do wzięcia udziału w zabawach, gdzie także można zgarnąć nagrody książkowe.
    http://www.przedwojenne-zabawy.blogspot.com
    Pozdrawiam ciepło!
    Sovbedlly
    PS. Przepraszam za reklamę, ale nie znalazłam innej zakładki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje za zaproszenie. Możliwe, że wezmę udział.

      Usuń

Szamanka Bajkowe Szablony