czwartek, 18 października 2018

Część druga. Rozdział 8 - Misja.

***Clary***

   Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak szczęśliwa byłam kiedy usłyszałam od taty, jakie będę miała zadanie na dziś. Kiedy wyszłam z gabinetu, chciałam krzyczeć ze szczęścia. W końcu nie będę musiała polować na sarny i jelenie, które nawet nie zdawały sobie sprawy z tego, że zaraz zginą i jak gdyby nigdy nic skubały sobie trawkę, podczas gdy ja siedziałam sobie w krzaku i na spokojnie do nich celowałam. Gorzej było jak musiałam strzelać do zajęcy. Nie chodziło nawet o to, że było mi ich szkoda, czy coś, ponieważ odczuwania żalu po zabiciu celu oduczyłam się parę ładnych miesięcy temu w przeciwieństwie do Alison, która nie umiała z zimną krwią pozbawić życia jakiegokolwiek zwierzęcia. Miała zbyt miękkie serce, zupełnie jak ja przed tym jak ciocia Kasandra mnie tu przyprowadziła. Wracając do tematu, po raz pierwszy mogłam się sprawdzić w walce z prawdziwym przeciwnikiem. I nie miał to być jakiś bezmózgi demon, czy Faerie, które w rozwoju zatrzymały się kilka wieków temu. Moim przeciwnikiem, a właściwie moimi przeciwnikami mieli być Nocni Łowcy i to nie jacyś losowo wybrani przez mojego ojca, a jak się domyślałam z różnych opowieści o Kręgu - rodzeństwo Lightwood. Dzieci jednego z najpotężniejszych rodów Nefilim, dzieci tych, którzy przez własny egoizm zdradzili swoich przyjaciół. Tamtego dnia nasze pokolenie miało wyrównać rachunki swoich rodziców. Byłam zdeterminowana jak nigdy, aby wykonać swoją misję i pomścić rozpad Kręgu oraz śmierć przyjaciela Valentina, Stephena Herondal'a.
   Oczywiście najpierw musiałam się do tego zadania, oraz zrobić to, o co prosił mnie tata, czyli znaleźć moją siostrzyczkę i przekazać jej aby poszła do gabinetu ojca. Poszłam najpierw do jej pokoju i jak zwykle weszłam jak do siebie, bez pukania, Ali nigdy to nie przeszkadzało, ponieważ nigdy nie miałyśmy wobec siebie żadnych tajemnic, nawet jeśli się ostatnio nie dogadywałyśmy, to wiedziałam, że zawsze, o każdej porze dnia i nocy, mogłam do niej przyjść i powiedzieć jej co mi leży na sercu. W pokoju poza idealnym porządkiem, nie widziałam nikogo, więc następnym miejscem jakie wpadło mi na myśl była sala treningowa. Udałam się w stronę sali i tak jak się spodziewałam już kilka metrów przed wejściem było słychać muzykę jakby połączenia rocka z hip hop'em, od razu wiedziałam, że moja siostra, albo rzuca nożami tak jak ona lubi, czyli z opaską na oczach, albo ćwiczy parkoura. Miałam szczerą nadzieje, że odpowiedzią jest opcja druga, ponieważ jak kiedyś weszłam do sali podczas gdy ona rzucała, to mało brakło, a bym skończyła ze sztyletem wbitym w czoło. Zajrzałam ostrożnie do środka i jak się okazało moje prośby zostały wysłuchane i moje życie nie jest zagrożone od strony własnej siostry. Ali jak w transie przeskakiwała przez kolejne deski zawieszone ładnych kila metrów nad ziemią, a i odległości między nimi nie były jakieś malutkie. Może i niewielu rzeczy się boję, ale tego co robi białowłosa bym nie zrobiła za żadne skarby. Zwłaszcza, że ona nie tylko przeskakiwała przez te deski normalnie, jakby każdy to robił, ale na dodatek robiła sobie salta i inne takie sztuczki.
   Postanowiłam chwilę popatrzeć na to co się działo nade mną. Akrobacje trwały jeszcze jakieś dziesięć minut, po czy Ali jakby z lekkością owada opadła na ziemię robiąc dwa salta w powietrzu. Zaczęłam klaskać, na co "starsza" odwróciła się w moją stronę zaskoczona.
- No no siostrzyczko. Widzę, że ten swój sport wyćwiczyłaś do perfekcji. - Powiedziałam, ciągle klaszcząc.
- No może nie do perfekcji, ale jest dobrze.- Uśmiechnęła się i poszła wyłączyć muzykę.- A co to  się stało, że przyszłaś tutaj gdy trenuję?
- A to już nie można zobaczyć co robi własna siostra?- Ali parsknęła śmiechem i pokiwała głową.
- Oj Clary, Clary. Myślisz, że nie wiem, że odkąd prawię trafiłam Cię sztyletem, nie omijasz tej sali szerokim łukiem, gdy trenuje?
- Dziwisz mi się? Parę centymetrów i bym dzisiaj nie stała tu, a leżała prawdopodobnie w grobie obok mamy.- Gdy wspomniałam o Jocelyn, to Alison ewidentnie posmutniała i w sumie się jej nie dziwie. Postanowiłam jakoś z tego wybrnąć.
- Teraz na serio. Przychodzę Cie powiadomić, że ojciec Cię do siebie wzywa.- Do powiedzenia tego zdania użyłam tak poważnego i oficjalnego tonu głosu, jakiego tylko umiałam wydobyć ze swoich płuc.- Ali ponownie się uśmiechnęła i powiedziała.
- Dzięki za info. Zaraz pójdę.
- Dobra, ja się idę przygotować.- Moja siostra zaśmiała się i powiedziała zdanie, które było tak nasiąknięte sarkazmem, że aż mi się zrobiło przykro *żart*.
- Co? Robisz aż takie wielkie przygotowania do polowania na jelenia?- Odwróciłam się w jej stronę z uśmiechem i odpowiedziałam.
- A widzisz siostrzyczko nie. Robię wielkie przygotowania na prawdziwą walkę i nie będzie to demon, tylko twoi rówieśnicy z Nowego Jorku.- Uśmiech momentalnie zszedł z twarzy Alison.
- Zaraz, zaraz. Będziesz walczyć z Nocnymi Łowcami?- Pokiwałam głową.- Jeszcze powiedz mi, że z Lightwoodami.
- Prawdopodobnie tak. Ojciec powiedział mi abym pomściła go, pierwszy Krąg i Stephena Herondal'a.
- Ale co mają do tego młodzi Lightwoodzi?
- Otóż widzisz, to ich rodzice mieli bezpośredni wpływ na wydarzenia sprzed kilkunastu lat.
- To jest niemożliwe.- Powiedziała Alison i wybiegła z sali. Pobiegła pewnie do gabinetu ojca, aby mu powiedzieć, że nie jestem jeszcze na to gotowa, czy coś, ale dobrze wiem, że jedyne co może dostać do opiernicz od Valentina.
   Poszłam do łazienki aby się wykąpać. Oczywiście wcześnie musiałam przejść przez swój pokój, ponieważ w każdym pomieszczeniu sypialnianym w tym domu, jest wejście do oddzielnej małej łazienki. Wzięłam jakieś rzeczy do przebrania i poszłam pod prysznic.   Kiedy skończyłam się kąpać i się wysuszyłam, to ubrałam przygotowane wcześniej ubrania. Mój standardowy zestaw na większość wyjść wyglądał następująco - damskie bojówki z dużą ilością kieszeni na różnego rodzaju broń "awaryjną" taką jak: jakieś małe sztylety, otwierany nóż itp. Była to broń, którą mogłam szybko wyciągnąć w razie gdyby zabrakłoby mi strzał, a nie miałabym czasu aby wyjąć mecz. Do bojówek założyłam czarną, obcisłą, sportową bluzkę, a na to także czarną skórzaną kurkę. Na dole miałam zawsze przygotowane swoje ciężkie buty wojskowe. Mój sprzęt zawsze musiał być w pełnej gotowości i pięknie wyglądać, więc już jakiś czas temu powiedziałam służbie, aby po każdym polowaniu dokładnie umyły i wypolerowały moje buty, a w łuku naciągały cięciwę. 
   Było około osiemnastej trzydzieści, a przez portal do Nowego Jorku miałam przejść o dwudziestej, więc postanowiłam jeszcze coś zjeść przed misją. Poszłam do kuchni  i tam zrobiłam sobie na szybko coś do jedzenia. Ojca zawsze denerwowało jak widział, że przygotowuje sobie sama posiłek. Zawsze powtarzał, że od tego mamy służbę w domu, aby nie musieć robić takich czynności samemu. Jednak ja zawsze lubiłam robić coś sama. Nie wiem dlaczego, ale zawsze dziwnie się czułam, gdy ktoś przynosił mi jedzenie jak komuś niepełnosprawnemu.
   Kiedy zjadłam była jakaś dwudziesta, więc poszłam do zbrojowni, aby wziąć potrzebną mi broń. Na moje wyposażenie składał się oczywiście łuk, do niego cały kołczan strzał. Na ich może jedną czwartą z nich, czyli na pięć, nałożyłam  najsilniejszą truciznę, jaką miałam aktualnie do dyspozycji. Czemu na jedną czwartą? Ponieważ jakbym miała się natknąć na jakieś demony, to bez sensu byłoby tracić na nie truciznę, której przygotowanie jest bardzo ciężkie, a składniki dość rzadkie, a zresztą nie spodziewałam się, abym na tę walkę musiała wziąć więcej zatrutych.. Oprócz łuku miałam też broń do rzucania, czyli sztylety, oraz miecz, który był obowiązkowy, gdyby  sprawy poszły nie po mojej myśli i musiałabym walczyć wręcz. Oczywiście na stanie każdego Nocnego Łowcy musiała być stela, którą nosiłam zaczepioną na pasek od spodni. Jakieś pięć minut przed czasem przejścia przez portal byłam już w holu i wiązałam moje kochane buty wojskowe, które aktualnie świeciły się jak gwiazdy. Zawsze podziwiałam te służące za, to, że tak umieją wszystko przygotować. Przecież ja nigdy bym ich tak nie wypolerowała.Minutę przed przejściem w holu pojawił się tata, który przyszedł mi życzyć szczęścia i dać ostatnie wskazówki.
- Wzięłaś wszystko? Strzały, sztylety, miecz?- Zapytał od razu.
- Tak tato, mam wszystko. Nasmarowałam groty trucizną, tą najsilniejszą, więc potem będzie ciekawie w Instytucie.- Uśmiechnęłam się złowieszczo.
- Dobrze. Clarisso pamiętaj - masz wykonać zadanie, ale ważniejsze jest abyś nie dostała się do niewoli, lub co gorsza zginęła. Rozumiesz? Pokiwałam głową.
- Rozumiem.
- A więc powodzenia.- Powiedział i spojrzał na zegarek.- Już czas, otwórz portal i i rób, co do Ciebie należy I pamiętaj, myśl o naszym informatorze, pamiętasz jak go opisywałem?- Kiwnęłam głową. Powodzenia.- Powiedział tata, na co ja ponownie pokiwałam głową i podeszłam pod ścianę na której narysowałam runę Transiebat, co oznaczało "Przejście". Przede mną pojawiło się niebieskie światło. Podążyłam w jej kierunku myśląc o Nowym Jorku i czarowniku z którym miałam się spotkać.
  Trafiłam do jakiegoś zaułka. Wyjść z niego można było tylko jedną drogą, więc było to idealne miejsce do zorganizowania zasadzki. Na wszelki wypadek jedną ze zwykłych strzał wyciągnęłam z kołczanu i luźno ułożyłam na cięciwie.Usłyszałam jakiś ruch w rogu zaułka, więc od razu napięłam cięciwę i wycelowałam w stronę z której usłyszałam dźwięk.
- Wyjdź stamtąd , bo wystrzelę!- Ten ktoś, albo to coś stało w cieniu, więc go nie widziałam, ponieważ jak zawsze zapomniałam sobie wcześniej narysować run.
- No z tego co wiem to zastrzelenie mnie da Ci mało korzyści, a na pewno ogrom strat.- Powiedziała postać wychodząc z ukrycia. Okazało się, że jest, to mój niebiesko-skóry informator. Na jego widok zaśmiałam się. No sorry, ale każdy, kto po raz pierwszy widziałby niebieskiego czarownika z rogami byka by się zaśmiał.- Tak bardzo Cię to śmieszy? To jest jeszcze pikuś. Poczekaj aż zobaczysz kogoś z naszej rasy o zielonej skórze, oczach owada i czułkami jak u pszczoły. Dopiero się uśmiejesz. Jak rozumiem jesteś Clarissa.- Kiwnęłam głową.
- Owszem, nazywam się Clarissa Morgenstern, a ty to?
- Nazywam się Emis Baltherion. Jestem czarownikiem z tego miasta, pomocnikiem Wysokiego Czarownika Brooklynu i wieloletni przyjaciel Twojej rodziny.- Podał mi rękę, którą ścisnęłam.- Dobra, wszystko jest fajnie i pięknie i z miłą chęcią bym porozmawiał, ale masz misje do załatwienia, a ja mam Ci dać pewne informacje prawda?
- Owszem.- Odpowiedziałam.
- No właśnie, a więc słuchaj i zapisuj jak masz gdzie. Jak pewnie wiesz rodzeństwa, o którym mowa jest trójka,  a właściwie czwórka, bo jedna z nich jest adoptowana. Więc tak: najstarszymi z nich są bliźniaki - Chłopak i dziewczyna, których łatwo rozpoznać po czarnych jak smoła włosach i podobnych twarzach. Chłopak jest świetnym łucznikiem, więc musisz uważać.- Na tą informację uśmiechnęłam się od ucha do ucha, ponieważ przynajmniej będzie trochę ciężej.- Nie śmiej się tak. On jest naprawdę dobry i może stworzyć im niezłą przewagę. Po za tym jest trenerem łucznictwa w Instytucie i tym najpoważniejszym z całego rodzeństwa, a i nazywa się Alexander, jeśli będzie ci to potrzebne.. Dalej jest Isabelle - jak się pewnie domyślasz bliźniaczka Alexandra. Piękna kobieta, ale i bardzo niebezpieczna. Posługuje się swoim biczem, który może również zmienić się w taką jakby laskę czy kij do walki, wiesz o co chodzi?- Chciałam coś powiedzieć, ale nie zdążyłam, bo ten dalej kontynuował.- Wiedziałem, że wiesz. Ogólnie, to ona z tą swoją bronią umie zdziałać cuda, więc radziłbym nie dać się jej do Ciebie zbliżyć na mniej niż cztery metry. Trzecim w kolejce jest najniebezpieczniejszy dzisiaj Twój przeciwnik.- Słuchałam ze skupieniem, aby nie zapomnieć niczego.- Nazywa się on Jace, ma blond, a właściwie złote włosy, więc nie ma szans abyś go nie rozpoznała. Posługuje się on ogromnym jednoręczny mieczem. Ma jednak dość podręcznikową technikę, więc zaskoczyć Cię może jedynie jego siła siła i szybkość zarazem. Jak pewnie Ci już ojciec mówił, jest on najlepszy w swoim roczniku, więc najlepiej nie wdawać się z nim w walkę bezpośrednią. Czwarta, najmłodsza jest Anna. Niska szatynka, również używa miecza, ale nie tak dobrze jak swój brat. Raczej nie powinna być dla Ciebie wielkim zagrożeniem. To wszystko o tej czwórce. Teraz przejdźmy do najlepszego celu. Ogólnie z listy Twoich celów na pewno odpada Anna. Jest adoptowana, więc cierpienie nie będzie tak wielkie jak w przypadku ich rodzonych dzieci. Oczywiście, to, że nie masz się nią głównie zajmować, nie oznacza, że masz ją totalnie olać, ale to już pewnie wiesz. Według mnie Twoim celem numer jeden powinna być Isabelle. Nie to, że jest słaba, a wręcz przeciwnie, ale w jeśli ją trafisz zatrutą strzałą, to prawdopodobieństwo wniknięcia trucizny w jej krew jest wyższe, ponieważ ona lubi chodzić wszędzie z odkrytym brzuchem, ramionami itd. Wszystko na razie rozumiesz?- Koleś czasami tak kręcił, że bywało ciężko, ale kiwnęłam mu głową, że może kontynuować.- Dobrze. Teraz posłuchaj bo to jest bardzo ważne. Cała misja powinna zacząć się i skończyć w klubie Pandemonium, który jest dwie przecznice stąd na wschód. Najlepiej by było jakbyś ściągnęła do któregoś z zamkniętych dla gości klubu pomieszczeń, zaciągnęła jakiegoś Przyziemnego. Myślę, że sama wiesz jak.- Spojrzał na mnie i kilka razy uniósł brwi w każdemu dobrze znanym geście, na co się zaśmiałam.- No, czyli się rozumiemy. Oczywiście nie wystarczy abyś po prostu go tam zaciągnęła, bo tak robi większość nastolatków. Musisz mieć wokół siebie aurę demona, które mogę utworzyć. Tylko wtedy Nocni Łowcy się Tobą zainteresują. Oni zawsze i wszędzie chodzą razem, więc na sto procent przyjdzie cała czwórka. i wtedy na spokojnie zrobisz co do Ciebie należy. Oczywiście możesz ich też na własną rękę w klubie poszukać i jak znajdziesz to od razu zakończyć misję, ale jest to żmudna i mało efektowna robota. - Facet zamyślił się na chwilę, i powiedział.- To chyba wszystko. Chociaż nie! Mam dla Ciebie ich zdjęcia, w razie jakbyś miała wątpliwości, czy to na pewno oni.- Wręczył mi cztery kartki na których widniały twarze rodzeństwa.
- Okey, dzięki może się przydać. Mówiłeś, że możesz wokół mnie wytworzyć aurę demona. Myślę, że będzie to przydatne.
- Czyli jednak wolisz opcję efektowną?- Zapytał z uśmiechem.\
- Ja zawsze robię wszystko efektownie.
- Dobrze wiedzieć.- Powiedział i zaczął mówić jakieś zaklęcie. Kiedy skończył poczułam lekkie mrowienie na całym ciele.- No zrobione. A więc do dzieła. Powodzenia.- Powiedział i zniknął, a ja ruszyłam w kierunku klubu.
  Gdy już doszłam do klubu, przebiłam się przez ochroniarza i weszłam do środka, już od drzwi uderzyło mnie ciepło oraz zapach potu i alkoholu. W środku było pełno Przyziemnych, ale co mnie zaskoczyło, również od groma Podziemnych. Pomyślałam nad tym co mówił Emis - abym kogoś poderwała. Rozpuściłam więc  włosy, które miałam spięte w kucyka potrząsnęłam głową aby mi się naturalnie ułożyły, a że były lekko kręcone, to nieskromnie powiem, że wyglądałam eee zjawiskowo. Podeszłam do baru , gdzie zamówiłam sobie drinka przy okazji rozglądając się po sali myśląc, że może zobaczę kogoś z czwórki i nie będę zmuszona podrywać Przyziemnego. Niestety tak się nie stało w wyniku czego zaczęłam rozglądać  jakimś przystojnym facetem - no przecież nie zarywałabym do jakiegoś oblecha,  no bez przesady. Po chwili wypatrzyłam w tłumie pewnego wysokiego mężczyznę z włosami pomalowanymi na krwisto-czerwony kolor. Prezentował się całkiem nieźle, więc postanowiłam do niego podejść i nawiązać jakiekolwiek relacje. Już chciałam iść, kiedy uświadomiłam sobie jaką jestem idiotką. No bo po co miałabym kogokolwiek podrywać i zaciągać  tego cholernego pomieszczenia, gdy nawet nie wiem, czy ktoś z Lightwood'ów mnie widzi? Klepnęłam się w czoło i postanowiłam nie czekać aż zobaczę ich stąd, tylko pójdę ich poszukać, a, że jestem niska, to zaczęłam rozglądać się za jakimś balkonem albo czymś w ten deseń. Po chwili zauważyłam schody prowadzące do góry, więc postanowiłam zobaczyć co tam jest. Wypiłam do końca swojego drinka i ruszyłam. Jak się okazało schody rzeczywiście prowadziły na balkon z którego widać było całą salę. Oczywiście i tu było pełno młodzieży tańczących w rytm muzyki, więc tłok był niesamowity. Przecisnęłam się do barierek i zaczęłam obserwować , ale, że na dole było tyle ludzi, że ciężko byłoby wśród nich zauważyć kogoś gołym wzrokiem, to narysowałam sobie runę wzmacniającą wzrok i taką, która wspomaga skupienie, a  następnie zaczęłam bacznie obserwować salę pode mną.
 Po może dziesięciu minutach zauważyłam w dole blond czuprynę, której nie da się nie rozpoznać. Przecież tak tlenionego blondu to chyba nawet Ali nie ma. Oczywiście był to Jace Herondale, a skoro on, to i pewnie reszta. Teraz, kiedy byłam pewna, że oni tu są i moje działanie wobec Przyziemnego nie zostanie niezauważone, mogłam przystąpić do podrywania - na samą myśl o tym źle mi się zrobiło. Nie to, że nie lubię facetów, czy coś, ale to jednak ma być Przyziemny, czyli najbardziej tępa (czyt. świadoma tego co dzieje się wokół niego) istota na świecie. Mimo to musiałam wykonać swoją misję, której częścią jest czynność opisana wcześniej. Tak jak wcześniej zaczęłam rozglądać się za jakimś przyzwoicie wyglądającym Przyziemnym, którego znalazłam prawie od razu. Facet na oko dziewiętnasto-letni, o ciemnych brązowych włosach. Miał dość ostre rysy twarzy,  pasowało z jego nieco ciemniejszą karnacją. Stwierdziłam, że jest okey i podeszłam zagadać. Rozmowa ta w moim wykonaniu wyglądało jednak tak żałośnie, że aż wstyd ją tu umieszczać. Facet najprawdopodobniej pomyślał, że jestem pijana i może liczył, że uda mu się całkiem łatwo "zaliczyć", więc uwodzenie go jeśli można tak nazwać to co robiłam, poszło szybko i parę minut od rozpoczęcia rozmowy, szliśmy w stronę pomieszczenia, którym był chyba jakiś magazyn. Od razu gdy weszliśmy, a drzwi  za nami się zamknęły, ten koleś przywarł ze mną do ściany i chciał mnie pocałować. Odepchnęłam go od siebie i "sprzedałam" siarczystego policzka. Jak za pewne się domyślacie, facet był w szoku.
- Co jest do cholery!?- Krzyknął łapiąc się za policzek, które zrobiło się czerwone.
- Nic, nic, tak tylko zareagowałam natrętnego faceta.- Odpowiedziałam niewinnym głosem.
- Ja natrętny? Przypominam tylko, że to ty do mnie zagadałaś!
- Naprawdę? Ależ ty biedny.- Moja wypowiedź, jak i ton głosu po prostu tonęły w sarkazmie.
- Dobra, nie wiem o co ci chodzi, ale ja stąd spieprzam.- Odwrócił się  stronę drzwi, a ja zaśmiałam się po cichu, jednak na tyle głośno, żeby mógł to usłyszeć.- Coś cię bawi zdziro?- Zapytał.
- Owszem. Bawi mnie to, że i tak stąd nie wyjdziesz, dopóki Ci nie pozwolę.- Powiedziałam dalej uśmiechając się pod nosem. Mężczyzna stanął, odwrócił się w moją stronę i zaczął śmiać.
- Tak, jasne. A co mi takiego zrobisz, abym zaczął Cię słuchać?
- Aktualnie nic.- Szatyn popatrzył na mnie jak na jakąś wariatkę.
- Ty masz coś z głową dziewczyno.- Powiedział i zaczął iść w stronę drzwi.
- No to teraz zobaczysz jak Cię przekonam.- Szepnęłam tak, aby on nie mógł mnie usłyszeć i gdy on był już prawie przy drzwiach, podbiegłam do niego po drodze wyciągając sztylet i przyłożyłam mu go do gardła.
- Co jest!?- Krzyknął.
- Chciałeś wiedzieć jak przekonam Cię do pozostania prawda?- Powiedziałam niewinnym głosikiem.
- Ty jesteś jakaś chora! Zostaw mnie!
- Ależ oczywiście, że Cię zostawię, tylko jeszcze nie skarbie.- Odparła m"słodziutko" i zaczęłam iść razem z nim w stronę pudeł, za którymi się schowaliśmy.
 Po może minucie usłyszałam, że drzwi się otwierają, więc mogłam już puścić mojego zakładnika.
- Możesz iść, ale jeśli powiesz cokolwiek ochroniarzowi bądź policji, to wiedz, że Cię znajdę i wtedy dopiero będziesz miał problem.- Oczywiście nic bym mu nie zrobiła, ale śmiesznie było widzieć jak facet boi się o głowę niższej dziewczyny. Szatyn nic nie powiedział, tylko od razu pobiegł w stronę wyjścia, natomiast ja narysowałam sobie runę dzięki której byłam niewidoczna dla Przyziemnych, tak na wszelki wypadek, oraz zdjęłam runę kamuflującą z łuku i kołczanu. Umieściłam jedną strzałę bez trucizny na cięciwę i wychyliłam lekko głowę zza kartonu. Niestety pomieszczenie było na tyle ciemne, że mało co widziałam, więc schowałam się jeszcze raz i na szybko narysowałam sobie runę na widzenie w ciemności i słuch. Gdy skończyłam rysować tą drugą, od razu usłyszałam rozmowę trójki ludzi, a raczej Nocnych Łowców.
- I co? Gdzie ta Twoja demonica Jace?- Zapytała jakaś dziewczyna. W tym momencie byłam w stu procentach pewna, że to jest rodzeństwo Lightwood'ów.
- No nie wiem, ale na pewno wchodziła tutaj. Zresztą widzieliście jaką minę miał ten gościu, gdy stąd wybiegał?- Odpowiedział na pytanie jak Jace
- No i właśnie, to mnie zastanawia, jakim cudem on stąd wybiegł?- Zapytała kolejna osoba. Głos był bardziej męski od głosu Jace'a, więc podejrzewałam, że był to Alec, czyli ten, którego powinnam się obawiać, ponieważ jest podobno świetnym łucznikiem.
- Nie wiem. Może stwierdziła, że jest za mało seksowny, aby go zabijać po uwodzeniu?- Usłyszałam klaśniecie, więc pewnie ktoś zrobił tak zwanego Facepalma.
- Jace, przecież dobrze wiesz, że demony nie patrzą na wygląd swojej ofiary. Chodzi tylko o to aby zabić, bądź opętać Przyziemnego.
- Eh Ania. Przecież wiem. Nie można zażartować czasami?- Czyli miałam całą czwórkę. Wychyliłam tylko lekko głowę, aby ustalić gdzie kto stoi i już byłam gotowa do rozpoczęcia zabawy.
- Dobra nieważne. Co robimy, szukamy jej czy idziemy stąd?- Usłyszałam zza kartonów. W tym momencie postanowiłam wkroczyć do akcji. Weszłam na karton za którym byłam schowana, napięłam wycelowałam i wykrzyczałam.
- Szukaliście tu kogoś!?- W jednej chwili cała czwórka odwróciła się w moją stronę ze zdziwionymi minami.- No to znaleźliście.- Uśmiechnęłam się i wypuściłam strzałę, przeleciała milimetry obok twarzy Alec'a.
- Kryjcie się!- Krzyknął Jace, który schował się za filarem. Wszyscy poukrywali się za jakimiś kartonami, natomiast ja przykucnęłam na swoim kartonie i nasłuchiwałam.
- Kto to jest?- Zapytała kogoś Ania.- To nie jest demon. Przecież one nie używają broni.
- Nie wiem Ania, ale nie podoba mi się to.- Odpowiedziała Isabelle.- Widziałaś ją w ogóle? Tu jest tak ciemno, że nic nie widać.
- Nie nie widziałam.- Nałożyłam drugą strzałę na cięciwę i obserwowałam miejsca w których ukrywali się Nocni Łowcy.- Nałóżmy sobie runy, wtedy będziemy mogli ją zaatakować.Alec, Jace słyszeliście.- Chłopaki pewnie kiwnęli głowami, ponieważ nie słyszałam aby coś mówili. Mówili dosyć cicho, pewnie tak abym nie usłyszała. Miałam taką przewagę, że oni jeszcze nie domyśleli się, że jestem Nocnym Łowcą i że mogę używać run.
- Macie? Dobra Alec osłaniaj nas, a my spróbujemy się do niej dostać.- Powiedział Jace.
- Dobra.
- Gotowi?- Kij z tym, że gdy oni sobie tak gadają, to gdybym chciała, to bym mogła już ich dawno pozabijać.- Dawaj Alec!- Iw tym momencie ja już miałam napiętą cięciwę i byłam wcelowana w nad karton za którym siedział Alec. Byłam prawię pewna, że pojawi się z tamtej strony, ale się pomyliłam i mój cel wychylił się z boku kartonu przez co musiałam szybko tam strzelić zanim zrobi to Alec, przez co mój strzał był niecelny. Mój przeciwnik wykorzystał to i gdybym się szybko nie schowała, to już bym nie żyła. Niestety przez to, że nie trafiłam, reszta rodzeństwa miała chwilę czasy]u aby mnie obejść. Wytężyłam słuch dzięki czemu usłyszałam, że dwie osoby chcą mnie obejść. Zmusiło mnie to do tego, że musiałam się lekko wycofać i schować za dalszy karton co zrobiłam najszybciej jak umiałam. Zdążyłam w ostatniej chwili i rodzeństwo znowu nie wiedziało gdzie jestem. W swojej kryjówce ponownie wytężyłam słuch. Nie usłyszałam kroków więc wychyliłam się najmniej jak umiałam zza kartonów i zauważyłam, że oni po prostu stoją tam gdzie wcześniej byłam ja. Nie rozumiałam tego. Przecież teraz byli idealnym celem. Postanowiłam się jeszcze trochę pobawić, więc zrobiłam to samo co wcześniej, tylko teraz z zamiarem trafienia w któregoś z nich. Wyszłam zza swojego ukrycia i krzyknęłam.
- Heej, tu jestem!- Odwrócili się do mnie, a ja ponownie wystrzeliłam. Moja strzała tym razem trafiła w cel, którym była Isabelle. Trafiłam ją w lewą rękę. Dziewczyna krzyknęła z bólu i gdyby nie to, że przytrzymał ją Jace, to pewnie by padła na ziemie.- Oj trafiłam Cię? Przepraszam nie chciałam.- Powiedziałam ze słodziutkim aczkolwiek sarkastycznym do bólu głosem. Nałożyłam na cięciwę kolejną strzałę, tym razem zatrutą.- Teraz czas na braciszka.- Powiedziałam do siebie ciszej i wycelowałam w Jace'a.
- Jace, uważaj!- Krzyknął Alec, a ja poczułam jak dosłownie milimetry od mojej twarzy przeleciała strzała wypuszczona z jego łuku. Nie powiem lekko się przestraszyłam więc a chwilę schowałam się za kartonami, jednak szybko wzięłam się w garść i ponownie się wychyliłam. Alec pomagał Jace;'owi przenieść trafioną Issabelle. Właśnie miałam wystrzelić zatrutą strzałą w blondyna, ale dzięki temu, że miałam nałożoną na siebie runę wyostrzającą słuch, mogłam usłyszeć, że ktoś zbliża się do mnie z drugiej strony mojej aktualnej kryjówki. Odwróciłam się najszybciej jak umiałam i wycelowałam w tamto miejsce. Okazało się, że odwróciłam się w ostatniej chwili, ponieważ osobą, która próbowała mnie zajść była najmłodsza z Lightwood'ów, Ania. Patrzyła się na mnie tak zszokowanym wzrokiem, że przez chwilę sama nie widziałam o co chodzi, ale nie dałam tego po sobie poznać i dalej stałam wcelowana w nią.
- Clary?- Zapytała głosem pełnym niedowierzania. Nie wiedziałam jakim cudem ona znała moje imię, ale postanowiłam, że potrenuję sobie trochę grę aktorską. Uśmiechnęłam się z wyższością i powiedziałam.
- Ha widzę, że nic nie muszę robić abym była sławna. Jak miło.- Oczywiście pozwalałam sobie na taką pogadankę, ale musiałam jednocześnie nasłuchiwać, czy nikt nie idzie z przeciwnej strony.- Owszem, jestem Clarissa Adele M...- Przemyślałam, co chcę powiedzieć.- Nazwiska znać nie musisz.
znać. Ty zapewne jesteś Anna Lightwood, zgadza się?- Dziewczyna pokiwała głową.- Tak też myślałam. Słuchaj, szkoda, że musimy poznać się w tak niesprzyjających okolicznościach, ale nie po Ciebie tu przyszłam, więc wycofaj się z łaski swojej, i daj mi wykonać zadanie, a nie będzie wśród Was dwóch więcej niż dwóch rannych. Jasne?- Ania dalej patrzyła się na mnie zdziwionym wzrokiem, a już traciłam cierpliwość.
- Clary, co Ty robisz? Nie pamiętasz nas? Jak możesz z nami walczyć.- Zapytała zawiedzionym głosem.
- Dobra, nie wiem skąd znasz moje imię, ale wiedz, że ta strzała jest namoczona w truciźnie po której zostanie Ci mało czasu życia. Nie jest ona jednak przeznaczona na Ciebie, więc jak jeszcze chcesz żyć, to odejdź stąd w trybie natychmiastowym. Rozumiemy.się!?- Mówiąc to uniosłam napięłam cięciwę jeszcze mocniej dając jej do zrozumienia, że nie żartuje.
- Nie, nie rozumiemy się. Nie wiem dokładnie, co chcesz zrobić, ale nie pozwolę Ci na to.- Słysząc to uśmiechnęłam się.
- Zobaczymy czy dasz radę dotrzymać obietnicy, bo Twój brat blondasek zaraz zostanie trefiony.
- Co?- Zapytała zdziwiona. Korzystając z jej zaskoczenia obróciłam się i strzeliłam w stronę skradającego się do mnie Jace'a. Jakimś cudem jednak zdążył lekko odskoczyć przez co strzał był nie czysty.
- Cholera!- Krzyknęłam i odskoczyłam w ostatnim momencie, ponieważ Ania już wyprowadzała na mnie cios. Podbiegłam do kartonów stojących kilka metrów dalej i wspięłam się na nie, tak aby mieć czas na ponowne nałożenie strzały i dokładne wycelowanie - tym razem nie spudłuję - pomyślałam i uniosłam łuk. Precyzyjnie wycelowałam najspokojniej jak umiałam wycelowałam w Jace'a i wypuściłam strzałę. Blondyn próbował uniknąć, ale strzała i tak go dosięgła i rozorała cały policzek, przez to będzie miał - jak jakimś cudem przeżyje - ogromną bliznę na pół twarzy. Chłopak oczywiście krzyknął z bólu i się przewrócił, a Ania od razu do niego podbiegła pewnie w celu naniesienia a niego runy uzdrawiającej. Ja natomiast postanowiłam zrobić odwrót i zakończyć swoją misję. Jako drogę ucieczki wybrałam okno które zbiłam za pomocą strzały. Gdy już skoczył w stronę następnych kartonów, które poprowadziłyby mnie do mojego wyjścia, poczułam ogromny ból w nodze i upadłam z wysokości około trzech metrów na betonową podłogę. Impet uderzenia zabrał mi dech w piersiach, a z mojego gardła wydobył się krzyk. Nagle w kilka sekund pojawił się obok mnie Alec z Isabelle, już bez strzały w dłoni, na której widniał Iratze.
- No i wpadła nasza łuczniczka.- Powiedział Alec. Jego bliźniaczka popatrzyła na mnie i po chwili podobnie jak u Ani na jej twarzy pojawiło się zszokowanie.
- Alec, poczekaj chwilę. Przecież, to jest Clary.- Chciałam powiedzieć tą samą odzywkę o do jej młodszej siostry, ale niestety nie mogłam ponieważ dalej ledwo co oddychałam.
- Nie ważne kim jest, albo raczej była. Zdradziła Nocnych Łowców więc teraz posiedzi w lochach, a później Clave wyda na nią wyrok. I co malutka, trzeba było tak wojować?- Zważywszy na to, że dalej nie umiałam nic powiedzieć, zrobiłam coś co uważałam za najbardziej stosowne w tamtej chwili. Podniosłam rękę i pokazałam mu środkowy palec. Alec na to prychnął i powiedział, żeby się zbierali. Już chciał rysować na ścianie Transiebat i wtedy usłyszałam głos, którego nie mogłabym z żadnym innym pomylić.
- Te szatynek. Odłóż tą Stele, bo sobie jeszcze krzywdę zrobisz.- Słowa te oczywiście były wypowiedziane przez Alison. Ona to umie zrobić wejście smoka. Moja siostra szła w naszym kierunku, ale nie sama. Prowadziła Anię, której przycisnęła do gardła sztylet. Alec popatrzył w tamtą stronę i momentalnie w jego oczach i zresztą w oczach Isabelle można było zobaczyć przerażenie. - Pięknie. Teraz wyrzućcie całą swoją broń na ziemię i obym nie zauważyła u Was nawet spnki, bo Wasza siostrzyczka zginie. Bliźniacy zaniemówili, ale zrobili co Ali kazała.- Widzę, że dobrze się rozumiemy. Dobra teraz tak. Szatynek, weźmiesz ją na ręce i wyniesiesz w kierunku wyjścia z klubu. Będę szła razem z twoją siostrą szła za tobą. Gdy ją przeniesiesz, wrócisz tu, a ja wtedy wypuszczę twoją siostrę samą. Jasne?- Alec chyba musiał to przemyśleć, ale w końcu obudził się i powiedział.
- A skąd ja mam wiedzieć, czy jak odejdę, ty nie weźmiesz Ani jako zakładnika?- Ali roześmiała się i powiedziała jak do jakiegoś debila.
- Po pierwsze, muszę jakoś zabrać tą dziewczynę w bezpieczne miejsce, a po drugie, nie jest mi zakładnik do niczego potrzebny. A teraz odpowiadaj - tak i od razu idziemy, cy nie i twoja siostra ginie?
- Nie mam za bardzo wyboru prawda?- Zapytał ironicznie Alec.
- Ano, nie masz.
- No dobra. Chodźmy więc.- Alec wziął mnie na ręce i zaczął iść w stronę wyjścia z magazynu, a następnie wyjścia z klubu. Wszyscy mieliśmy na sobie runy niewidzialności, więc bez problemu wyszliśmy. Zgodnie z umową, Alec położył mnie na ziemi, a sam poszedł ponownie w stronę magazynu. Po może dwóch minutach Ali powiedziała do Ani.
- Poćwicz lepiej podzielność uwagi, żebyś następnym razem nie dała się zaskoczyć.- Ania nie zwracała na nią uwagi, tylko patrzyła się na mnie ze łzami w oczach.
- Clary, dlaczego Ty to zrobiłaś?- Ali ją puściła, a ta pobiegła w tym samym kierunku co jej brat.
- Oj siostrzyczko. Co Ty byś beze minie zrobiła?- Zapytała, wzięła mnie na ręce jak wcześniej Alec i zaczęła ze mną iść w stronę z której ja przyszłam.
- Ali?- Zapytałam, jako, że już umiałam normalnie oddychać. Popatrzyła się na mnie.- Dziękuje, bez Ciebie już bym pewnie siedziała w celi w tutejszym Instytucie.- Alison uśmiechnęła się i powiedziała.
- Spoko, przecież dlatego jesteśmy siostrami co nie? Pomagamy sobie na wzajem.- Pokiwałam głową
- No tak, ale wiesz co? Chyba możesz mnie już postawić na nogi.
- Jesteś pewna?- Zapytała.
- Chociaż nie, wiesz co możesz najpierw zrobić?- Zapytałam.
- No nie mam pojęcia.- Odpowiedziała z uśmiechem
- Wyciągnij mi tą cholerną strzałę z łydki, bo adrenalina mi spada i zaczyna boleć.
- Na Anioła! Kompletnie zapomniałam.- Zaśmiała się i położyła mnie na chodniku.- Będzie boleć.- Powiedziała i pociągła, a ja poczułam, jak ból rozchodzi się po całym moim ciele, czego następstwem był krzyk. Ali od razu narysowała mi Iratze, przez co dosyć szybko ból ustąpił, a rana się zrosła w kilka minut. Po tym czasie spróbowałam wstać, co o dziwo udało się za pierwszym razem - ja to jednak jestem twarda dziewczyna - pomyślałam i razem z Ali ruszyłyśmy dalej. Okazało się, że poszłyśmy (chyba) do tego samego zaułka z którego rozpoczęłam swoją misję. Tam ALison otworzyła portal i tuż przed samym wejściem zapytałam swoją siostrę.
- Jak Ty się w ogóle tam znalazłaś?- Ali spojrzała na mnie i powiedziała.
- Później Ci powiem, ale teraz chodźmy do domu.- Pokiwałam głową i weszłyśmy do portalu.
Misja była zakończona.

***
Cześć.
Po kolejnej tygodniowej przerwie, jestem z wyczekiwanym rozdziałem o jakże kreatywnym tytule "Misja"
Osobiście jestem zadowolony z tego co stworzyłem, a nawet powiem nieskromnie, że jest to mój najlepszy rozdział.
Dajcie znać co o nim sądzicie, a ja się zmywam.
Do następnego rozdziału.
Pozdrawiam gorąco, Danko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szamanka Bajkowe Szablony