Dzień wcześniej.
***Valentine***
Pod moim czujnym okiem, Clarissa bardzo prężnie rozwijała się w walce. Starałem się wyrobić w niej mentalność zabójczyni, co przez ostatnie tygodnie zaczęło dawać spore efekty. Na samym początku, gdy chodziłem z nią nad jezioro Lyn, Clarissa nie chciała zestrzelić chociażby kaczki. Nie mówiąc już o jakimś futrzaku. Teraz po seriach wyczerpujących dla niej treningów - przy których progresywnie stawała się moim osobistym gwardzistą, nie waha się ani chwili, kiedy każe jej do czegoś strzelić i to zabić. Od zatracenia się w walce, próbowała odciągnąć ją Alison. Wiedziałem o tym, ale postanowiłem nie reagować, ponieważ widziałem, że Clarissa z coraz mniejszą cierpliwością słucha wywodów swojej siostry. W końcu pewnego dnia rudowłosa nie wytrzymała i nawrzeszczała na Ali. Od tego czasu starsza z sióstr zaprzestała prób "ratowania", ale wiedziałem, że jak trzeba będzie, to rzuci się za nią w ogień, co było mi wielce na rękę.
Mój plan z dnia na dzień zaczął odnosić sukcesy, teraz wystarczyło tylko sprawdzić młodszą z moich córek w akcji i nie chodziło w tamtym momencie o walkę z demonami. Oczywiście wysyłając w bój Clarisse, nie mogę zapomnieć o swojej starszej córce Alison, która nie nauczyła się tego przez te wszystkie lata tego, co jej siostra, czyli zamrażania emocji , kiedy dochodzi do tego, że trzeba kogoś zabić. Alison ma po prostu za miękkie serce, co w moim planie jest niewskazane.
***