niedziela, 21 czerwca 2020

Część druga. Rozdział 23 - Ostatni dzień.

***Kasandra***

   Razem z Valentinem byliśmy pod ogromnym wrażeniem, jak bardzo dziewczyny się zaangażowały w szkolenie. Przez dwa tygodnie naprawdę ostro harowały, przez co zdarzało się, że nie miały w ogóle siły, aby zejść na kolacje. Najczęściej była to Clary, która mimo tego, że już stosunkowo długo trenowała z Valem, to dalej odstawała dość mocno od Allison pod względem kondycji i siły. Inną sprawą było to, że Clarissa zwyczajnie musiała mieć cięższe treningi, ponieważ raz, że musiała się nauczyć nowego stylu walki, jakim było łucznictwo konne, a dwa, że samo łucznictwo też musiała jeszcze podszkolić, a jej siostra zwyczajnie szlifowała swoje umiejętności. Co prawda, to prawda, młodsza z sióstr nie doszła jeszcze do perfekcji swoich umiejętności, ale razem z bratem stwierdziliśmy, że gdyby była zbyt mocna w porównaniu z jej rówieśnikami, to mogłoby to być podejrzane.
   Jednak to nie ich przygotowanie manualne sprawiło nam największą radość, a teoretyczne i psychologiczne, czyli ich alter ego w postaci pół krwi wilkołaków z innego miasta. Swoje nowe osobowości przygotowywały poza zajęciami ze mną czy Valem, przez co nie raz widziałam, jak siedzą po nocach i szukają różnych informacji, a na następny dzień oczywiście miały pełen trening i o dziwo dawały rady. Od razu widać, że to krew Morgensternów.
   Tylko żeby nikt nie myślał, że jedyne co robiliśmy z Valentinem, to dawaliśmy dziewczyną w kość. Nic z tych rzeczy, poza samym trenowaniem obmyślaliśmy różne scenariusze tej misji, wykorzystywaliśmy wszystkie nasze kontakty, aby nowe tożsamości sióstr były niepodważalne i staraliśmy się znaleźć jakieś opcje w razie wpadki. Zrobiliśmy wszystko, co się dało, aby zapewnić bezpieczeństwo Clary i Allison. Mam nadzieje, że nam się udało i nawet w razie niepowodzenia, nic się dziewczyną nie stanie.
   Dziś był ostatni dzień szkolenia, czyli można powiedzieć ostateczny sprawdzian dla obu dziewczyn. Składał się on z teorii i praktyki. Były one bardzo trudne, bo dla powodzenia misji musiały być, ale dziewczyny poradziły sobie z nimi bez problemu i byliśmy pewni, że żadne pytanie ich nie zaskoczy. Następnie nastał obiad, na którym Val ogłosił wyniki naszego „testu”, ale, jako że był to ostatni dzień przed ich wyjazdem, to poruszono też inną kwestię, równie ważną co same umiejętności.
- Dziewczęta, zanim zaczniemy jeść, jest jeszcze jedna, bardzo ważna sprawa. Mianowicie Wasz wygląd i nowe tożsamości.- Patrząc na dziewczyny, zauważyłam, że najbardziej ożywiły się na słowie „wygląd”, co wywołało uśmiech na mojej twarzy, jak widać, nieważne czy są to córki potężnego Valentina Morgensterna, czy też zwykłego Przyziemnego, to jednak kwestie związane z ich wyglądem są zawsze najważniejsze. Val chyb zauważył to samo, bo na jego twarzy dało się rozpoznać jakiś grymas, który mógł być uśmiechem.- Przed obiadem posłałem ognistą wiadomość do mojej znajomej. Mieszka ona od dłuższego czasu wraz ze swoją rodziną wśród Przyziemnych i Podziemnych, co pozwala jej lepiej zrozumieć ich zachowania. Za kilka godzin powinna tu przyjechać i wraz z Kasandrą zmienić Wasze wizerunki. Jeśli chodzi o tożsamość, to jak na początku było ustalane będziecie siostrami Rebeka i Susan Whitesmith. Jesteście z Los Angeles, tamtejszym Instytutem rządzą Blackthorn'owie, którzy są bardzo tolerancyjnie dla Nocnych Łowców pół krwi, ponieważ sami takowych w rodzinie mają, przez co będziecie bardziej wiarygodne. Rozmawiałem z tamtejszym przewodniczącym, a raczej jego bratankiem Julianem, ze względu na dobre relacje moje i jego rodziców, on jego rodzina oraz Emma Carstairs, w razie pytań wezmą naszą stronę.- Val przystanął na chwilę, a jego wzrok stał się nieobecny. Chyba myślał, czy chce coś jeszcze powiedzieć.- To chyba wszystko. Smacznego.- Już brał się za jedzenie, gdy coś musiało mu się przypomnieć.- A i macie obie do końca dnia wolne, poślę po Was służbę, gdy przyjedzie moja znajoma. Polecam Wam przeszukać szafy i wziąć na spotkanie z nią ubrania, które mogłyby przypominać styl wilkołaków Teraz wszystko. Jeszcze raz smacznego.- Powiedział i wszyscy zaczęliśmy jeść.

   Po obiedzie każdy rozszedł się w swoim kierunku. Dziewczyny zapewne wykonywały właśnie polecenie Vala. On sam poszedł w stronę gabinetu, gdzie jak podejrzewałam, sprawdzał jeszcze raz, czy powiedział o wszystkim, o czym chciał, albo czy na pewno ma pozałatwiane wszystkie sprawy w kwestii zabezpieczenia dziewczyn. Jak zawsze musiał mieć wszystko zapięte na ostatni guzik, co patrząc na jego nieciekawą wpadkę w przeszłości, jest jak najbardziej zrozumiałe. Ja postanowiłam, że pójdę w miejsce, w którym już dawno nie byłam, do mojej kochanej szwagierki, Jocelyn. Miejsce jej pochówku to było chyba najbardziej zadbana cześć naszej rezydencji. Ogromny marmurowy pomnik, w którego górnej części pośród licznych frezów i zdobień widniał napis „Ave atque vale Jocelyn Fairchild/Morgenstern". Poniżej napisu był jej autoportret, który umieszczono za szybą, aby się nie zniszczył, obraz ten otoczono marmurem, w którym wyrzeźbiono liczne runy. W dolnej części pomnika można było zobaczyć ozdobiony złotem napis „Niech Razjel ma Cię w opiece” oraz datę narodzin i śmierci. Podstawa nagrobku płynnie, niczym łagodna fala schodziła ku trawie. Sam grób otoczony był ogromnym ogrodem, w którym rośliny były posadzone tak, że w każdej porze roku ogród był pełen pięknej roślinności, dzięki czemu miejsce te nie powodowało dołka, jak większość Przyziemnych cmentarzy. Dla naszej rodziny miejsce to, mimo obecności tak przykrej budowli, było miejscem, w którym przychodziło się, aby odpocząć po ciężkim spotkaniu, treningu, lub po prostu dniu. Clary przychodziła tu malować, bo jak mówiła, będąc w pobliżu matki, której tak naprawdę nie znała, zawsze miała lepszą inspirację, Alli przychodziła poczytać lub uprawiać jogę, a Val rozmawiał z Jocelyn o wszystkich swoich problemach, lub sukcesach.

   Po pewnym czasie spędzonym w ogrodzie przyszła po mnie Adela i powiedziała, że przyjechała znajoma mojego brata i że prosi mnie on o przyjście do salonu. Podziękowałam i udałam się w stronę domu. Wszyscy już siedzieli w salonie. Val i jego znajoma na fotelach, a dziewczyny na kanapie. Usiadłam obok sióstr, a Valentine się uśmiechnął i zaczął swoją przemowę.
- Witajcie z powrotem. Pragnę Wam przedstawić, moją koleżankę, która swego czasu była ważnym elementem w Kręgu. Jako że żyła wśród Przyziemnych i Podziemnych, miała dostęp do przydatnych nam informacji, co często pozwalało nam wygrać jakąś sprawę, czy debatę, jeszcze przed jej rozpoczęciem. Dzisiaj ponownie nam pomoże i to znowu dzięki jej informacją. Ponieważ zna ona aktualny styl wilkołaków, pomoże wybrać Wam stosowne dla tej rasy ubrania. Przedstawiam Wam Elizę Herondale.- Kobieta uśmiechnęła się do mojego brata. Była naprawdę piękna, długie falowane blond włosy, delikatne rysy twarzy, wydatne kości policzkowe, małe usta pomalowane ciemną, prawie czarną szminką, duże brązowe oczy, podkreślone ciemnym makijażem. Emanowało od niej pozytywną energią, która najbardziej była odczuwalna, gdy się odezwała.
- Dziękuję Valentine. Po tej przemowie naprawdę nie wiem, czy powinnam Wam coś jeszcze dopowiedzieć.- Każde jej słowo było wypowiedziane z uśmiechem na ustach, musiało się udzielić wszystkim, ponieważ każdy zaczął się uśmiechać. No może z wyjątkiem Vala, który starał się zachować powagę i nawet mu to wychodziło.- Powiem tyle, że z tego, co wiem, to Wasz ojciec dał Wam polecenie, abyście wybrały ubrania, które według Was będą pasować do tzw. wilczego stylu. Możecie więc po nie iść, a ja naradzę się z Kas, co będziemy właściwie robić.- Dziewczyny kiwnęły głowami i poszły na górę.
- Dobrze drogie Panie, wygląd to Wasza działka, a ja się na tym znam tak jak Przyziemny na demonach, więc Was zostawię. Zawołajcie mnie, jak skończycie.- Powiedział Val i również udał się w kierunku schodów. Po chwili Eliza wstała i do mnie podeszła, na co ja również wstałam.
- Kas, jak ja Ciebie Dawno nie widziałam.- Podeszła i mnie przytuliła. Od naszego ostatniego spotkania minęło wiele lat.- Aleś wyrosła i wypiękniała dziewczyno.
- A Ty nadal jesteś taka piękna jak zawsze.- Uśmiechnęłyśmy się obie i ponownie wpadłyśmy w swoje objęcia.
- Dobrze. Zacznijmy mówić może o tym, co mamy dokładnie zrobić i w czym ja mam Ci pomóc, bo dobra w tego typu sprawach nie jestem.- Zaproponowała po pewnej chwili.
- Z tego, co pamiętam, to do czasu śmierci Joc, miałaś brązowe włosy po matce, a widzę, że teraz masz rude, więc umiesz używać farby do włosów, co nam się przyda. Poza tym raczej umiesz posługiwać się szczotką, czy lokówką, więc damy radę. A teraz słuchaj uważnie, bo przyjrzałam się już obu dziewczyną i wiem, co chcę zrobić.- Opowiedziała mi wszystko ze wszystkimi szczegółami, jakie fryzury zamierza wykonać. Byłam pod wrażeniem i naprawdę ciekawa jak to wyjdzie. Chwilę po tym Clary i Allie zeszły z pokaźnymi stosami ubrań. Eliza obejrzała wszystkie, wiele z nich odrzuciła, poleciła dziewczyną, jakie ubrania najlepiej łączyć, aby wszystko pasowało, oraz co mogłyby jeszcze kupić już na miejscu. Poprzestało na bokserkach, wszelkiej maści ciemnych jeansowych i skórzanych kurtkach, bojówkach i spodniach skórzanych, oraz glanach i traperach. Następnie poszłyśmy do tzw. łazienki dla gości. Była ona największa, dzięki czemu mogłyśmy zmieniać fryzury i makijaże obu siostrą na raz. Oczywiście wszystkie lustra były zakryte, bo ich nowy wygląd miał być niespodzianką. Wszystkie prace zajęły nam prawie dwie godziny łącznie z makijażem. Tak naprawdę nawet nie zauważyłam, kiedy ten czas minął. Podczas pracy rozmawiałyśmy w czwórkę na tyle tematów, że czas leciał naprawdę szybko. Dziewczyny były bardzo ciekawe życia Elizy poza Instytutami, czy Alicante, z resztą sama błam również tego ciekawa. Jak się okazało, jej życie wcale nie różniło się tak bardzo od codzienności Nocnych Łowców mieszkających w standardowych warunkach. Też polowała na demony, zgłaszała raporty do Clave, a nawet przez pewien czas była przewodniczącą Konklawe w swoim mieście, czyli w Dublinie. Jedyna różnica jest taka, że może robić, co chce i kiedy chce.
   Po skończeniu naszej pracy Eliza poleciła dziewczyną ubrać się w przygotowane zestawy ubrań, co też zrobiły i dopiero wtedy odsłoniłyśmy lustra i posłałyśmy po Vala. Gdy zdjęłam płótna z okien i dziewczyny się w nich obejrzały, było widać bijący od nich szok, radość i zaskoczenie jednocześnie. Wiedziały, że zmienimy ich wygląd, ale z pewnością to, co zobaczyły, przerastało ich oczekiwania, co było widać w ich iskrzących się oczach. Clary falowane włosy jeszcze bardziej zakręciłyśmy, przez co powstały loki. Ich długość znacząco skróciłyśmy, bo z sięgających pośladków zrobiłyśmy minimalnie wychodzące poniżej braków, a na dodatek zafarbowałyśmy je na brązowo. Całkowicie zmieniło jej to wyraz twarzy, przez co uznałyśmy, że wystarczy jej minimalny makijaż, który jedynie podkreśli jej piękne zielone oczy. Jeśli chodzi o Allison, to niej było nieco prościej. Krótkie i lekko falowane włosy wyprostowałyśmy i zrobiłyśmy na blond, a do jej naturalnych włosów zostały dopięte włosy sięgające do połowy pleców. Wyszczupliło to jej twarz i ją odmłodziło, więc makijaż również był zbędny.
   Po krótkiej chwili zszedł do nas mój brat, który nie mógł uwierzyć, co się właśnie wydarzyło. Przez dłuższy czas przyglądał się dziewczyną, a następnie pogratulował mi i Elizie świetnej roboty. Val musiał być w dobrym nastroju, ponieważ zaprosił wszystkich do ogrodu i polecił służbie przygotowanie jakiegoś deseru. Do końca dnia dobre humory wszystkim się udzielały, a na kolacji mój brat jeszcze raz podziękował Elizie za pomoc i ogłosił, że dziewczyny mają jutro wyjazd punkt siódma. Oczywiście rano.

***
Siema!
Mam dzisiaj dla Was dość zwariowany rozdział o ostatnim dniu przygotowań do wielkiej misji sióstr Morgenstern. Naprawdę się namęczyłem, aby ten rozdział dobrze wyszedł i mam nadzieję, że tak właśnie się stało.
Starałem się najlepiej ,jak mogłem opisać nowy wygląd Clary i Allie, ale gdyby ktoś nie mógł sobie tego wyobrazić, to na blogu w zakładce „Bohaterowie” znajdują się zdjęcia poglądowe. Zapraszam.
Oczywiście jak zawsze proszę o zwracanie uwag do rozdziału w komentarzu. Pamiętajcie, że Wy też tworzycie to opowiadanie m.in. przez wytykanie mi błędów, dzięki czemu może nie popełnię ich w przyszłych rozdziałach.
Ode mnie tyle.
Pozdrawiam gorąco, Dankomen.

wtorek, 26 maja 2020

Część druga. Rozdział 22 - Będzie się działo.

***Jace***

   Po moim przebudzeniu nie pamiętałem dosłownie niczego z dnia tej nieszczęsnej misji. Czułem się jak po jakiejś mocno zakrapianej imprezie u czarowników. dopiero Izzy wytłumaczyła mi, co się właściwie wydarzyło.
   Nie byłem w stanie uwierzyć że zaatakowała nas dziewczyna, którą uratowałem od mówiąc delikatnie, nieprzyjemnego losu na ulicy Nowego Jorku, którą przyjęliśmy do siebie, otoczyliśmy opieką i przyjaźnią. Poza tym z tego co mówił Alec, walczyła bardzo dobrze i prawie nie odstawała od nich po tym względem. Już w Instytucie dała się poznać jako dobra wojowniczka, ale to nawet trochę nie był poziom zbliżony do naszego. Nie dziwne więc, że informacja o polepszeniu jej umiejętności bojowych lekko mnie zaskoczyła.
   Nie to jednak wprawiło mnie w największe zdziwienie, a fakt, że gdy Alec postrzelił Clary, to z pomocą rudowłosej przyszła inna dziewczyna. Nie żebym myślał, że nie potrafi ona zawierać przyjaźni, wręcz przeciwnie ale zważywszy na to, że Clary nie znała nikogo w świecie Cieni poza ludźmi z Instytutu, to mogłem czuć się zaskoczony, że miała jakąś wspólniczkę
   Chciałem aby rodzeństwo mi trochę więcej o tym wszystkim opowiedziało, ale przekonali mnie, abym najpierw poszedł coś zjeść i się wykąpać. W tym momencie uświadomiłem sobie jaki jestem głodny.
   Wstałem i wyszedłem ze skrzydła szpitalnego. To co we mnie uderzyło na samym wejściu, to totalna cisza. Korytarz był pusty, nie było słychać dosłownie niczego, a tym bardziej nikogo. Stanąłem na środku holu zdezorientowany. Zobaczyła to Ania, która wyszła przed chwilą z sali.
- Całkiem dziwnie co nie? - Zapytała.- Ani żywej duszy.
- Co tu się stało właściwie?- Zapytałem nawet na nią nie patrząc. Wytłumaczyła mi o co chodzi i że za niedługo będziemy mieli nowych "współlokatorów".- Ha, trochę mnie minęło co?
- No tak, ciężko to ukryć.- Odparła. - Przez kilka dni nasze życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni.- podeszła do mnie się we mnie wtuliła.- Martwiłam się o Ciebie.
- O mnie? A po co? Ja miałem wszystko pod kontrolą.- Odparłem z wyluzowanym głosem splatając ręce za głową.- Musiałem się tylko zdrzemnąć troszkę. Na te stwierdzenie Ania uderzyła mnie w klatkę piersiową.
- Wredny jesteś.- Powiedziała próbując być zła, co delikatnie mówiąc niezbyt jej wychodziło, więc po chwili sama się uśmiechnęła. - Dobra idź już, bo śmierdzisz jakbyś w śmietniku spał.
- Pragnę tylko przypomnieć,że to Ty do tego smrodów przyszłaś.- Chciała coś powiedzieć, ale chyba nie bardzo wiedziała co, o zrobiła tą jej "groźną" minę, która zawsze mnie rozbawiała, to też wybuchnąłem śmiechem. Musiało ją to jeszcze bardziej zdenerwować, bo zacisnęła ręce w pięści..- Dora, dobra. Idę już.- Powiedziałem i obróciłem się na pięcie chcąc odejść.
- Aaaa Jace, tak Cię tylko uświadamiam, że prawdopodobnie czeka Cię pogadanka z Clave.- Odwróciłem się z powrotem ze wzrokiem żądającym wyjaśnień.- No nie patrz tak na mnie. Pomyśl, co jakiś czas temu zrobiłeś, czego oni, a teraz może się to przydać?- Złapałem lekkiego zawiasa. Za dużo było rzeczy, które robiłem pomimo zakazu. Olśniło mnie po dłuższej chwili.
- Gray!- Powiedziałem głośno. Zastanawiało mnie skąd o tym wiedzieli. W końcu nikomu o tym nie mówił.
- Dokładnie, Annabeth Gray. Rzekoma matka Clary. Clave jakoś się dowiedziało o Twoim śledztwie, że może im to pomóc, to pewnie dostaniesz wezwanie na naradę. Powodzenia braciszku.- Odparła z wrednym uśmieszkiem poszła w kierunku  sali treningowej.
   Przez dłuższą chwilę stałem w miejscu próbując ogarnąć usłyszane przed chwilą słowa. Stwierdziłem jednak, że wyglądam jak jakiś idiota i poszedłem do pokoju, odświeżyć się i na spokojnie przemyśleć to wszystko.
   Przez resztę dnia siedziałem u siebie i doszedłem do jednego aczkolwiek idealnie wpasowującego się w najbliższy czas wniosku:
Będzie się działo.

***
Cześć.
Postanowiłem napisać tym razem coś z perspektywy męskiej, dawno tego nie było XD
A więc macie dzisiaj Jace'a i jego dzień po przebudzeniu, mam nadzieję, ż się podobało.
Rozdział jest dziś krótszy i z lekką obsuwą, a to dlatego, że piszę jedną ręką, co proste nie jest. Dzieje się tak dlatego, że pod koniec zeszłego tygodnia wybiłem sobie bark i aktualnie rękę mam zagipsowaną z tułowiem. Trochę to przeszkadza, ale jakoś daję radę.
Ode mnie to tyle.
Do następnego rozdziału.
Pozdrawiam gorąco, Danko.

wtorek, 19 maja 2020

Część druga. Rozdział 21 - Szkolenie.

Cześć, ja tylko na chwilkę. Pod rozdziałem będzie myślę dość interesująca dla Was wiadomość, zachęcam do przeczytania.

***Clary***

   Strasznie bałam się myśląc o tej misji. W końcu od naszej ostatniej wizyty w Nowym Jorku nie minęło tak dużo. Bałam się, że znowu coś mogę spieprzyć. Tym razem było jednak gorej, ponieważ nie dość, że miałam udawać półkrwi wilkołaka - co jak dla mnie było idiotyzmem, zważywszy na to, jaki stosunek do takich osób mają młodzi Nocni Łowcy - to jeszcze gdyby mnie zdemaskowali i przesłuchali za pomocą Mieczu Anioła, to naraziłabym całą moją rodzinę. Mimo wszystko byłam zdeterminowana, aby wykonać swoje zadanie, jak najlepiej, ponieważ wiedziałam, że jeżeli nic byśmy nie robili, aby przynajmniej spowolnić śledztwo, to Clave i tak prędzej czy później dowiedziałoby się, kto jest "zdrajcą".
   Poza tym, była to jedna z niewielu okazji w życiu moim czy Allison, aby zobaczyć choć mały kawałek świata poza naszą rezydencją. Więc kto by nie skorzystał?
   Pierwszy dzień szkolenia rozpoczął się dla nas wspólnym śniadaniem o szóstej rano. Była to najśmieszniejsza część tego dnia i chyba całego okresu przygotowania. Nie dość, że ciocia Kas jako jedyna się spóźniła o dobre dziesięć minut, to wyglądała dosłownie jakby dopiero wyskoczyła z łóżka. Włosy w całkowitym nieładzie, źle zapięta koszula, wory pod oczami, ogólnie nie za ciekawie.
   Usiadła i zaczęła nas wszystkich przepraszać. Cóż mogę powiedzieć, ja z Alli nie umiałyśmy się powstrzymać od parsknięcia śmiechem, na co spojrzała się na nas spod byka, ale sama uśmiechnęła się delikatnie i zaczęła przeczesywać włosy palcami. Jednak to, że ojciec się cicho zaśmiał chyba ją lekko zdenerwowało, ale nic nie powiedziała. Szalę goryczy przechylił jego komentarz:
- Ekh Kasandro, koszulę źle zapięłaś,- Powiedział to z takim prześmiewczym głosem, że ciocia po prostu wyszła.- Cóż, najwyraźniej Wasza ciotka nie lubi gdy się ją upomina. Zwłaszcza gdy ja to robię.- Dodał chwilę później. Powiedział to z takim luzem, którego już dawno u niego nie słyszałam. W dodatku, co wprawiło mnie w totalny szok, ciągle się uśmiechał pod nosem. Najwyraźniej to, że mógł dopiec swojej siostrze sprawiło mu wielką satysfakcję.
   Ciocia wróciła po jakiś pięciu minutach z włosami upiętymi w kucyka włosami, leciutkim makijażem zakrywającym wory pod oczami. Usiadła i już chciała brać się za jedzenie, kiedy usłyszeliśmy ostateczny komentarz taty.
- Jak tam siostro, dobrze się spało?- Widać było, że ciocia już gotuje się od środka, ale zacisnęła usta i powiedziała tylko "Smacznego" po czym wszyscy zaczęliśmy jeść, pierwszy raz od  dawna każdy z nas miał tak dobry humor... no dobra, nie każdy ale stali bywalcy tego domu jak najbardziej. Cóż, najwyraźniej w Dallas nie muszą stawać około piątej rano i ciocia się zwyczajnie odzwyczaiła od tak krótkiego snu.
   Po śniadaniu miałyśmy 10 minut przerwy na przygotowanie się do reszty dnia. Po upłynięciu tego czasu miałam się stawić w sali ,gdzie malowałam. Czemu tam? Ponieważ nie licząc gabinetu ojca - do którego normalnie wchodzić nie mogłyśmy - to było jedyne pomieszczenie, w którym było coś na czym można było pisać i niestety były to moje sztalugi. Pomysł aby coś na nich pisać mi się ani trochę nie podobał, ale co miałam zrobić? Allie natomiast miała dzisiaj z ciocią Kas pierwszą lekcję z alchemii w naszym laboratorium w piwnicy.
   Gdy weszłam do sali, w której zazwyczaj przebywam gdy jestem zła, smutna, wesoła... hmmm w sumie ja tam siedziałam rawie bez przerwy, gdy miałam czas oczywiście... nie ważne. Wracając, gdy weszłam do środka zobaczyłam już przygotowanego ojca stojącego przed... tablicą kredowa.
   Wyobraźcie sobie moje zdziwienie gdy to zobaczyła. Wielki Valentine Morgenstern, najlepszy Nocny Łowca na świecie stojący przed starą tablicą kredową, z książką w ręku, jak pospolity Przyziemny nauczyciel. Próbując powstrzymać się od śmiechu usidłam przy stoliku, który stał naprzeciw tablicy.
- Widziałem ten wzrok Clarisso.- Zaczął ojciec.- Sam byłem bardzo zdziwiony faktem, że w rezydencji jest taka rzecz. Cóż mimo wszystko dobrze, że się znalazła, bo bardzo może nam pomóc w przyswajaniu wiedzy. Będę na niej zapisywał tylko najważniejsze rzeczy. Tobie również bym polecił to robić.- Pokiwałam głową i wzięłam swój szkicownik oraz ołówek.- Dobrze, skoro oboje jesteśmy gotowi, zaczynajmy.- Powiedział i zaczął mówić.
   Pomimo moich obaw, że lekcje z ojcem będą nudne i będą strasznie się przeciągać, okazało się, że mówi on bardzo ciekawie. Było widać, że jest przygotowany i dzięki temu wciągnął mnie w temat całkowicie, a całe półtorej godziny mięła mi bardzo szybko. Mówiliśmy dzisiaj głównie o historii mongolskiej państwowości, jak i oręża. Dowiedziałam się na przykład, że Imperium mongolskie w czasach swojej świetności było o większe od Imperium rosyjskiego, a podstawową bronią białą Mongołów była tak naprawdę jakakolwiek, nawet najbardziej prymitywna broń, woleli używać łuków.
   Po części teoretycznej miałam trening przed którym dostałam pięć minut przerwy na przebranie się w strój treningowy. Przez najbliższe dni miałam uczyć się jazdy konnej, doszkalać się w strzelaniu z łuku, ponieważ, jak to mówił ojciec, jeżeli nie będę umiała tego perfekcyjnie, nie nauczę się łucznictwa konnego. Rozpoczęliśmy trening od jazdy konnej, którą ćwiczyć zakończyliśmy dopiero godzinę przed planowanym końcem zajęć. Wtedy ojciec stwierdził, żebym poszła potrenować łucznictwo.
   Po treningu, to jest około siedemnastej, byłam tak wyczerpana, że jedyne czego chciałam, to wskoczyć do łóżka i zasnąć, obawiałam się jednak, że przez to zaśpię na kolację o dziewiętnastej, a tego wolałam uniknąć. Postanowiłam odpocząć w innym miejscu. Weszłam po schodach na strych naszej rezydencji, gdzie stały wszystkie stare meble, które ktoś kiedyś tu sprowadził, ale były nieużywane, więc wyniesiono je tu. Dalej wdrapałam się po drabinie na dach, z którego mogłam podziwiać piękne krajobrazy Idrisu i widniejące w dali Alicante wraz z jej Demonicznymi Wieżami. Narysowałam ten widok już chyba setki razy, ale nigdy nie udało mi się oddać piękna tego co widziałam. Po upływie pewnego czasu zeszłam na dół i zorientowałam się, że do kolacji zostało mi dwadzieścia minut. Szybko pobiegłam wziąć prysznic i się przebrać, po czym zeszłam na dół.
   Po kolacji nawet nie myślałam aby pogadać z Alli o jej dzisiejszych zajęciach. Chciałam tylko pójść już spać, co też zrobiłam
   Ogólnie opisując całe nasze szkolenie, to pierwszy tydzień wyglądał w miarę podobnie jak dzień w którym zaczęliśmy szkolenie. Po śniadaniu półtorej godziny teorii, na zmianę w jeden dzień historia, w następny bronioznawstwo i wiedza teoretyczna o łucznictwie konnym. Następnie praktyka, czyli nauka jeździectwa i udoskonalanie umiejętności łuczniczych. Oczywiście były ustalane przed szkoleniem przerwy oraz posiłki o wyznaczonych godzinach. Podczas półgodzinnych przerw poobiednich zazwyczaj rozmawiałam  z Alli i ciocią, bo po treningach zwyczajnie byłam wyczerpana i nie miałam siły z kimkolwiek o czymkolwiek rozmawiać. Jedyne co wtedy robiłam, to tworzyłam swoją kreację półkrwi wilkołaka, co szło mi zadziwiająco dobrze.
   Drugi tydzień był lekko inny. Plan dnia zostawał oczywiście taki sam, ale zmieniła się tematyka wszystkich zajęć. Na teorii przerzuciliśmy się na Indian i zaczęliśmy się uczyć ich stylu walki, oraz ich - powiedzmy sobie szczerze - tragicznej historii, w końcu Europejczycy wybili ogromną część tego narodów obu Ameryk. Dowiedziałam się z tych zajęć m.in. o bardzo ciekawej historii Azteków - Najbardziej rozwiniętym narodem Indiańskim, który upadł nie przez samych najeźdźców, lecz głównie przez podbite przez Azteków ludy, które wolały być podległymi władców Europy i pomogły najeźdźcą zbierając kilkutysięczną armię.
   Jeśli chodzi o treningi, to gdy ojciec stwierdził, że już odpowiednio dobrze jeżdżę konno, zaczęliśmy szkolenie z łucznictwa konnego. I uwierzcie, to była katorga. Całym sekretem tego stylu było strzelanie w momencie, gdy koniem najmniej trzęsło podczas galopu, czyli gdy przez tą króciutką chwilę był w powietrzu. Wtedy była największa  szansa na trafienie w cel. Oczywiście przez tak krótki okres czasu nie było szans się tego nauczyć perfekcyjnie, ale pod sam koniec szkolenia trafiałam już najczęściej siódemki, ósemki,  czasem nawet dziewiątki,a le to raczej rzadko. Ostatnią godzinę treningu w ciągu dnia, którą wcześniej poświęcałam na łucznictwo, spędzałam na utrzymywaniu równowagi, co również było bardzo przydatne w łucznictwie konnym.
   Pod koniec tygodnia miałam razem z Alli test sprawdzający teoretyczny i praktyczny, które obie zdałyśmy.
   Mówiąc krótko, byłyśmy gotowe na misję jak nigdy i nic nie mogło nam przeszkodzić w jej wykonaniu.

***
Cześć.
Przedstawiam Wam dzisiaj obszerną relację Clary ze swoich przygotowań. Rozdział wyszedł bardzo długi, ale nie chciałem rozbijać tego na więcej części. Mam również nadzieję, że nic nie pokręciłem i da się wszystko bez problemu zrozumieć.
Co do notki o której pisałem, mam myślę całkiem fajny pomysł na całkiem nowe opowiadanie. Byłoby to całkiem coś nowego, czego jeszcze tu nie widziałem, mianowicie połączenie świata "Shadowhunters" i "The100". 
Zszedł z Was szok? To lecę dalej, Zważywszy na to, że czasem brakuje mi czasu na Miasto Zagubionych, to rozdziały z nowej historii pisałbym raz w miesiącu. 
Dajcie znać co o tym myślicie.
Ode mnie tyle.
Do następnego rozdziału.
Pozdrawiam gorąco, Danko, 

piątek, 8 maja 2020

Część druga. Rozdział 20 - Wybudzenie

***Isabelle***

   Od czasu, gdy Magnus pomógł nam uratować Jace'a, minęły trzy dni, a on dalej był w śpiączce. Każdy zaczynał się martwić, nawet bardziej niż zwykle. Skończyło się na tym, że na zmianę siedzieliśmy przy nim i pilnowaliśmy, jakby się obudził. Tak właściwie, to robimy to samo, z czego żartowaliśmy, gdy on tak siedział przy Clary, która końcem końców go i nas wszystkich zdradziła. Tym razem jednak była to inna sytuacja, bo ranny był nasz brat a nie ktoś totalnie obcy.
    Przez okres tych trzech dni trochę się pozmieniało w Instytucie. Mianowicie uznano, że przez ten incydent z Clary jest tu niebezpiecznie i nasza akademia zostaje zawieszono. Wszyscy uczniowie, jak i instruktorzy zostali przeniesieni do innych Instytutów, albo wysłani do domów. Naszej rodzinie pozwolono zostać ze względu na to, że ktoś musi się zajmować naszym domem i chronić Przyziemnych w NY. Powstała tu też główna baza śledcza. Czyli w sumie jest nas tu pięciu, a za niedługo wprowadzi się jakaś grupa śledcza.
   Zawsze mnie zastanawiało, po co robić takie poszukiwania. Przecież dziewczyny nie umieją znaleźć nawet runy, to co może zdziałać jakieś kilka osób? Jej ostatnia znana lokalizacja, to Nowy Jork, a pomogła jej jakaś dziewczyna, której nawet nie mieliśmy odszukać runami, ponieważ nie mamy nic co do niej należało. To jest wszystko co wiedzieliśmy, czyli w sumie nie wiedzieliśmy nic. Oczywiście to nie jest tak, że nie chciałam, żeby Clary została znaleziona i osądzona, ale nie widziałam sensu w marnowaniu czasu i ludzi na coś, czego praktycznie nie da się zrobić. Clave niby czekało aż mój brat się obudzi. Chcieli  go wypytać, czy może coś wie, gdzie mogła być rudowłosa, bo dowiedzieli się, że wcześniej szukał Clarissy na własną rękę. Było to raczej nie możliwe, gdyż było on  tak samo w szoku jak my wszyscy, gdy zaatakowała nas dziewczyna, która zaginęła - jak dobrze pamiętam - pół roku wcześniej. Chociaż, kto by wiedział, co Jace dowiedział się, o czym nie wiedziało Clave.
   Podczas, gdy ja utonęłam w swoich myślach, blondyn się obudził.
- Kurwa, moja głowa.- Jęknął. Na tyle mnie zaskoczył, że dosłownie wyskoczyłam z krzesła, na którym siedziałam. On jak to on, parsknął śmiechem i zaczął się ze mnie śmiać.- Proszę bardzo, Nocny Łowca dał się tak prosto zaskoczyć.
- Oj goń się.- Powiedziałam i wywróciłam oczami, ale chwilę potem dotarło do mnie, co się właściwie wydarzyło.- Jace! Ty się obudziłeś!- Podbiegłam do jego łóżka i go przytuliłam.
- No tak, ciężko ukryć, ale co się właściwie stało, bo w sumie nie wiem?- Zapytał dalej słabym głosem. Opowiedziałam mu co się stało na polowaniu, kto nas zaatakował, czemu popadł w śpiączkę, kto mu pomógł i co się aktualnie dzieje w tej sprawie. Mój brat był bardzo zdziwiony, że zaatakowała nas Clary i w sumie nie do końca mi wierzył, ale przekonałam go, że nie okłamałabym go w takiej sytuacji. Był on wyraźnie zły i zarazem smutny gdy dowiedział się o zajścia z przed kilku dni i w sumie się mu nie dziwiłam. W końcu przez ten krótki okres, gdy Clary mieszkała w Instytucie, była dość blisko z moim młodszym rodzeństwem ,a mimo to nas zaatakowała.- Jak ona mogła to w ogóle zrobić, po tym co dla niej zrobiliśmy?- Zapytał blondyn po dłuższej chwili milczenia
-  Jest jakaś plotka, że niby mogła mieć wymazaną pamięć, ale  mało kto w to nie wierzy- Odpowiedziałam. Widząc brak  chęci mojego brata do rozmowy na ten temat stwierdziłam, że pójdę powiadomić rodzeństwo i rodziców o tym, że Jace się obudził.
- Izzy, mogłabyś przynieść mi coś do picia? Przez te kilka dni zaschło mi lekko w gardle.
- Jasne braciszku. Zaraz wracam.- Powiedziałam z uśmiechem i poszłam w stronę biblioteki, gdzie - jak myślałam - przebywali rodzice i Alec.
   Weszłam do biblioteki i tak jak myślałam, siedziała tam prawie cała rodzinka. Wszyscy zażarcie o czymś dyskutowali. Nie zauważyli nawet, że weszłam do biblioteki.
- Gdyby to Clary tu stała, już byście nie żyli. Wszyscy momentalnie się uciszyli i spojrzeli na mnie z szokiem w oczach. Zaśmiałam się pod nosem.- Pójdźcie może do skrzydła szpitalnego. Jace się obudził.- Pierwsza z szoku otrząsnęła się mam.
- Na Anioła, naprawdę?- Prawie pisnęła ze szczęścia. Gdy kiwnęłam głową, mama odwróciła się do taty i już prawie całkiem poważnym głosem powiedziała.- Robercie, chodźmy proszę.- Tata tylko się uśmiechnął i wyszedł za nią.
- Alec, gdzie jest Ania? Też powinna wiedzieć.- Zapytałam bruneta, który już chciał iść w ślady rodziców.
- Chyba na sali treningowej. Ostatnio jak ją widziałem, to miała strój treningowy na sobie- Powiedział, kiwnął głową z uśmiechem i wyszedł w stronę skrzydła szpitalnego. Ja postanowiłam znaleźć najmłodszą z nas.
   Już daleko przed salą treningową, można było usłyszeć odgłos uderzeń wyprowadzanych przez moją siostrę. Weszłam na salę i chcąc przećwiczyć jej refleks i spostrzegawczość, rzuciłam w jej stronę zaostrzony dysk, którym zazwyczaj walczył Hodge. Młoda w ostatniej chwili uchyliła się, ale broń lekko przycięła jej końcówki włosów. Na ten widok zrobiłam zbolałą minę.
- A widzisz? Mówiłam, żebyś je wiązała. Tak by się nic nie stało.- Ania zeskoczyła z wiszącego drewna na którym stała.
- No cóż normalnie nikt na treningach nie rzucał we mnie dyskami, które bez problemu odcięłyby mi głowę.- Odparła z lekkim uśmiechem.- Cóż, przynajmniej mam powód, żeby iść do fryzjera..
- Zawsze jakiś plus.
- Masz jakieś wiadomości o Jace'e?- Zapytała z nadzieją w głosie.
- Ja właśnie w tej sprawie. Obudziła się. Cała reszta już tam powinna być. Odśwież się i przy...- Nie było dane mi skończyć, gdyż młoda wyleciała z sali jak błyskawica i pobiegła w stronę skrzydła szpitalnego, wcześniej dając mi szybkiego buziaka w policzek. Kiwnęłam tylko ramionami i z dużym uśmiechem również się tam udałam, wstępując po drodze po wodę dla Jace'a.
   Do końca dnia siedzieliśmy w skrzydle szpitalnym, rozmawialiśmy i śmialiśmy się, jak gdyby wszystkim nam po piętnaście lat i wszystko było o wiele prostsze. Szkoda, że takie dni zdarzają się nam bardzo rzadko.

***
Cześć ludziska.
Ciekawiło Was, co się dzieje w Instytucie, więc jak zawsze wychodzę Wam na przeciw z perspektywą, której jak dobrze pamiętam, dawno nie było, czyli Izzy.
Jak Wam się spodobała reakcja Lightwood'ów, na wybudzenie Jace? Dajcie znać poniżej.
Krótkie ogłoszenia parafialne. W końcu na moim blogu zaktualizowałem zakładkę z bohaterami. Zapraszam więc, do odwiedzenia go Dary Anioła - Miasto niewiedzy.
Ostatnie ogłoszenie. Być może zmienię okładkę Miasta Niewiedzy. Będziecie ją mieli pod podsumowaniem.
Ode mnie to tyle.
Do następnego rozdziały.
Pozdrawiam gorąco, Dankomen.


wtorek, 28 kwietnia 2020

Część druga. Rozdział 19 - Ciężki poranek.

***Clary***


   Byłam bardzo zestresowana tą misją. W końcu byłam Nocną Łowczynią zaledwie od dwóch, może trzech lat, a to miała być moja dopiero druga - ale jak ważna - misja. Cóż wracać do miasta w którym prawdopodobnie nienawidzi Cię cały Instytut - to z pewnością nigdy nie jest łatwe. Zwłaszcza, że miałyśmy mieszkać w samym Instytucie. Nic więc dziwnego, że lekko spanikowałam podczas kolacji. Pomogły mi bardzo słowa ojca, co prawda zdziwiłam się, że zamiast robić mi problemów to dodał mi otuchy, ponieważ ojciec zawsze mówił, że okazywanie nawet najmniejszej chwili słabości, może przynieść nam zgubę i najczęściej nas za to karał. Być może obecność cioci Kas trochę zadziałała.
  Po kolacji wszyscy rozeszli się w swoich kierunkach. Ojciec z ciocią Kas poszli do gabinetu prawdopodobnie omówić szczegóły szkolenia przygotowawczego, Allison poszła chyba do sali treningowej - tej to nigdy mało treningów - a ja postanowiłam pójść do naszej domowej biblioteki - która tak na marginesie była dość obszerna i bogato wyposażona - i znaleźć jakiekolwiek wskazówki co do łucznictwa konnego. Chciałam mieć jakiekolwiek informacje na ten temat jeszcze przed rozpoczęciem szkolenia, aby łatwiej szła mi nauka. Zwłaszcza, że po pierwsze, nic a nic o tej sztuce walki nie wiedziałam, a po drugie, tak średnio jeździłam na koniu. Nigdy jakoś bardzo tego nie lubiłam, więc konia dosiadałam jedynie jak szybko musiałam się gdzieś poza naszym domem dostać. Zdarzało się to oczywiście bardzo rzadko, bo prawie nie wychodziłyśmy poza granice naszej rezydencji. Oczywiście dochodziła do tego sama historia tychże narodów - Indian i Mongołów - która jest dość obszerna.
  Obudziłam się następnego dnia z okropnym bólem w plecach. Musiałam siedzieć w bibliotece bardzo długo, skoro zmęczyłam się na tyle aby zasnąć przy stole. Oj będzie mnie dzisiaj czekać długa rozgrzewka pomyślałam. Spałam w jakiejś dziwnej pozycji i podejrzewałam, że jeśli dobrze bym nie rozgrzała pleców i porozciągała pleców, to skończyłoby się to źle.
  Spojrzałam na jedyny  zegar w tym pomieszczeniu. Był on wielki, cały z ciemnego drewna - nie licząc mechanizmów, które były zrobione z mosiądzu. Góra jego obudowy była pięknie rzeźbiona, a tarczę wraz z mechanizmami podtrzymywały dwie równie pięknie ozdobione kolumny.
  Gdy przestałam się zachwycać zegarem i spojrzałam, która jest godzina, przeraziłam się. Była 6.55 czyli jak to w weekendy bywa, za pięć minut miałam mieć śniadanie. Znając mojego ojca, gdybym się spóźniła, to bym miała spory problem.
  Postanowiłam, że zaryzykuje i pobiegnę się przebrać. Tak też zrobiłam, wpadłam jak burza do pokoju, przebrałam się w czyste ciuchy i jak poparzona wybiegłam z pokoju. Byłam pewna, że nie zdążę schodząc po schodach jak normalny człowiek, więc narysowałam sobie runę zręczności i jak gdyby nigdy nic skoczyłam z 6 m w dół. Dzięki runie wylądowałam bez problemu i poszłam na śniadanie.
- Gdzieś Ty była? - Zapytała Alli, gdy siadałam do stołu.- Byłam wcześniej po Ciebie, ale pokój był pusty.
- Prawdopodobnie dlatego, że nie spałam w pokoju. Przeglądałam książki w bibliotece i musiałam zasnąć czytając.- Powiedziałam masując dalej strasznie bolące plecy.
- I jak wygodnie było?- Ewidentnie się ze mnie naśmiewała. Posłałam jej piorunujące spojrzenie, ale to tylko bardziej ją rozbawiło.
- Nawet nie wiesz jak.- Odparłam.- Dzień dobry wszystkim tak poza tym.
- Dzień dobry Clarisso.- Odpowiedział, a ciocia tylko kiwnęła głową z uśmiechem na twarzy.
- A co to takiego studiowałaś tak długo studiowałaś, że aż zapomniałaś gdzie jest Twój pokój?- Zapytała ciocia Kas z wielkim bananem na twarzy. Świetnie, niech jeszcze ojciec zacznie się ze mnie śmiać, to będzie cudnie. Przewróciła oczami i odpowiedziała najbardziej normalnie jak tylko umiałam.
- Szukałam jakiejś choćby podstawowej wiedzy na temat "moich" zainteresowań.
- I znalazłaś coś? - Już całkiem poważnie zapytała ciocia.
- O samej sztuce łucznictwa konnego, nie bardzo, ale o dziwo znalazłam sporo odnośnie historii mongolskiej i indiańskiej. - Stwierdziłam z lekkim zaskoczeniem, po czym skierowałam się do ojca. - Nie wiem ojcze, skąd wziąłeś mongolskie kroniki, ale jest to bardzo ciekawa lektura.- Ojciec tylko uśmiechnął się pod nosem.
- Nie tylko ja wyposażałem naszą bibliotekę. Są w niej księgi i książki  o których nawet ja nie wiem. Na przykład właśnie mongolskie kroniki. Morgensternowie byli wielokulturowym rodem i być może nawet mieliśmy azjatyckich przodków, którzy owe kroniki tutaj przynieśli.- Pokiwałam głową ze zrozumieniem. Resztę śniadania spędziliśmy generalnie w ciszy.
  Po śniadaniu mieliśmy pół godziny wolnego, więc poszłam wziąć prysznic, czego nie zdążyłam zrobić rano. Weszłam do łazienki, rozebrałam, stanęłam w kabinie i puściłam zimną wodę. Zawsze mnie ten chłód rozbudzał i był w pewnym sensie przyjemny. Lubiłam jak na skórze pod wpływem temperatury pojawia się gęsia skórka, oraz jak przez całe ciało przechodziły mi ciarki. Tym razem nie było jednak w tym prysznicu nic przyjemnego. Zimna woda przypomniała mi o bolących plecach tak mocną, że aż mnie zgięło. Szybko się więc umyłam i jak najszybciej wyszłam z pod prysznica. Wysuszyłam się, ubrałam strój treningowy, czyli czarne legginsy, czarna bokserka i standardowe dla Nocnych Łowców wysokie skórzane buty z twardą podeszwą. Ruszyłam w stronę
sali treningowej. miałam jeszcze piętnaście minut przerwy po śniadaniu, więc postanowiłam coś z plecami zrobić.
  Jaka też byłam szczęśliwa, gdy zobaczyłam, że moja siostra jest w sali. Allie zawsze była genialną masażystką, w sumie nie wiem, gdzie i kiedy się tego nauczyła, ale o ile się tylko nadwyrężyłam, lub obiłam, jej magiczne ręce sprawiały, że ból znikał prawie od razu.
- Alli!- Zawołałam przez całą salę. Białowłosa gdy mnie usłyszała zeskoczyła z belki na której stała.
- No co tam młoda? - Zapytała z głupim uśmieszkiem.
- Zrobisz mi masaż pleców? Jakoś musiałam krzywo spać i strasznie bolą.- Powiedziałam z grymasem bólu na twarzy gdy po raz kolejny plecy mi zapulsowały.
- Jasne, kładź się na materac.- Poleciła z uśmiechem. Mogła być wkurzająca, ale nigdy nie odmówiła udzielenia mi pomocy, gdy tylko poprosiłam.
  Zrobiłam to co mi powiedziała i naciągnęłam bokserkę przed głowę, aby
Allie miała lepszy dostęp do moich pleców. Siostra usiadła mi na udach i rozpoczęła swoją pracę, jak zawsze starając się być delikatna. Skończyła, po jakiś dziesięciu minutach, a ja czułam się jak nowo narodzona.
- No siostrzyczko, to koniec. Następnym razem pamiętaj, że krzesło, to nie jest dobre miejsce do spania.- Powiedziała ze śmiechem schodząc ze mnie.
- Chyba masz trochę racji.- Powiedziałam również rozbawiona.- Wielkie dzięki. Nie wytrzymałabym z tymi plecami.
- Nie ma sprawy, tylko pamiętaj, żeby się jeszcze porozciągać przed ćwiczeniami.. To ja wracam do parkoura.- Uśmiechnęła się i zaczęła się wspinać po linie. Ja natomiast zrobiłam sobie przed treningową rozgrzewkę i poszłam przygotowywać swój ulubiony długi łuk i strzały.
  Ćwiczyłam strzelanie w biegu, czego w dalszym ciągu, mimo około dwóch lat ćwiczeń nie umiałam robić tak dobrze jak bym chciała. Gdy  strzelałam do tarcz, głównie trafiałam w siódemki lub ósemki, co samo w sobie nie jest złe, natomiast te kilkanaście centymetrów, które dzieliły mnie od dziesiątki mogłyby mi w przyszłości zaszkodzić. Po dziesięciu minutach usłyszałam głos dochodzący z okolic drzwi sali.
- Clarisso odłóż proszę ten łuk. W najbliższym czasie nie będzie Ci potrzebny.- To był głos ojca. Spojrzałam w jego stronę z niemałym zaskoczeniem.
- Jak to nie będzie potrzebny?
- Cóż, skoro twierdzisz, że tyle czytałaś o historii mongolskiej i indiańskiej, to powinnaś wiedzieć, że używali oni głównie łuków krótkich, a w przypadku Mongołów, były to łuki zakrzywione na środku, co powoduje, że strzela się z nich nieco inaczej.- Wyjaśnił ojciec. Trochę byłam zszokowana.
- Czyli nie dość, że mam się nauczyć nowego stylu walki, historii tych dwóch narodów, to jeszcze nauczyć się walczyć inną bronią tak, żeby wyglądało, że ćwiczyłam to latami? I to w dwa tygodnie!?- Byłam trochę zdenerwowana, dlatego podniosłam głos, byłam na tyle zdenerwowana, że nie zauważyłam, że prawie krzyknęłam i dopiero, gdy zobaczyłam piorunujący głos ojca zdałam sobie sprawę z tego co zrobiłam. Zacisnęłam zęby i spuściłam głowę na dół.- Przepraszam.- Powiedziałam cicho.
- Podziękuj Clarisso Razjelowi, za to, że mamy sytuację, jaką mamy. Wiesz co by było normalnie prawda?- Zapytał się gniewnie ojciec.
- Wiem, przepraszam.- Naprawdę miałam szczęście, ponieważ kara za podnoszenie głosu na starsze osoby, było u nas srogo karane. Najmniejszą karą był siarczysty liść w twarz, po którym często zostawały ślady na pół dnia. Ojciec uczył nas nie tylko jak walczyć. Swoimi dziwnymi metodami uczył nas szacunku do starszych i bardziej doświadczonych. Było to bolesne, ale skuteczne wychowanie.
- Dobrze, to skoro mamy pewne kwestie wyjaśnione.- Spojrzał jeszcze raz w moją stronę, a ja tak szybko jak tylko mogłam odwróciłam wzrok.- Przejdźmy do tego, jak będzie wyglądał proces szkolenia.
   Przez jakąś godzinę mówił na zmianę z ciocią Kas co będziemy robić, od której, kiedy przerwy, kiedy posiłki, kiedy początek dnia, a kiedy koniec. Omawiali bardzo szczegółowo, jakich tematów głównie będziemy się trzymać i jak będzie dzielony czas na zajęcia praktyczne i teoretyczne.
  I tak dowiedziałyśmy się, że ze względu na mały krótki czas przygotowań, a dużą ilość materiałów, czas treningowy nie będzie ośmiogodzinny jak zawsze, tylko dziesięciogodzinny, a czasami może być więcej. Przykładowo mogłyśmy mieć zajęcia od 7.00 do 17.00. Oczywiście były przerwy - co godzinę pięć minut i półgodzinna przerwa poobiednia. Czyli przeliczając, ciągłych zajęć miałyśmy w praktyce około osiem godin . Dużo. naprawdę dużo, a treningi ojca zawsze były intensywne. Dowiedziałam się również, że historii Mongołów i Indian uczyć mnie będzie ojciec i będą to głównie kwestie wojskowe z lekkim zahaczeniem o ich kulturę. Nie byłam zadowolona, bo wiedziałam, że będzie się to dłużyć. Allie natomiast będzie się uczyć dość proste, ale bardzo użytecznej alchemii, oraz medycyny pola walki, której używają Przyziemni. Uczyć ją będzie ciocia Kas. Byłyśmy zdziwione, że ma się uczyć technik Przyziemnych, ale jak się okazało, oni opanowali ten odłam medycyny do perfekcji, a czasami zdarzają się sytuacje, gdy nie możemy używać Steli. Dzieje się tak, gdy w ranie coś jest, na przykład szkło, albo coś. Jeśli chodzi podział zajęć w ciągu dnia, to zajęcia teoretyczne miały być przez półtorej godziny codziennie i one miały być bez przerw. Zajęcia praktyczne miały się odbywać tak, że w różne dni kto inny nas uczył. W jeden dzień ojciec, a w drugi ciocia.
   Gdy skończyli, powiedzieli nam, że mamy dzień wolny, aby wszystko sobie przemyśleć, a od jutra zaczynamy pełną parą. Już chciałam wychodzić, gdy usłyszałam coś co mnie wryło w ziemie.
- A i jeszcze jedno. Tak żebyście się nie nudziły po zajęciach. Będziecie odgrywać rolę pół wilkołaków i w przygotowaniu się do tej części nie macie naszej pomocy. Chcemy sprawdzić Wszą kreatywność i samodzielność w przystosowaniu do sytuacji.- Stanęłam w miejscu i z szeroko otwartymi oczami spojrzałam najpierw na Alli, która w oczach miała mieszankę szoku, niedowierzania i przerażenia. Następnie przeniosłam wzrok na starsze rodzeństwo. Miałam nadzieje, że to jest żart i już chciałam coś powiedzieć, ale wolałam nie ryzykować, więc tylko w ciszy poszłam do siebie, położyłam się na łóżko i zasnęłam.
  To był ciężki poranek, a następne dwa tygodnie będą jeszcze cięższe.

***
To się porobiło co?
Oj dla dziewczyn to będzie ciężki okres. Jak myślicie poradzą sobie z takim natłokiem obowiązków? Jak dla mnie będzie się działo baardzo ciekawie.
Poza tym, ciekawe co tam w Instytucie co?
Mam nadzieje, że się podobało. Czekam na wszelkie uwagi.
Do następnego rozdziału.
Pozdrawiam gorąco, Danko. 

czwartek, 16 kwietnia 2020

Część druga. Rozdział 18 - Jesteś Morgenstern, dasz radę.

***Kasandra***

   Wiadomość, a właściwie odpowiedź Valentina bardzo mnie zaniepokoiło. Jak się okazało, Clary rzeczywiście była osobą odpowiedzialną za atak na młodego Lightwooda, a "zleceniodawcą" tego zadania był mój brat. Byłam wściekła, że pozwolił tak mało doświadczonej Nocnej Łowczyni iść na tak mimo wszystko niebezpieczną misję. Mimo to wiedziałam, że puścił ją tam ponieważ w teorii bez problemu miała sobie poradzić. Prosty schemat - Schować się, czekać na cel, zlikwidować i wycofać się. Val jednak nie mógł przewidzieć, ze Clary będzie chciała się popisać, przez co prawie została złapana. Koniec końców misja zakończyła się powodzeniem, ale wyszedł na jaw brak doświadczenia.
   Postanowiłam, że mimo, że de facto nie była to moja sprawa i przez pomaganie mogłam mieć kłopoty, że zrobię co w mojej mocy aby ich wesprzeć, w końcu to moja jedyna rodzina. 
  Obmyśliłam plan, który był bardzo ryzykowny, ale jednocześnie bardzo powiększał nasze szanse na udane sabotowanie działań Cla,ve. Zapisałam go na kartce i w ostatniej chwili zdążyłam ją dać posłańcowi Valentina. Na kartce oprócz planu działania była również informacja, że za niedługo przyjadę, oraz prośba, aby Val dziewczyną nie mówił o nim, gdyż sama chciałam to zrobić.
  Potrzebowałam kilku dni aby załatwić sprawy w Instytucie, po czym zaczęłam się pakować do wyjazdu. Oczywiście moja kadra oraz mieszkańcy mojego"domu" nie byli zadowoleni, ponieważ niedawno byłam na wyjeździe służbowym, ale musieli przyjąć do wiadomości, że rodzina jest dla mnie najważniejsza. Oczywiście nie wiedzieli o celu mojej podróży, wiedzieli tylko, że mam ważną rodzinną sprawę.  Po spakowaniu i szybkim pożegnaniu ze znajomymi weszłam do portalu w bibliotece, który przeniósł mnie do Idrysu, skąd wypożyczyłam najszybszego konia w stajni i wyruszyłam do domu Morgensternów.
  Pierwsza po wejściu jak zawsze przywitała mnie Adelle, przemiła staruszka, która od lat zajmuje się naszym domostwem.
- Dzień dobry Pani Kasandro. Jak miło Panią wreszcie widzieć.- Powiedziała z cudownym uśmiechem gdy wchodziłam przez drzwi.
- Dzień dobry Adelle. Rówmnież się niezmiernie cieszę, że Cię widzę. Powiedziałam i objęłam kobietę. Po chwili na schodach widziałam już busz białych i rudych włosów zmierzających w moją stronę z dość dużą prędkością. Pierwsza wpadła na mnie Alice, która mnie mocno uściskała. Clary jak zawsze spokojnie czekała na swoją kolej. Było widać jaki ma ogromny szacunek do starszej siostry, co nie jest aktualnie tak często spotykane. Gdy Alice mnie puściła podeszła do mnie młodsza z rodzeństwa i również mnie objęła jednak nie tak mocno i wybuchowo co jej siostra. Czasami nie umiałam się nadziwić, że to właśnie białowłosa jest tą starszą.
- Tak mi Was dziewczyny brakowało. Cieszę się, że mogę tu być. Nawet w takich okolicznościach.
- Nam też Ciebie brakowało ciociu, nawet nie wiesz jak bardzo.- Odparła Alice, a Clary potwierdziła jej słowa skinieniem głowy..- Mam nadzieje, że zostajesz na dłużej?- Zapytała z nadzieją w głosie starsza siostra.
- Cóż, mam ubrań na tydzień, ale zobaczymy jak to wszystko się potoczy.. Dziewczyny najwyraźniej były zadowolone z odpowiedzi, ponieważ na ich twarzy od razu pojawił się uśmiech.
- Clary, tata jest na górze?- Zapytałam
- Nie, aktualnie siedzi w ogrodzie, chyba przy grobie mamy.- Powiedziała, a ja nie wiem dlaczego trochę byłam zaskoczona. Clarissa chyba to zauważyła, ponieważ po chwili dodała..- Ostatnio zaczął tam chodzić częściej niż na jej urodziny, lub Gwiazdkę.
- Dalej obchodzi te święta? Spytałam zaskoczona.i zadowolona- To wspaniale!
- Pewnie chce aby coś w tym dimu pozostało po mamie oprócz grobu. Pewnie przyjdzie na kolacje, więc ciociu idź  może po podróży odpocznij. Ja z Clary mam jeszcze rozciąganie do zrobienia.- Dodała Alison.
- W porządku idźcie, chyba rzeczywiście przyda mi się odpoczynek.- Ali kiwnęła głową i poszła z siostrą to sali treningowej.- Rozciąganie? Od kiedy Val stosuje takie treningi? Zapytałam sama siebie. Po czym poszłam odpocząć ale nie do pokoju, a do ogrodu, gdzie był mój brat. Val siedział na ławce przy nagrobku i po prostu patrzył się w marmur z na którym było wyryte imię Jocelyn.
- Cześć braciszku.- Odezwałam się. On odwrócił głowę w moją stronę i szczerze się uśmiechnął.
- Kas...- Wstał i mnie objął.- Jak dobrze Cię widzieć.
- I Ciebie Val.- Powiedziałam z życzliwym uśmiechem.- Dziewczyny powiedziały, że mogę Cię tu znaleźć.- Valentine pokiwał głową.
- Tak, uświadomiłem sobie, że ostatnio za mało poświęcałem jej czasu. Ciągle siedziałem w tym gabinecie lub trenowałem dziewczyny.- Powiedział jak gdyby ze wstydem w głosie.- Więc teraz przychodzę tu przynajmniej raz w miesiącu. Rozmawiam z Jocelyn o postępach dziewczyn, o najnowszych wydarzenia i takich innych. Może to głupie ale..
- Val, chęć rozmowy z ukochaną, nawet po jej śmierci nie jest głupia.- Powiedziałam patrząc mu w oczy.- Jest dowodem, że prawdziwie ją kochałeś.- Val pokiwał głową.
- Dzięki. Ty to zawsze wiesz co powiedzieć. Ale koniec o mnie, opowiadaj co u Ciebie.- Zaczęłam opowiadać i tak rozmawialiśmy dług, że prawie się na kolacje spóźniliśmy. Już dawno tak dobrze nam się nie rozmawiało. Zazwyczaj były to kłótnie, lub krótkie przelotne rozmowy, dlatego cieszyłam się z tej rozmowy jak dziecko.
  Kolację na mój przyjazd przygotowano dość obwicie jak na czterech ludzi. widać kuchnia się postarała. W tym domu była tradycja, że przed jedzeniem była ogłaszana jakaś wiadomość, jeśli takowa oczywiście była. Więc i teraz Val przed jedzeniem zaczął mówić.
- Wszyscy tu dobrze wiemy, z jakiego powodu odwiedziła na ciocia Kas i pomimo, że wszyscy się z tych odwiedzin cieszymy,, to sam przyjazd nie ma miłych przyczyn.- Zawsze uwielbiałam te jego wcześniej przygotowane i wyćwiczone przemowy.  świetnie się słuchało mojego brata, a że na dodatek miał ten swój genialny głos, umiał zaczarować słuchaczy.- Jak dobrze wiemy, chodzi o Clarisse i jej misje w trakcie której ją rozpoznano i wszczęto przeciw niej śledztwo.- Widziałam jak rudowłosa się zaczerwienia ze wstydu.- Moja siostra obmyśliła plan, który pomoże spowolnić działania Clave w tej sprawie. Prosiła, abym z jego ujawnieniem poczekał, gdyż sama chciała go przedstawić, więc proszę.- Po usłyszeniu tej przemowy zrobiło mi się głupio, bo ja zamierzałam pójść na żywioł i nie przygotowałam nic. Spowodowało to, że sama się zarumieniłam, a dziewczyny siedzące naprzeciwko mnie uśmiechnęły się złośliwie.
- Potężna przemowa braciszku, jak zwykle zresztą.- Valentine uśmiechnął się lekko.- Tak, opracowałam plan, bardzo ryzykowany i niebezpieczny, co prawda, ale z dużą szansą powodzenia. Jest to misja po części inwigilacyjna, a po części sabotażowa.- Widziałam zaciekawienie w oczach dziewczyn.- Dostaniecie nowe tożsamości oraz wygląd. Oczywiście dalej będziecie siostrami, ponieważ będzie to bardziej wiarygodne, jeżeli będziecie tyle czasu spędzać ze sobą.. Poślemy Was w można powiedzieć paszczę lwa - Do Instytutu w Nowym Jorku, ponieważ najpewniej tam będą będzie baza główna ludzi odpowiedzialnych za śledztwo. Miało być ono w moim Instytucie, ale udało mi się przekonać Clave, że jest to bez sensu..- Przerwałam i spojrzałam na reakcje dziewczyn. Alison była wyraźnie podekscytowana, natomiast na twarzy Clary widniał niepokój.- Waszym zadaniem będzie wkręcenie się w rodzeństwo Lightwood, podsłuchiwanie, co wiedzą na ten temat, a że są najważniejszymi osobami w tym śledztwie, będą wiedzieć dużo.
- Nie lepiej po prostu ich zlikwidować? Nie mieliby świadków.- Odezwała się Alison. Pokręciłam głową zaprzeczając.
- Nie Ali. Jeśli coś wiedzą, to na sto procent już byli przesłuchiwani, więc nic to nie da.- Białowłosa kiwnęła głową ze zrozumieniem, a ja mogłam kontynuować.- Wracając. Wszystko czego się dowiecie, będziecie musiały gdzieś zapisywać, ponieważ kontaktować będziemy się tylko raz w tygodniu i tylko wtedy będziecie mogły nam przekazywać informację. Dniem tym będzie niedziela, czyli wedle moich informacji dzień wolny od wszystkiego. Godzinę jeszcze będziemy musieli ustalić. Gdy dostaniemy o Was informacje, postaramy się zrobić z Waszym tatą wszystko co w naszej mocy, aby te informacje przynajmniej poddać wątpliwościami. - Zrobiłam krótką przerwę aby sprawdzić czy dziewczyny mnie słuchają, ale twarze dziewczyn i Vala były skupione.- Kluczowymi postaciami tej układanki jest Anna oraz /Jace, który jak się dowiedziałam przeżył, choć jest dalej w śpiączce. To oni z jakiegoś powodu pierwsi rozpoznali Clary, więc pewnie będą bardzo dociekliwi. Musicie chociaż trochę im namieszać w głowach, a przynajmniej się postarać. Wszystko jest jak na razie zrozumiałe?
- Tak ciociu.- Odparły obie, a Val tylko kiwnął głową
- Dobrze. Teraz kwestia przykrywki. Wasza nowa tożsamość to dla Alison, Rebeca Whitesmith, dwudziestoletnia miłośniczka alchemii i medycyny, a dla Clary Suzan Whitesmith, osiemnastoletnia pasjonatka malowania i historii mongolskiej oraz indiańskiej.- Dziewczyna spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami.- No co? Jesteś łuczniczką, a te narody specjalizowały się w łucznictwie konnym. Ali uwielbia medycynę i tym się będziesz zajmowała.
- Ale ciociu, łucznictwo konne, a zwykłe łucznictwo to są dwa zupełnie różne style walki.- Zaprotestowała Clary.
- Tak wiem. Dlatego postanowiliśmy z Valentinem przed kolacją, że zostanę tydzień dłużej i przygotujemy Was do Waszej roli najlepiej jak się da. Co za tym idzie więcej nauki niż treningów i czasu wolnego. Możecie się zdziwić ale dwa tygodnie to jest mało. Zwłaszcza do alchemii i medycyny. Dobrze. i na koniec wygląd. Zmienimy Wam wygląd twarzy, nie będzie to jednak zrobione poprzez magię, ponieważ czarodzieje, z którymi na pewno będzie współpracować by to wyczuli. Zmienimy Wam fryzury, kolor włosów co już zmieni Wasz wygląd, jeśli zajdzie potrzeba będziecie oczywiście mogły zmienić wygląd makijażem.Pamiętajcie, aby nie wypadać z roli chociażby nie wiem co. Wy jesteście kluczem. To chyba wszystko co chciałam powiedzie.- Powiedziałam, ale po głębszym przemyśleniu powiedziałam.- A bym zapomniała. Pochodzicie z San Diego. No teraz to wszystko.- Powiedziałam z uśmiechem i wzięłam głęboki oddech.
- Bardzo dobry plan Kas.Postarałaś się.- Uśmiechnęłam się do brata.- Zanim zaczniemy jeść. Ktoś czegoś nie wie, ma wątpliwości?
- A czy jest plan B?- Zapytała Clary?
- Nie ma. Musicie dać radę.- Odparłam.
- A jeśli znowu coś zepsuje? Nakryją mnie, farba zejdzie mi z włosów, albo przy jakiejś rozmowie się złamie, albo coś..- Clary lekko spanikowała, ale mój brat podszedł do niej przykucnął obok jej krzesła i powiedział.
- Córciu. Jesteś Morgensternem. Najpotężniejszym, jednym z najstarszych i najlepiej zdyscyplinowanych rodów. W dodatku jesteś odważna, sprytna i umiesz ludzi naprawdę zagadać tak bardzo, że czasami pewnie woleliby zamieszkać w lochach Miasta kości niż dalej się z Tobą kłócić.- Clary lekko się zaśmiała, tak samo jak Val.- Poza tym, będziesz miała swoją siostrę przy boku, która nikomu nie pozwoli Cię skrzywdzić.
- Ale.
- Nie ma żadnego "ale" Clary. Jesteś w Twoich żyłach płynie krew Morgensternów i Fairchaildów. Poradzisz sobie choćby nie wiem co, tak?- Te słowa musiały pomóc, bo Clary podniosła głowę, a w jej oczach nie było ani trochę niepewności.
- Tak tato, Jestem Morgensternem, dam radę.- W jej oczach teraz płynęła żądza tej przygody i wdzięczność za wsparcie. Val ze szczerym i czułym uśmiechem wrócił na swoje miejsce.
- Smacznego.- Powiedział i wszyscy zabrali się do jedzenia.

***

Tak się kończy 18 rozdział tego opowiadania.
Szykują się iście ciekawe wydarzenia w Świecie Cieni. Sam nie mogę się doczekać.

Prawie rok od ostatniego posta. Ależ wstyd, naprawdę wstydzę się, bo nie lubię zostawiać niedokończonych spraw. Mógłbym się tłumaczyć dlaczego mnie tyle nie było, ale tak naprawdę mało by to dało mi czy Wam. Moge tylko powiedzieć, że przepraszam. Nie będę obiecywał, że będę pisał regularnie, bo tego nie wiem, ale wiem, że naprawdę jest mi przykro, że tak to zaniedbałem.
Nie wiem ilu Was zostało, ale dziękuje, że jesteście.
Do następnego rozdziału.
Pozdrawiam gorąco, Dankomen.
Szamanka Bajkowe Szablony