czwartek, 7 stycznia 2021

Część druga. Rozdział 24 - Patrol.

***Jace***

   Ostatnie dwa tygodnie były naprawdę męczące. Nie dość, że miałem kilka długich rozmów z ludźmi z Clave. Co prawda miała być jedna, ale byli chyba oni trochę nie kumaci, ponieważ cały czas chcieli abym im coś jeszcze raz wyjaśnił, a pragnę zaznaczyć, że dużo tego nie było. Ponadto z powodu przeniesienia prawie wszystkich mieszkańców Instytutu, do innych placówek, nasza rodzina miała o wiele razy więcej obowiązków związanymi z ochroną Przyziemnych, pilnowaniu Podziemnych, chodzeniem na patrole itd.. Do tego jeszcze dochodzą treningi i kończyło się na tym mieliśmy strasznie mało czasu aby robić coś dla siebie, czy chociażby odpocząć.

niedziela, 21 czerwca 2020

Część druga. Rozdział 23 - Ostatni dzień.

***Kasandra***

   Razem z Valentinem byliśmy pod ogromnym wrażeniem, jak bardzo dziewczyny się zaangażowały w szkolenie. Przez dwa tygodnie naprawdę ostro harowały, przez co zdarzało się, że nie miały w ogóle siły, aby zejść na kolacje. Najczęściej była to Clary, która mimo tego, że już stosunkowo długo trenowała z Valem, to dalej odstawała dość mocno od Allison pod względem kondycji i siły. Inną sprawą było to, że Clarissa zwyczajnie musiała mieć cięższe treningi, ponieważ raz, że musiała się nauczyć nowego stylu walki, jakim było łucznictwo konne, a dwa, że samo łucznictwo też musiała jeszcze podszkolić, a jej siostra zwyczajnie szlifowała swoje umiejętności. Co prawda, to prawda, młodsza z sióstr nie doszła jeszcze do perfekcji swoich umiejętności, ale razem z bratem stwierdziliśmy, że gdyby była zbyt mocna w porównaniu z jej rówieśnikami, to mogłoby to być podejrzane.
   Jednak to nie ich przygotowanie manualne sprawiło nam największą radość, a teoretyczne i psychologiczne, czyli ich alter ego w postaci pół krwi wilkołaków z innego miasta. Swoje nowe osobowości przygotowywały poza zajęciami ze mną czy Valem, przez co nie raz widziałam, jak siedzą po nocach i szukają różnych informacji, a na następny dzień oczywiście miały pełen trening i o dziwo dawały rady. Od razu widać, że to krew Morgensternów.
   Tylko żeby nikt nie myślał, że jedyne co robiliśmy z Valentinem, to dawaliśmy dziewczyną w kość. Nic z tych rzeczy, poza samym trenowaniem obmyślaliśmy różne scenariusze tej misji, wykorzystywaliśmy wszystkie nasze kontakty, aby nowe tożsamości sióstr były niepodważalne i staraliśmy się znaleźć jakieś opcje w razie wpadki. Zrobiliśmy wszystko, co się dało, aby zapewnić bezpieczeństwo Clary i Allison. Mam nadzieje, że nam się udało i nawet w razie niepowodzenia, nic się dziewczyną nie stanie.
   Dziś był ostatni dzień szkolenia, czyli można powiedzieć ostateczny sprawdzian dla obu dziewczyn. Składał się on z teorii i praktyki. Były one bardzo trudne, bo dla powodzenia misji musiały być, ale dziewczyny poradziły sobie z nimi bez problemu i byliśmy pewni, że żadne pytanie ich nie zaskoczy. Następnie nastał obiad, na którym Val ogłosił wyniki naszego „testu”, ale, jako że był to ostatni dzień przed ich wyjazdem, to poruszono też inną kwestię, równie ważną co same umiejętności.
- Dziewczęta, zanim zaczniemy jeść, jest jeszcze jedna, bardzo ważna sprawa. Mianowicie Wasz wygląd i nowe tożsamości.- Patrząc na dziewczyny, zauważyłam, że najbardziej ożywiły się na słowie „wygląd”, co wywołało uśmiech na mojej twarzy, jak widać, nieważne czy są to córki potężnego Valentina Morgensterna, czy też zwykłego Przyziemnego, to jednak kwestie związane z ich wyglądem są zawsze najważniejsze. Val chyb zauważył to samo, bo na jego twarzy dało się rozpoznać jakiś grymas, który mógł być uśmiechem.- Przed obiadem posłałem ognistą wiadomość do mojej znajomej. Mieszka ona od dłuższego czasu wraz ze swoją rodziną wśród Przyziemnych i Podziemnych, co pozwala jej lepiej zrozumieć ich zachowania. Za kilka godzin powinna tu przyjechać i wraz z Kasandrą zmienić Wasze wizerunki. Jeśli chodzi o tożsamość, to jak na początku było ustalane będziecie siostrami Rebeka i Susan Whitesmith. Jesteście z Los Angeles, tamtejszym Instytutem rządzą Blackthorn'owie, którzy są bardzo tolerancyjnie dla Nocnych Łowców pół krwi, ponieważ sami takowych w rodzinie mają, przez co będziecie bardziej wiarygodne. Rozmawiałem z tamtejszym przewodniczącym, a raczej jego bratankiem Julianem, ze względu na dobre relacje moje i jego rodziców, on jego rodzina oraz Emma Carstairs, w razie pytań wezmą naszą stronę.- Val przystanął na chwilę, a jego wzrok stał się nieobecny. Chyba myślał, czy chce coś jeszcze powiedzieć.- To chyba wszystko. Smacznego.- Już brał się za jedzenie, gdy coś musiało mu się przypomnieć.- A i macie obie do końca dnia wolne, poślę po Was służbę, gdy przyjedzie moja znajoma. Polecam Wam przeszukać szafy i wziąć na spotkanie z nią ubrania, które mogłyby przypominać styl wilkołaków Teraz wszystko. Jeszcze raz smacznego.- Powiedział i wszyscy zaczęliśmy jeść.

   Po obiedzie każdy rozszedł się w swoim kierunku. Dziewczyny zapewne wykonywały właśnie polecenie Vala. On sam poszedł w stronę gabinetu, gdzie jak podejrzewałam, sprawdzał jeszcze raz, czy powiedział o wszystkim, o czym chciał, albo czy na pewno ma pozałatwiane wszystkie sprawy w kwestii zabezpieczenia dziewczyn. Jak zawsze musiał mieć wszystko zapięte na ostatni guzik, co patrząc na jego nieciekawą wpadkę w przeszłości, jest jak najbardziej zrozumiałe. Ja postanowiłam, że pójdę w miejsce, w którym już dawno nie byłam, do mojej kochanej szwagierki, Jocelyn. Miejsce jej pochówku to było chyba najbardziej zadbana cześć naszej rezydencji. Ogromny marmurowy pomnik, w którego górnej części pośród licznych frezów i zdobień widniał napis „Ave atque vale Jocelyn Fairchild/Morgenstern". Poniżej napisu był jej autoportret, który umieszczono za szybą, aby się nie zniszczył, obraz ten otoczono marmurem, w którym wyrzeźbiono liczne runy. W dolnej części pomnika można było zobaczyć ozdobiony złotem napis „Niech Razjel ma Cię w opiece” oraz datę narodzin i śmierci. Podstawa nagrobku płynnie, niczym łagodna fala schodziła ku trawie. Sam grób otoczony był ogromnym ogrodem, w którym rośliny były posadzone tak, że w każdej porze roku ogród był pełen pięknej roślinności, dzięki czemu miejsce te nie powodowało dołka, jak większość Przyziemnych cmentarzy. Dla naszej rodziny miejsce to, mimo obecności tak przykrej budowli, było miejscem, w którym przychodziło się, aby odpocząć po ciężkim spotkaniu, treningu, lub po prostu dniu. Clary przychodziła tu malować, bo jak mówiła, będąc w pobliżu matki, której tak naprawdę nie znała, zawsze miała lepszą inspirację, Alli przychodziła poczytać lub uprawiać jogę, a Val rozmawiał z Jocelyn o wszystkich swoich problemach, lub sukcesach.

   Po pewnym czasie spędzonym w ogrodzie przyszła po mnie Adela i powiedziała, że przyjechała znajoma mojego brata i że prosi mnie on o przyjście do salonu. Podziękowałam i udałam się w stronę domu. Wszyscy już siedzieli w salonie. Val i jego znajoma na fotelach, a dziewczyny na kanapie. Usiadłam obok sióstr, a Valentine się uśmiechnął i zaczął swoją przemowę.
- Witajcie z powrotem. Pragnę Wam przedstawić, moją koleżankę, która swego czasu była ważnym elementem w Kręgu. Jako że żyła wśród Przyziemnych i Podziemnych, miała dostęp do przydatnych nam informacji, co często pozwalało nam wygrać jakąś sprawę, czy debatę, jeszcze przed jej rozpoczęciem. Dzisiaj ponownie nam pomoże i to znowu dzięki jej informacją. Ponieważ zna ona aktualny styl wilkołaków, pomoże wybrać Wam stosowne dla tej rasy ubrania. Przedstawiam Wam Elizę Herondale.- Kobieta uśmiechnęła się do mojego brata. Była naprawdę piękna, długie falowane blond włosy, delikatne rysy twarzy, wydatne kości policzkowe, małe usta pomalowane ciemną, prawie czarną szminką, duże brązowe oczy, podkreślone ciemnym makijażem. Emanowało od niej pozytywną energią, która najbardziej była odczuwalna, gdy się odezwała.
- Dziękuję Valentine. Po tej przemowie naprawdę nie wiem, czy powinnam Wam coś jeszcze dopowiedzieć.- Każde jej słowo było wypowiedziane z uśmiechem na ustach, musiało się udzielić wszystkim, ponieważ każdy zaczął się uśmiechać. No może z wyjątkiem Vala, który starał się zachować powagę i nawet mu to wychodziło.- Powiem tyle, że z tego, co wiem, to Wasz ojciec dał Wam polecenie, abyście wybrały ubrania, które według Was będą pasować do tzw. wilczego stylu. Możecie więc po nie iść, a ja naradzę się z Kas, co będziemy właściwie robić.- Dziewczyny kiwnęły głowami i poszły na górę.
- Dobrze drogie Panie, wygląd to Wasza działka, a ja się na tym znam tak jak Przyziemny na demonach, więc Was zostawię. Zawołajcie mnie, jak skończycie.- Powiedział Val i również udał się w kierunku schodów. Po chwili Eliza wstała i do mnie podeszła, na co ja również wstałam.
- Kas, jak ja Ciebie Dawno nie widziałam.- Podeszła i mnie przytuliła. Od naszego ostatniego spotkania minęło wiele lat.- Aleś wyrosła i wypiękniała dziewczyno.
- A Ty nadal jesteś taka piękna jak zawsze.- Uśmiechnęłyśmy się obie i ponownie wpadłyśmy w swoje objęcia.
- Dobrze. Zacznijmy mówić może o tym, co mamy dokładnie zrobić i w czym ja mam Ci pomóc, bo dobra w tego typu sprawach nie jestem.- Zaproponowała po pewnej chwili.
- Z tego, co pamiętam, to do czasu śmierci Joc, miałaś brązowe włosy po matce, a widzę, że teraz masz rude, więc umiesz używać farby do włosów, co nam się przyda. Poza tym raczej umiesz posługiwać się szczotką, czy lokówką, więc damy radę. A teraz słuchaj uważnie, bo przyjrzałam się już obu dziewczyną i wiem, co chcę zrobić.- Opowiedziała mi wszystko ze wszystkimi szczegółami, jakie fryzury zamierza wykonać. Byłam pod wrażeniem i naprawdę ciekawa jak to wyjdzie. Chwilę po tym Clary i Allie zeszły z pokaźnymi stosami ubrań. Eliza obejrzała wszystkie, wiele z nich odrzuciła, poleciła dziewczyną, jakie ubrania najlepiej łączyć, aby wszystko pasowało, oraz co mogłyby jeszcze kupić już na miejscu. Poprzestało na bokserkach, wszelkiej maści ciemnych jeansowych i skórzanych kurtkach, bojówkach i spodniach skórzanych, oraz glanach i traperach. Następnie poszłyśmy do tzw. łazienki dla gości. Była ona największa, dzięki czemu mogłyśmy zmieniać fryzury i makijaże obu siostrą na raz. Oczywiście wszystkie lustra były zakryte, bo ich nowy wygląd miał być niespodzianką. Wszystkie prace zajęły nam prawie dwie godziny łącznie z makijażem. Tak naprawdę nawet nie zauważyłam, kiedy ten czas minął. Podczas pracy rozmawiałyśmy w czwórkę na tyle tematów, że czas leciał naprawdę szybko. Dziewczyny były bardzo ciekawe życia Elizy poza Instytutami, czy Alicante, z resztą sama błam również tego ciekawa. Jak się okazało, jej życie wcale nie różniło się tak bardzo od codzienności Nocnych Łowców mieszkających w standardowych warunkach. Też polowała na demony, zgłaszała raporty do Clave, a nawet przez pewien czas była przewodniczącą Konklawe w swoim mieście, czyli w Dublinie. Jedyna różnica jest taka, że może robić, co chce i kiedy chce.
   Po skończeniu naszej pracy Eliza poleciła dziewczyną ubrać się w przygotowane zestawy ubrań, co też zrobiły i dopiero wtedy odsłoniłyśmy lustra i posłałyśmy po Vala. Gdy zdjęłam płótna z okien i dziewczyny się w nich obejrzały, było widać bijący od nich szok, radość i zaskoczenie jednocześnie. Wiedziały, że zmienimy ich wygląd, ale z pewnością to, co zobaczyły, przerastało ich oczekiwania, co było widać w ich iskrzących się oczach. Clary falowane włosy jeszcze bardziej zakręciłyśmy, przez co powstały loki. Ich długość znacząco skróciłyśmy, bo z sięgających pośladków zrobiłyśmy minimalnie wychodzące poniżej braków, a na dodatek zafarbowałyśmy je na brązowo. Całkowicie zmieniło jej to wyraz twarzy, przez co uznałyśmy, że wystarczy jej minimalny makijaż, który jedynie podkreśli jej piękne zielone oczy. Jeśli chodzi o Allison, to niej było nieco prościej. Krótkie i lekko falowane włosy wyprostowałyśmy i zrobiłyśmy na blond, a do jej naturalnych włosów zostały dopięte włosy sięgające do połowy pleców. Wyszczupliło to jej twarz i ją odmłodziło, więc makijaż również był zbędny.
   Po krótkiej chwili zszedł do nas mój brat, który nie mógł uwierzyć, co się właśnie wydarzyło. Przez dłuższy czas przyglądał się dziewczyną, a następnie pogratulował mi i Elizie świetnej roboty. Val musiał być w dobrym nastroju, ponieważ zaprosił wszystkich do ogrodu i polecił służbie przygotowanie jakiegoś deseru. Do końca dnia dobre humory wszystkim się udzielały, a na kolacji mój brat jeszcze raz podziękował Elizie za pomoc i ogłosił, że dziewczyny mają jutro wyjazd punkt siódma. Oczywiście rano.

***
Siema!
Mam dzisiaj dla Was dość zwariowany rozdział o ostatnim dniu przygotowań do wielkiej misji sióstr Morgenstern. Naprawdę się namęczyłem, aby ten rozdział dobrze wyszedł i mam nadzieję, że tak właśnie się stało.
Starałem się najlepiej ,jak mogłem opisać nowy wygląd Clary i Allie, ale gdyby ktoś nie mógł sobie tego wyobrazić, to na blogu w zakładce „Bohaterowie” znajdują się zdjęcia poglądowe. Zapraszam.
Oczywiście jak zawsze proszę o zwracanie uwag do rozdziału w komentarzu. Pamiętajcie, że Wy też tworzycie to opowiadanie m.in. przez wytykanie mi błędów, dzięki czemu może nie popełnię ich w przyszłych rozdziałach.
Ode mnie tyle.
Pozdrawiam gorąco, Dankomen.

wtorek, 26 maja 2020

Część druga. Rozdział 22 - Będzie się działo.

***Jace***

   Po moim przebudzeniu nie pamiętałem dosłownie niczego z dnia tej nieszczęsnej misji. Czułem się jak po jakiejś mocno zakrapianej imprezie u czarowników. dopiero Izzy wytłumaczyła mi, co się właściwie wydarzyło.
   Nie byłem w stanie uwierzyć że zaatakowała nas dziewczyna, którą uratowałem od mówiąc delikatnie, nieprzyjemnego losu na ulicy Nowego Jorku, którą przyjęliśmy do siebie, otoczyliśmy opieką i przyjaźnią. Poza tym z tego co mówił Alec, walczyła bardzo dobrze i prawie nie odstawała od nich po tym względem. Już w Instytucie dała się poznać jako dobra wojowniczka, ale to nawet trochę nie był poziom zbliżony do naszego. Nie dziwne więc, że informacja o polepszeniu jej umiejętności bojowych lekko mnie zaskoczyła.
   Nie to jednak wprawiło mnie w największe zdziwienie, a fakt, że gdy Alec postrzelił Clary, to z pomocą rudowłosej przyszła inna dziewczyna. Nie żebym myślał, że nie potrafi ona zawierać przyjaźni, wręcz przeciwnie ale zważywszy na to, że Clary nie znała nikogo w świecie Cieni poza ludźmi z Instytutu, to mogłem czuć się zaskoczony, że miała jakąś wspólniczkę
   Chciałem aby rodzeństwo mi trochę więcej o tym wszystkim opowiedziało, ale przekonali mnie, abym najpierw poszedł coś zjeść i się wykąpać. W tym momencie uświadomiłem sobie jaki jestem głodny.
   Wstałem i wyszedłem ze skrzydła szpitalnego. To co we mnie uderzyło na samym wejściu, to totalna cisza. Korytarz był pusty, nie było słychać dosłownie niczego, a tym bardziej nikogo. Stanąłem na środku holu zdezorientowany. Zobaczyła to Ania, która wyszła przed chwilą z sali.
- Całkiem dziwnie co nie? - Zapytała.- Ani żywej duszy.
- Co tu się stało właściwie?- Zapytałem nawet na nią nie patrząc. Wytłumaczyła mi o co chodzi i że za niedługo będziemy mieli nowych "współlokatorów".- Ha, trochę mnie minęło co?
- No tak, ciężko to ukryć.- Odparła. - Przez kilka dni nasze życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni.- podeszła do mnie się we mnie wtuliła.- Martwiłam się o Ciebie.
- O mnie? A po co? Ja miałem wszystko pod kontrolą.- Odparłem z wyluzowanym głosem splatając ręce za głową.- Musiałem się tylko zdrzemnąć troszkę. Na te stwierdzenie Ania uderzyła mnie w klatkę piersiową.
- Wredny jesteś.- Powiedziała próbując być zła, co delikatnie mówiąc niezbyt jej wychodziło, więc po chwili sama się uśmiechnęła. - Dobra idź już, bo śmierdzisz jakbyś w śmietniku spał.
- Pragnę tylko przypomnieć,że to Ty do tego smrodów przyszłaś.- Chciała coś powiedzieć, ale chyba nie bardzo wiedziała co, o zrobiła tą jej "groźną" minę, która zawsze mnie rozbawiała, to też wybuchnąłem śmiechem. Musiało ją to jeszcze bardziej zdenerwować, bo zacisnęła ręce w pięści..- Dora, dobra. Idę już.- Powiedziałem i obróciłem się na pięcie chcąc odejść.
- Aaaa Jace, tak Cię tylko uświadamiam, że prawdopodobnie czeka Cię pogadanka z Clave.- Odwróciłem się z powrotem ze wzrokiem żądającym wyjaśnień.- No nie patrz tak na mnie. Pomyśl, co jakiś czas temu zrobiłeś, czego oni, a teraz może się to przydać?- Złapałem lekkiego zawiasa. Za dużo było rzeczy, które robiłem pomimo zakazu. Olśniło mnie po dłuższej chwili.
- Gray!- Powiedziałem głośno. Zastanawiało mnie skąd o tym wiedzieli. W końcu nikomu o tym nie mówił.
- Dokładnie, Annabeth Gray. Rzekoma matka Clary. Clave jakoś się dowiedziało o Twoim śledztwie, że może im to pomóc, to pewnie dostaniesz wezwanie na naradę. Powodzenia braciszku.- Odparła z wrednym uśmieszkiem poszła w kierunku  sali treningowej.
   Przez dłuższą chwilę stałem w miejscu próbując ogarnąć usłyszane przed chwilą słowa. Stwierdziłem jednak, że wyglądam jak jakiś idiota i poszedłem do pokoju, odświeżyć się i na spokojnie przemyśleć to wszystko.
   Przez resztę dnia siedziałem u siebie i doszedłem do jednego aczkolwiek idealnie wpasowującego się w najbliższy czas wniosku:
Będzie się działo.

***
Cześć.
Postanowiłem napisać tym razem coś z perspektywy męskiej, dawno tego nie było XD
A więc macie dzisiaj Jace'a i jego dzień po przebudzeniu, mam nadzieję, ż się podobało.
Rozdział jest dziś krótszy i z lekką obsuwą, a to dlatego, że piszę jedną ręką, co proste nie jest. Dzieje się tak dlatego, że pod koniec zeszłego tygodnia wybiłem sobie bark i aktualnie rękę mam zagipsowaną z tułowiem. Trochę to przeszkadza, ale jakoś daję radę.
Ode mnie to tyle.
Do następnego rozdziału.
Pozdrawiam gorąco, Danko.

wtorek, 19 maja 2020

Część druga. Rozdział 21 - Szkolenie.

Cześć, ja tylko na chwilkę. Pod rozdziałem będzie myślę dość interesująca dla Was wiadomość, zachęcam do przeczytania.

***Clary***

   Strasznie bałam się myśląc o tej misji. W końcu od naszej ostatniej wizyty w Nowym Jorku nie minęło tak dużo. Bałam się, że znowu coś mogę spieprzyć. Tym razem było jednak gorej, ponieważ nie dość, że miałam udawać półkrwi wilkołaka - co jak dla mnie było idiotyzmem, zważywszy na to, jaki stosunek do takich osób mają młodzi Nocni Łowcy - to jeszcze gdyby mnie zdemaskowali i przesłuchali za pomocą Mieczu Anioła, to naraziłabym całą moją rodzinę. Mimo wszystko byłam zdeterminowana, aby wykonać swoje zadanie, jak najlepiej, ponieważ wiedziałam, że jeżeli nic byśmy nie robili, aby przynajmniej spowolnić śledztwo, to Clave i tak prędzej czy później dowiedziałoby się, kto jest "zdrajcą".
   Poza tym, była to jedna z niewielu okazji w życiu moim czy Allison, aby zobaczyć choć mały kawałek świata poza naszą rezydencją. Więc kto by nie skorzystał?
   Pierwszy dzień szkolenia rozpoczął się dla nas wspólnym śniadaniem o szóstej rano. Była to najśmieszniejsza część tego dnia i chyba całego okresu przygotowania. Nie dość, że ciocia Kas jako jedyna się spóźniła o dobre dziesięć minut, to wyglądała dosłownie jakby dopiero wyskoczyła z łóżka. Włosy w całkowitym nieładzie, źle zapięta koszula, wory pod oczami, ogólnie nie za ciekawie.
   Usiadła i zaczęła nas wszystkich przepraszać. Cóż mogę powiedzieć, ja z Alli nie umiałyśmy się powstrzymać od parsknięcia śmiechem, na co spojrzała się na nas spod byka, ale sama uśmiechnęła się delikatnie i zaczęła przeczesywać włosy palcami. Jednak to, że ojciec się cicho zaśmiał chyba ją lekko zdenerwowało, ale nic nie powiedziała. Szalę goryczy przechylił jego komentarz:
- Ekh Kasandro, koszulę źle zapięłaś,- Powiedział to z takim prześmiewczym głosem, że ciocia po prostu wyszła.- Cóż, najwyraźniej Wasza ciotka nie lubi gdy się ją upomina. Zwłaszcza gdy ja to robię.- Dodał chwilę później. Powiedział to z takim luzem, którego już dawno u niego nie słyszałam. W dodatku, co wprawiło mnie w totalny szok, ciągle się uśmiechał pod nosem. Najwyraźniej to, że mógł dopiec swojej siostrze sprawiło mu wielką satysfakcję.
   Ciocia wróciła po jakiś pięciu minutach z włosami upiętymi w kucyka włosami, leciutkim makijażem zakrywającym wory pod oczami. Usiadła i już chciała brać się za jedzenie, kiedy usłyszeliśmy ostateczny komentarz taty.
- Jak tam siostro, dobrze się spało?- Widać było, że ciocia już gotuje się od środka, ale zacisnęła usta i powiedziała tylko "Smacznego" po czym wszyscy zaczęliśmy jeść, pierwszy raz od  dawna każdy z nas miał tak dobry humor... no dobra, nie każdy ale stali bywalcy tego domu jak najbardziej. Cóż, najwyraźniej w Dallas nie muszą stawać około piątej rano i ciocia się zwyczajnie odzwyczaiła od tak krótkiego snu.
   Po śniadaniu miałyśmy 10 minut przerwy na przygotowanie się do reszty dnia. Po upłynięciu tego czasu miałam się stawić w sali ,gdzie malowałam. Czemu tam? Ponieważ nie licząc gabinetu ojca - do którego normalnie wchodzić nie mogłyśmy - to było jedyne pomieszczenie, w którym było coś na czym można było pisać i niestety były to moje sztalugi. Pomysł aby coś na nich pisać mi się ani trochę nie podobał, ale co miałam zrobić? Allie natomiast miała dzisiaj z ciocią Kas pierwszą lekcję z alchemii w naszym laboratorium w piwnicy.
   Gdy weszłam do sali, w której zazwyczaj przebywam gdy jestem zła, smutna, wesoła... hmmm w sumie ja tam siedziałam rawie bez przerwy, gdy miałam czas oczywiście... nie ważne. Wracając, gdy weszłam do środka zobaczyłam już przygotowanego ojca stojącego przed... tablicą kredowa.
   Wyobraźcie sobie moje zdziwienie gdy to zobaczyła. Wielki Valentine Morgenstern, najlepszy Nocny Łowca na świecie stojący przed starą tablicą kredową, z książką w ręku, jak pospolity Przyziemny nauczyciel. Próbując powstrzymać się od śmiechu usidłam przy stoliku, który stał naprzeciw tablicy.
- Widziałem ten wzrok Clarisso.- Zaczął ojciec.- Sam byłem bardzo zdziwiony faktem, że w rezydencji jest taka rzecz. Cóż mimo wszystko dobrze, że się znalazła, bo bardzo może nam pomóc w przyswajaniu wiedzy. Będę na niej zapisywał tylko najważniejsze rzeczy. Tobie również bym polecił to robić.- Pokiwałam głową i wzięłam swój szkicownik oraz ołówek.- Dobrze, skoro oboje jesteśmy gotowi, zaczynajmy.- Powiedział i zaczął mówić.
   Pomimo moich obaw, że lekcje z ojcem będą nudne i będą strasznie się przeciągać, okazało się, że mówi on bardzo ciekawie. Było widać, że jest przygotowany i dzięki temu wciągnął mnie w temat całkowicie, a całe półtorej godziny mięła mi bardzo szybko. Mówiliśmy dzisiaj głównie o historii mongolskiej państwowości, jak i oręża. Dowiedziałam się na przykład, że Imperium mongolskie w czasach swojej świetności było o większe od Imperium rosyjskiego, a podstawową bronią białą Mongołów była tak naprawdę jakakolwiek, nawet najbardziej prymitywna broń, woleli używać łuków.
   Po części teoretycznej miałam trening przed którym dostałam pięć minut przerwy na przebranie się w strój treningowy. Przez najbliższe dni miałam uczyć się jazdy konnej, doszkalać się w strzelaniu z łuku, ponieważ, jak to mówił ojciec, jeżeli nie będę umiała tego perfekcyjnie, nie nauczę się łucznictwa konnego. Rozpoczęliśmy trening od jazdy konnej, którą ćwiczyć zakończyliśmy dopiero godzinę przed planowanym końcem zajęć. Wtedy ojciec stwierdził, żebym poszła potrenować łucznictwo.
   Po treningu, to jest około siedemnastej, byłam tak wyczerpana, że jedyne czego chciałam, to wskoczyć do łóżka i zasnąć, obawiałam się jednak, że przez to zaśpię na kolację o dziewiętnastej, a tego wolałam uniknąć. Postanowiłam odpocząć w innym miejscu. Weszłam po schodach na strych naszej rezydencji, gdzie stały wszystkie stare meble, które ktoś kiedyś tu sprowadził, ale były nieużywane, więc wyniesiono je tu. Dalej wdrapałam się po drabinie na dach, z którego mogłam podziwiać piękne krajobrazy Idrisu i widniejące w dali Alicante wraz z jej Demonicznymi Wieżami. Narysowałam ten widok już chyba setki razy, ale nigdy nie udało mi się oddać piękna tego co widziałam. Po upływie pewnego czasu zeszłam na dół i zorientowałam się, że do kolacji zostało mi dwadzieścia minut. Szybko pobiegłam wziąć prysznic i się przebrać, po czym zeszłam na dół.
   Po kolacji nawet nie myślałam aby pogadać z Alli o jej dzisiejszych zajęciach. Chciałam tylko pójść już spać, co też zrobiłam
   Ogólnie opisując całe nasze szkolenie, to pierwszy tydzień wyglądał w miarę podobnie jak dzień w którym zaczęliśmy szkolenie. Po śniadaniu półtorej godziny teorii, na zmianę w jeden dzień historia, w następny bronioznawstwo i wiedza teoretyczna o łucznictwie konnym. Następnie praktyka, czyli nauka jeździectwa i udoskonalanie umiejętności łuczniczych. Oczywiście były ustalane przed szkoleniem przerwy oraz posiłki o wyznaczonych godzinach. Podczas półgodzinnych przerw poobiednich zazwyczaj rozmawiałam  z Alli i ciocią, bo po treningach zwyczajnie byłam wyczerpana i nie miałam siły z kimkolwiek o czymkolwiek rozmawiać. Jedyne co wtedy robiłam, to tworzyłam swoją kreację półkrwi wilkołaka, co szło mi zadziwiająco dobrze.
   Drugi tydzień był lekko inny. Plan dnia zostawał oczywiście taki sam, ale zmieniła się tematyka wszystkich zajęć. Na teorii przerzuciliśmy się na Indian i zaczęliśmy się uczyć ich stylu walki, oraz ich - powiedzmy sobie szczerze - tragicznej historii, w końcu Europejczycy wybili ogromną część tego narodów obu Ameryk. Dowiedziałam się z tych zajęć m.in. o bardzo ciekawej historii Azteków - Najbardziej rozwiniętym narodem Indiańskim, który upadł nie przez samych najeźdźców, lecz głównie przez podbite przez Azteków ludy, które wolały być podległymi władców Europy i pomogły najeźdźcą zbierając kilkutysięczną armię.
   Jeśli chodzi o treningi, to gdy ojciec stwierdził, że już odpowiednio dobrze jeżdżę konno, zaczęliśmy szkolenie z łucznictwa konnego. I uwierzcie, to była katorga. Całym sekretem tego stylu było strzelanie w momencie, gdy koniem najmniej trzęsło podczas galopu, czyli gdy przez tą króciutką chwilę był w powietrzu. Wtedy była największa  szansa na trafienie w cel. Oczywiście przez tak krótki okres czasu nie było szans się tego nauczyć perfekcyjnie, ale pod sam koniec szkolenia trafiałam już najczęściej siódemki, ósemki,  czasem nawet dziewiątki,a le to raczej rzadko. Ostatnią godzinę treningu w ciągu dnia, którą wcześniej poświęcałam na łucznictwo, spędzałam na utrzymywaniu równowagi, co również było bardzo przydatne w łucznictwie konnym.
   Pod koniec tygodnia miałam razem z Alli test sprawdzający teoretyczny i praktyczny, które obie zdałyśmy.
   Mówiąc krótko, byłyśmy gotowe na misję jak nigdy i nic nie mogło nam przeszkodzić w jej wykonaniu.

***
Cześć.
Przedstawiam Wam dzisiaj obszerną relację Clary ze swoich przygotowań. Rozdział wyszedł bardzo długi, ale nie chciałem rozbijać tego na więcej części. Mam również nadzieję, że nic nie pokręciłem i da się wszystko bez problemu zrozumieć.
Co do notki o której pisałem, mam myślę całkiem fajny pomysł na całkiem nowe opowiadanie. Byłoby to całkiem coś nowego, czego jeszcze tu nie widziałem, mianowicie połączenie świata "Shadowhunters" i "The100". 
Zszedł z Was szok? To lecę dalej, Zważywszy na to, że czasem brakuje mi czasu na Miasto Zagubionych, to rozdziały z nowej historii pisałbym raz w miesiącu. 
Dajcie znać co o tym myślicie.
Ode mnie tyle.
Do następnego rozdziału.
Pozdrawiam gorąco, Danko, 

piątek, 8 maja 2020

Część druga. Rozdział 20 - Wybudzenie

***Isabelle***

   Od czasu, gdy Magnus pomógł nam uratować Jace'a, minęły trzy dni, a on dalej był w śpiączce. Każdy zaczynał się martwić, nawet bardziej niż zwykle. Skończyło się na tym, że na zmianę siedzieliśmy przy nim i pilnowaliśmy, jakby się obudził. Tak właściwie, to robimy to samo, z czego żartowaliśmy, gdy on tak siedział przy Clary, która końcem końców go i nas wszystkich zdradziła. Tym razem jednak była to inna sytuacja, bo ranny był nasz brat a nie ktoś totalnie obcy.
    Przez okres tych trzech dni trochę się pozmieniało w Instytucie. Mianowicie uznano, że przez ten incydent z Clary jest tu niebezpiecznie i nasza akademia zostaje zawieszono. Wszyscy uczniowie, jak i instruktorzy zostali przeniesieni do innych Instytutów, albo wysłani do domów. Naszej rodzinie pozwolono zostać ze względu na to, że ktoś musi się zajmować naszym domem i chronić Przyziemnych w NY. Powstała tu też główna baza śledcza. Czyli w sumie jest nas tu pięciu, a za niedługo wprowadzi się jakaś grupa śledcza.
   Zawsze mnie zastanawiało, po co robić takie poszukiwania. Przecież dziewczyny nie umieją znaleźć nawet runy, to co może zdziałać jakieś kilka osób? Jej ostatnia znana lokalizacja, to Nowy Jork, a pomogła jej jakaś dziewczyna, której nawet nie mieliśmy odszukać runami, ponieważ nie mamy nic co do niej należało. To jest wszystko co wiedzieliśmy, czyli w sumie nie wiedzieliśmy nic. Oczywiście to nie jest tak, że nie chciałam, żeby Clary została znaleziona i osądzona, ale nie widziałam sensu w marnowaniu czasu i ludzi na coś, czego praktycznie nie da się zrobić. Clave niby czekało aż mój brat się obudzi. Chcieli  go wypytać, czy może coś wie, gdzie mogła być rudowłosa, bo dowiedzieli się, że wcześniej szukał Clarissy na własną rękę. Było to raczej nie możliwe, gdyż było on  tak samo w szoku jak my wszyscy, gdy zaatakowała nas dziewczyna, która zaginęła - jak dobrze pamiętam - pół roku wcześniej. Chociaż, kto by wiedział, co Jace dowiedział się, o czym nie wiedziało Clave.
   Podczas, gdy ja utonęłam w swoich myślach, blondyn się obudził.
- Kurwa, moja głowa.- Jęknął. Na tyle mnie zaskoczył, że dosłownie wyskoczyłam z krzesła, na którym siedziałam. On jak to on, parsknął śmiechem i zaczął się ze mnie śmiać.- Proszę bardzo, Nocny Łowca dał się tak prosto zaskoczyć.
- Oj goń się.- Powiedziałam i wywróciłam oczami, ale chwilę potem dotarło do mnie, co się właściwie wydarzyło.- Jace! Ty się obudziłeś!- Podbiegłam do jego łóżka i go przytuliłam.
- No tak, ciężko ukryć, ale co się właściwie stało, bo w sumie nie wiem?- Zapytał dalej słabym głosem. Opowiedziałam mu co się stało na polowaniu, kto nas zaatakował, czemu popadł w śpiączkę, kto mu pomógł i co się aktualnie dzieje w tej sprawie. Mój brat był bardzo zdziwiony, że zaatakowała nas Clary i w sumie nie do końca mi wierzył, ale przekonałam go, że nie okłamałabym go w takiej sytuacji. Był on wyraźnie zły i zarazem smutny gdy dowiedział się o zajścia z przed kilku dni i w sumie się mu nie dziwiłam. W końcu przez ten krótki okres, gdy Clary mieszkała w Instytucie, była dość blisko z moim młodszym rodzeństwem ,a mimo to nas zaatakowała.- Jak ona mogła to w ogóle zrobić, po tym co dla niej zrobiliśmy?- Zapytał blondyn po dłuższej chwili milczenia
-  Jest jakaś plotka, że niby mogła mieć wymazaną pamięć, ale  mało kto w to nie wierzy- Odpowiedziałam. Widząc brak  chęci mojego brata do rozmowy na ten temat stwierdziłam, że pójdę powiadomić rodzeństwo i rodziców o tym, że Jace się obudził.
- Izzy, mogłabyś przynieść mi coś do picia? Przez te kilka dni zaschło mi lekko w gardle.
- Jasne braciszku. Zaraz wracam.- Powiedziałam z uśmiechem i poszłam w stronę biblioteki, gdzie - jak myślałam - przebywali rodzice i Alec.
   Weszłam do biblioteki i tak jak myślałam, siedziała tam prawie cała rodzinka. Wszyscy zażarcie o czymś dyskutowali. Nie zauważyli nawet, że weszłam do biblioteki.
- Gdyby to Clary tu stała, już byście nie żyli. Wszyscy momentalnie się uciszyli i spojrzeli na mnie z szokiem w oczach. Zaśmiałam się pod nosem.- Pójdźcie może do skrzydła szpitalnego. Jace się obudził.- Pierwsza z szoku otrząsnęła się mam.
- Na Anioła, naprawdę?- Prawie pisnęła ze szczęścia. Gdy kiwnęłam głową, mama odwróciła się do taty i już prawie całkiem poważnym głosem powiedziała.- Robercie, chodźmy proszę.- Tata tylko się uśmiechnął i wyszedł za nią.
- Alec, gdzie jest Ania? Też powinna wiedzieć.- Zapytałam bruneta, który już chciał iść w ślady rodziców.
- Chyba na sali treningowej. Ostatnio jak ją widziałem, to miała strój treningowy na sobie- Powiedział, kiwnął głową z uśmiechem i wyszedł w stronę skrzydła szpitalnego. Ja postanowiłam znaleźć najmłodszą z nas.
   Już daleko przed salą treningową, można było usłyszeć odgłos uderzeń wyprowadzanych przez moją siostrę. Weszłam na salę i chcąc przećwiczyć jej refleks i spostrzegawczość, rzuciłam w jej stronę zaostrzony dysk, którym zazwyczaj walczył Hodge. Młoda w ostatniej chwili uchyliła się, ale broń lekko przycięła jej końcówki włosów. Na ten widok zrobiłam zbolałą minę.
- A widzisz? Mówiłam, żebyś je wiązała. Tak by się nic nie stało.- Ania zeskoczyła z wiszącego drewna na którym stała.
- No cóż normalnie nikt na treningach nie rzucał we mnie dyskami, które bez problemu odcięłyby mi głowę.- Odparła z lekkim uśmiechem.- Cóż, przynajmniej mam powód, żeby iść do fryzjera..
- Zawsze jakiś plus.
- Masz jakieś wiadomości o Jace'e?- Zapytała z nadzieją w głosie.
- Ja właśnie w tej sprawie. Obudziła się. Cała reszta już tam powinna być. Odśwież się i przy...- Nie było dane mi skończyć, gdyż młoda wyleciała z sali jak błyskawica i pobiegła w stronę skrzydła szpitalnego, wcześniej dając mi szybkiego buziaka w policzek. Kiwnęłam tylko ramionami i z dużym uśmiechem również się tam udałam, wstępując po drodze po wodę dla Jace'a.
   Do końca dnia siedzieliśmy w skrzydle szpitalnym, rozmawialiśmy i śmialiśmy się, jak gdyby wszystkim nam po piętnaście lat i wszystko było o wiele prostsze. Szkoda, że takie dni zdarzają się nam bardzo rzadko.

***
Cześć ludziska.
Ciekawiło Was, co się dzieje w Instytucie, więc jak zawsze wychodzę Wam na przeciw z perspektywą, której jak dobrze pamiętam, dawno nie było, czyli Izzy.
Jak Wam się spodobała reakcja Lightwood'ów, na wybudzenie Jace? Dajcie znać poniżej.
Krótkie ogłoszenia parafialne. W końcu na moim blogu zaktualizowałem zakładkę z bohaterami. Zapraszam więc, do odwiedzenia go Dary Anioła - Miasto niewiedzy.
Ostatnie ogłoszenie. Być może zmienię okładkę Miasta Niewiedzy. Będziecie ją mieli pod podsumowaniem.
Ode mnie to tyle.
Do następnego rozdziały.
Pozdrawiam gorąco, Dankomen.


Szamanka Bajkowe Szablony