wtorek, 26 grudnia 2017

Rozdział 19 - Szkolny dzień.

***Clary***

- Myślę że może dobre by było Alderwhite.-(na dole tłumacze dlaczego) Maryse spojrzała na mnie zdziwiona jak bym powiedziała coś głupiego.
- Olsza Biała? Dlaczego akurat to?
- Europejscy poganie wierzyli, że drzewo Olchy daje zdrowie i odpędza zło ( tak naprawdę szczury ale to jest dla niektórych zło xdd), więc pomyślałam czemu nie może odpędzi ode mnie też złe wspomnienia, a biała to tylko po to że takie rosną w USA i podobno nazwiska Nocnych Łowców muszą być dwu członowe.
- Tak to prawda Panno Alderwhite muszą takie być. Zaraz wyśle do nauczycieli i Clave list w sprawie Twojego nazwiska. To tyle, możesz iść do klasy.- Pożegnała mnie i zasiadła za wielkim mahoniowym biurkiem.
- Do widzenia Pani Lightwood.- Powiedziałam po czym wyszłam z biblioteki i wyciągnęłam kartkę z planem lekcji na cały tydzień. Dziś jest poniedziałek więc mam: pierwsza lekcja znajomość run, druga to godzinny w-f rozgrzewkowy, następnie mamy trening strzelnictwa również godzinę, potem przerwa na lunch, historia Nefilim i półgodzinny trening szermierki a że u Maryse byłam sporo czasu to muszę iść na w-f ale najpierw trzeba podkraźć Ani jakieś ciuchy na zmiane, jest bardzo źle muszę pójść na zakupy, jak ja tego nienawidze.

***Marina***

Po historii mieliśmy dziesięć minut przerwy przed lekcją z takiego czegoś podobnego do Przyziemnej biologii zielarstwa czyli lekcji z Hodgem Starkweather'erm o różnych ziołach, ich właściwoścoach i robieniu z nich różnych lekarstw i dodatków do opatrunków ogólnie dosyć ciekawe i przydatne.
 Podczas przerwy wzięłam Emi na bok z zamiarem wypytania o tą nową ponieważ coś moja przyjaciółka nie chciała nic mówić
-  Dobra koniec lekcji to teraz powiedz kto to jest ta nowa, chętnie bym jej pokazała kto tu rządzi.- Uśmiechnełyśmy się ponieważ każda z nas lubiła lekką dominacje wśród na nowych.
- Szczerze powiem Ci że jej już pokazałyśmy, a raczej pokazała Illi.
- Czekaj, czekaj jak to Illi jej pokazała? Przecież ona jest w Alicante.- Na te słowa Emi zagryzła wargę i nic nie mówiła a ja zaczęłam tracić cierpliwość.- Emi Na Anioła mów że wreszcie!
- No dobra, dobra co tak wrzeszczysz? Cały Instytut Cię usłyszy.
- No to mów a nie bawisz w podchody.- Wzięła głeboki wdech i wydech a zaraz potem zaczeła w końcu mówć.
- Tylko nie zabij jej od razu jasne?-kiwnęłam głową na znak że jej nie zabiję.- Pamiętasz tą rudą która leżała u nas w Skrzydle szpitalnym?
- No pamiętam ale nie rozumiem co to ma do rzeczy.
- No właśnie to że jak Jace w sobotę poszedł zobaczyć co z nią do szpitala to ona się obudziła i zobaczyła Anię Lightwood która miała na sobię runę niewidzialności a następnie sprawdzili czy sztylet będzie się świecił w jej ręcę i się świecił. Test zrobili również Maryse i bliźniacy Lightwood no i tak się złożyło że ona jest Nocnym Łowcą.- Ze zdumienia otwarłam szeroko oczy.
- Jaja sobię ze mnie robisz?
- Tak robię, tak naprawda to ta nowa jest taką szarą  i ogólnie raczej jest taka sobie.
- Kuźwa dziewczyno nie stresuj.
- Mari? Ty serio jesteś aż tak głupia czy tylko udajesz?- Spojrzała a mnie jak na idiotkę a ja się tak właśnie poczułam.
- Nie żartowałaś co nie?
- No nie.
- Przecież to jest jakaś tragedia, tyle się napociłyśmy żeby jej się pozbyć żeby okazało się że ona była tu legalnie, masakra.- Byłam wściekła ale po chwili uświadomiłam sobie jedną rzecz.- Na Anioła Emi...- Głos mi się załamał.
- Mari co się stało?
- Emi jak Clave się dowie że ona jest Nocnym Łowcą to przecież Illi może dostać wyrok na odsiadkę w Lochach Miasta Kości.- Mówiłam ze łzami w oczach i coraz gorzej mi się mówiło. Moja przyjaciółka objęła mnie ponieważ wiedziała że Illana jest dla mnie jak siostra.
- Marina przecież ona o tym nie wiedziała, będzie dobrze.
- Ona to zrobiła z premedytacją rozumiesz? To że o tym nie wiedziała to nic nie da.- Po tym już nic nie mówiła tylko mnie przytulała i próbowała uspokoić.

***Clary***

 Wzięłam Ani z szafy jakiś zielony, przylegający do ciała top ozdobiony na lewej stronie wizerunkiem japońskiego smoka, do tego znalazłam czarne spodenki do jednej-czwartej ud a problem miałam tylko z butami ponieważ jedyne jakie miałam na sobie to wysokie glany dziesiątki i raczej nie nadają się na w-f. Wzięłam telefon i zadzwoniłam do Ani która z tego co wiem skończyła właśnie demonologie.
- Halo Clary, co jest?
- Ania jaki masz rozmiar butów? Bo potrzebuje na w-f a mam tylko glany.
- No ja mam trzydzieści dziewieć.
- Kuźwa!
- Ej nie drzyj się do ucha. Jaki numer potrzebujesz?
- Trzydzieści pięć.- Usłyszałam w telefonie śmiech i się wpieniłam bo kolejna osoba śmieje się z mojego wzrostu.- Dobrz dzięki wielkie sama sobie poradze narazie.
- Nie no czekaj przepraszam. Słuchaj pójdź może... Sama nie wiem. Ćwicz boso, tak też można.
- Można u was ćwiczyć boso?
- No tak i są ludzie co ćwiczą.
- No okey dzięki.
- Nie ma sprawy. - Przebrałam się w "mój" strój i pobiegłam na sale z nadzieją że biegnę w dobrym kierunku. Niestety gdy dotarłam pod drzwi byłam przy jadalni czyli po drugiej stronie Instytutu, o tyle dobrze że z jadalni pamiętałam jak tam się szło więc nie było problemu.
Gdy dobiegłam na do sali lekcja już trwała a ludzie biegali wokół, po chwili podbiegłam do nauczyciela:
- Dzięń dobry, przeoraszam za spóźnienie ale gubie się jeszcze w Instytucie.
- Dobrze rozumiem. Jesteś tu nowa i masz prawo się gubić, panna Alderwhite prawda?
- Dokładnie.- Nauczyciel kiwnął głową zapisał moją obecność w dzienniku i nakazał dołączyć do reszty. Dołączyłam do biegających a niektórzy chłopacy gwizdnęli,
- Ej ruda, skoro lubisz tak opinające koszulki to może w ogóle ich nie ubieraj!- Kilkoro następnych się zaśmiało a ja mu odkrzyknęłam.
- Lepiej nie bo jeszcze by Ci coś stanęło chociaż w sumie to bez różnicy bo słyszałam że i tak by nie było widać.(If you now what I mean).- Chłopak zrobił się cały czerwony a kilka osób zaczęło buczeć ja natomiast tylko uśmiechnęłam się pod mosem widząc minę nauczyciela który słyszał naszą wymianę zdań.
- Dobrze koniec tej pogaduszki, wszyscy na ziemie i dwadzieścia pięć pąpek.- Przeraziłam się bo mój rekord to pietnaście męskich więc raczej nie mam szans tego zrobić ale mimo to zaczęłam i tak jak myślałam przy pietnastej ledwo trzymałam się na rękach spróbowałam zrobić więcej ale gdy spięłam tylko mięśnie to nie wytrzymałam i padłam na ziemie.
- Alderwhite! Jeszcze brakuje Ci dziesięciu!
- Przepraszam ale nie dam rady więcej.
- No proszę pana przecież to normalne że nie ma szans zrobić całości, takie małe to nie ma siły.- Zaśmiał się brunet o włosach opadających na czoło.
- Winterbreak proszę przestać, jesst nową Łowczynią i ma prawo nie dać jeszcze rady ponieważ Przyziemni nie patrzą czy kobieta jest silna fizycznie.- Przypomniałam sobie że Ania mówiła mi że tu trzeba na w-f'ie mieć spięte włosy i już wiedziałam jak uwalić tego gnojka.
- Proszę pana, a czy przypatkiem nie trzeba mieć spiętych włosów na zajęciach?
- Właśnie, dziękuje za przypomnienie. Winterbreak tak jak ostatnio mówiłem idzeisz teraz na ławkę i dzisiaj już nie ćwiczysz.
- Ale proszę pana!- Zaczął krzyczęć ten dupek.
- Nie ma "proszę pana". Ostrzegałem a ty nie posłuchałeś więc siadaj a reszta wstajemy.- Każdy wstał a brunet zaczął kierować się w stronę ławki a po drodzę zatrzymał się obok mnie i powiedział:
- Uważaj mały rudzielcu, masz wielu wrogów w tym Instytucie którzy nie spoczną puki Cię nie udupią więc pilnuj się.- Uśmiechnęłam się wyzywająco i powiedziałam:
- Widać żebym się bała? Chyba nie a wieć widzimy się na treningu strzeleckim może nauczę Cię strzelać?- Na odchodnę wysłałam mu jeszcze całusa i poszłam do reszty klasy.
 Reszta w-f'u minęła bez większych dogryzań a co pomniejsze po prostu ignorowałam. Następna lekcja to był trening strzelecki z którym nie miałam żadnych problemów i w sumie ani razu nie trafiłam poniżej ósemki, strzelaliśmy z trzydziestu, czterdziestu i pięćciesięciu metrów ale musieliśmy na to pójść do parku nieopodal Instytutu w miejsce które widzą tylko istoty z Wzrokiem a była to długa na szesćdziesiąd metrów i szeroka na czterdzieści polana otoczona drzewami i krzakami. Na następną cześć ćwiczeń wróciliśmy do Instytutu, mieliśmy oddać pięć strzałów do ruchomyxh manekinów, nie trafiłam raz a raz trafiłam w obojczyk manekina reszta poleciała albo w głowę albo w klatkę piersiową.
 Podczas przerwy na lunch usiadłam przy stole Lightwood'ów i zagadałam do Ani:
- Ania słuchaj pójdziesz może potem ze mną na zakupy? Potrzebuje jakieś ubramia a niestety do plecaka spakowałam po jednej rzeczy na zmianę z całego asortymentu i nie mam w czym chodzić.- Ania zamyśliła się troche po czym powiedziała:
- Przepraszam Cię bardzo ale niw mogę dziś, muszę iść do Luca Garrowaya. Mama prosiła abym wypytała go jak sprawy się mają z wampirami..
- Okey nie ma sprawy.- Nagle wypalił Jace który przez całą rozmowę spoglądał na mnie dziwnym spojrzeniem.
- Ja pójdę, i tak musimy iść do Miasta Kości to przy okazji możemy wejść do jakiegoś sklepu.
- Ja nie wierzę mój Parabatai pójdzie na zakupy i to z dziewczyną.- Powiedziała bardzo zdziwiony Alec który dotychczas rozmawiał z Issabele.
- No tak idę o ile w twoim przypadku zakupy nie trwają cztery godziny.- Jace zwrócił się do mnie z błagalnym wzrokiem a ja wybuchłam śmiechem.
- Nie martw się moje zakupy zazwyczaj trwały pół godziny więc spoko.
- Uff jak dobrze, normalnie aż się spociłem.- Wszyscy się zaśmiali a resztę obiadu spędzikiśmy na rozmowych na różne tematy, tylko Izzy unikała rozmowy ze mną co trochę mnie zasmuciło.
 Po obiedzie nadzeszła dość nudna lekcja historii Neffilin którą prowadził mąż Maryse Robert, mówili o jakimś Valentinie Morgenstern a mi powiedziano że muszę uzupełnić braki więc będę miała historie z trzynastolatkami, super po prostu zajebiście.
Godzinę szermierki spędziliśmy na ćwiczeniu różnych ruchów z bronią białą, szło mi dość dobrze a w jednej walce pokonałam chłopaka który nazwał mnie rudą zdzirą ponieważ przypadkowo podstawiłam mu nogę podczas rozciągania. Pokonałam go w no dość haniebny sposób ponieważ rozcięłam mu moją ułańską szablą sznurek w dresach a te mu spadły i ukazały jego piękne slipki w kwiatki - myślałam że się pożygam- i zszedł z ringu ośmieszony przed kilkoma klasami.
 Po szermierce miałam koniec moich zajeć na dziś więc poszłam się wykąpać i przebrać. W drodzę do pokoju zaczepiła mnie jakaś brunetka.
- Cześć jestem Marina Lighttorn.
- Clarissa Alderwhite miło mi.- Uśmiechnęłam się i podałam jej rękę.
- Słuchaj niedawno się dowiedziałam że tu jesteś i chciałabym Cię lepiej poznać, może pójdziemy gdzieś za pół godziny.
- Wybacz ale nie mogę, muszę iść do Miasta Kości żeby zrobili mi odpowiednie ceremonie i takie tam ale obiecuje że znajdę Cię jak będę miała czas.
- Dobrze do zobaczenia.- Dziewczyma uśmiechnęła się i poszła w stronę jadalni a ja do pokoju wziąść przysznic.

---

No cześć to ja ten nieznośny i niepunktualny Dankomen, mam nadzieje że jeszcze ktoś tu jest i na mnie czeka ale zobaczymy.
Co do nazwiska wybrałem Alderwhite ponieważ były zgłoszone dwa z czego jedno było z książki a prosiłem o wymyślone przez was.
Pytanie dla was: Co wymyśliła Marina?
Jak zawsze czekam na Wasze uwagi do rozdziału i do zobaczenia.
Pozdrawiam gorąco, Dankomen.

piątek, 8 grudnia 2017

Rozdział 18 - Pierwsze zmiany?

Proszę zajrzeć do notatki na dole.
---

Następnego dnia, siódma rano, Alicante

***Marina***

 Koniec weekendu, dla mnie to oznacza kolejny nudny tydzień w tym cholernym Instytucie. Znowu godziny beznadziejnych lekcji historii Neffilin z Robertem Lightwoodem, wytłumaczcie mi jak ma nam pomóc wiedza o tym że jakiś czas coś się strasznego wydarzyło w walce z demonami? Bo ja nie widzę w tym żadnego sensu. Ogólnie to cały weekend spedziłam w Idrysie w rodzinnej rezydencji Lighttorn'ów aby spotkać się z Illaną a dlaczego w Idrysie? Ponieważ przez to że jak zwykle jej poszła o krok za daleko i teraz nie może opuszczać naszego państwa.
 Po pożegnaniu z rodziną poszłam do samego serca Alicante czyli do Gardu aby Pani konsul Jia Penchallow dała mi pozwolenie na przejście prze portal do Nowego Yorku. Weszłam do wielkiego budynku zrobionego z już szarej cegły w stylu romańskim, z wieloma większymi i mniejszymi walcowatymi wieżami oraz murem dookoła, cały budynek osadzony był na wzniesieniu z którego widać całe Alicante. Środek budynku wyglądał dość surowo - ciemnoszare gołe ścoany które ozdobione były wyłącznie kilkoma obrazami z przedstawiającymi sceny z historii naszej rasy, ściany były oświetlone przez małe lampy wyglądem przypominające pochodnie które nie dawały za dużo światła i w efekcie powstawała dość mroczna sceneria.
 Gdy dotarłam do gabinetu Pani konsul usłyszałam ze głosy dobiegające ze środka pomieszczenia, ciekawość dała górę więc wzięłam stele i przylożyłam ją do drzw. W drzwiach powstał otwór przez który mogłam zobaczyć i usłyszeć co się dzieje w środku gabinetu. Zobaczyłam siedzącą za biurkiem panią Penchallow a naprzeciwko niej na krzeście imkwizytora Morgana Murruine'ego, był on facetem po czterdziestce z widocznymi już pasmami siwych włosów, lubił się uśmiechać i pomagać innym ogólnie był bardzo sympatyczny i większość ludzi go lubiło.
- Pani konsul, odstałem niedawno informacje że w Nowym Yorku znaleziono niedawno nowego Nocnego Łowce, a raczej Łowczynię.- Bardzo zaciekawiła mnie wypowidź Inkwizytora ponieważ zawsze nowa dziewczyna i chłopak w sumie też na samym początkuzostaje albo dołączona do naszej paczki albo staje się naszym późniejszym celem więc jestem ciekawa co z tego będzie ale pozostaje jeszcze kwestia wieku.
- To bardzo dobra wiadomość, czy wiadomo ile ma lat?
- Szesnaście.- Mina Konsul sposępniała odrobinę ponieważ jeśli się okaże że ta nowa nie ma przeprowadzinych żadnych ceremonii to zrobienie ich będą dla niej bardzo bolesme
- Dobrze ostatnie pytanie na teraz, czy miała zrobime wszyatkie ceremonie?
- Tego jeszcze nie wiadomo. Maryse Lightwood prosi o jak najszybsze sprowadzenie Cichych Braci aby sprawdzili czy wszystko jest w porządku.
- Dobrze, jeszcze dzisiaj wyślę wiadomość do Miasta Kości aby przybyli oni do tamtejszego Instytutu. To wszystko Panie Inkwizytorze?
-Owszem Pani Konsul, do zobaczenia na zgromadzeniu.
- Do widzenia.- Szybko odsunęłam się od drzwi i usiadłam na ławce obok. Gdy pan Murruine wyszedł z gabitenu konsula odczekałam chwilę po czym zapukałam w wielkie sosnowe drzwi a po usłyszeniu "Proszę" weszłam do środka. Pomieszczenie te było dosyć spore, na moje oko z cztery na sześć metrów. Całe było obite drewnem sosnowym, na ścianach wiszały obrazy przedstawiające tak jak na korytarzu sceny z historii Neffilin. Oprócz obrazów na jedenej ze ścian wisiał wielki arras przedstawiający przekazanie kilicha Jonathanowi pierwszemu Łowcy przez Razjela, w samym środku gabimetu stało ogromne ciemne biurko, jego nogi były zdobione złotymy  a blat był zdobiony płaskożeźbami na których widniały wizerunki archaniołów.
- Dzień dobry Marino, co Cie tu sprowadza?
- Dzień dobry, chciałam prosić o pozwolenie na przejście z przez Bramę do Instyturu w Nowym Yorku.
- Oczywiście że masz pozwolenie zaraz pójdziemy otworzyć przejście. Tylki napisze do szfowej Instytutu o Twoim przypyciu.- Uśmiechnęła się lekko i zaczęła pisać coś wiadomość, po skończeniu wypaliła odpowiednią runę i podpaliła kartkę jednocześnie wysyłając list.- Możemy iść.- Powiedziała i zaczęła iść w stronę drzwi.
Po dotarciu na miejsce w którym znajdowała się brama pani konsul zaczęła wypalać na wrotach szereg run, gdy skończyła wrota się otworzyła a pomieszczenie rozświetliło niebieskie światło Bramy. Odwróciłam się do pani Penchallow i ostatni raz się pożegnałam po czym weszłam w niebieskie światło.
 Kiesy na nowo poczułam grunt pod stopami byłam w bibliotece Instytutu czyli w jedynym miejscu w naszym domu do którego mogą teleportować uczniowie w tym Instytucie. Gdy podniosłam wzrok zauważyłam że przedemną stoi jak zawsze elegancko ubrana Maryse Lightwood.
- Witaj z powrotem Marino, jak było w Idrysie?
- Bardzo dobrze, dziękuje.
- A powiedz proszę co tam u Illany?- No tak nie dziwota że się pyta no w końcu Illi była najlepszą uczennicą w Instytucie a Maryse bardzo ją lubiła.
- Nie jest źle ale jest jej przykro z powodu tego wyroku, tutaj miała swój drugi i jak często mówiła lepszy dom a teraz musi uczuć w Akademii.
- No cóż sama sobie wybrała taki ale chociaż tyle jest szczęścia że dali taką karę a nie posądzili o współpracę na przykład z demonami.
- Tak oczywiście że to jest lepsze. Przepraszam Panią ale chciałabym jeszcze przed zajęciami rozpakować swoje rzeczy, a troche ich mam.- Pokazałam jej ogromną walizkę pełną ubań.
- Oczywiście, możesz iść.- Uśmiechnęła się, kiwnęła głową na pożegnanie i zaczęła pusać jakiś list.
 Miałam nadzieje że przed lekcjami jeszcze zdąźe z kimś porozmawiać o tej nowej ponieważ w sumie nawet nie wiem jak się nazywa, niestety korytarze były puste więc albo wszyscy byli już w stołówce co jest bardzi możliwe zważywszy na godzine (siódma trzydzieści) albo już zjedli i przygotowują się do dzisiejszych zajęć. Po jakiejś minucie stałam przed drzwiami pokoju sto siedemdziesiąt, włożyłam do zamka duży mosiężny klucz.
Przekręciałam go a po usłyszeniu charakterystycznego zgrzytu pchnęłam drzwi, po wejściu zobaczyłam uspokajający mnie widok mojego pokoju, na ścianach były wymalowane pejzaże najpiękniejszych miejsc na świecie na przykład: Jezioro Lyn w Idrysie, japońskich sadów Wiśni wiosną, widok Polsko-Słowackich Bieszczad, a największym z tych wszystkich malowideł był ten który zajmował miejsce nad moim łóżkiem i biurkiem a przedstawiał on moje rodzinne państo - Irlandie, dokładnie mówiąc jezioro Lough Tay w górach Wicklow. Jest ono niewielkie, kształtem przypominającym okrąg a położone między szczytami Djouce i Luggala. Pamiętam jak byłam mała to w lato jak wchodziłam z rodzicami na jeden ze szczytów obok jeziora i na nie patrzyałam wody wyglądały jakby namalowano je taką granatową farbą pomieszaną z błękitem co razem dawało piękny ciemniejszy kolor lazurytu, natomiast w zimę całe zamarzało dość grubym lodem po który zawsze z bratem robiliśmy zawody na "pingwina" czyli ten kto na przuchu przejedzie dłuższą odległość wygrywa, mogło to trwać godzinami ponieważ jako że byłam sporo lżejsza od niego to zazwyczaj byłam dalej a on zawsze chciał rewanż. Na te wspomnienia uśmiechnęłam i zaczęłam rozpakowywać swoje rzeczy do szafy, po może dziesięciu minutach byłam gotowa więc wzięłam mój notatnik i długopis a następnie zaczęłam kierować się w stronę sali gdzie odbywały się zajęcoa z historii Neffilin. Sala ta była jednym z najstarszych pomieszczeń w Instytucie i to tu początkowo był gabinet szefa Instytutu ale kilka lat później ktoś powiedział że skoro Brama jest w bibliotece to niech tam też będzie gabinet no i tak też się stało. Wszyscy siedzieli już na miejscach ale Robert Lightwood nasz nauczyciel był jeszcze nieobecny więc postanowiłam to wylorzystać, usiadłam obok mojej przyjaciółki Emili Starkweather która jest bratanicą Hodga naszego nauczyciela demonologii i teorii o walce róznymi broniami.
- Cześć Emi.
- No hej, jak było w Idrysie?
- Świetnie, pogoda dopisywała więc nie mam co narzekać. Odremontowali w końcu budynek sierocinca, teraz wygląda dwa razy lepiej i już nie straszy jak się w nocy idzie przez centrum ale bardziej mnie ciekawi czy coś się działo w Instytucie, słyszałam że jest jakaś nowa.- Na to Emi zagryzła wargę a przed wypowiedzeniem czegokolwiek wzięła głęboki oddech.
- No jest ale wątpie żeby Cię jej nazwisko zadowoliło.
- Dlaczego miałabym być niezadowolona?- Irytowało mnie że nie chce mi powiedzieć.
- Ponieważ to jest...- I w tym momecie wszedł do klasy pan Lightwood.
- Dzieńdobry wszystkim.- Jak ja go nie lubie, zawsze w tym swoim niemodnym od jakiś pięciu lat garniturze i zawsze taki poważny jakbyśmy byli najgorszymi ludźmi na świecie a on musi nas zdyscyplinować a do tego tak okropnie zanudza na tych zajęciach że jedynie fakt iż mam obpwiązek mieszkać w Instytucie do osiemnastego roku życia mnie tu trzyma.
- Powiem Ci na przerwie.- Powiedziała moja przyjaciółka gdy nasz nauczyciel zaczął sprawdzać obecność. Niestety minusem siedzenia z Emi w jednej ławce jest taki że ona uwielbia historie i z nią nie da się pogadać na tej lekcji o niczym ale za to zawsze coś wytłumaczy jak trzeba,na przykład ostatnio nie muszę niczego odpisywać gdyż Emi mi po prostu tłumaczy to czego z historii nie rozumiem i jest git. Teraz trzeba przetrwać tą lekcje i wyciągnąć z naszej historyczki troche informacji.

***Clary***

 Obudziłam się o szóstej rano więc wiedziałam że już nie ma po co iść spać, postanowiłam że chwilę porysuje. Godzinę później później gdy miałam skończony szkic mojego rysunku obudziła się Ania i oznajmiła że trzeba wstawać lecz gdy zobaczyła mnie ze szkicownikiem poprosiła mnie żebym pokazała "co tam mam". Rysunek przedstawiał lisa podczas skoku
Ania pochwaliła pierwszą część mojej pracy ale powiedziała że musimy się spieszyć ponieważ za około 20 minut jest śniadanie a przed zajęciami muszę jeszcze pójść do Maryse po plan zajęć dla łuczników.
- Zaraz, dla łuczników?
- No tak nie powidziałam Ci. U nas jest system podziału, każdy nowo przyjęty mówi jaki typ broni lubi najbardziej i na podstawie tej deklaracji jest przydzielany do klas. Najwięcej jest "Mieczników", jest ich tak dużo że zostali podzieleni jeszcze na " Dwuręcznych" i "Jednoręcznych", ja jestem w jednoręcznych a ty powiedziałaś mi wczoraj że najbardziej lubisz strzelać z łuku tak?- Na odpowiedź kiwnęłam głową.- No więc napisałam do mamy żeby podzieliła Cię do łuczników ale musisz tam pójść i to potwierdzić.
- No dobra powiedzmy że rozumiem, ciekawt podział tak po za tym.
- Tak też mnie to dziwi ale jak widzisz działa i to dość dobrze.- Ania poszała do łazienki się umyć a ja uświadomiłam sobie że nie mam w czym iść gdziekolwiek a te ubrania co mam na sobie są już trochę nieświeże ponieważ z tego co wiem ostatni raz mnie przebrały pielegniarki w szpitalu a to było już pewnie dobre kilka dni temu.
- Ania bo mamy problem tego typu że nie mam za bardzo co na siebie włożyć.- Powiedziałam gdy moja przyjaciółka wyszła z łazienki. Przeystanęła na środku pokoju i zamyśliła się.
- No wiesz zawsze możesz iść w samej bieliźnie, chłopakom raczej by to nie przeszkadzało a wręcz przeciwnie.
- Ha ha ha bardzo śmieszne.- Powiedziałam przewracając oczami.- Serio mówie, nie masz może jakiś rzeczy o mniejszym rozmiarze?
- No niestety na takiego chochlika nie mam.
- Ej a co ci tak humor dopisuje dzisiaj? Czyżbyś się aż tak bardzo jarała swoim małym zadaniem?- Ania zaczerwieniła się jak burak a ja wybuchłam śmiechem a chwile potem przypomniałam sobie o jednej rzeczy.- Ania, jaka ja jestem głupia, przecież w plecaku miałam ubrania zapasowe.
- No tl rzeczywiście najmądrzejsza nie jesteś.- Te zdanie aż opływało sarkazmem.
- Dzięki wiesz? Bardzo miła jesteś.
- Wiem,a teraz idź się przebież bo zaraz musimy wyjść.
- Tak jest Pani Generał.- Zasalutowałam i poszłam do łazienki a zanim zamknęłam drzwi usłyszałam tylko jak moja przyjaciółka mówi "spiepszaj chochliku" przerywane atakami śmiechu.
 Na stołówce każda dziewczyna patrzyła na mnie z pod byka jakbym swoim wczorajszym wyczynem zniszczyła im życie. Nie zwracałam na to uwagi tylko w spokoju zjadłam śniadanie po czym ruszyłam w stronę biblioteki.
 Gdy weszłam do pomieszczenia zastałam panią Lightwood na drabinie przy regale z jakimiś starymi księgami.
- Dzień dobry.- Maryse odwróciła się w moją stronę i uśmiechnęła się po czym zeszła z drabiny i jak zawsze usiadła za biurkiem
- Witaj Clarisso, jak pierwsza noc w Instytucie?
- Dobrze tylko Ania się rozpycha ale ogólnie nie jest źle.
- No to ciesze się że jest Ci tu dobrze ale przejdźmy do tych ważnych spraw dobrze?-
- Oczywiście.- Uśmiechnęłam się po czym usiadłam na krześle.
- No więc tak...

***Jace***

Dzisiaj byłem jakoś bardzo mało rozmowny, ciągle myślałem o tym pocałunku z Clary a raczej o tym jak ona mnie pocałowała i powiedziała "Dziękuje za wszystko",ja rozumiem że chciała mi podziękować ale przy takich gestach się chyba w usta nie całuje jak się jest przyjaciółmi a co najwyżej w policzek. Mimo wszystko pocałunek był jednym z przyjemniejszych jake dotychczas przeżywałem, taki delikatny i słodki, a usta Clary były tak miękkie i delikatne jakby zrobione z jedwabiu i smakowały świerzymi malinami, nie wiem jakim cudem ale no bo w końcu nie miała ze sobą żadnego błyszczyka ani nic.
 Tak rozmyślając przypomniało mi się coś co powinienem zrobić od razu po przyjściu do Instytutu ze szpitala. Zacząłem kuerować się w stronę pokojów a dokładnie do pokoju o numerze sto dwadzieścia trzy. Zapukałem a po chwili w drzwiach pojawił sie nie kto inny jak Krystian (Przypomnijcie mi do cholery czy dobrze napisałem bo nie pamiętam)
- Siema stary.- Powiedział i przybił ze mną "piątkę".- I jak zaliczyłeś rudą?.
- Może najpierw mnie wpuścisz.- Troche irytowało mnie to jak niski ma poziom kultury osobistej.
- No tak jasne wchodź.- Przepóścił mnie w drzwiach po czym rozłożył się na łóżku a ja wybrałwm czrny skórzany fotem.- No to opowiadaj.
- W sprawie tego zakładu to ja się wycofuje.- Kristian popatrzył na mnie jak na debila.
- Jak to wycofujesz się? Czyżbyś rudą polubił?
- No troche tak i to jest pierwszy powód żeby się wycofać, drugi jest taki że ostatnio za dużo przeszła aby tak ją zranić.
- No dobra powiedzmy że Ci wierze ale ty mi lepiej gadaj o co chodziło wczoraj z tym pocałunkiem. Cały Instytut rozmyśla czy wy jesteście razem.
- Nie wiem o co tu chodziło ale się dowiem. Na teraz mogę Ci powiedzieć to tyle że jesteśmy tylko przyjaciółmi.
- No to dobrze bo byś nie miał tu życia przez zazdrosne dziewczyny.- Pogadaliśmy jeszcze chwile i póśmialiśmy się a potem poszedłem na trening z szermierki.

***Clary***

W bibliotece siedziałam jakoś tak z czterdzieści minut, dowiedziałam się że w tym tygodniu mam iść z Jace'em do Miasta Kości aby Cisi Bracia sprawdzili czy mam wszystkie potrzebne ceremonie zrobione i nałożą mi Runę Anielską co w moim wieku jest podobno bardzo bolesne więc troche się boje ale jak trzeba to trzeba.
- To chyba wszystko,  Pamiętaj wtorek o szesnastej masz być z Jace'em przy wejściu do Miasta Kości dobrze?- Przypomniała mi ba zakońcczenie naszej rozmowy Maryse.
- Oczywiście, będziemy punktualnie.- Powiedziałam i chciałam się odwrócić ale przypomniała mi się jeszcze jedna sprawa.
- Pani Lighwood mam jeszcze jedną rzecz do załatwienia.
- Słucham Cię dziecko.
- Czy jest możliwa zmiana nazwiska? Chciałabym uwolnić się od tego nazwiska.- Przez chwile Maryse troche się wahała ale po chwili już pewnie powiedziała.
- Oczywiście, jeśli chcesz to możesz tylko jakie?- Zamysyśliłam się przez chwilę ale po chwile już wiedziałam jakie chce mieć.
- Myśle że dobre byłoby...

---

Cześć wszystkim.
Wróciłem po dłuuuuugiej przerwie, po części spowodawana szkołą a po części brakiem weny.
Mam jednak nadzieje że ten rozdział się wam na tyle spodoba że mi wybaczycie.
Do rozdziału mam do Was BARDZO ważne pytanie, jakie nazwisko dla Clary mam dać?
Prosiłbym aby nie było to nazwisko wzięte z książki tylko wyślone przez Was.
I drugie pytanie,Jak myślicie jak będzie wyglądać konfrontacja Clary z Mariną, dalej trwa akcja z pomysłami więc dawajcie a najlepszy pomysł może być w rozdziale.
Pozdrawiam gorąco, Daniel

poniedziałek, 6 listopada 2017

Rozdzuał 17 - Pojedynek.

Ważna notka na dole.
---

***Alec***

 Szedłem właśnie do pokoju po telefon aby zadzwonić do Magnusa kiedy usłyszałem gramie na gitarze, byłem dość zdziwiony ponieważ w naszym Instytucie długo nikt nie grał na tym instrumęcie i co ciekawe nie było do jakieś byle jakie szarpanie strun a dość dobrze grana melodia. Dźwięk dochodził z sali muzycznej więc ruszyłem w stronę pomieszczenia, gdy byłem bliżej usłyszałem głos dziewczyny która śpiewała chyba jakąś rockową piosenkę i o ile dobrze pamiętam ze spotkań z Magnusem było "Higway to hall". Wejrzałem przez drzwi i zobaczyłem że to śpiewa ta cała Clarissa czy jak jej tam... Nieważne. Wokół niej na krzesłach siedziała spora liczba osób, jak na moje oko tak z 20-30 Łowców i Łowczyń którzy słuchali jej z wielkim skupieniem i było widać że byli zachwyceni i trzeba przyznać dziewczyna umiała grać a jej wokal był nawet dobry ale czy był aż tak dobry aby się tym tak mocno zachwycać? Raczej nie ponieważ słyszałem kilka razy jak dziewczyny śpiewają i Clarissa niczym się jakiś specjalnie nie wyróżnia. Po chwili znudziłem się i poszedłem do pokoju.

***Clary***

Po pierwszej piosence byłam w szoku że tyle osób się zebrało i biło mi brawo więc na pewno oblałam się rumieńcem. Musiałam naprawdę odlecieć skoro nie zauważyłam tylu ludzi wchodzących do sali.
Gdy już zszedł ze mnie paraliż szokowy uświadomiłam sobie że jest podobnie jak w klubie gdy śpiewałam i zapowiadałam piosenki więc zaczęłam się podobnie zachowywać co chyba spodobało się mieszkańcą Instytutu.
 Po zakończonym "koncercie" podeszli do mnie Lightwood'owie - oczywiście oprócz bliźniaków - i zaczęli mi gratulować. Nie lubię być w centrum uwagi więc znowu zrobiłam się czerwona. Pierwsza odezwała się Maryse.
- Clarisso, dlaczego nie mówiłaś że tak pięknie śpiewasz?
- Nie było jakoś okazji, a po za tym nie lubie się chwalić.- Odpowiedziałan z lekkim uśmiechen.
- No żeczywiście nie było kiedy normalnie porozmawiać. Tak czy siak śpiewasz pięknie a o graniu to nawet nie wspominam. Na AD/CD i innych takich się wychowaliśmy i i mam nadzieje że że częściej będziesz śpiewać.
- Oczywiście że będę, uwielbiam śpiewać a szczególnie metal rock więc nie ma się o co Pani martwić.- Uśmiechnęłam się ciepło a Marys mi zawturowała i powiedziała że musi iść jeszcze dwa listy napisać po czym razem ze swoim mężem wyszli z sali. Pogadałam jeszcze chwilę z Anią i Jace'em a chwilę później najmłodsza z Lightwood'ów przypomniała mi o naszym małym zakładzie i w dwie poszłyśmy do Sali treningowej.
 Gdy weszłyśmy do pomieszczenia zobaczyłam że kiedy weszłam do sali tp mała grupa dziewczyn spojrzało się na mnie z takim jadem w oczach że mogłabym się przestraszyć ale mało kto umie to zrobić a już na pewno nie jakieś wymalowane, tlenione (dobrze napisałem?) blondeczki. Podeszłyśmy do stojaków z bronią treningową a ja zaczęłam szukać jaiejkolwiek szabli ponieważ tylko tym umiem walczyć.
- Ania, macie tu może jakąś szable?- Spytałam gdy po kilku minutach dalej nie umiałam znaleźć broni dla siebie.
- Wiesz co chyba...- Nie dokończyła z powodu jednej durnej barbie która weszła jej w słowo.
- I może jeszcze gwiazdkę z nieba by księżniczka chciała? Słuchaj rudzielcu...- W tym momęcie przesadziła, okey może i Melissa tak do mnie mówiła ale z nią nic nie mogłam zrobić przez Annabeth to jednak nikt nie będzie mnie nazywał rudzielcem a w szczególności nie jedna z tych sztucznych lalek, bez chwili namysłu rzuciłam się na nią, złapałam ją za włosy - choć byłam prawie o głowę niższa i zaczęłam ją ciągnąć tak aby głową była mniej więcej na mojej wysokości.
- Puszczaj szmato, wyrywasz mi włosy!! - Gdy była na odpowiednim poziomie zbliżyłam się do niej i powiedziałam jej do ucha z największym "jadem" jakim umiałam z siebie wycisnąć.
- Posłuchaj mnie teraz uważnie laleczko dobrze?- Skinęła głową, na jej poliku zobaczyłam łezkę ale byłam tak wściekła że mało mnie to obchodziło.- Jeszcze raz nazwesz mnie księżniczką lub rudzielcem albo wejdziesz w słowo komuś kto ze mną rozmawia do Cię zgniotę jak jak cholernego komara na ścianie, rozumiesz?- Usłyszałam ciche "tak" więc odepchnęłam ją od siebie a ona z płaczem wybiegła z sali, zobaczyłam że w pięści mam pukiel długich blond włosów które wyrzuciłam do śmuetnika.
 Spostrzegłam że Ania patrzy na mnie zszokowana.
- Clary, co to było?- Zapytała chyba lekko wystraszona moim pokazem.
- Jeden z moich wybuchów. Nie lubię jak mówią do mnie na przykład "księżniczka" bo moje życie do miłych nie należało a zwłaszcza nie lubie takich wyzwisk od takich jak ta która mnie obraziła i czasem wybucham.- Machnęłam ramionami jakby nigdy nic.- Wracając do tematu, to są te szable?- Ania jeszcze przez chwilę patrzyła na mnie jak na psychopatkę, po chwili pokręciła z uśmiechem i odpowiedziała.
- No widzisz mamy jedną taką co kiedyś jakaś Łowczyni z Polski przywiozła, podobno jacyś ułani jej używali ale ona jest stalowa a nasze miecze są z adamantiu i nie wiem czy jej nie zniszcze.
- Tak źle nie będzie, stal to jednak stal i jest wytrzymała. Daj tą szable i lecimy.
- Okey.- Powidziała i wyszła z sali a ja przejrzałam dokładnie resztę broni. Były to róznego rodzeju miecze - jedniręczne lewo i prawo ręczne, długie i krótke oraz ciężkie dwuręczne a także sztylety, włócznie, topory, kije, baty i łuki. Każda broń była zrobiona ze srebrzastego metalu z różnymi szlaczkami koloru niebieskiego.
Po chwili wróciła Ania z piękną szablą w ręce, była to długa broń ze posrebrzanym płazem, skórzanym trzonem i złotą głowicą. Wpatrywałam się w nią jak zaczarowana ale w końcu wzięłam ją do ręki i spojrzałam w stronę Ani która już miała przygotowany średniej długości miecz, na nego płazie widniał napis "Jam jest Tizona, pogromca demonów, kto się na mnie natknie w proch się obróci"
- Mocny cytat.- Powiedziałam do Ani i ustawiłam się w pozycji bojowej.
- Wiem, znalazłam ten miecz gdzieś na misji i tak jakoś mi zostało że walczę tylko nim. Dobra koniec gadania, czas rozpocząć lekcje "Wpierdziel"
- Pociąg wpierdzielu właśnie nadjeżdża.- Powiedziałam i pierwsza zaatakowałam ponieważ jak mnie zawsze uczył mój trener "Pamiętaj przy szabli nie może być niepewności, ufaj jej a wygrasz". Ania lekko zaskoczona szybkim atakiem z trudem odparła cięcie i lekko się wycofała uśmiechając się pod nosem po czym podbiegła do mnie i szerokim łukiem prowadziła cios w mój tłów, odsloczyłam jednak i cięłam od góry, Ania obriniła się i doskoczyła do mnie, zaczęła się walka na krótkim a nawet bardzo któtkim dystansie,  między nami mogłaby się zmiescić może jedna osoba mojej postury. Ania miała kilka sytuacji w których mogła mnie pokonać ale po kilku latach ćwiczenia szermierki nauczyłam się unikać takich zdarzeń, starałam się wyprowadzić jakąś sekwencję ciosów ale co odsloczyłam do szatynka już była przy mnie nie dając mi ani chwili na zrobienie czegokolwiek. Po kilkunastu minutach walki postanowiłam zrobić coś dzięki czemu albo wygram albo broń mi wypadnie i przegram, no cóż ryzyk fizyk. Naparłam z całej siły na Anię robiąc szybkie i krótkie cięcia co umożliwiała mi lekkość mojej broni, po kilku ciosach skrzyżowałam nasze oręża i spojrzałam Ani prosto w oczy żeby następnie ją odpchnąć z całej siły, moja przyjaciółka była tym zagraniem lekko zaskoczona więc miałam chwilę czasu na zrealizowanie planu. Podbiegłam do niej markując cięcie na lewy bok który chciała zasłonić mieczem, w tym czasie przeżuciłam sobie szablę do drugiej ręki i przystawiłam ją do szyi Ani co kończyło walkę, zobaczyłam że dziewczyna się usmiecha i pokazuje żebym spojrzała w lewo, jej miecz znajdował się również na wysokości mojej szyi. Nie wiem kiedy to zrobiła ponieważ do mojej sekwencji potrzebowałam bełnego skupienia ale uśmiechnełam się i opuściłam broń co zrobiła również Ania.
- Świetna walka dziewczęta.- Usłyszałam głos za mną, odwróciłam się i zobaczyłam około czterdziestoletniego mężczyznę o szerokich barkach w szarym fraku, miał całkiem posiwiałe włosy, niebieskie oczy a na twarzy było już widać kilka zmarszczek.- Nazywam się Hodge Starweather i uczę tu walki bronią białą, cieszę się że w końcu ta piękna szabla nie będzie się kurzyć. Powiedział i uśmiechnął się ciepło.
- Dziękuje Panu.- Również sie uśmiechnęłam.
- Proszę mów mi po prostu Hodge, nie lubie gdy ktoś do mnie mówi Panie czuje się wtedy staro.- Zaśmiał się lekko po czym oznajmił że musi iść przypilnować innych i odszedł.
- Wow Clary, genialnie walczysz, chyba wiem czemu lubisz szable.- Powiedziała Ania po chwili ciszy z wielkim bananem na twarzy
- Ty też masz świtną technikę, parę razy mogłaś mnie pokonać.- Odparłam równie szczęśliwa
- Tak w ogóle to mamy remis co nie?
- No tak.- Przez chwilę się zamyśliłam.- To może obie zrobimy swoje zadanie?- Ania pokiwała głową.
- Jasne, czemu nie.
- No to uatalone, ja podczas najblirzszego posiłku mam dać całusa Jace'owi a ty w salonie masz usiąść na kolana komuś kto Ci się w podoba.
- Zgoda.- Gdy czekałam aż zacznie się kolacja postanowiłam sobie coś narysować. Weszłam po swojego pokoju i zaczęłam szukać jakiś przyborów do rysowania. Po kilku minutacg przypomniałam sobie że przecież wszystkie żeczy miałam w plecaku króry został w klubie, chyba że Jace go wziął. Z tą myślą piszłam pod drzwi jego pokoju i zapukałam trzy razy, po kilu minutach drzwi się otworzyły i stanął w nich Jace ubrany w szary t-shirt i szare dresy. Za nim zauważyłam leżącą na jego łóżku dziewczynę, po chwili uświadomiłam sobie że to ta blondyneczka co ją od lalek Barbie zwyzywałam.
- Eee, to może ja wam nie będę przeszkadzać.- byłam lekko zmieszana ponieważ no jednak była to dość dziwba sytuacja.
- Nie, nie przeszkadzasz. Właśnie oglądaliśmy film z Angel ( możecie napisać czy dobre imie bo za cholere nie umiem znaleść rozdziału w którym ona była) coś się stało?- Spytał mnie z wyczekującym wzrokiem.
- Nie nie, wszystko w porządku. Chciałam tylko spytać czy może wziąłeś mój plecak z klubu?
- Tak wziąłem,dobrze że powiedziałaś bo całkowicie zapomniałem Ci go oddać.- podszedł do biurka a z pod niego wyciągnął czrny plecak z napisem SABATON na przodzie i podał mi go.
- Dzięki wielkie. Nie wiem co bym bez niego zrobiła.
- A co tam masz takiego że nie możesz bez tego przeżyć? Farbę do włosów żeby ten okropny kolor włosów mieć czy co?-Odezwała się ta jędza która naglę pojawiła sie za Jace'em.
- Jakbyś chciała wiedzić to to jest mój naturalny kolor a to co tam mam to by twój mózg nie ogarnął, a nie sory ty przecież zamiast mózgu masz silikon.- Uśmiechnęłam się szyderczo na widok miny Angel która była wściekła że drugi raz w jednym dniu ją zgasiłam.- Cześć Jace.- Powiedziałam na odchodne,do moich uszu dobiegł rozbawiony głos mojego przyjaciela który również mnie pożegnał.
Weszłam do pokoju który dziele z Anią i usiadłam za biurkiem wyciągając potrzebne mi przedmioty czyli szkicownik, ołówki i gumki do gumowania i pozwoliłam ręce prowadzić ołówek po kartcę. Po jakiś dwóch godzinach rysunek był skończony a widniał na nim cozłg Kw2
(Rysunek jest mój autorski tak żeby nie było)

Jak na taki rozkład czsu wyszedł on całkiem nieźle i nawet mi się podobał. Sprawdziłam godzinę i zobaczyłam że za dwie minuty jest kolacja więc szybko wyszłam z pokoju i zamknęłam go na klucz. Pobiegłam do stołówki do której droge o dziwo zapamiętałam, przed drzwiami stała Ania i chyba na mnie czekała. Gdy do niej podeszłam Ania uśmiechnęła się i powiedziała.
- Już myślałam że spekałaś i nie przyjedziesz.
- No to się przeliczyłaś. Słuchaj chce utrzeć nosa tym blondybą wszystkim więc zrobić tak że zawołam Jace'a żeby do mnie podszedł, pocałuje go szybko w usta i powiem mu coś na ucho. Zobaczymy jak zareagują.- Ania zrobiła wielkie oczy i powiedziała.
- No jesteś odważna to na pewno ale poten mogą być problemy.
- Trudno.- Powiedziałam i wzruszyłam ramionami.- Jak mnie znienawidzi to najwyżej będę miała koleinego wroga o blond włosach.
- Jak chcesz to co idzjemy?
- Idź pierwsza, wejdę chwilę po tobie.- Kiwnęła głową i weszła do stołówki, odczekałam pół minuty i również weszłam do środka. W pomieszczeniu jak zwykle panował hałas więc musiałam naprawdę mocno krzylnąć abym Jace mnie usłyszał.
- Jace!- Odwrócił się zdziwiony w moją stronę.- Choć tu na moment! - Pokiwał głową i zaczał do mnie iść, gdy był w trzy czwartej drogi powiedziałam sobie w myślach "Teraz albo nigdy" podeszłam do niego złapałam za ramiona, podniosłam się na palce i pocałowałam w usta a on zdziwiony stał w miejscu, po umuwionej wcześniej sekundzie oderwałam się od niego i szepnęłam na ucho - dziekuje że mi wtedy pomogłeś. - i jakby nigdy nic zaczęłam kierować sie w stronę stolika Lightwood'ów po drodze wiele osób wiwatowało i krzyczało "OOO" a ekipa blondynek była cała czerwona ze złości. Usiadłam przy stole obok Ani i zaczęłam od tak jeść a w ustach czułam miły posmak mięty który towarzyszył naszemu pocałunkowi. Po chwili dołączył do nas dalej zszokowany Jace jednak na jego twarzy gościł mały szczery uśmieszek.
Po kolacji Ania miała zrobić swoje zadanie ale jej ofiara miała teraz swój patrol więc poszłyśmy do naszego pokoju i włączyłyśny jakiś serial co chyba nazywał się "Teen Wolf". Około dwudziestej drugiej zasnęłyśmy.

---
Siemka to ja z nowym rozdziałem. Myślę że jest on całkiem spoko, było troche akcji, trochę śmiechu i trochę Clace'a.
Co do tej ważnej sprawy to robie akcje tego typu że każdy z Was może podesłać w komentarzu jakiś pomysł który mógłbym w przyszłości wykorzystać,oczywiście na początku rozdziału byłoby napisane kto ten pomysł dał i tak dalej.
A co do tej piosenki to niestety nie mam programu który by nagrał mi mózykę z komputera ale jakbyście chcieli to mogę wrzucić sam wokal.
 I ostatnie pytanie chcielibyście aby ta książka była częściowa czy po zakończeniu zrobić nową bo mam już ciekawy na to pomysł.
Jak zwykle czekam na uwagi o błędach itp.
Pozdrawiam gorąco, Daniel.

poniedziałek, 30 października 2017

Rozdział 16 - Mały koncert



***Clary***

 Po wyjściu z biblioteki Ania zapriponowała mi zobaczenie piętro mieszkalne które znajdowało się na drugim piętrze, przytaknęłam więc ruszyłyśmy w strone schodów. Po drodze Ania przerwała panującą między nami ciszę:

wtorek, 24 października 2017

Rozdział 15 - List do Clave

No cześć.
Na Wattpadzie jednej osobie obiecałem że albo pojawi się wcześniej rozdział albo będzie niespodzianka. Wubrałem opcję numer 2 czyli niespodziankę, a będzie nią ten oto rozdział bonusowy. Będzie dość krótki ponieważ tak około 500 słów.
To na tyle zapraszam do czytania.
---

niedziela, 22 października 2017

Rozdział 14 - Pierwszi wrogowie?

***Jace***


 Było mi głupio. Dopiero co udało nam się, a w sumie to udało się Ani przekonać Clary że Świat Cieni naprawdę istnieje i że ona jest Nocnym Łowcą a ja jak zwykle musiałem coś spieprzyć i palnąć coś głupiego, moja siostra dobrze zrobiła każąc mi iść gdzieś ochłonąć bo inaczej znając mnie to bym coś jeszcze bardziej głupiego zrobił.

piątek, 6 października 2017

Rozdział 13 - Skup się a to czego nie dostrzegasz stanie się widoczne.

***Jace***


 Byłem szczęśliwy że Clary okazała się jedną z nas i wcale nie dlatego że mi się podoba, nic z tych rzeczy. Po prostu cieszyłem się że mogłem w jakimś stopniu jej pomóc a przy okazji utrzeć nosa tej całej ekipie od Illany i Alec'owi. Mam nadzieje że Maryse przyjmie ją do Instytutu a nie wyśle dosierocinca w Alicante, to jest najgorsze co może spotkać. Nocnego Łowce.

sobota, 23 września 2017

Rozdział 12 - Wszystkie legendy są prawdziwe.



***Jace***

 Szczerze nie za bardzo wiedziałem jak zacząć - przecież ona pomyśli że jestem zdrowo rąbnięty.- Przez moją głowę ciągle przechodziła ta myśl a ja nie chciałem by się do nas zniechęciła. 
 Staliśmy tak jakiś czas myślałem jakby tu rozpocząć naszą rozmowę. Z rozmyślań wyrwał mnie głos Clary - Ee Jace? Coś się stało? - spojrzałem na Rudowłosą, patrzyła na mnie z rozbawieniem w oczach podobnie jak Ania z tą różnicą że moja siostra ledwo co powstrzymywała wybuchnięcie śmiechem.

niedziela, 17 września 2017

Rozdział 11 - Czy ona jest taka jak my?


Cześć. 
Słuchajcie Mam do was pewną informację.
Otóż, od pewnego czasu razem z Malusiią prowadzimy renowacje na tym blogu co skutkuje np: nowym wyglądem bloga ale również odświeżeniem niektórych rozdziałów takich jak numer 2,3,,5,7,8. Niektóre są zmienione w mniejszym stopniu inne w większym, jest to spowodowane małymi błędami jeśli chodzi o podobieństwo niektórych rozdziałów z innymi.
Tak czy siak błędy są poprawione w większości naprawione, blog wygląda ładnie i myślę że za niedługo renowacje zostaną zakończone.
A teraz zapraszam do rozdziału jedenastego.
---

środa, 6 września 2017

Rozdział 10 - Wybudzenie.


 ***Clary***

 Jestem ciągle nieprzytomna. Mój czas spędzony w nicości wyglądał jak do tond następująco:

A więcej jak rozwiniesz :)

sobota, 2 września 2017

Rozdział 9 - Rozmowa.

***Illana***
Było gdzieś około południa gdy  Maryse wezwała nas do biblioteki. Nie wiedziałam o co chodzi ale mam pewne podejrzenia że Jace słyszał naszą poranną rozmowę i po powrocie ze szpitala nagadał wszystko naszej nauczycielce. Walony kapuś, jeszcze się policzymy. W sumie wkurzę trochę Maryse i zagram głupa.

środa, 30 sierpnia 2017

Rozdział 8 - Prawda zawsze wyjdzie na jaw.

 Dzisiaj musiałem odnieść Clary do Przyziemnego szpitala na życzenie Clave któremu ktoś z uczniów doniósł o Przyziemnej w Instytucie. Niech ja tego kogoś znajdę, krew będzie się lała.
 Po śniadaniu poszedłem do skrzydła szpitalnego aby wziąć naszą "pacjentkę". Przechodząc przez korytarz usłyszałem jakieś głosy z pokoju Illany i gdy do moich uszu doszło moje imię postanowiłem podsłuchać rozmowę. Podszedłem do drzwi, przyłożyłem do nich ucho i nasłuchiwałem:

wtorek, 18 lipca 2017

Rozdział 7 - List


 ***Illana***
Nie lubię tej Clarissy, nawet jeśli jest nieprzytomna. Po pierwsze jest ruda - strasznie ruda - a jak każdy wie rudzi są zazwyczaj wredni. Po drugie CIĄGLE lata przy niej Jace. Nie mam pojęcia co on w niej widzi, nie jest ani specjalnie ładna   ani wysoka, można powiedzieć że to jakiś krasnal a nie dziewczyna która ma podobno 16 lat i jest strasznie płaska. Podejrzewam że każdy stanik z niej leci. Jej włosy jak już mówiłam są strasznie rude aż takie ogniste i trochę poskręcane co tworzy co prawda ciekawą ale raczej nie zbyt ładną całość. Nie wiem jaką ma figurę bo nosi strasznie luźne ubrania ale raczej nic specjalnego. Jedyne co w niej może być atrakcyjne to jej głos, podobno pięknie śpiewa i oczy z tego co mówił nasz blondas są duże i szmaragdowe do tego stopnia że świecą ale kto by tam patrzył na głos lub oczy przecież liczy się wygląd tak? Ehh, kurde nawet jej nie poznałam a już mam jej dość to jest tak jak jeszcze czegoś nie zjesz a już wiesz że ci to znie  W przeciwieństwie do niej ja jestem wysoka, mam kasztanowe, proste włosy, łagodne rysy twarzy, jasno niebieskie oczy,  No i mam dosyć widoczne kobiece kształty. Wszyscy chłopacy z Instytutu się we mnie podkochiwali, oprócz Jace'a on zawsze mnie zbywa i zwraca na mnie mało uwagi.

sobota, 15 lipca 2017

Rozdział 6 - Musimy ją przenieść...

***Illana***

 Hej Hej wróciłem. Tak ostatnio was na blogu trochę zaniedbałem bo na wattpadzie oprócz tego jest już jeszcze jeden rozdział ale od teraz wszystko już idzie normalnie. Miłego czytania!

Rozdział 5 - Dlaczego ja?

Ten rozdział został przeze mnie odświeżony więc możecie porównać resztę moich rozdziałów z tym i napisać w komentarzu wasze przemyślenia :)
Miłego czytania

czwartek, 22 czerwca 2017

Usprawiedliwienie

Hej hej.
Po pierwsze chciałem strasznie was przeprosić za moją nieobecność. Możliwe że już prawie nikt tego nie przeczyta ale dla tych którzy jeszcze mnie nie opuścili chciałbym poprosić o jeszcze trochę cierpliwości po prostu nie mam jak napisać rozdziału choć wierzcie mi że bardzo chce, nawet tą notkę mi jest ciężko napisać, a jaki powód?

sobota, 10 czerwca 2017

Rozdział 4 - Nie wszystkie są takie łatwe...


Hej hej. Jeszcze raz proszę was oto abyście zostawiali coś po sobie jeżeli to czytacie.

poniedziałek, 5 czerwca 2017

Rozdział 3 - Nic nie trwa wiecznie

Hej hej mam dla was nowy rozdział trochę krótszy niż zwykle ale chyba jest ok
Pamiętaj . Czytasz zostaw po sobie ślad. Miłego czytania

wtorek, 30 maja 2017

Rozdział 2 - "W końcu wolność"

Hej to ja Dankomen przed tym rozdziałem chciałem ostrzec że będzie on długi. Miłego czytania :)

Rozdział 1

Hej z początku chciałem napisać że w moim opowiadaniu Clary ma troche inny chrakter niż w innych opowiadaniach więc ni mówcie mi że to nie jest prawdziwa Clary prosze

Prolog

 23 Sierpnia 1999 Idrys

**Valentine**

   Siedziałem na kanapie w salonie cały zrozpaczony. Na moich kolanach leżała moja nowo narodzona córka - Clarissa. Zapewne powinienem być szczęśliwy, jednak w tej sytuacji nie było niczego wesołego, gdyż niedługo po porodzie zmarła matka dziewczynki, a moja żona Jocelyn.

   Nikt nie wiedział dlaczego tak się stało. Ani czarownik który badał moją żonę podczas ciąży, który mówił że "Dziecko się szybko rozwija ale nie ma powodów do obaw" przy każdym badaniu. Ani wszystkowiedzący Cisi Bracia. Jednak mi coś podpowiadało że to właśnie moja córka w ten czy inny sposób była odpowiedzialna za śmierć mojej żony. 

   Czułem, że będzie mi ciężko pokochać mała, tak jak chciałaby tego moja ukochana. Postanowiłem jednak, że ze względu na pamięć o Jocelyn, zrobię co w mojej mocy aby młodsza z moich córek wyrosła na dobrą Łowczynie.

Miesiąc później

Od śmierci Jocelyn minęły 32 dni. Przez ten miesiąc próbowałem pokochać Clarisse i zająć się nią tak jak zasługuje na to każde dziecko, niestety nie umiałem. Nawet jeśli się nią zajmowałem, to nie z miłości rodzicielskiej, a z przeświadczenia, że tego chciałaby Joc. 

   Dziewczynka bardzo przypominała swoją zmarła matkę, co wcale mi nie pomagało, a wręcz przeciwnie - potęgowało, coraz to większą niechęć do niej. Mała przypominała Jocelyn w wielu aspektach: delikatne rysy twarzy; kruchość i delikatność; te piękne szmaragdowe oczy, w które mogłem niegdyś patrzeć w nieskończoność, oraz coś, co tak bardzo wyróżniało moją żonę rude włosy, które już zaczęły pojawiać się na głowie Clarissy. Po mnie dziewczynka odziedziczyła jedynie znamię Morgensternów na ramieniu, czyli pięcioramienna gwiazda w okręgu

   Zawsze gdy ją karmiłem, przewijałem uspokajałem czy usypiałem, moje serce coraz bardziej się krajało, czułem coraz większą rozpacz i coraz bardziej zapadałem w swoich emocjach - w smutku, cierpieniu, złości. Pomimo że wielu czarowników próbowało, na moje zlecenie, różnych metod żebym zapomniał to moja więź z Jocelyn była zbyt wielka i z dnia na dzień czułem coraz większą nie chęć do mojej córki a przez ostatnie dni nawet nienawiść.

   W końcu uznałem, że moje życie się rozsypuje, oraz, że muszę zerwać obietnice, którą złożyłem Joc tuż przed śmiercią, abym choćby nie wiadomo jak by mi było ciężko, zrobił co w mojej mocy, aby Clarissa miała dzieciństwo oraz wychowanie, godne potomkini Morgnesternów. Postanowiłem że odbuduje swój krąg i znów będę dawnym Valentinem - silnym przywódcą, którym aktualnie nie byłem oraz najlepszym Nocnym Łowcą, który chodzi po świecie. Jednak żeby tak, nie mogę sobie pozwolić na skruchę i rozpacz. Musiałem pozbyć się powodu, przez który stałem się słaby - Clarissy. Postanowiłem, że wymaże jej wspomnienia, nawet jeśli przez taki krótki okres jej życia, niewiele by ich było, a następnie podrzucić ją jakiejkolwiek Przyziemnej, żeby nikt w Świcie Cieni się o niej nie dowiedział.

***

    Następnego ranka udałem się wraz z Clarissą w nosidełku do Magnusa Bane'a. Zastukałem do drzwi. Po paru minutach ktoś je otworzył. W progu stał czarownik jak zawsze ubrany dość nietypowo. Miał na sobie różowe błyszczące brokatem rurki, również świecącą brokatem żółtą koszule i czarną kamizelkę z oczywiście brokatowymi zielonymi wzorkami , jego włosy wstały w każdą stronę posypane chyba toną czerwonego brokatu. Jego kocie oczy zaświeciły się gdy zobaczył mnie i moją córkę po drugiej stronie progu. Przyglądał się nam dłuższą chwile. Z niecierpliwości wypaliłem 

- Wpuścisz mnie czy mam tak stać?

- Naturalnie Panie Morgenstern, proszę wejść - Odparł Magnów, pokazując ręką drogę do salonu. Pokiwałem znacząco głową i wszedłem do pomieszczenia, które było dość dużych rozmiarów urządzona w stylu wiktoriańskim - Magnus chciał chyba wspomnieć stare czasy.

   Pokój był zachowany w raczej zimnej kolorystyce. Ściany były w kolorze popiołu. Podłogę zrobiono z ciemnego drewna. wszystkie dodatki, takie jak zasłony, dywany, zastawa stołowa, były w kolorze ciemno-zielonym. W tym samym kolorze zostały wykonane obicia masywnych, ciężkich mebli. Całość tworzyła trochę mroczny nastrój.

- A więc... - zaczął Magnus siadając na jednej z wielkich drewnianych kanap, których pięknie rzeźbione ozdobne wzory, miały niegdyś dawać do zrozumienia, że ich właściciel ma wysoką rangę w społeczeństwie.- Co Was do mnie sprowadza?- Zapytał wskazując ręką na wielki fotel utrzymany w podobnym od kanapy stylu.

- Chciałbym abyś wymazał mojej córce wszystkie wspomnienia związane z dotychczasowym życiem - Pewnie odpowiedziałem. Magnus popatrzył na mnie zaciekawionym wzrokiem a jego oczy jeszcze bardziej zaiskrzyły

- Dlaczego chcesz to zrobić?- Zapytał oschło. 

- Widzi Pan, Panie Bane, to już nie do końca pańska sprawa.- Powiedziałem bez skrupułów.- Ale żeby nie było, że nie uprzejmy, powiedzmy, że przeszkadza mi w pewnych planach.

-Jakie to plany? - dociekał Magnus.

- Ponownie nie jest to informacja, którą mógłby Pan potrzebować do wykonania zaklęcia.- Magnus nie był zadowolony z takiej odpowiedzi, ale skinął głową i poruszył inny temat.

- Zdaje sobie Pan sprawę, Panie Morgenster, że to nie będzie tanie?- Zapytał biorąc do ręki wcześniej przygotowanego drinka.

- Oczywiście.- Powiedziałem.- A i jeszcze jedna sprawa. To zlecenie ma zostać między nami. Mogę zapłacić za to więcej, jeżeli Pan tego oczekuje.

- Dobrze skoro tak stawia Pan sprawę - powiedział po czym zarządził- Proszę wyjąć dziecko z nosidełka i położyć na kanapie. Resztą zajmę się sam.

Jak powiedział tak zrobiłem, po chwili Magnus zaczął mówić jakieś łacińskie słowa a z jego palców zaczęły strzelać niebieskie iskry.

***

Cały "zabieg" trwał około dwudziestu minut. Po skończonej robocie zapłaciłem Magnusowi i wyszedłem z mieszkania. Cały czas chodziłem ze śpiącą Clarissą w nosidełku, szukając Przyziemnej matki ze Wzrokiem. Po godzinie szukania znalazłem matkę z wózkiem podszedłem i lekko trąciłem ją łokciem aby sprawdzić czy ma Wzrok, a że miałem specjalną runę przez którą Przyziemni mnie nie widzą. Bardzo byłem rad, gdy okazało się, że kobieta posiada pożądaną prze mnie cechę.

- Koleś uważaj jak chodzisz - Wglądała na dość młodą.

- Bardzo Panią przepraszam- Odparłem po chwili i skręciłem w uliczkę aby móc za nią pójść. Po paru minutach doszedłem za nią do jej domu. Gdy do niego weszła odczekałem chwile po czym nosidełko z Clarissą oraz liścikiem położyłem pod drzwiami i zawróciłem.

- Od teraz to już nie jest moja córka - Pomyślałem odchodząc.

**Annabeth**

Usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam do nich i zajrzałam przez otwór. Gdy na zewnątrz nie zobaczyłam nikogo, mocno się zdziwiłam. Otworzyłam drzwi i rozejrzałam się dookoła, lecz nikogo nie zauważyłam. Już chciałam zamykać drzwi z myślą, że to pewnie jakieś dzieciaki robią sobie wygłupy. Usłyszałam jednak ciche zająknięcie i gdy spojrzałam na wycieraczkę oniemiałam. Przed drzwiami leżało nosidełko ze śpiącym dzieckiem w środku. Podniosłam je i wyszłam na ulice jeszcze raz przed dom, aby się rozejrzeć jednak nic to nie dało

- Co Ty tu robisz kruszyno, gdzie Twoi rodzice?- Zapytałam po cichu. Wtedy zobaczyłam kartkę leżącą na kocyku dziewczynki. Położyłam ją z powrotem do nosidełka i wniosłam do mieszkania. Wzięłam do rąk kartę i ją otworzyłam. Był to liścik, który po jego przeczytaniu napawał mnie lękiem.

"Dziewczynka, która jest w nosidełku, nazywa się Clarissa. Jest ona Nocną Łowczynią i chcę, abyś się nią zaopiekowała. Wiem, że masz Wzrok, dlatego przestrzegam Cię, jeżeli ktokolwiek ze Świata Cieni się o niej dowie, to przysięgam na Anioła, poniesiesz konsekwencje."

   Byłam roztrzęsiona. Wiedziałam kim byli Nocni Łowcy. Mój mąż był jednym z nich, dlatego wiedziałam też, co znaczy dla nich przysięga 'na Anioła". Wiedziałam, że muszę się zająć Clarissą, choćby ze względu na moją rodzinę. 

---

No i to koniec poprawionego prologu. Napiszcie proszę co myślicie o nim myślicie.

Na dzisiaj to tyle.

Pozdrawiam gorąco, Dankomen01.


Moje opowiadanie



Szamanka Bajkowe Szablony