Instytut w Nowym Jorku.
Trzy godziny po wydarzeniach w rozdziale dziewiątym.
***Isabelle***
Odkąd Cichy Brat zabrał Jace'a do Miasta Kości, minęło kilka godzin. Kilka naprawdę długich. Nawet podczas lekcji matematyki mi się tak czas nie dłużył.
Cała nasza trójka siedziała w pokoju Jace'a, w którym zawsze był idealny porządek. Każdego z uczniów, a nawet nauczycieli zawsze dziwił ten porządek. Nasz brat zawsze wydawał się typem chłopaka, który jest łobuzem, bałaganiarzem, no i można powiedzieć, takim casanową w naszym Instytucie i nie tylko. Mógł mieć każdą dziewczynę jaka chciał, no i w sumie tak było. Związki naszego blondaska trwały maksymalnie tydzień. Zmiana nastąpiła, kiedy pewnego dnia przyniósł do Instytutu pewną drobną rudowłosą dziewczynę. Podczas jej pobytu w naszym domu, Jace zachowywał się totalnie jak nie on. Przez te kilka miesięcy nie miał żadnej dziewczyny, chodził jak zaczarowany. Nawet poszedł z nią na zakupy, pomimo tego, że nie chodził na nie, nawet gdy ja lub Ania go prosiłyśmy. Myślę, że wtedy Jace pierwszy raz przechodził przez coś na kształt zakochania, a taką reakcję spośród wszystkich pięknych i urodziwych dziewczyn wywołała niska, piegowata, ruda oraz pyskata i jak się później okazało niebezpieczna dziewczyna. Ta sama, która kilka godzin temu trafiła go zatrutą strzałą. Ta sama, przez którą nasz kochany brat jest teraz w Mieście Kości i nikt nie wie czy przeżyje.