***Clary***
Pomimo tego, że podczas misji nie wszystko poszło po mojej myśli, byłam dość mocno podbudowana tym, jak moją pracę ocenili Alli oraz ojciec. Nie skrytykowali mnie jakoś bardzo, chociaż mogli. Zamiast tego obaj pochwalili, a to, że musiałam jeszcze nad pewnymi umiejętnościami popracować, to nic nowego. Każda istota na Ziemi uczy się i doskonali przez całe życie. Jestem pewna, że nawet tata, nie jest we wszystkim taki świetny. Tak czy siak, całą misję mogłam dla siebie samej zaliczyć do udanej. Zadanie, jakie miałam do zrobienia, wykonałam, więc jest dobrze. Swoją drogą, ciekawiło mnie, jak trzyma się ten blondasek, któremu strzała rozorała pół twarzy. Pomyślałam, że pewnie już zginął, albo nawet jeśli nie, to teraz cierpi straszne katusze, ale to już nie była moja sprawa.
Tak jak wcześniej ustaliłam, ze swoją siostrą, po kąpieli i jakiejś przekąsce - stanowczo za dużo wtedy jadłam udałam się do pokoju Alli, po drodze mijają służbę, która za każdym razem, gdy przechodziłam, dygała. Nigdy tego nie lubiłam, ale oni nie słuchali, kiedy mówiłam, żeby tak nie robili. Nie wiem czemu. Wracając, po dojściu po drzwi tegoż pomieszczenia, weszłam tam jak do siebie, czyli jak zawsze. Wiedziałam, że Alli to nie przeszkadza, bo ona nigdy niczego przede mną nie ukrywa, a jak chce, żebym ewentualnie zapukała, to mówi mi przy śniadaniu. Tak było, gdy przychodził do niej, jej chłopak. Było to jakieś pół roku temu. Zawsze się dziwiłam, że ojciec go w ogóle do domu wpuszczał, w końcu on prawie nikogo nie wpuszczał na naszą ziemię. Tak ap ropo nigdy go nie lubiłam i on mnie raczej też nie. Taki ważniak lubił się wywyższać i to tak, że nie raz chciałam mu przyłożyć, ale nie robiłam tego, ponieważ Alison go lubiła. Pewnego dnia jednak miarka się przeprała i dostał strzała i to nie ode mnie, a od właśnie mojej siostry, to nie był strzał z otwartej, nie nie. Alli porządnie przywaliła mu z pięści i powiedziała, że ma delikatnie mówiąc spierniczać. O dziwo jej ex nie protestował. Najwyraźniej był w szoku, a jego twarz była czerwona od krwi lecącej ze złamanego nosa. Nie umiałam sobie przypomnieć, o co poszło, ale prawdopodobnie powiedział do mnie jedną ze swoich odzywek, a zapomniał, że Alli stoi obok. Na to wspomnienie uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
- A Ty co młoda? Faceta sobie znalazłaś, że tak się uśmiechasz? - Zapytała ewidentnie rozmieszona moja siostra. Wyobraziłam sobie, jak musiałam wyglądać, stoją z bananem na twarzy w progu pokoju i uśmiech mi zszedł.
- Nie, przypomniałam sobie, jak pewnego razu uderzyłaś Twojego ukochanego Eryczka prosto w nos.- Powiedziałam, siadając na łóżku obok niej. Alli przewróciła oczami.
- A Ty znowu zaczynasz. Nie mów „Twojego ukochanego Eryczka”, wiesz, że nie cierpię, jak tak o nim mówisz.
- A Ty siostrzyczko, równie dobrze wiesz, że właśnie dlatego tak mówię. - Powiedziałam, na co Alison prychnęła. - Poza tym, do czasu tego incydentu, świata poza nim nie widziałaś. Zawsze tylko, "A Eryk to, Eryk tamto", chodziła jak zaczarowana.
- Eeee przesadzasz. - Odpowiedziała, na co jak pokręciłam tylko głową. - Nie wyglądało tak.
- Oj siostrzyczko, wierz mi, wyglądało.- Powiedziałam ze śmiechem, Alli zrobiła się czerwona, co wywołało u mnie wybuch śmiechu i tarzanie się po łóżku. "Starsza" patrzyła na mnie jak na idiotkę, ale wtedy nie zwracałam na nią uwagi. Kiedy już skończyłam się śmiać, przynajmniej na tyle, żebym jakoś kontaktowała, usłyszałam głos mojej siostry.
- Skończyłaś, czy dalej będzie mi psuć posłanie?- Zapytała.
- Skończyłam, ale uwierz, że jakbyś siebie widziała, sama byś nie wytrzymała.- Alison zrobiła zbolałą minę.- Dobra już, bo jeszcze mi się tu obrazisz. Ale nie powiesz mi, że mina, z jaką Eryk odchodził, była bardzo zabawna.- Zobaczyłam mały uśmieszek pod nosem mojej siostry.
- No tak nie da się ukryć. Jestem ciekawa, jakby się ta sytuacja skończył, gdyby mnie tam nie było.- Kiwnęłam ramionami.
- Pewnie ja bym go uderzyła i to tak porządnie, i zaczęlibyśmy się bić.
- Nie on by Ciebie raczej nie uderzył, co jak co ale nie był aż taki zły.- Powiedziała Alli, kręcąc przecząco głową.
- Dziewczyno, my jesteśmy Nocnymi Łowcami. Walczymy, ze wszystkim, co jest niebezpieczne, a ja wtedy byłabym dla niego bardzo niebezpieczna.- Powiedziałam ze złowieszczym uśmiechem.
- No chyba masz rację, ale nie ważne. On to już przeszłość. Nikt nie będzie przezywał mojej siostry. A teraz mów, po co przyszłaś. Bo raczej nie żeby pogadać o moim byłym?
- No raczej nie. Chciałam z Tobą pogadać, o tym, skąd ty się w ogóle wzięłaś w tym klubie.
- A no właśnie. Sprawa w sumie jest bardzo prosta. Po tym, jak powiedziałaś mi, że tata wysyła Cię na taką misję, pobiegłam wściekła na górę, do gabinetu...
Dzień wcześniej
***Alison***
Wpadłam do pomieszczenia, w którym urzędował mój ojciec, jak oparzona. On jak zawsze siedział na fotelu zwrócony w stronę okna i coś oglądał. Gdy usłyszał zamykające się drzwi, odwrócił fotel wraz z sobą do mnie.
- Jak możesz wysyłać Clarisse na taką misję?! Przecież ona jeszcze...- Umilkłam, kiedy zobaczyłam podniesioną rękę. Może byłam wściekła, ale ojciec zawsze miał u mnie wielki szacunek i autorytet.
- Po pierwsze, myślałem, że już Cię nauczyłem, że się puka, jak chce się wejść do czyjegoś prywatnego pomieszczenia. Po drugie, nie krzycz tak, bo, jak ja zacznę, to zrobi się bardzo nie miło, czego ani ja Ty nie chcemy. Usiądź lepiej, uspokój się i dopiero mów, jeśli nie chcesz być ukarana.- Zrobiłam tak, jak powiedział.- Już Ci lepiej? To teraz możesz powiedzieć, po co tak wściekle wpadłaś do mojego gabinetu.- Powiedział z tym jego przerażającym spokojem. Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić.
- Otóż, chodzi mi o to, że wysyłasz Clarisse na misję do Nowego Yorku.
- Co w tym dziwnego? - Zapytał ojciec.- Przecież Ty też robiłaś podobne misje.
- No tak, ale nie takie! Przecież to są Lightwoodzi! Oni są najniebezpieczniejsza grupa tego pokolenia. Oni osobno są niebezpieczni, a razem? Razem, to oni tworzą mieszankę wybuchową.- Tata uśmiechnął się kpiącym uśmiechem, którego nienawidziłam.
- Czyżbyś Alison, była zazdrosna?
- Nie, nie jestem.- Odparłam, przewracając oczami.- Bardziej chodzi mi o to, że boję się o Clarisse.- Ojciec wyprostował się na swoim fotelu. Prawdopodobnie spodobało mu się, że obawiam się o swoją siostrę.
- No i bardzo dobrze. Czekałem, kiedy to powiesz.- Zrobiłam zdziwioną minę.- Ponieważ widzisz, ta misja ma trzy ważne funkcje. Pierwszą i w sumie najważniejszą, jest sprawdzenie umiejętności Clarissy, gdyż sama zwierzyna nie daje tyle, co prawdziwy przeciwnik. Chcę zobaczyć, jak poradzi sobie z taką przewago, jaką ma rodzeństwo Lightwood. Drugi i trzeci powód są ściśle związane z tobą. Dlatego właśnie, pierwsza o tej misji dowiedziała się Twoja siostra. Wiedziałem, że będzie podekscytowana i pobiegnie od razu, aby Cię o tym powiadomić. Byłem ciekaw, jak zareagujesz na tę wiadomość. I zareagowałaś, tak jak tego oczekiwałem. Przybiegłaś tu co prawda zła, ale nie dlatego, że uważałaś, że lepiej to zrobisz, tylko że narażam bliską Tobie osobę. - Nie bardzo wiedziałam, o co chodzi, ale postanowiłam nie przerywać.- Wracając, drugim powodem ważności tej misji, jest sprawdzenie, czy mogłybyście stworzyć zgraną drużynę, ponieważ nigdy tego nie ćwiczyliśmy. I ostatni, jest taki, że chciałem, abyś przećwiczyła swoją, jak ja to nazywam bezwzględność. A co Cię lepiej do tego zmotywuje do użycia Twoich ogromnych umiejętności, jak nie, ktoś, kto próbuje zagrozić życiu, lub zdrowiu Clarissy?
- No chyba nic. Wydaje mi się, że już rozumiem, o co Ci chodzi ojcze. Chcesz, abym wybrała się na tę misję, razem z Clarissą?- Tata pokiwał głową.
- Dokładnie tak. Jednak nie będziecie tam ściśle razem. Twoim zadaniem będzie pilnowanie jej, ale tak, aby nie wiedziała o tym, że to robisz. Wejdziesz do akcji tylko wtedy, gdy zobaczysz, że Clarissa nie ma najmniejszych szans dać sobie rady sama. Nie wcześniej. Zrozumiałaś?
- Oczywiście. Ale skąd będę wiedzieć, gdzie mam się teleportować? Przecież Nowy York, to ogromne miasto.
- O to się nie martw. Kilka minut po przejściu Clarissy przez portal, nasz zaufany czarownik otworzy portal dla Ciebie. Gdy w niego wejdziesz, przeniesie Cię na dach budynku w pobliżu Clarissy, a jak pójść będziesz wiedziała dzięki runie śledzenia.- Pokiwałam głową.- Zapamiętaj, nie wysłałbym Cię lub Twojej siostry na niebezpieczną misję samej. Bez sensu niepotrzebnie ryzykować. To wszystko, co od Ciebie na teraz chciałem. Możesz iść.- Powiedział. Kiwnęłam głową i już chciałam wyjść, ale zatrzymałam się na chwilę.
- Tato?
- Słucham Alison.
- Przepraszam, że oskarżyłam Cię, że chcesz ją narazić.- Ojciec uśmiechnął się, podszedł do mnie i położył mi rękę na ramię.
- Nic się nie stało. Miałaś takie prawo. Jesteście moimi córkami, nieważne czy można by powiedzieć, że od dwóch lat, czy od urodzenia. Nie mogą pozwolić, aby Wam coś się stało. Idź już, przygotuj się. Przed Wami ciężki wieczór.
- Dobrze tato.- Powiedziałam i wyszłam.
***
Cześć.
Przybywam po świętach z nowym rozdziałem. Poznaliśmy w nim trochę nieznane oblicze Valentina, jako troskliwego ojca, oraz kawałek poza treningowego życia naszych bohaterek.
Myślicie, że w książkach Val mógłby być podobnym ojcem? Czy raczej byłby tyranem jak dla Jonathana?
Czekam na odpowiedzi.
A tak poza tym, to, jak minęły Wam święta i Nowy Rok? Bo ja na przykład chyba przytyłem ładnych parę kilo XD
Jak zawsze czekam na Wasze opinie odnośnie do posta.
Pozdrawiam gorąco, Danko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz