***Kasandra***
Z wielką niecierpliwością czekałam na list od swojego brata. Miało to ogromne znaczenie, ponieważ Clave coraz bardziej naciskało na szybkie podjęcie decyzji. Najdziwniejsze dla mnie w całej tej sytuacji było to, że chcą z mojego instytutu zrobić ważny organ śledztwa, podczas gdy my byliśmy w Dallas, a cała sytuacja odgrywała się w Nowym Jorku. Zastanawiałam się, dlaczego więc nie zrobią tego w tamtejszym Instytucie? Może już podejrzewali, że jakiś udział w tym ataku miał Val, którego przeszłość nie jest usiana różami?
Tego nie wiedziałam i dlatego aż tak ważny był ten list. Jeśli wtedy moje podejrzenia by się potwierdziły i Valentine rzeczywiście wysłał dziewczyny na misję przeciw młodym Lightwood'om, to miałabym dwie opcje co do śledztwa. Mogłabym zaakceptować propozycję Clave i prowadzić te śledztwo, próbując jak najbardziej je przedłużać.Wiązało by się to z ryzykiem wykrycia moich działań i przesłuchaniem za pomocą Miecza Anioła, a w najgorszym wypadku zesłanie do więzienia w Gardzie, lub Mieście Kości. Drugą opcją jest odrzucenie tej propozycji, co samo w sobie przedłużyłoby może nie samo śledztwo, ale przygotowania do niego. Clave nigdy nie rozpoczyna śledztwa bez Instytutu, który miałby to prowadzić. Przecież w razie niepowodzenia, muszą mieć na kogo zwalić całą winę. Najgorsze jednak w naszej sytuacji jest to, że kilka lat wcześniej, wydano pozwolenie, aby w Instytutach mogły być nowoczesne komputery, które znacznie usprawniają proces śledczy. Od tamtej chwili, o wiele łatwiej jest teraz znaleźć kogoś, wpisując do systemu odpowiednie dane. Specjalny program przefiltruje całą bazę danych i pokaże listy osób, które pasują do wytycznych. Na ten przykład, mogą wpisać, że ta osoba jest kobietą, jest niska oraz że ma długie, rude i falowane włosy. Dosłownie w kilka minut Clave będzie wiedziało, kto mógłby być potencjalnym podejrzanym. Razem z listą tych Łowców, a właściwie Łowczyń, dostaną również ich kartotekę, czyli będą wiedzieć praktycznie wszystko o niej. My jednak mamy taki plus, że naszej Clary w systemie być nie powinno. No chyba, że rudowłosa kłamała, że całe życie opiekowała się nią Annabeth Gray. Jest to oczywiście niemożliwe, bo po co miałaby coś przed nami ukrywać?
Tego nie wiedziałam i dlatego aż tak ważny był ten list. Jeśli wtedy moje podejrzenia by się potwierdziły i Valentine rzeczywiście wysłał dziewczyny na misję przeciw młodym Lightwood'om, to miałabym dwie opcje co do śledztwa. Mogłabym zaakceptować propozycję Clave i prowadzić te śledztwo, próbując jak najbardziej je przedłużać.Wiązało by się to z ryzykiem wykrycia moich działań i przesłuchaniem za pomocą Miecza Anioła, a w najgorszym wypadku zesłanie do więzienia w Gardzie, lub Mieście Kości. Drugą opcją jest odrzucenie tej propozycji, co samo w sobie przedłużyłoby może nie samo śledztwo, ale przygotowania do niego. Clave nigdy nie rozpoczyna śledztwa bez Instytutu, który miałby to prowadzić. Przecież w razie niepowodzenia, muszą mieć na kogo zwalić całą winę. Najgorsze jednak w naszej sytuacji jest to, że kilka lat wcześniej, wydano pozwolenie, aby w Instytutach mogły być nowoczesne komputery, które znacznie usprawniają proces śledczy. Od tamtej chwili, o wiele łatwiej jest teraz znaleźć kogoś, wpisując do systemu odpowiednie dane. Specjalny program przefiltruje całą bazę danych i pokaże listy osób, które pasują do wytycznych. Na ten przykład, mogą wpisać, że ta osoba jest kobietą, jest niska oraz że ma długie, rude i falowane włosy. Dosłownie w kilka minut Clave będzie wiedziało, kto mógłby być potencjalnym podejrzanym. Razem z listą tych Łowców, a właściwie Łowczyń, dostaną również ich kartotekę, czyli będą wiedzieć praktycznie wszystko o niej. My jednak mamy taki plus, że naszej Clary w systemie być nie powinno. No chyba, że rudowłosa kłamała, że całe życie opiekowała się nią Annabeth Gray. Jest to oczywiście niemożliwe, bo po co miałaby coś przed nami ukrywać?
Około dwóch dni od wysłania mojego listu, gdzieś w południe do mojego gabinetu wparował jakiś mężczyzna, a tuż za nim jeden z moich uczniów, który rzucił się na tego pierwszego i powalił go na ziemię. Popatrzyłam na tę dwójkę jednocześnie zdziwionym i zrezygnowanym wzrokiem. Mieszkaniec mojego Instytutu wstał jako pierwszy z podłogi i pociągnął za sobą mężczyznę, którego wcześniej "schwytał". Oparłam czoło o otwartą dłoń i jak to już wcześniej w takich sytuacjach bywało, pomyślałam - Na Anioła, z kim ja mieszkam?.
- Marco, powiedz mi proszę, co Ty znowu wyprawiasz?- Zapytałam z pewną ironią. Chłopak się chyba trochę zmieszał - przetarł kark i lekko zakłopotany zaczął mówić.
- No ten mężczyzn, który tak na marginesie, jest Przyziemnym, wszedł do Instytutu, a na pytanie, co tu robi, odpowiedział, że nie może powiedzieć i zaczął biec. No to ja zacząłem go gonić i w końcu złapałem.- Pokiwałam głową, wstałam z fotelu i podeszłam do tej dwójki.
- Dobrze Marco dziękuje, że jesteś tak czujny, ale lepiej idź popracować nad prędkością biegu, bo trochę wstyd, że nie umiałeś dogonić aż do tego miejsca Przyziemnego. To wszystko, możesz iść. Dalej sobie już poradzę - Chłopak pokiwał głową i wyszedł zamykając drzwi. Ja natomiast powróciłam na swoje dawne miejsce. Przyziemnemu wskazałam fotel przed moim biurkiem, na który usiadł.- Przepraszam za tą sytuację, Marco bywa czasem trochę... porywczy.
- Nic się nie stało. Rozumiem go trochę, chciał się wykazać, a nadarzyła się do tego okazja, więc skorzystał.- Odparł mężczyzna. W jego głosie było słychać całkiem mocny francuski akcent
- Racja. A propos tej "okazji", powiedz proszę, kim jesteś i jaka to jest taka ważna sprawa, że nie możesz o niej mówić?
- Nazywam się Francis Marshall i jestem posłańcem Valentina Morgensterna. Przybywam dać Pani list od mojego Pana, który podobno jest bardzo ważny. Mój Pan przekazał mi, że listu nikt iny poza Panią dotykać ani otwierać nie może i powiedział, że jeśli się dowie, że tak się stało, to będzie ze mną źle. Dlatego też nie powiedziałem o nim temu chłopakowi, który z powodu tego, że jestem Przyziemnym, mógłby spróbować wymusić na mnie oddanie koperty.- Wyciągnęłam rękę, a Francis podał mi list.- Pani wybaczy, ale Pan Valentine dał mi dwanaście godzin na podróż w tę stronę i z powrotem, więc pozwoli Pani, że już pójdę.- No tak, mój braciszek zawsze dawał na wszystko bardzo mało czasu. Zwłaszcza jak sprawa była ważna.
- Poczekaj. Otworzę Ci portal, będzie na pewno szybciej, a zgaduję, że dostaniesz jakąś karę za spóźnienie.- Posłaniec pokiwał głową.
- Jeśli się spóźnię, mój Pan ograniczy mi racje żywnościowe, do jednego posiłku dziennie.
- To tym bardziej. Ile Ci zostało czasu?
- Mało. Jakieś pięć, może sześć godzin.
- Dobrze. Zaraz otworzę portal, który doprowadzi Cię do Alicante. Stamtąd masz jakie dwie godziny piechotą do naszej posiadłości. Chyba, że umiesz jeździć konno, to galopem może jakieś czterdzieści pięć minut.
- Niestety nie umiem.- Powiedział i niepewnie się uśmiechnął.
- No to czeka Cię dłuższy spacer. Może jak się sprężysz i dojdziesz w miarę szybko, to dostaniesz jakąś premię, albo coś. Może mój brat wydaje się być zły do szpiku kości, ale wierz mi, umie docenić dobrze zrobione zadanie.- Powiedziałam i podeszłam do wielkich wrót na jednej ze ścian. Po ułożeniu na nich wyrytych run w odpowiedniej kolejności wrota się otworzyły, ukazując ogromny \, świecący niebieską poświatą portal. Francis podszedł i tuż przed wejściem odwrócił się w moją stronę.
- Dziękuję Pani.- Kiwnęłam mu głową z uśmiechem na twarzy. Mężczyzna wszedł w portal i po chwili już go nie było.
Usiadłam z powrotem na swoim biurku i wzięłam do ręki leżącą na blacie kopertę, z pieczęcią Morgensternów na przedzie. Złamałam pieczęć i wyciągnęłam kartkę papieru, na której był napisany list. Po przeczytaniu położyłam kartkę na biurku, a następnie uderzyłam w nie zaciśniętą pięścią i poszłam do sali treningowej się wyładować swoją złość.
Treść listu była następująca:
"Droga siostro.
Dziękuję Ci za Twój list. Twoje podejrzenia co do uczestnictwa naszych dziewczyn w akcji przeciw młodym Lightwood'om, są jak najbardziej prawdziwe. Zarówno Clarissa, jak i Alison brały w tym udział i wyszło im to bardzo dobrze. Niestety Clarissa zapomniała o zakryciu swoje twarzy, przez co według Alison jedna z Łowczyń, jakimś cudem ją rozpoznała. Z tego powodu, jeśli masz takie możliwości, dobrze by było, jakbyś trochę opóźniła śledztwo.
Twój kochany brat, Valentine.
P.S. - Nie możemy doczekać się Twojego przyjazdu"
- Marco, powiedz mi proszę, co Ty znowu wyprawiasz?- Zapytałam z pewną ironią. Chłopak się chyba trochę zmieszał - przetarł kark i lekko zakłopotany zaczął mówić.
- No ten mężczyzn, który tak na marginesie, jest Przyziemnym, wszedł do Instytutu, a na pytanie, co tu robi, odpowiedział, że nie może powiedzieć i zaczął biec. No to ja zacząłem go gonić i w końcu złapałem.- Pokiwałam głową, wstałam z fotelu i podeszłam do tej dwójki.
- Dobrze Marco dziękuje, że jesteś tak czujny, ale lepiej idź popracować nad prędkością biegu, bo trochę wstyd, że nie umiałeś dogonić aż do tego miejsca Przyziemnego. To wszystko, możesz iść. Dalej sobie już poradzę - Chłopak pokiwał głową i wyszedł zamykając drzwi. Ja natomiast powróciłam na swoje dawne miejsce. Przyziemnemu wskazałam fotel przed moim biurkiem, na który usiadł.- Przepraszam za tą sytuację, Marco bywa czasem trochę... porywczy.
- Nic się nie stało. Rozumiem go trochę, chciał się wykazać, a nadarzyła się do tego okazja, więc skorzystał.- Odparł mężczyzna. W jego głosie było słychać całkiem mocny francuski akcent
- Racja. A propos tej "okazji", powiedz proszę, kim jesteś i jaka to jest taka ważna sprawa, że nie możesz o niej mówić?
- Nazywam się Francis Marshall i jestem posłańcem Valentina Morgensterna. Przybywam dać Pani list od mojego Pana, który podobno jest bardzo ważny. Mój Pan przekazał mi, że listu nikt iny poza Panią dotykać ani otwierać nie może i powiedział, że jeśli się dowie, że tak się stało, to będzie ze mną źle. Dlatego też nie powiedziałem o nim temu chłopakowi, który z powodu tego, że jestem Przyziemnym, mógłby spróbować wymusić na mnie oddanie koperty.- Wyciągnęłam rękę, a Francis podał mi list.- Pani wybaczy, ale Pan Valentine dał mi dwanaście godzin na podróż w tę stronę i z powrotem, więc pozwoli Pani, że już pójdę.- No tak, mój braciszek zawsze dawał na wszystko bardzo mało czasu. Zwłaszcza jak sprawa była ważna.
- Poczekaj. Otworzę Ci portal, będzie na pewno szybciej, a zgaduję, że dostaniesz jakąś karę za spóźnienie.- Posłaniec pokiwał głową.
- Jeśli się spóźnię, mój Pan ograniczy mi racje żywnościowe, do jednego posiłku dziennie.
- To tym bardziej. Ile Ci zostało czasu?
- Mało. Jakieś pięć, może sześć godzin.
- Dobrze. Zaraz otworzę portal, który doprowadzi Cię do Alicante. Stamtąd masz jakie dwie godziny piechotą do naszej posiadłości. Chyba, że umiesz jeździć konno, to galopem może jakieś czterdzieści pięć minut.
- Niestety nie umiem.- Powiedział i niepewnie się uśmiechnął.
- No to czeka Cię dłuższy spacer. Może jak się sprężysz i dojdziesz w miarę szybko, to dostaniesz jakąś premię, albo coś. Może mój brat wydaje się być zły do szpiku kości, ale wierz mi, umie docenić dobrze zrobione zadanie.- Powiedziałam i podeszłam do wielkich wrót na jednej ze ścian. Po ułożeniu na nich wyrytych run w odpowiedniej kolejności wrota się otworzyły, ukazując ogromny \, świecący niebieską poświatą portal. Francis podszedł i tuż przed wejściem odwrócił się w moją stronę.
- Dziękuję Pani.- Kiwnęłam mu głową z uśmiechem na twarzy. Mężczyzna wszedł w portal i po chwili już go nie było.
Usiadłam z powrotem na swoim biurku i wzięłam do ręki leżącą na blacie kopertę, z pieczęcią Morgensternów na przedzie. Złamałam pieczęć i wyciągnęłam kartkę papieru, na której był napisany list. Po przeczytaniu położyłam kartkę na biurku, a następnie uderzyłam w nie zaciśniętą pięścią i poszłam do sali treningowej się wyładować swoją złość.
Treść listu była następująca:
"Droga siostro.
Dziękuję Ci za Twój list. Twoje podejrzenia co do uczestnictwa naszych dziewczyn w akcji przeciw młodym Lightwood'om, są jak najbardziej prawdziwe. Zarówno Clarissa, jak i Alison brały w tym udział i wyszło im to bardzo dobrze. Niestety Clarissa zapomniała o zakryciu swoje twarzy, przez co według Alison jedna z Łowczyń, jakimś cudem ją rozpoznała. Z tego powodu, jeśli masz takie możliwości, dobrze by było, jakbyś trochę opóźniła śledztwo.
Twój kochany brat, Valentine.
P.S. - Nie możemy doczekać się Twojego przyjazdu"
***
Oj dzieje się w tym Świecie Cieni. Też jesteście ciekawi, jaką opcję wybierze Kas? Zaakceptuje propozycję Clave, czy odrzuci? Powiem Wam szczerze, że nawet ja tego nie wiem, ponieważ wszystkie rozdziały piszę na żywca, bez żadnego planowania, więc poczekamy, zobaczymy.
Ogólnie rzecz ujmując, to ten miesiąc mam strasznie zwariowany i praktycznie żaden weekend mnie nie ma w domu. Musicie się więc przygotować, że albo rozdziałów będzie bardzo mało, albo będą się pojawiać, tak jak dzisiaj - w środku tygodnia.
Ode mnie to tyle.
Pozdrawiam gorąco, Danko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz