***Alec***
Byłem wciekły jak nigdy dotąd. Nie dość, że Jace może zginąć przez niedopatrzenia tych podobno wszystko wiedzących, to jeszcze za tą całą sytuacją stoi dziewczyna, której wszyscy wraz z Jace'am ufali praktycznie bezgranicznie. Mówiłem, że z nią jest coś nie tak i musimy mieć do niej jakąkolwiek rezerwę, ale nie posłuchali i każdy wie, jak to się skończyło.
Było gdzieś około siedemnastej, gdy Cisi Bracia przynieśli naszego brata na noszach. Wyglądał jak nie on. Cały blady, z wysypką na szyi, a ramie które było zabandażowane całe napuchło i to w takim stopniu, że nie wiedziałem, że tak się w ogóle da. Bracia położyli Jace'a na łóżku w Skrzydle Szpitalnym i bez "słowa" wrócili do Miasta Kości. Byliśmy wtedy tam wszyscy, nawet ojciec przyjechał z Idrisu na wieść o tym co się stało.
- I co robimy? - Zapytała Izzy po chwili grobowej ciszy, która nastała po wyjściu Braci.
- Chyba będziemy musieli spróbować tego, co mówił Brat Zachariasz. Będziemy musieli się zgłosić do czarownika.- Odparła mama i wyciągnęła swój telefon. Już chciała dzwonić, ale ojciec przytrzymał jej rękę.
- Poczekaj.- Powiedział.- Powinniśmy może najpierw to omówić.- Mama spojrzała na niego jak na idiotę i odparła.
- Co Ty chcesz Robercie omawiać? Skoro nawet Cisi Bracia nie umieli sobie z tym poradzić oraz dali nam taką propozycje, to co Ty chcesz zrobić? Masz większą wiedzę od samych Cichych Braci? Oświeć mnie.- Wiedziałem, że ojciec po tych słowach był zdenerwowany, ale po tylu lata małżeństwa, udało mu się opanować i nie podnosić głosu.
- Możemy spróbować wytropić tą dziewczynę, za pomoc runy śledzącej prawda? Jeśli ją złapiemy, może będzie wiedziała, jak uleczyć Jace'a.
- Już tej metody próbowano. Tam gdzie teraz znajduje się Clarissa jest nałożona potężna ochrona, Nie umiemy jej znaleźć.
- A jeślibyśmy spróbowali użyć tej runy z pomocą więzi Parabatai? - W sali zapadłą cisza. Rzeczywiście, nikt nie pomyślał wcześniej o tym, że więź Parabatai na tyle wzmacnia siłę run, że mogą one przebić nawet słabe ochrony. Pierwsza ciszę przerwała Izzy.
- Przecież z nas wszystkich tylko Alec ma Parabatai, a ten w leży właśnie przed nami.
- No właśnie nie wszyscy Izzy, otóż ja...
- Nie Robercie, nie będziesz wzywał tej osoby, nie po tym co nam zrobił przed laty. Po za tym, nie masz z nim kontaktu od wielu lat, a my nie mamy na to czasu. Jace'owi zostało już tylko kilka godzin życia, a nie wiemy, czy twój dawny przyjaciel się zgodzi. Tej metody możemy spróbować, gdy Jace będzie zdrowy, albo przynajmniej jego życie nie będzie tak zagrożone jak teraz.
- Możesz mieć trochę racji Maryse. W porządku, jeśli masz zaufanego czarownika, dzwoń.
- Ja mam samych zaufanych znajomych.- Powiedziała i ponownie wybrała numer. Po kilku sekundach ktoś się odezwał. - Witaj Panie Bane. Będę potrzebowała twojej pomocy. Tak wiem, że to będzie kosztowało, Ty nic nie robisz za darmo. Tak, tak wiem. Przybądź jak najszybciej do Instytutu. Do zobaczenia.- Po rozłączeniu się, mama poszła do biblioteki, a my za nią.
- Bane? - Zapytałem.- Magnus Bane? Wezwałaś Magnusa Bane'a aby pomógł Jace'owi? To jest ten twój zaufany czarownik? Przecież on jest największym krętaczem w Świecie Cieni.\
- I jednym z najpotężniejszych czarowników. Po za tym jest Wysokim Czarownikiem Brooklynu i ma ogromną wiedzę. Jeśli ktoś ma pomóc Jace'owi, to on.- Powiedziała mama, a po chwili ciszej dodała.- I jednocześnie jednym z najdroższych.
Jakoś pół godziny od rozmowy telefonicznej, rozbrzmiały dzwony w Instytucie, co oznaczało, że ktoś, kto nie jest Nocnym Łowcą prosi o wpuszczenie go w nasze progi. Drzwi może otwierać szef Instytutu, lub osoba do tego uprawniona, u nas takimi osobami wyznaczonymi przez mamę, są: ojciec, oraz niektórzy nauczyciele. Poszła więc mama, a my udaliśmy się do skrzydła szpitalnego. Po kilku minutach mama wraz z czarownikiem weszła do sali. Bane był średnio wysokim, czarnowłosym mężczyzną, o azjatyckiej urodzie. To, co na sto procent go wyróżniało, to oprócz kocich oczu, wszechobecny brokat. Na włosach, na ubraniu, na butach, na twarzy, brokat był wszędzie. Ten facet wyglądał jak chodząca kula dyskotekowa i jak mam być szczery, to najlepiej się nie prezentował, jako Wysoki Czarownik Brooklynu.
- O widzę cała rodzinka Lghtwood razem, jak pięknie. - Powiedział zanim mama zdążyła otworzyć usta, po wcześniejszym obejrzeniu nas wszystkich. Najdłużej patrzył na mnie i na ojca. Z tym, że na Roberta z pewną dawką zdziwienia, a na mnie z... w sumie nie wiem dokładnie co to był za wzrok, ale na pewno nawet jak na niego niestandardowy.- Zapewne wiecie, kim jestem, ale na wszelki wypadek przedstawię się. Jestem Magnus Bane, Wysoki Czarownik Brooklynu, a Wy tego co się wstępnie dowiedziałem, macie duży problem.
- Tak Panie Bane. Widzi Pan...
- Maryse, nie mów do mnie "Panie Bane". To że mam kilka lat od Ciebie więcej, nie znaczy, że musisz do mnie mówić "Panie Bane". Czuję się wtedy staro. Mów mi Magnus.- Powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha czarownik. Mówiłem, że wtedy mama nie za bardzo była za bliskimi znajomościami z Podziemnymi? Nie? No to nie była, a że dla niej, żeby zwracać się do siebie po imieniu trzeba było być w bliskiej znajomości, to możecie się domyślić,że nie była zachwycona prośbą Magnusa.
- Dobrze. Możemy przejść do rzeczy?
- Naturalnie.
- Tak więc, podczas standardowego polowania, Jace wraz ze swoim rodzeństwem natknęli się na zdrajczynię, która ich zaatakowała..- Magnus zmarszczył brwi.
- Czyżby powtórka z rozrywki?- Zapytał z pewną dawka ironii w głosie.
- Mamy nadzieję, że nie.-Odparła mama. Dało się w jej odpowiedzi usłyszeć zniecierpliwienie.-Wracając, po długiej walce dziewczynie udało się trafić Jace'a zatrutą strzałą. Cichym Braciom udało się ustalić, że trucizna, która okrywała strzałę miała w swoim składzie jad Mamby czarnej, z dodatkiem jakiejś magicznej substancji, która przyśpiesza działanie trucizny. Niestety nie mogli oni określić co to za substancja. Ta substancja jest właśnie powodem dla którego Cię wezwałam.
- I zapewne chcesz żebym dowiedział się co to jest i najlepiej pomógł Jace'owi.- Stwierdził Magnus.
- No to chyba logiczne?- Zapytałem. Czarownik spojrzał na mnie swoimi żółtymi, kocimi oczami i lekko skrzywił głowę.
- A Ty jesteś...?
- Alexan... Alec, brat i Parabatai Jace'a..
- Świetnie.- Powiedział bez żadnego uczucia w głosie.- Oczywiście mogę zrobić to, co ode mnie oczekujecie. Muszę Was jednak uprzedzić, że moje usługi są drogie.
- Wiemy Pan... Magnusie. Myślę jednak, że damy radę finansowo.- Powiedziała mama z lekki uśmiechem.
- Znakomicie. Zacznijmy więc zabawę.- Rzekł Magnus, z jego dłoni momentalnie wystrzeliły niebieskie iskry, oczy stały się jakby jaśniejsze, a włosy stanęły jeszcze bardziej dęba, niż wcześniej, a myślałem, że tak się nie da. Czarownik obrócił się w stronę Jace'a i skierował w jego stronę swoje dłonie. Wokół ciała mojego brata zajaśniała niebieska poświata. Po kilku minutach Magnus opuścił ręce. Wszyscy czekaliśmy w ciszy na to o powie czarownik.- Obawiam się, że Wasi Cisi Bracia mieli rację. W jego krwi jest naprawdę spor zawartość substancji zwanej trochę ironicznie, bo "Piękno ziemi". Jak się pewnie domyślacie, jest to trucizna robiona przez Faeri, a raczej była robiona setki lat temu. Była to jedna z najmocniejszych trucizn na świecie. Podobno gdy Przyziemni obcowali jeszcze ze Światem Cieni, to kilku władców zginęło w męczarniach, ponieważ ktoś otruł ich właśnie tą trucizną, którą dostał, lub kupił od Fearie. Aktualnie z tego co jest mi wiadomo, nie jest wytwarzane.
- Dlaczego?- Zapytała Izzy. Ona od zawsze była ciekawa tematami trucizn i innych takich. Po za tym była i jest najlepszym medykiem w tym Instytucie, jak nie w kraju.
- Bo wymyślili mocniejszą pączusiu.- Izzy się uśmiechnęła, ale nie zarumieniła. Jest można powiedzieć zbyt "doświadczona" aby taki komplement od obcej osoby sprawił, że się zaczerwieni.
- Możesz to z niego usunąć?- Zapytał ojciec.
- Owszem Robercie, ale za pomocą magii. Muszę wytworzyć antidotum, które ma w składzie dość nietypowe składniki. Powinienem mieć je w domu, a nawet jeśli nie, to na pewno moja przyjaciółka go posiada. Zawsze się pałała alchemią. - Powiedział wymachując dziwnie rękami.- Poczekajcie tu chwilę, zaraz będę.- Mówiąc to spróbował otworzyć portal, który jednak zaraz się zamknął. Czarownik westchnął ciężko i obrócił się w naszą z ironiczny uśmieszkiem i podniesionym palcem wskazującym.- No tak,bariery....
- Sam je zakładałeś Magnusie.- Powiedział ojciec z lekkim rozbawieniem w głosie.
- No tak... Nie wiem dlaczego się na to zgodziłem,to tylko utrudnia komunikacje. Myśleliście może nad jakąś modyfikacją? Na przykład, że za zatwierdzeniem....
- Panie Bane, składniki....- Przypomniałem lekko zirytowany.
- Tak, tak pączusiu lukrowy, już idę. Maryse, czy mogłabyś otworzyć mi portal w Waszej bibliotece?
- Oczywiście Panie... emmm Magnusie.- Odpowiedziała mam i razem z czarownikiem wyszli ze Skrzydła Szpitalnego. Chwilę później wyszedł za nimi ojciec.
- Pączusiu lukrowy?- Zapytała rozśmieszona Izzy. Ja tylko wzruszyłem ramionami z miną zakłopotania na twarzy i usiadłem na brzegu łóżka Jace'a. Po chwili po drugiej stronie usiadła Izzy z Anią. Złapałem dłoń swojego brata i chwilę tak siedziałem.
- Trzymaj się bracie. Wyjdziesz z tego, z resztą jak zawsze. Magnus Ci pomoże i wszystko będzie w jak najlepszym porządku.- Powiedziałem wciąż trzymając go za rękę.
- Na Anioła, żeby to się spełniło.- Powiedziała dotąd jakby nieobecna Ania.- A potem razem w czwórkę damy nauczkę tej całej Clary.
- O ile ją znajdziemy....- Odparła smutno Izzy, po czym najmłodsza z nas stwierdziła z dumnym uśmiechem:
- My nie damy rady? Jesteśmy Lightwoodami. Jesteśmy najlepsi w Świecie Cieni, kto jak nie my miałby to zrobić?- Spojrzeliśmy się z Izzy na siebie i odpowiedzieliśmy prawie razem.
- No młoda masz rację. Jesteśmy najlepsi.- Drugie zdanie powiedziała tylko Izzy, a Ani momentalnie zszedł uśmiech z twarzy.
- Ile razy mam Wam mówić, żebyście nie mówili na mnie młoda?- W tym momencie razem z Izzy wybuchliśmy śmiechem, Ania udawała obrażoną, ale długo jej się tego stanu nie udało utrzymać i po chwilę też wybuchła śmiechem. Śmialiśmy się dopóki nie wrócił Magnus, czyli jakieś pięć minut. Czarownik wszedł tak cicho, że nikt z nas go nie zauważył, a stało się to dopiero gdy, "stanął nad nami"- Widzę cukiereczki karmelowe, że się świetnie bawicie i nie chcę Wam przeszkadzać, chociaż sumie już to zrobiłem.- Odskoczyliśmy jak poparzeni, a on stał niewzruszony z tym swoim uśmiechem.- O znakomicie, skoro już nie pękacie ze śmiechu, to potrzebuję kogoś znającego się chociaż trochę na alchemii.- Ja z Anią dalej w lekkim szoku spojrzeliśmy na Izzy. Ta się uśmiechnęła i podeszła do czarownika.- Pięknie. Skoro znasz się trochę na alchemii i tego typu sprawach to raczej wiesz jak to wszystko mieszać i znasz te składniki, prawda karmelku?- Izzy spojrzała na substancje i rośliny na stole.
- Większość z nich dobrze znam, ale tych pięknych różowych kwiatów nie umiem rozpoznać.- Magnus szybko rzucił okiem.
- Wcale się nie dziwię bąbelku. Jest to Medinilla - jeden z najrzadszych kwiatów, a przynajmniej jak się nie wie gdzie szukać.- drugą część zdania czarownik powiedział do Izzy ciszej, wcześniej się rozglądając, jakby chciał się upewnić, że nikt go nie podsłuchuje. Moja siostra się szczerze uśmiechnęła. Chwilę później praca ruszyła pełną parą. Magnus instruował Izzy co i w jakiej proporcji wrzucać do misy, ona wszystko dokładnie mieszała, a czarownik machał rękami nad powstałą substancją i co jakiś czas w stronę owej mikstury puszczał niebieskie iskry. Dodawanie składników, mieszanie i czarowanie trwało dobrą godzinę, Ania zasnęła, leżąc obok Jace'a, dała radę między innymi dlatego, że mimo tego że jest prawie dorosła, to jest bardzo drobna i umie wcisnąć się wszędzie, nawet pomimo tego, że Jace zajmuje dużą część małego łóżka szpitalnego.
- W końcu to skończyliśmy.- Powiedziała Izzy podchodząc do mnie, rozmasowywała ręce, które zapewne ją bolały.- Oby zadziałało...
- Spokojnie pączusiu, zadziała.- Powiedział Magnus i podszedł do nas z małym słoiczkiem jakieś maści i fiolką płynu.- Powiedz proszę swojej siostrze, żeby się obudziła i zeszła z łóżka.- Powiedział do mnie czarownik. Zrobiłem to, Ania lekko zaspana stanęła obok mnie i Izzy, a Magnus zaczął ściągać opatrunek z rany Jace'a. Gdy już to zrobił, nie mogliśmy uwierzyć w to co widzieliśmy. miejsce gdzie strzała rozorała szyje Jace'a było całe napuchnięte i wyglądało, jakby było zakażone.
- To nie jest zakażenie, tak ziała ta trucizna. Oczywiście to miejsce może być lekko brudne, dlatego dobrze by było, jakby ktoś tą ranę oczyścił.- Zrobiła to Izzy, która poszła do safki z lekami i po chwili wróciła z butelką wody utlenionej, którą polała ranę Jace'a. Rana się zapieniła, a po chwili piana znikła.- Dobrze, możemy zaczynać.- Powiedział czarownik, wziął trochę maści na palce trochę maści i wsmarował ją dokładnie w ranę bez żadnego zawahania.- Macie tu może kroplówkę?- Zapytał.
- Tak mamy, powiedziała Izzy i przyniosła stojak zza białej kurtyny dwa łózka dalej.
- Pączusiu, Ty jesteś tu jedyną osobą, która coś wie o medycynie?
- Aktualnie chyba tak, ale nie przeszkadza mi to.- Powiedziała Izzy uśmiechnięta od ucha do ucha. Magnus pokiwał głową i wlał do pojemnika kroplówki zawartość fiolki.
- Dobrze, na dzisiaj to tyle. Jutro, albo po jutrze powinien się obudzić, do tego czasu dwa razy dziennie nie licząc dzisiejszego, wcierajcie mu tą maść w ranę i raz dziennie podawajcie kroplówkę. Jak się obudzi niech to robi sam, z tym że ten powiedzmy syrop już normalnie niech pije z fiolki. Niech robi te dwie rzeczy aż opuchlizna całkiem zejdzie i nie będzie widać tej czarnej plamy, wtedy będzie mógł użyć tej Waszej runy uzdrawiającej. Jeżeli się nie obudzi po powiedzmy czterech dniach, lub zabraknie Wam lekarstwa, zgłoście się do mnie. A i ważne jest to, żebyście to robili, lub żeby sam to robił o miej więcej tej samej godzinie. To wszystko, co mogłem dla Was dzisiaj zrobić, a Tobie pączusiu - Tu zwrócił się do Izzy. - dziękuje za pomoc.- Pstryknął palcami i po chwili na podłodze przed Izzy, w doniczce stał piękny różowy kwiat.
- Poczekaj.- Powiedział.- Powinniśmy może najpierw to omówić.- Mama spojrzała na niego jak na idiotę i odparła.
- Co Ty chcesz Robercie omawiać? Skoro nawet Cisi Bracia nie umieli sobie z tym poradzić oraz dali nam taką propozycje, to co Ty chcesz zrobić? Masz większą wiedzę od samych Cichych Braci? Oświeć mnie.- Wiedziałem, że ojciec po tych słowach był zdenerwowany, ale po tylu lata małżeństwa, udało mu się opanować i nie podnosić głosu.
- Możemy spróbować wytropić tą dziewczynę, za pomoc runy śledzącej prawda? Jeśli ją złapiemy, może będzie wiedziała, jak uleczyć Jace'a.
- Już tej metody próbowano. Tam gdzie teraz znajduje się Clarissa jest nałożona potężna ochrona, Nie umiemy jej znaleźć.
- A jeślibyśmy spróbowali użyć tej runy z pomocą więzi Parabatai? - W sali zapadłą cisza. Rzeczywiście, nikt nie pomyślał wcześniej o tym, że więź Parabatai na tyle wzmacnia siłę run, że mogą one przebić nawet słabe ochrony. Pierwsza ciszę przerwała Izzy.
- Przecież z nas wszystkich tylko Alec ma Parabatai, a ten w leży właśnie przed nami.
- No właśnie nie wszyscy Izzy, otóż ja...
- Nie Robercie, nie będziesz wzywał tej osoby, nie po tym co nam zrobił przed laty. Po za tym, nie masz z nim kontaktu od wielu lat, a my nie mamy na to czasu. Jace'owi zostało już tylko kilka godzin życia, a nie wiemy, czy twój dawny przyjaciel się zgodzi. Tej metody możemy spróbować, gdy Jace będzie zdrowy, albo przynajmniej jego życie nie będzie tak zagrożone jak teraz.
- Możesz mieć trochę racji Maryse. W porządku, jeśli masz zaufanego czarownika, dzwoń.
- Ja mam samych zaufanych znajomych.- Powiedziała i ponownie wybrała numer. Po kilku sekundach ktoś się odezwał. - Witaj Panie Bane. Będę potrzebowała twojej pomocy. Tak wiem, że to będzie kosztowało, Ty nic nie robisz za darmo. Tak, tak wiem. Przybądź jak najszybciej do Instytutu. Do zobaczenia.- Po rozłączeniu się, mama poszła do biblioteki, a my za nią.
- Bane? - Zapytałem.- Magnus Bane? Wezwałaś Magnusa Bane'a aby pomógł Jace'owi? To jest ten twój zaufany czarownik? Przecież on jest największym krętaczem w Świecie Cieni.\
- I jednym z najpotężniejszych czarowników. Po za tym jest Wysokim Czarownikiem Brooklynu i ma ogromną wiedzę. Jeśli ktoś ma pomóc Jace'owi, to on.- Powiedziała mama, a po chwili ciszej dodała.- I jednocześnie jednym z najdroższych.
Jakoś pół godziny od rozmowy telefonicznej, rozbrzmiały dzwony w Instytucie, co oznaczało, że ktoś, kto nie jest Nocnym Łowcą prosi o wpuszczenie go w nasze progi. Drzwi może otwierać szef Instytutu, lub osoba do tego uprawniona, u nas takimi osobami wyznaczonymi przez mamę, są: ojciec, oraz niektórzy nauczyciele. Poszła więc mama, a my udaliśmy się do skrzydła szpitalnego. Po kilku minutach mama wraz z czarownikiem weszła do sali. Bane był średnio wysokim, czarnowłosym mężczyzną, o azjatyckiej urodzie. To, co na sto procent go wyróżniało, to oprócz kocich oczu, wszechobecny brokat. Na włosach, na ubraniu, na butach, na twarzy, brokat był wszędzie. Ten facet wyglądał jak chodząca kula dyskotekowa i jak mam być szczery, to najlepiej się nie prezentował, jako Wysoki Czarownik Brooklynu.
- O widzę cała rodzinka Lghtwood razem, jak pięknie. - Powiedział zanim mama zdążyła otworzyć usta, po wcześniejszym obejrzeniu nas wszystkich. Najdłużej patrzył na mnie i na ojca. Z tym, że na Roberta z pewną dawką zdziwienia, a na mnie z... w sumie nie wiem dokładnie co to był za wzrok, ale na pewno nawet jak na niego niestandardowy.- Zapewne wiecie, kim jestem, ale na wszelki wypadek przedstawię się. Jestem Magnus Bane, Wysoki Czarownik Brooklynu, a Wy tego co się wstępnie dowiedziałem, macie duży problem.
- Tak Panie Bane. Widzi Pan...
- Maryse, nie mów do mnie "Panie Bane". To że mam kilka lat od Ciebie więcej, nie znaczy, że musisz do mnie mówić "Panie Bane". Czuję się wtedy staro. Mów mi Magnus.- Powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha czarownik. Mówiłem, że wtedy mama nie za bardzo była za bliskimi znajomościami z Podziemnymi? Nie? No to nie była, a że dla niej, żeby zwracać się do siebie po imieniu trzeba było być w bliskiej znajomości, to możecie się domyślić,że nie była zachwycona prośbą Magnusa.
- Dobrze. Możemy przejść do rzeczy?
- Naturalnie.
- Tak więc, podczas standardowego polowania, Jace wraz ze swoim rodzeństwem natknęli się na zdrajczynię, która ich zaatakowała..- Magnus zmarszczył brwi.
- Czyżby powtórka z rozrywki?- Zapytał z pewną dawka ironii w głosie.
- Mamy nadzieję, że nie.-Odparła mama. Dało się w jej odpowiedzi usłyszeć zniecierpliwienie.-Wracając, po długiej walce dziewczynie udało się trafić Jace'a zatrutą strzałą. Cichym Braciom udało się ustalić, że trucizna, która okrywała strzałę miała w swoim składzie jad Mamby czarnej, z dodatkiem jakiejś magicznej substancji, która przyśpiesza działanie trucizny. Niestety nie mogli oni określić co to za substancja. Ta substancja jest właśnie powodem dla którego Cię wezwałam.
- I zapewne chcesz żebym dowiedział się co to jest i najlepiej pomógł Jace'owi.- Stwierdził Magnus.
- No to chyba logiczne?- Zapytałem. Czarownik spojrzał na mnie swoimi żółtymi, kocimi oczami i lekko skrzywił głowę.
- A Ty jesteś...?
- Alexan... Alec, brat i Parabatai Jace'a..
- Świetnie.- Powiedział bez żadnego uczucia w głosie.- Oczywiście mogę zrobić to, co ode mnie oczekujecie. Muszę Was jednak uprzedzić, że moje usługi są drogie.
- Wiemy Pan... Magnusie. Myślę jednak, że damy radę finansowo.- Powiedziała mama z lekki uśmiechem.
- Znakomicie. Zacznijmy więc zabawę.- Rzekł Magnus, z jego dłoni momentalnie wystrzeliły niebieskie iskry, oczy stały się jakby jaśniejsze, a włosy stanęły jeszcze bardziej dęba, niż wcześniej, a myślałem, że tak się nie da. Czarownik obrócił się w stronę Jace'a i skierował w jego stronę swoje dłonie. Wokół ciała mojego brata zajaśniała niebieska poświata. Po kilku minutach Magnus opuścił ręce. Wszyscy czekaliśmy w ciszy na to o powie czarownik.- Obawiam się, że Wasi Cisi Bracia mieli rację. W jego krwi jest naprawdę spor zawartość substancji zwanej trochę ironicznie, bo "Piękno ziemi". Jak się pewnie domyślacie, jest to trucizna robiona przez Faeri, a raczej była robiona setki lat temu. Była to jedna z najmocniejszych trucizn na świecie. Podobno gdy Przyziemni obcowali jeszcze ze Światem Cieni, to kilku władców zginęło w męczarniach, ponieważ ktoś otruł ich właśnie tą trucizną, którą dostał, lub kupił od Fearie. Aktualnie z tego co jest mi wiadomo, nie jest wytwarzane.
- Dlaczego?- Zapytała Izzy. Ona od zawsze była ciekawa tematami trucizn i innych takich. Po za tym była i jest najlepszym medykiem w tym Instytucie, jak nie w kraju.
- Bo wymyślili mocniejszą pączusiu.- Izzy się uśmiechnęła, ale nie zarumieniła. Jest można powiedzieć zbyt "doświadczona" aby taki komplement od obcej osoby sprawił, że się zaczerwieni.
- Możesz to z niego usunąć?- Zapytał ojciec.
- Owszem Robercie, ale za pomocą magii. Muszę wytworzyć antidotum, które ma w składzie dość nietypowe składniki. Powinienem mieć je w domu, a nawet jeśli nie, to na pewno moja przyjaciółka go posiada. Zawsze się pałała alchemią. - Powiedział wymachując dziwnie rękami.- Poczekajcie tu chwilę, zaraz będę.- Mówiąc to spróbował otworzyć portal, który jednak zaraz się zamknął. Czarownik westchnął ciężko i obrócił się w naszą z ironiczny uśmieszkiem i podniesionym palcem wskazującym.- No tak,bariery....
- Sam je zakładałeś Magnusie.- Powiedział ojciec z lekkim rozbawieniem w głosie.
- No tak... Nie wiem dlaczego się na to zgodziłem,to tylko utrudnia komunikacje. Myśleliście może nad jakąś modyfikacją? Na przykład, że za zatwierdzeniem....
- Panie Bane, składniki....- Przypomniałem lekko zirytowany.
- Tak, tak pączusiu lukrowy, już idę. Maryse, czy mogłabyś otworzyć mi portal w Waszej bibliotece?
- Oczywiście Panie... emmm Magnusie.- Odpowiedziała mam i razem z czarownikiem wyszli ze Skrzydła Szpitalnego. Chwilę później wyszedł za nimi ojciec.
- Pączusiu lukrowy?- Zapytała rozśmieszona Izzy. Ja tylko wzruszyłem ramionami z miną zakłopotania na twarzy i usiadłem na brzegu łóżka Jace'a. Po chwili po drugiej stronie usiadła Izzy z Anią. Złapałem dłoń swojego brata i chwilę tak siedziałem.
- Trzymaj się bracie. Wyjdziesz z tego, z resztą jak zawsze. Magnus Ci pomoże i wszystko będzie w jak najlepszym porządku.- Powiedziałem wciąż trzymając go za rękę.
- Na Anioła, żeby to się spełniło.- Powiedziała dotąd jakby nieobecna Ania.- A potem razem w czwórkę damy nauczkę tej całej Clary.
- O ile ją znajdziemy....- Odparła smutno Izzy, po czym najmłodsza z nas stwierdziła z dumnym uśmiechem:
- My nie damy rady? Jesteśmy Lightwoodami. Jesteśmy najlepsi w Świecie Cieni, kto jak nie my miałby to zrobić?- Spojrzeliśmy się z Izzy na siebie i odpowiedzieliśmy prawie razem.
- No młoda masz rację. Jesteśmy najlepsi.- Drugie zdanie powiedziała tylko Izzy, a Ani momentalnie zszedł uśmiech z twarzy.
- Ile razy mam Wam mówić, żebyście nie mówili na mnie młoda?- W tym momencie razem z Izzy wybuchliśmy śmiechem, Ania udawała obrażoną, ale długo jej się tego stanu nie udało utrzymać i po chwilę też wybuchła śmiechem. Śmialiśmy się dopóki nie wrócił Magnus, czyli jakieś pięć minut. Czarownik wszedł tak cicho, że nikt z nas go nie zauważył, a stało się to dopiero gdy, "stanął nad nami"- Widzę cukiereczki karmelowe, że się świetnie bawicie i nie chcę Wam przeszkadzać, chociaż sumie już to zrobiłem.- Odskoczyliśmy jak poparzeni, a on stał niewzruszony z tym swoim uśmiechem.- O znakomicie, skoro już nie pękacie ze śmiechu, to potrzebuję kogoś znającego się chociaż trochę na alchemii.- Ja z Anią dalej w lekkim szoku spojrzeliśmy na Izzy. Ta się uśmiechnęła i podeszła do czarownika.- Pięknie. Skoro znasz się trochę na alchemii i tego typu sprawach to raczej wiesz jak to wszystko mieszać i znasz te składniki, prawda karmelku?- Izzy spojrzała na substancje i rośliny na stole.
- Większość z nich dobrze znam, ale tych pięknych różowych kwiatów nie umiem rozpoznać.- Magnus szybko rzucił okiem.
- Wcale się nie dziwię bąbelku. Jest to Medinilla - jeden z najrzadszych kwiatów, a przynajmniej jak się nie wie gdzie szukać.- drugą część zdania czarownik powiedział do Izzy ciszej, wcześniej się rozglądając, jakby chciał się upewnić, że nikt go nie podsłuchuje. Moja siostra się szczerze uśmiechnęła. Chwilę później praca ruszyła pełną parą. Magnus instruował Izzy co i w jakiej proporcji wrzucać do misy, ona wszystko dokładnie mieszała, a czarownik machał rękami nad powstałą substancją i co jakiś czas w stronę owej mikstury puszczał niebieskie iskry. Dodawanie składników, mieszanie i czarowanie trwało dobrą godzinę, Ania zasnęła, leżąc obok Jace'a, dała radę między innymi dlatego, że mimo tego że jest prawie dorosła, to jest bardzo drobna i umie wcisnąć się wszędzie, nawet pomimo tego, że Jace zajmuje dużą część małego łóżka szpitalnego.
- W końcu to skończyliśmy.- Powiedziała Izzy podchodząc do mnie, rozmasowywała ręce, które zapewne ją bolały.- Oby zadziałało...
- Spokojnie pączusiu, zadziała.- Powiedział Magnus i podszedł do nas z małym słoiczkiem jakieś maści i fiolką płynu.- Powiedz proszę swojej siostrze, żeby się obudziła i zeszła z łóżka.- Powiedział do mnie czarownik. Zrobiłem to, Ania lekko zaspana stanęła obok mnie i Izzy, a Magnus zaczął ściągać opatrunek z rany Jace'a. Gdy już to zrobił, nie mogliśmy uwierzyć w to co widzieliśmy. miejsce gdzie strzała rozorała szyje Jace'a było całe napuchnięte i wyglądało, jakby było zakażone.
- To nie jest zakażenie, tak ziała ta trucizna. Oczywiście to miejsce może być lekko brudne, dlatego dobrze by było, jakby ktoś tą ranę oczyścił.- Zrobiła to Izzy, która poszła do safki z lekami i po chwili wróciła z butelką wody utlenionej, którą polała ranę Jace'a. Rana się zapieniła, a po chwili piana znikła.- Dobrze, możemy zaczynać.- Powiedział czarownik, wziął trochę maści na palce trochę maści i wsmarował ją dokładnie w ranę bez żadnego zawahania.- Macie tu może kroplówkę?- Zapytał.
- Tak mamy, powiedziała Izzy i przyniosła stojak zza białej kurtyny dwa łózka dalej.
- Pączusiu, Ty jesteś tu jedyną osobą, która coś wie o medycynie?
- Aktualnie chyba tak, ale nie przeszkadza mi to.- Powiedziała Izzy uśmiechnięta od ucha do ucha. Magnus pokiwał głową i wlał do pojemnika kroplówki zawartość fiolki.
- Dobrze, na dzisiaj to tyle. Jutro, albo po jutrze powinien się obudzić, do tego czasu dwa razy dziennie nie licząc dzisiejszego, wcierajcie mu tą maść w ranę i raz dziennie podawajcie kroplówkę. Jak się obudzi niech to robi sam, z tym że ten powiedzmy syrop już normalnie niech pije z fiolki. Niech robi te dwie rzeczy aż opuchlizna całkiem zejdzie i nie będzie widać tej czarnej plamy, wtedy będzie mógł użyć tej Waszej runy uzdrawiającej. Jeżeli się nie obudzi po powiedzmy czterech dniach, lub zabraknie Wam lekarstwa, zgłoście się do mnie. A i ważne jest to, żebyście to robili, lub żeby sam to robił o miej więcej tej samej godzinie. To wszystko, co mogłem dla Was dzisiaj zrobić, a Tobie pączusiu - Tu zwrócił się do Izzy. - dziękuje za pomoc.- Pstryknął palcami i po chwili na podłodze przed Izzy, w doniczce stał piękny różowy kwiat.
Magnus już chciał zacząć otwierać portal, ale przypomniał sobie o jednej bardzo ważnej rzeczy:
- No tak, bariery. - Odwrócił się na pięcie w naszą stronę.- Czy ktoś z Was umie obsługiwać portal główny?- Podniosłem rękę i rozbawiony poszedłem odprowadzić czarownika.
***\
Siemanko.
Tak, dawno mnie tu nie było, aż można by było kurz ścierać. Tsia, znacie to uczucie, gdy chcecie coś napisać, ale gdy tylko się za to zabieracie, uświadamiacie sobie, że nie wiecie o czym pisać? Ja tak miałem w ostatnim czasie. Do tego jeszcze doszedł koniec Shadowhunters, który powiem szczerze przeżyłem dość mocno i nie chciałem robić krzywdy którymś z bohaterów. No co mam powiedzieć, przykro mi z takiego obrotu spraw i bardzo Was za to przepraszam. Postaram się wrócić do dawnego systemu dodawania rozdziałów, ale nie wiem czy po takiej przerwie dam radę. Na koniec chcę jeszcze podziękować tym, którzy mimo takiej przerwy to czytają, jestem Wam bardzo wdzięczny.
Ode mnie tyle.
Do zobaczenia w następnym rozdziale.
Pozdrawiam gorąco, Danko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz