wtorek, 30 maja 2017

Prolog

 23 Sierpnia 1999 Idrys

**Valentine**

   Siedziałem na kanapie w salonie cały zrozpaczony. Na moich kolanach leżała moja nowo narodzona córka - Clarissa. Zapewne powinienem być szczęśliwy, jednak w tej sytuacji nie było niczego wesołego, gdyż niedługo po porodzie zmarła matka dziewczynki, a moja żona Jocelyn.

   Nikt nie wiedział dlaczego tak się stało. Ani czarownik który badał moją żonę podczas ciąży, który mówił że "Dziecko się szybko rozwija ale nie ma powodów do obaw" przy każdym badaniu. Ani wszystkowiedzący Cisi Bracia. Jednak mi coś podpowiadało że to właśnie moja córka w ten czy inny sposób była odpowiedzialna za śmierć mojej żony. 

   Czułem, że będzie mi ciężko pokochać mała, tak jak chciałaby tego moja ukochana. Postanowiłem jednak, że ze względu na pamięć o Jocelyn, zrobię co w mojej mocy aby młodsza z moich córek wyrosła na dobrą Łowczynie.

Miesiąc później

Od śmierci Jocelyn minęły 32 dni. Przez ten miesiąc próbowałem pokochać Clarisse i zająć się nią tak jak zasługuje na to każde dziecko, niestety nie umiałem. Nawet jeśli się nią zajmowałem, to nie z miłości rodzicielskiej, a z przeświadczenia, że tego chciałaby Joc. 

   Dziewczynka bardzo przypominała swoją zmarła matkę, co wcale mi nie pomagało, a wręcz przeciwnie - potęgowało, coraz to większą niechęć do niej. Mała przypominała Jocelyn w wielu aspektach: delikatne rysy twarzy; kruchość i delikatność; te piękne szmaragdowe oczy, w które mogłem niegdyś patrzeć w nieskończoność, oraz coś, co tak bardzo wyróżniało moją żonę rude włosy, które już zaczęły pojawiać się na głowie Clarissy. Po mnie dziewczynka odziedziczyła jedynie znamię Morgensternów na ramieniu, czyli pięcioramienna gwiazda w okręgu

   Zawsze gdy ją karmiłem, przewijałem uspokajałem czy usypiałem, moje serce coraz bardziej się krajało, czułem coraz większą rozpacz i coraz bardziej zapadałem w swoich emocjach - w smutku, cierpieniu, złości. Pomimo że wielu czarowników próbowało, na moje zlecenie, różnych metod żebym zapomniał to moja więź z Jocelyn była zbyt wielka i z dnia na dzień czułem coraz większą nie chęć do mojej córki a przez ostatnie dni nawet nienawiść.

   W końcu uznałem, że moje życie się rozsypuje, oraz, że muszę zerwać obietnice, którą złożyłem Joc tuż przed śmiercią, abym choćby nie wiadomo jak by mi było ciężko, zrobił co w mojej mocy, aby Clarissa miała dzieciństwo oraz wychowanie, godne potomkini Morgnesternów. Postanowiłem że odbuduje swój krąg i znów będę dawnym Valentinem - silnym przywódcą, którym aktualnie nie byłem oraz najlepszym Nocnym Łowcą, który chodzi po świecie. Jednak żeby tak, nie mogę sobie pozwolić na skruchę i rozpacz. Musiałem pozbyć się powodu, przez który stałem się słaby - Clarissy. Postanowiłem, że wymaże jej wspomnienia, nawet jeśli przez taki krótki okres jej życia, niewiele by ich było, a następnie podrzucić ją jakiejkolwiek Przyziemnej, żeby nikt w Świcie Cieni się o niej nie dowiedział.

***

    Następnego ranka udałem się wraz z Clarissą w nosidełku do Magnusa Bane'a. Zastukałem do drzwi. Po paru minutach ktoś je otworzył. W progu stał czarownik jak zawsze ubrany dość nietypowo. Miał na sobie różowe błyszczące brokatem rurki, również świecącą brokatem żółtą koszule i czarną kamizelkę z oczywiście brokatowymi zielonymi wzorkami , jego włosy wstały w każdą stronę posypane chyba toną czerwonego brokatu. Jego kocie oczy zaświeciły się gdy zobaczył mnie i moją córkę po drugiej stronie progu. Przyglądał się nam dłuższą chwile. Z niecierpliwości wypaliłem 

- Wpuścisz mnie czy mam tak stać?

- Naturalnie Panie Morgenstern, proszę wejść - Odparł Magnów, pokazując ręką drogę do salonu. Pokiwałem znacząco głową i wszedłem do pomieszczenia, które było dość dużych rozmiarów urządzona w stylu wiktoriańskim - Magnus chciał chyba wspomnieć stare czasy.

   Pokój był zachowany w raczej zimnej kolorystyce. Ściany były w kolorze popiołu. Podłogę zrobiono z ciemnego drewna. wszystkie dodatki, takie jak zasłony, dywany, zastawa stołowa, były w kolorze ciemno-zielonym. W tym samym kolorze zostały wykonane obicia masywnych, ciężkich mebli. Całość tworzyła trochę mroczny nastrój.

- A więc... - zaczął Magnus siadając na jednej z wielkich drewnianych kanap, których pięknie rzeźbione ozdobne wzory, miały niegdyś dawać do zrozumienia, że ich właściciel ma wysoką rangę w społeczeństwie.- Co Was do mnie sprowadza?- Zapytał wskazując ręką na wielki fotel utrzymany w podobnym od kanapy stylu.

- Chciałbym abyś wymazał mojej córce wszystkie wspomnienia związane z dotychczasowym życiem - Pewnie odpowiedziałem. Magnus popatrzył na mnie zaciekawionym wzrokiem a jego oczy jeszcze bardziej zaiskrzyły

- Dlaczego chcesz to zrobić?- Zapytał oschło. 

- Widzi Pan, Panie Bane, to już nie do końca pańska sprawa.- Powiedziałem bez skrupułów.- Ale żeby nie było, że nie uprzejmy, powiedzmy, że przeszkadza mi w pewnych planach.

-Jakie to plany? - dociekał Magnus.

- Ponownie nie jest to informacja, którą mógłby Pan potrzebować do wykonania zaklęcia.- Magnus nie był zadowolony z takiej odpowiedzi, ale skinął głową i poruszył inny temat.

- Zdaje sobie Pan sprawę, Panie Morgenster, że to nie będzie tanie?- Zapytał biorąc do ręki wcześniej przygotowanego drinka.

- Oczywiście.- Powiedziałem.- A i jeszcze jedna sprawa. To zlecenie ma zostać między nami. Mogę zapłacić za to więcej, jeżeli Pan tego oczekuje.

- Dobrze skoro tak stawia Pan sprawę - powiedział po czym zarządził- Proszę wyjąć dziecko z nosidełka i położyć na kanapie. Resztą zajmę się sam.

Jak powiedział tak zrobiłem, po chwili Magnus zaczął mówić jakieś łacińskie słowa a z jego palców zaczęły strzelać niebieskie iskry.

***

Cały "zabieg" trwał około dwudziestu minut. Po skończonej robocie zapłaciłem Magnusowi i wyszedłem z mieszkania. Cały czas chodziłem ze śpiącą Clarissą w nosidełku, szukając Przyziemnej matki ze Wzrokiem. Po godzinie szukania znalazłem matkę z wózkiem podszedłem i lekko trąciłem ją łokciem aby sprawdzić czy ma Wzrok, a że miałem specjalną runę przez którą Przyziemni mnie nie widzą. Bardzo byłem rad, gdy okazało się, że kobieta posiada pożądaną prze mnie cechę.

- Koleś uważaj jak chodzisz - Wglądała na dość młodą.

- Bardzo Panią przepraszam- Odparłem po chwili i skręciłem w uliczkę aby móc za nią pójść. Po paru minutach doszedłem za nią do jej domu. Gdy do niego weszła odczekałem chwile po czym nosidełko z Clarissą oraz liścikiem położyłem pod drzwiami i zawróciłem.

- Od teraz to już nie jest moja córka - Pomyślałem odchodząc.

**Annabeth**

Usłyszałam pukanie do drzwi. Podeszłam do nich i zajrzałam przez otwór. Gdy na zewnątrz nie zobaczyłam nikogo, mocno się zdziwiłam. Otworzyłam drzwi i rozejrzałam się dookoła, lecz nikogo nie zauważyłam. Już chciałam zamykać drzwi z myślą, że to pewnie jakieś dzieciaki robią sobie wygłupy. Usłyszałam jednak ciche zająknięcie i gdy spojrzałam na wycieraczkę oniemiałam. Przed drzwiami leżało nosidełko ze śpiącym dzieckiem w środku. Podniosłam je i wyszłam na ulice jeszcze raz przed dom, aby się rozejrzeć jednak nic to nie dało

- Co Ty tu robisz kruszyno, gdzie Twoi rodzice?- Zapytałam po cichu. Wtedy zobaczyłam kartkę leżącą na kocyku dziewczynki. Położyłam ją z powrotem do nosidełka i wniosłam do mieszkania. Wzięłam do rąk kartę i ją otworzyłam. Był to liścik, który po jego przeczytaniu napawał mnie lękiem.

"Dziewczynka, która jest w nosidełku, nazywa się Clarissa. Jest ona Nocną Łowczynią i chcę, abyś się nią zaopiekowała. Wiem, że masz Wzrok, dlatego przestrzegam Cię, jeżeli ktokolwiek ze Świata Cieni się o niej dowie, to przysięgam na Anioła, poniesiesz konsekwencje."

   Byłam roztrzęsiona. Wiedziałam kim byli Nocni Łowcy. Mój mąż był jednym z nich, dlatego wiedziałam też, co znaczy dla nich przysięga 'na Anioła". Wiedziałam, że muszę się zająć Clarissą, choćby ze względu na moją rodzinę. 

---

No i to koniec poprawionego prologu. Napiszcie proszę co myślicie o nim myślicie.

Na dzisiaj to tyle.

Pozdrawiam gorąco, Dankomen01.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szamanka Bajkowe Szablony