sobota, 15 lipca 2017

Rozdział 5 - Dlaczego ja?

Ten rozdział został przeze mnie odświeżony więc możecie porównać resztę moich rozdziałów z tym i napisać w komentarzu wasze przemyślenia :)
Miłego czytania


***Jace***

Co robić? Co mówić? Mam przed sobą Annabeth Gray razem z tą swoją córeczką Melissą. Te dwie umieją wykryć kłamstwo z kilometra więc mam przejebane. Dobra jeśli Clave się dowie że je oszukiwałem kobietę z którą miałem mieć jutro spotkanie to będzie problem, ale dałem Clary słowo "na Aniła"że ją będę krył, więc użyje moich genialnych umiejętności aktorskich i sprawnie się ich pozbędę. Tylko jakby tu zacząć? Hmm, a dobra kij nic nie wymyśle, lecimy na spontanie. No to zaczynamy. - Dzień dobry Pani Gray. Mogę w czymś służyć? - Ah ten idealnie obojętny głos. - Witaj Jace, mógłbyś mi powiedzieć czy widziałeś moją córkę Clarisse? - Dwa ostatnie słowa powiedziała z takim jadem w głosie że nie dziwie się że ruda chciała uciec.- Podobno poszła do swojej grderoby. - Na to parsknęła ta cała Melissa. No jak nic charakterek po mamuni odziedziczyła ta sama oschłość i wredność. Trzeba jej jednak przyznać że jest seksowna i to jak! Łagodne rysy twarzy; długie bond włosy; piwne oczy dość mocno wcięta talia, no można powiedzieć że prawie idealna. Gdy zobaczyła że na nią patrzę lekko się uśmiechnęła ale i tak widziałem że lekko si zarumieniła. Dobra Jace skup się bo zaraz wszystko się spieprzy. Ogólnie to mam je jak w garnku, nie śpiewała Clarissa tylko Adele. 
- Niestety nie. Nie słyszałem o żadnej Clarissie, ale możecie...
- Poczekaj. - No nie gadaj że ta cholerna blondi wie o niej wszystko.- Ona ma pseudonim Adele.
- A to trzeba było tak od razu słonko. - Znów się zarumieniła przez co czułem lekką satysfakcje. Pomyślałem że może jak skończę już z Clary to się wezmę za tą tu. Ale teraz trzeba było znowu coś wymyślić, dobra mam.- Tak Adel tu była parę minut temu ale wyszła, może jest gdzieś na parkiecie albo przy barze.
- Dobrze dziękuje Jace. Pójdziemy poszukać tej gów... Eeee Clarissy.- Pomyślałem że najlepszą matką to ona nie jest. Już się odwracały i zaczynały iść ale nagle Melissie się chyba coś przypomniało bo się odwróciła.
- A Jace, co ty tu robisz w ogóle zazwyczaj jesteś w Pandemonium. - Gdy to powiedziała Annabeth się odwróciła i spojrzała na córkę takim wzrokiem że chciało mi się śmiać.
- Melisso. Co masz na myśli mówiąc...
- Mamo w domu ci wytłumacze. - Pani Gray tylko kiwnęła głową.
- Widzisz, ja tu będę - Co będę? myśl Jace myśl. - śpiewał, tak taki mały debiut. - Lekko się uśmiechnąłem żeby było bardziej wiarygodnie. 
- Niestety nie możemy zostać i posłuchać ale mam nadzieje że jutro cię u nas zaśpiewasz?
- Zobaczę co da się zrobić. 
- Dobrze a więc życzę ci powodzenia. Do widzenia Jace, Melissa idziemy!
- Do widzenia Pani Gray
I Poszły. Myślałem że jeszcze trochę to potrwa, ale na szczęście się myliłem. Dobra trzeba znaleść tych przyjaciół Clary.
.
***Clary***

 Nie wiem co myśleć. Niby Jace przysięgną że będzie mnie krył, ale znając moją mamę to weźmie ze sobą moją pożal się Boże siostrę. Znam ją na tyle że wiem że ona umie se facetów owinąć wokół palca tak że powiedzą wszystko co chce i jest jeszcze sprawa że Jace ma się spotkać z Annabeth  jutro i może będzie chciał dobrze wypaść. Pozostaje mi tylko nadzieja że dotrzyma słowa. Chociaż w sumie kto by się mną tam interesował, nie jestem ani inteligentna ( a przynajmniej tak twierdzi moja kochana rodzinka); ani przesadnie ładna, przyjaciół lub chociaż znajomych mam malutko; zawsze ta gorsza to ja, dlaczego? A no dlatego że nie interesuje mnie ten cały Rap, czy Hip-Hopu; na pewno nie pomagają mi moje rude loki i wzrost, każdy mnie uważa za małą i wredną dziewczynkę bo jak każdy wie "Rudzi są wredni" no może nie licząc Mai, przyjaźnimy się od początku szkoły i chłopaków z "Rock team" - trzeba zmienić tą nazwę.

 Tak rozmyślając spacerowałam po ulicach Brooklynu, było już totalnie ciemno i mogło być niebezpiecznie ale miałam to gdzieś ponieważ po pierwsze nie mam gdzie za bardzo iść (Maia mieszka 20 mil od NY a o tej porze nie ma autobusów, w końcu jest prawie 22) i umiem się bronić ponieważ jedną z niewielu rzeczy za które mogę podziękować mamie to, to że przez lata zapisywała mnie na różne sztuki walki, od Karate czy Aikido przez szermierkę po łucznictwo które wręcz kocham - nie chwaląc się, trafiłam w sam środek tarczy z 100, 200 i 300 metrów.

 Tak szłam i szłam ładne pół godziny, lub więcej i spostrzegłam że dotarłam aż po most prowadzący z Brooklynu na Manhattan. No nie powiem zdziwiłam się bo most od klubu był oddalony ładne 5 mil, więc pewnie nieświadomie przyśpieszyłam kroku. Po chwili uświadomiłam sobie że w życiu nie byłam tak daleko od domu. Jedyne moje trasy to było do szkoły - Chodziłam do Brooklyn High School of the Arts, i klub ale to bardzo rzadko, raz ,może dwa razy na dwa miesiące. Hm Jakby tak pomyśłeć to to jest żałosne mieszkam tu 17 lat a prawie nic o tym mieście nie wiem.

 Kątem oka zauważyłam że zbliża się do mnie jakiś typ, pewnie pijany bo lekko się kiwał. Chciałam odejść i już się odwracałam gdy on złapaał mi za ramie i powiedział tuż przy uchu.-
- Gdzie uciekasz skarbie?- O Boże jak mu wali z japy!
- Na pewno gdzieś daleko od ciebie abym nie nasiąkła twoim smrodem!- Powiedziałam z największą ostrością na jaką mnie było stać.
- Oj nie ładnie, mamusia nie nauczyła że starszym należy się szacunek?
- Oczywiście że nauczyła, ale na pewno nie dla takich pojebańców jak ty!- W ogóle zapomniałam o tym że mnie trzyma za ramie.
- No za takie zachowanie należy się kara. - Był tak blisko że czułam na policzku jego oddech aż lekko mnie zemdliło. Poczułam jak klepnął mnie w tyłek z taką siłą że zaszczypało, wywołało to u mnie furie, wyrwałam ramie z takim impetem że stracił równowagę i wywrzeszczałam.- 
- Przesadziłeś staruchu.- Naplułam mu na twarz i cofnęłam się parę kroków, chciał go rozwścieczyć aby zaatakował pierwszy bo ja nie lubię tego robić. On wytarł twarz i krzyknął.-
- O ty mała suko! teraz masz przejebane!- Wyciągnął z kieszeni mały ale ostry scyzoryk, lekko się wystraszyłam ale chwilę potem wzięłam się w garść, ustawiłam w pozycji bojowej i mruknęłam tylko - Będzie ciekawie.- Mój napastnik widząc że zamierzam walczyć wyglądał na zaskoczonego ale po chwili uśmiechną się i powiedział na głos.-
- No proszę, nie poddasz się?
- Dla ciebie nie zamierzam!
- No to zaczynajmy zabawę.- Powiedział z uśmiechem i szybko zmniejszył odległość między nami i był na tyle blisko by mnie pchnąć nożykiem i najwidoczniej chciał to zrobić ale szybko uciekłam w bok i podcięłam mu nogi tak że chwilę później leżał na bruku, szybko wstał przy okazji wypluwając pełno przekleństw i obraźliwych tekstów skierowanych do mojej osoby i po chwili wznowił atak na mnie, zamachnął się a ja w ostatniej chwili zrobiłam unik ale i tak scyzoryk przeciął mi skróre na brzuchu, syknęłam ale odpłaciłam mu dwoma uderzeniami z pięści w mostek, najwidoczniej stracił oddech bo musiał się parę kroków odsunąć ale nie dałam mu czasu na przerwę i kopnęłam w bok z całej siły tak że z impetem upadł na podłogę metr dalej. Nie chciał się jednak poddać, wstał i ruszył na mnie. Walczyliśmy tak z 5-10 minut, mój napastnik raczej zbyt walczyć nie umiał bo nie robił nic oprócz pchnięć ewentualnie zamachów scyzorykiem na co ja mu oddawałam mu to z pięści to kopniakiem i tak mój stan to jedynie kilka rozcięć na brzuchu i rękach, u niego wyglądało to gorzej, miał złamany nos, podbite oko rozwalone dwie wargi i chyba złamany palec u lewej ręki ponieważ gdy chciał zabronić jednego z moich kopów dziwnie wyprostował palec wskazujący i gdy moja stopa zetknęła się z jego dłonią usłyszałam ciche chrupnięcie i jego krzyk. 

 Mimo że walczył dzielnie to chyba miał dość bo odsuną się i krzyknął coś po czym zza zakrętu wyszło jeszcze dwóch kolesi każdy z jakąś bronią. Jeden ręce dzierżył łom a drugi rozbitą butelkę. Teraz wystraszyłam się nie na żarty i zaczęłam uciekać, ale nie pobiegłam daleko bo po chwili poczułam jak coś wbija mi się w łydkę. Krzyknęłam i upadłam na ziemie, podeszli do mnie w trójkę spojrzałam na nogę, wystawał z niej jakiś kawałek żelastwa. Gdy podszedł do mnie facet od scyzoryka, kopnął mnie w brzuch z taką siłą że przed oczami pojawiły mi się mroczki po czym pochylił się nade mną i szepnął mi na ucho:
- No słońce przegrałaś, czas na naszą nagrodę.
- Wygrałeś? Gdyby nie ta dwójka to byś dostał taki wpierdol że byś nie wiedział jak się nazywasz!- Wykrzyczałam i splunęłam mu w twarz, on ją wytarł rękawem wyjął scyzoryk i wbij mi go w bok. Ryknęłam na całe gardło z bólu, może i sam nóż był króciutki i raczej nic by mi nie uszkodził ale tak czy siak ból był ogromny. Usłyszałam jak facet od scyzoryka mówi swoim towarzyszą żeby mnie przytrzymali po czym poczułam jak łapią mnie za nogi i ręce i przygwożdżają do ziemi. Rzucałam się na wszystkie strony próbując się uwolnić ale nic to nie dawało. Po chwili podszedł do mnie ten pierwszy uklęknął obok mnie i zaczął mnie całować po ustach, szyi i dekolcie, na co ja jeszcze bardziej zaczęłam walczyć lecz nadal nic do nie dawało, wtedy właśnie przemknęła mi przez głowę myśl że tak będzie wyglądać mój pierwszy raz, zgwałcona i upokorzona. Rozkleiłam się na samą myśl o tym i teraz łzy płynęły strumieniami po mojej twarzy. Chwilę później do moich uszu dotarł czyiś krzyk a zaraz potem facet trzymający mnie za ręce padł na ziemię tuż obok mnie, pozostała dwójka od razu poderwała się z ziemi, wzięli swoją broń i ruszyli na intruza, nie trwało to jednak długo i również oni leżeli na bruku nieprzytomni.
 Ciągle zapłakana powoli podniosłam się do pozycji siedzącej i zaraz potem powolutku wstałam, niestety moje nogi odmówiły mi posłuszeństwa, ugięły się pode mną i pewnie bym padła twarzą na chodnik gdyby nie czyjeś ramiona które podciągnęły mnie do pionu. Spojrzałam w górę i zobaczyłam twarz Jace'a, spojrzałam w jego złote tęczówki i z moich oczu popłynęły łzy zamazujące mi widok. Poczułam jak po chwili wahania przyciąga mnie do siebie i otula ramionami, ja bez namysłu oddałam uścisk bo w tym momencie właśnie tego mi było trzeba - bliskości drugiej osoby i poczucia że wreszcie od tak dawna jestem bezpieczniejsza mimo że nie znałam Jace'a długo to byłam pewna że on mnie nie zdradził i nie nagadał o mnie Annabeth.
 Po paru minutach ciągłego płaczu, podczas którego Jace starał się mnie uspokoić a ja nie umiałam z siebie nic wykrztusić  w końcu przestałam płakać, a przynajmniej płakałam mniej zdołałam powiedzieć:
- J-Jace ja dzię- dziękuje, gdyby nie to - to oni by mnie... mnie. - Nie umiałam tego powiedzieć. Znów poczułam rosnącą gule w gardle i zbierające się w moich oczach łzy.
- Ćśś Clary spokojnie, nie mów nic. Jesteś bezpieczna, nic ci już nie zrobią. - Powiedział Jace i ponownie mnie przytulił a ja się w niego wtuliłam próbując już nie płakać.

***Jace***

 Było mi jej naprawdę żal, uciekła od tej całej Annabeth a po paru godzinach "wolności" została prawie zgwałcona przez jakiś pijaków. Mimo wszystko ją podziwiam, mimo że facet był od niej wyższy i silniejszy oraz miał broń, ona postanowiła że się nie podda i walczyła a widząc stan pierwszego napastnika wiem że dawała sobie świetnie radę i jeszcze chwila a ten koleś by był pokonany.
 Po chwili namysłu coś mi się przypomniało:
- Clary? Ty masz w ogóle gdzie pójść. - Spojrzała na mnie takim wzrokiem jakby właśnie sobie uświadomiła że tak naprawdę nie ma już domu - żadnego.
- Nie, nie mam. Moja przyjaciółka mieszka 20 mil od Nowego Yorku a teraz nie ma żadnego transportu. - Spuściła głowę a mi po chwili wpadł do głowy pewien pomysł, który będzie dość ryzykowny:
- Będę miał problem - Powiedziałem cicho i po chwili dodałem. - Clary, mam pomysł chodź ze mną.- Uniosła głowę i spojrzała mi w oczy, a w jej spojrzeniu widziałem ulgę i wdzięczność:
- Dobrze pójdę. - Oznajmiła i po chwili dodała - Ymm Jace, mógłbyś mnie wziąć na ręce? Nie wiem czy mam na tyle siły aby ustać n nogach.- Po tym pytaniu oblała się rumieńcem i spuściła głowę robiąc wokół twarzy kurtynę z długich rudych loków. Uśmiechnąłem się lekko i powiedziałem - Jasne, nie ma sprawy. - Położyłem rękę pod jej kolano i plecy, i ją podniosłem.
 Przeszedłem kilkanaście metrów i usłyszałem słaby głoś rudowłosej. - Jace, słabo mi, chyba zaraz zemdleje.- Wystraszyłem się więc szybko położyłem ją na ziemi aby zobaczyć czy nie ma jakiś poważniejszych ran.
 Na pierwszy rzut oka zaważyłem tylko kilka płytkich rozcięć na brzuchu i rękach, dopiero po chwili zauważyłem że na jej spodniach na wysokości łydki i  na bluzce widnieją dwie całkiem spore plamy z krwi. Rozerwałem kawałek jej spodni oraz t-shirt i zobaczyłem dwie głębsze obrażenia  z których sączyła się spora ilość krwi:
- Clary, czemu mi nie powiedziałaś o tych ranach?  - Odczekałem chwilę aż mi odpowie lecz gdy nic nie usłyszałem spojrzałem w stronę jej twarzy, jej głowa była odwrócona w bok a oczy były zamknięte, zemdlała z utraty krwi. Chciałem narysować jej Iratze, ale się powstrzymałem bo nie wiedziałem czy jest Łowczynią czy tylko Przyziemną ze wzrokiem, więc jedynie zdjąłem swoją bluzkę rozdarłem na pół i owiązałem obie rany.
 Postanowiłem przenieść ją do Instytutu najszybszą z możliwych dróg - portalem. Wziąłem stele i szybkimi ruchami narysowałem na podłodze Translatio ( z Łaciny przeniesienie ). Po paru sekundach pojawiła się portal a ja nie czekając dłużej myśląc o Instytucie wszedłem w niego.
 Po przejściu przez "bramę" znalazłem się w bibliotece naszego domu a tam czekali na mnie moje świetne rodzeństwo Alec, Izzy i przyszywana siostra  Anna.
 Gdy tylko mnie zobaczyli poderwali się z kanap a Alec zaczął rozmowę:
- Gdzieś ty był?! Czy ty wiesz jak myśmy się tu o Ciebie martwili?! - Po chwili zauważając rudą dodał - I kto to do cholery jest?!
- To jest Clary. - Powiedziałem jakby nigdy nic.
- Jace czy ciebie pogięło? Wiesz że nie może tu przebywać żadna Przyziemna. - No tak Issabele zawsze stoi obok Aleca jak mur.
- Właśnie, wynieś ją z tond to nie będziesz miał problemów.
- Po pierwsze nie ty decydujesz Alec. Po drugie przypomnij mi, od czego są Nocni Łowcy?
- Od chronienia Przyziemnych. Nie rozumiem po co ...
- A no i to właśnie robię chronię Przyziemnych. - Przerwałem Alec'owi a widząc jego spojrzenie dodałem.- I nie, nie wyniosę jej. No chyba że ma się wykrwawić. - Spojrzałem po twarzach reszty, Aleca wyrażała idealną obojętność, wpatrywał się w dziewczynę jakby była najgorszym demonem jakiego widział; Twarz Izzy miała podobny wyraz co Alec'a z tym że przy okazji wyrażała nieco zaskoczenia, natomiast Anna przykryła twarz dłońmi i po chwili drżącym głosem powiedziała - Jak to się wykrwawi? Dlaczego?.
- Wyobraź sobie że poszła pod Brooklyn Bridge i tam ktoś ją zaatakował. Broniła się i prawie  jej się udało ale do pomocy jednemu przyszła jeszcze dwójka i wtedy nie dała rady i prawie ją zgwałcono.
- Na Anioła, Jace dobrze że tam byłeś..- Pomyślałem że jak Clary okaże się Nocną Łowczynią to z Anną będą najlepszymi przyjaciółkami, ale tylko skinąłem głową na zgodę.
- No dobra szkoda jej ale dalej nie wytłumaczyłeś czemu miałaby się wykrwawić.
- Bo widzisz Izzy. - Przybrałem ton jakbym coś tłumaczył małemu dziecku. - Każdy z nich miał przy sobie jakąś broń i najprawdopodobniej. - Kocham Issabele ale czasem tak denerwuje że nie da się z nią wytrzymać. - A teraz wybaczcie ale idę ją zanieść do skrzydła szpitalnego aby ją opatrzyć. - Chciałem wyjść z biblioteki ale drogę zastąpił mi Alec:
- Chyba sobie jaja robisz że jakaś tam Przyziemna będzie leżeć w sali chorych.- Zaczęło się we mnie gotować i myślałem że zaraz go walnę, ale na szczęście Anna mnie wyręczyła sprzedając mu liścia i wrzeszcząc na niego:
- Jak ty możesz tak mówić?! Ona może tu umrzeć, a ty zachowujesz się jakbyś mógł zarządzać jej losem! Odsuń się albo zaraz ci przyłożę, mimo że jesteś moim bratem! - Pierwszy raz widzę ją tak wściekłą, zazwyczaj to ona była ta spokojna. Zauważyłem że Alec usunął się z przejścia chyba pod wpływem szoku. Po chwili wybiegłem z biblioteki, przebiegłem może z 3 metry gdy usłyszałem głos Anny:
- Jace poczekaj, idę z tobą, pomogę ci.
- Nie trzeba Aniu dam radę.- Odparłem.
- Wiem że dałbyś radę ale żeby ją opatrzyć trzeba będzie ją rozebrać a nie pozwolę żebyś to zrobił bez jej zgody.
- A co? Ty byś chciała ją rozebrać? - Spojrzałem na siostrę z uśmiechem i znacząco poruszyłem brwiami a ona wybuchła śmiechem uderzają mnie w ramie i po chwili obaj się śmialiśmy. Nie wiem dlaczego ale Ania zawsze mnie umiała rozbawić.
  Gdy Ania z moją pomocą odkaziła i zabandażowała rany Clary poszliśmy do biblioteki ponieważ nasze rodzeństwo chciało abym opowiedział "historie". Gdy weszliśmy do biblioteki Alec powitał nas jakże miłymi słowami:
- No w końcu nasi dobroduszni się zjawili.
- Cóż za miłe powitanie braciszku, po prostu słodycz aż od ciebie bije. O co ci chodzi, w ogóle? Zachowujesz się jakbyś był zazdrosny o to że pomogłem Przyziemnej. - Powiedziałem najostrzej jak się da.
- O co mu chodzi? Raczej o co tobie chodzi? W życiu nawet nie spojrzałeś na jakąś Przyziemną, no chyba że w klubie rozglądaliśmy się za demonami. - Odparła Izzy, a we nie zaczęło znowu się gotować.
- Nie ciebie się pytałem tylko Aleca, więc jak możesz, zamknij się- Staram się być spokojny.
- Nie Jace. Izzy ma racje. A może znudziły ci się Podziemne i poszedłeś do jakiegoś Przyziemnego burdelu? Tylko nie rozumiem dlaczego akurat ona? Ani to ładne ani nic a taki rudy knypek że aż oczy bolą.
- Nic o niej nie wiesz Alec, więc zamknij się albo ci przyłożę!
- A ty oczywiście znasz ją jak własną kieszeń co? Kiedy ty ją poznałeś Jace? Godzinę temu, dwie? - No tak Issabele jak zwykle musi dołożyć swoje dwa grosze, byleby pomóc swojemu bliźniakowi- wspominałem że nimi są? Nie? No to tak są bliźniakami i są najstarsi po 18 lat, potem ja 17, no i Ania 16.
- Znam ją dokładnie jakieś 2 godziny i może nie znam jej jak własną kieszeń ale mogę ci powiedzieć że jest odważniejsza niż nie jeden Nocny Łowca.- Mówiłem zgodnie z prawdą, Wielu Neffilin nie zaczęło by nawet walki bez jakiejkolwiek broni.
- Myślisz tak bo walczyła bez broni z facetem który miał nóż? To raczej nie jest odważna tylko głupia.- Ostatnie słowa Alec wypowiedział z taką oschłością że miałem ochotę podejść i go walnąć w tą jego buźkę ale wtedy odezwała się Izzy:
- Jace, a tak w ogóle jak ty ją znalazłeś? Co śledziłeś ją?
- O w końcu jakieś sensowne pytanie.- Odpowiedziałem ciesząc się że nie muszę już słuchać mojego brata.- Dobra słuchajcie bo opowiem wam to z Teatralną wprawą.- Bliźniaki przewrócili oczami a ja z uśmiechem na twarzy zacząłem opowiadać. Powiedziałem żę poszedłem do klubu i spotkałem tam Krystiana a on mi pokazał Clary, o tym jak pięknie śpiewała oraz jak powstał nasz mały zakład - Zrobiło mi się strasznie głupio widząc że się zgodziłem na ten zakład - o naszej rozmowie w garderobie. Powiedziałem równie o tym że Annabeth to matka Clary i jak pomogłem rudowłosej się jej pozbyć, jak następnie gdy nie umiałem się do niej dodzwonić użyłem runu tropiącego by ją znaleźć i co zobaczyłem gdy dotarłem na miejsce.
 Gdy skończyłem swoją opowieść Ania miała łzy w oczach, ciągle zapominam że niektórych rzeczy przy niej lepiej nie mówić więc podszedłem do niej i ją przytuliłem a ona oddała uścisk. Gdy już się uspokoiła puściła mnie i usiadła na fotelu obok biurka mamy. Po chwili głos znowu zabrał Alec:
- Czyli sumując wszystko, chciałeś po prostu zaliczyć.- Na te słowa zacisnąłem pieści tak mocno że zbielały mi kostki byleby tylko do niego nie podejść i mu nie przywalić, ale najwyraźniej Ania nie wytrzymała bo wstała podeszła do Alec'a i uderzyła go z pięści w nos z taką siłą że mój brat musiał odsunąć się parę kroków.
- Co ty pierdolisz Alec?! - Wywrzeszczałem.
- On mówi prawdę Jace. Każdy wie jaki ty jesteś a tak w ogóle to sam się do tego przyznałeś w tej swojej historyjce.
- Tak założyłem się Izzy i to było głupie a teraz, wybaczcie że przerwę tą naszą świetną rozmowę ale Alec musi sobie chyba poskładać nos. - Mój brat spojrzał na mnie morderczym wzrokiem a ja się uśmiechnąłem triumfalnie.- A po za tym obiecałem Ani trening prawda? - Spojrzałem na nią a ona pokiwała głową i razem wyszliśmy zostawiając bliźniaków za plecami.

----
No i jak się czytało odświeżony rozdział 5?
Piszcie wasze wrażenia po przeczytaniu.

Pozdrawiam gorąco 
Daniel

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szamanka Bajkowe Szablony