***Clary***
Kolejny dzień po którym czułam się, jak rozpompowana dętka - bezużytecznie.
Cały dzień sprzątałam, gotowałam, prałam, a nawet odrabiałam zadania domowe Melissy aby ta mogła pójść na imprezę i jak zawsze puścić się z jakimś anonimowym facetem. Tak zazwyczaj wyglądał mój dzień, miałam usługiwać, a pod koniec dnia gdy już wszystko było wymyte i posprzątane miałam się zaszyć w piwnicy budynku, gdzie mieszkałam.
Mój "pokój", był bardzo obskurny i nie raz, nie dwa bałam się tam spać. W pomieszczeniu nie było żadnej okładziny, ani dywanu, był sam goły beton.Jedynym meblem jakie można było tam znaleźć to moje łóżko, które było prostą polówką wykonaną z kilku skrzyżowanych desek i materacu. Pomimo tego, że kilka razy prosiłam moją Panią o jakieś przybory do rysowania, to ona zawsze wpadała w złość, "Jak ja w ogóle śmie ją o coś prosić?". Kończyło się zazwyczaj na tym, że dostawałam w twarz, a ostatnio jak ponowiłam prośbę uderzyła mnie w plecy biczem. Po tym zdarzeniu skończyłam prosić ponieważ ból jest taki okropny, że nie wytrzymałabym kolejnej furii Pani Gray.
Pomimo zakazu próbowałam rysować jak najczęściej - zazwyczaj gdy Melissa była w szkole a Annabeth w pracy, brałam kartki z drukarki, a ołówki z biurka Mellissy. Rysunki zawsze chowałam pod materac, bałam się jednak. że Pani Gray w końcu mnie przyłapie albo znajdzie moje prace. Nigdy jednak nie udało jej się ich znaleźć.
Do dzisiaj.
Jak co dzień po wysprzątaniu całego domu i przygotowaniu obiadu, poszłam do "mojej" piwnicy i wyciągnęłam moje rysunki, szukając rozpoczętego dopiero portretu jakiegoś chłopaka, kiedy go znalazłam przyjrzałam się mu. Miał długie do szyi i zaczesane do tyłu włosy, jego rysy twarzy były dość ostre, a kości policzkowe były mocno uwydatnione.
Wzięłam się do pracy, tak bardzo pochłonęło mnie szkicowanie, że zapomniałam schować reszty szkiców, a zwieńczeniem tego dnia było to, że nie zauważyłam jak do piwnicy wchodzi Pani Gray.
- Ty mała, ruda zdziro! To ja ci daje prace, jedzenie i miejsce do spania, a ty mnie okradasz!? - Gdy tylko usłyszałam jej głos, wpadłam w totalne osłupienie, nie wiedziałam co mam zrobić lub co powiedzieć, więc tylko spuściłam głowę, a w moich oczach wezbrały się łzy.
- Powiem ci tyle, za kradzież powinnam cię tak wychłostać żebyś nie umiała wstać, ale ulituję się nad tobą i dostaniesz tylko trzy razy.- Na samą myśl kary jaka mnie czeka popłynęły mi łzy z oczu i zacząłam mówić łamiącym się głosem.
- Pani, ja - ja przepraszam... Ja chciałam tylko...
- Mam to gdzieś rozumiesz!? - Powiedziała po czym nachyliła się nade mną i mówiła cichszym tonem.- Trzeba było nie kraść, tylko wykonywać swoje obowiązki, wtedy nic by się nie stało. Sama jesteś sobie winna.- Stała w tej pozycji jeszcze chwilę po czym wyprostowała się i wyszła z pomieszczenia, a ja opadłam na łóżko i rozpłakałam się na dobre.
Pani Gray wróciła po paru minutach z zawiniętym biczem w prawej ręce. Spojrzałam na narzędzie, króre miało mi dzisiaj przysporzyć ogromny ból. Zauważyłam, że około piętnasto centymetrowe końcówki biczu nie są zrobiome ze skóry jak ostnio a z jakigoś metalu, przez które biczowany zapewne miał odczuć większy ból. Przeraziłam się na ten widok więc zaczęłam krzyczeć.
- Nie! Pani Gray, proszę!
- Zamknij się albo dostaniesz dodatkowe dwa baty! - Na tę groźbę umilkłam i padłam na kolana z płaczem.- Zdejmij koszulkę i odwróć się. - Zrobiłam to bez najmniejszego oporu głównie dlatego,że się bałam jak diabli. Oparłam się o łóżko i czekałam na uderzenie, które nastąpiło po paru sekundach. Poczułam jak trzy metalowe paski wbijają się w moją skóre powodując ból nie do zniesienia, zaczęłam krzyczeć z bólu na tak mocno jak umiałam i chyba sobie zdarłam przez to gardło. Byłam pewna że blizna zostanie mi tam do końca życia. Przy drugim równie mocnym uderzeniu dostałam pojawiły mi się mroczki przed oczami i zobaczyłam moją krew na spodniach. Gdy trzeci bat wylądował na moich plecach, straciłam przytomność z bólu.
Obudziłam się cała przemoczona i miałam szczerą nadzieje, że to co się wydarzyło - jak myslałam - poprzedniego dnia było tylko koszmarem ale gdy odkryłam się i zobaczyłam, że mam cały brzuch aż do piersi zabandażowany to wiedziałam, że to się działo naprawdę. Na samą myśl, jak bardzo zostałam oszpecona i to na całe życie, do moich oczu napłynęły łzy, których nie umiałam zatrzymać i już chwilę później rozkleiłam się totalnie.
Pomimo zakazu próbowałam rysować jak najczęściej - zazwyczaj gdy Melissa była w szkole a Annabeth w pracy, brałam kartki z drukarki, a ołówki z biurka Mellissy. Rysunki zawsze chowałam pod materac, bałam się jednak. że Pani Gray w końcu mnie przyłapie albo znajdzie moje prace. Nigdy jednak nie udało jej się ich znaleźć.
Do dzisiaj.
Jak co dzień po wysprzątaniu całego domu i przygotowaniu obiadu, poszłam do "mojej" piwnicy i wyciągnęłam moje rysunki, szukając rozpoczętego dopiero portretu jakiegoś chłopaka, kiedy go znalazłam przyjrzałam się mu. Miał długie do szyi i zaczesane do tyłu włosy, jego rysy twarzy były dość ostre, a kości policzkowe były mocno uwydatnione.
Wzięłam się do pracy, tak bardzo pochłonęło mnie szkicowanie, że zapomniałam schować reszty szkiców, a zwieńczeniem tego dnia było to, że nie zauważyłam jak do piwnicy wchodzi Pani Gray.
- Ty mała, ruda zdziro! To ja ci daje prace, jedzenie i miejsce do spania, a ty mnie okradasz!? - Gdy tylko usłyszałam jej głos, wpadłam w totalne osłupienie, nie wiedziałam co mam zrobić lub co powiedzieć, więc tylko spuściłam głowę, a w moich oczach wezbrały się łzy.
- Powiem ci tyle, za kradzież powinnam cię tak wychłostać żebyś nie umiała wstać, ale ulituję się nad tobą i dostaniesz tylko trzy razy.- Na samą myśl kary jaka mnie czeka popłynęły mi łzy z oczu i zacząłam mówić łamiącym się głosem.
- Pani, ja - ja przepraszam... Ja chciałam tylko...
- Mam to gdzieś rozumiesz!? - Powiedziała po czym nachyliła się nade mną i mówiła cichszym tonem.- Trzeba było nie kraść, tylko wykonywać swoje obowiązki, wtedy nic by się nie stało. Sama jesteś sobie winna.- Stała w tej pozycji jeszcze chwilę po czym wyprostowała się i wyszła z pomieszczenia, a ja opadłam na łóżko i rozpłakałam się na dobre.
Pani Gray wróciła po paru minutach z zawiniętym biczem w prawej ręce. Spojrzałam na narzędzie, króre miało mi dzisiaj przysporzyć ogromny ból. Zauważyłam, że około piętnasto centymetrowe końcówki biczu nie są zrobiome ze skóry jak ostnio a z jakigoś metalu, przez które biczowany zapewne miał odczuć większy ból. Przeraziłam się na ten widok więc zaczęłam krzyczeć.
- Nie! Pani Gray, proszę!
- Zamknij się albo dostaniesz dodatkowe dwa baty! - Na tę groźbę umilkłam i padłam na kolana z płaczem.- Zdejmij koszulkę i odwróć się. - Zrobiłam to bez najmniejszego oporu głównie dlatego,że się bałam jak diabli. Oparłam się o łóżko i czekałam na uderzenie, które nastąpiło po paru sekundach. Poczułam jak trzy metalowe paski wbijają się w moją skóre powodując ból nie do zniesienia, zaczęłam krzyczeć z bólu na tak mocno jak umiałam i chyba sobie zdarłam przez to gardło. Byłam pewna że blizna zostanie mi tam do końca życia. Przy drugim równie mocnym uderzeniu dostałam pojawiły mi się mroczki przed oczami i zobaczyłam moją krew na spodniach. Gdy trzeci bat wylądował na moich plecach, straciłam przytomność z bólu.
Obudziłam się cała przemoczona i miałam szczerą nadzieje, że to co się wydarzyło - jak myslałam - poprzedniego dnia było tylko koszmarem ale gdy odkryłam się i zobaczyłam, że mam cały brzuch aż do piersi zabandażowany to wiedziałam, że to się działo naprawdę. Na samą myśl, jak bardzo zostałam oszpecona i to na całe życie, do moich oczu napłynęły łzy, których nie umiałam zatrzymać i już chwilę później rozkleiłam się totalnie.
***Annabeth***
Byłam rozwścieczona tą całą sytuacją z Clarissą. Madleine mówiła, że ruda nie będzie nic pamiętać, a jednak wiedziała, że lubi rysować i to mi się nie podobało. Dlaczego? Ponieważ mogłaby narysować coś co by jej przypomniało kim jest.
Poszłam to wyjaśnić z Madleine, w końcu to ona wymazywała pamięć Clarissie.
Zapukałam do drzwi i czekałam aż ktoś mi otworzy. Po paru chwilach drzwi się otworzyły a w progu stanęła właścicielka domu.
- Witaj Annabeth, zapraszam.- Odsunęła się od drzwi i gestem ręki wskazała mi miejsce do którego mam się udać. Przekroczyłam prug i skierowałam się w stronę salonu.
Gdy usiadłyśmy na kanapie, a jedna ze służących przyniosła nam herbatę Madleine podjęła rozmowę.
- Więc co Cię do mnie sprowadza? Bo raczej wątpie, że przyszłaś bez przyczyny prawda?
- No zgadłaś moja droga, mam pewien problem z Clarissą.- Madleine zmarczyła brwi i powiedziała.
- Zamieniam się w słuch.
- Bo widzisz, wymazałyśmy jej całą pamięć tak?
- No oczywiście.
- To dlaczego w takim razie ona ciągle chce rysować? Przecież nie powinna pamiętać, że to lubi.
- Posłuchaj usunęłam jej całą pamięć, ale niektóre aspekty takie jak na przykład pojedyncze zainteresowania czy coś w tym stylu zawsze zostaną i ja z tym nic nie zrobię.
- Ale przecież ona może sobie to wszystko przypomnieć jak będzie ciągle rysowała.- W tym momencie Madleine się roześmiała i pokręciła głową.
- Nie moja droga, nic sobie nie przypomni. To jest czarna magia i żaden czarownik nie posługujący się takimi czarami nic z tym nie zrobi.
- A jak któryś z nich, zna czarną magię?
- To i tak nic nie zrobi, ponieważ złożyłam barierę, którą tylko ja mogę .- Uśmiechnęłam się szeroko na tą wiadomość, a kolejną godzinę przesiedziałyśmy na luźnej rozmowie.
Tego samego dnia.
Godzina ok. 21.30
Siedziałam w salomie i oglądałam seriale gdy usłyszałam pukanie do drzwi, które z każdą chwilą stawało się coraz bardziej intensywne.
- Już idę! Pali się czy co?
Kiedy otwarłam drzwi zobaczyłam wysoką kobietę o rudych włosach. Nosiła wusokie skórzane buty na grubej podeszwie, czarne materiałowe spodnie, a na zapewne czarnej koszulce miała również czarną skórzaną kurtkę.
- Dzień dobry, czy my się znamy?-Zapytałam, gdyż pierwszy raz widziałam na oczy tę kobietę.
- Nie, nie znamy ale Pani zna kogoś, kogo ja znam.- Powiedziała spokojnie.
- Ale co ja mam do tego?
- Będzie Pani ze mną rozmawiać przez próg czy wejdziemy do środka?-
- Ależ oczywiście, zapraszam.- Odsunęłam się od drzwi i wpuściłam mojego nieoczekiwanego gościa.
Kobieta rozglądała się i oglądała moje mieszkanie przechadzając się ze stoickim spokojem po korytarzu
- Ładnie tu u Pani.- Stwierdziła po kilku minutach.
- Dizękuje, mąż to wszystko zrobił zanim zmarł parę lat temu.- Na chwilę zapadła totalna cisza, którą postanowiłam przerwać.- Emm może Pani usiądzie?
- Nie, nie trzeba przyszłam tylko na chwilę.
- Więc co Panią tu sprowadza?- Czułam się trochę nieswojo ze świadomością, że jakaś nieznajoma ogląda moje mieszkanie. Rudowłosa przez dłuższą chwilę stała cicho i się rozglądała po czym wypaliła.
- Gdzie ona jest?- Zdziwiłam się tym pytaniem. Nie wiedziałam o kogo może jej chodzić.
- Clarissa. Gdzie ona jest?- Pytała tak spokojnie, że zaczęło we mnie to wzbudzać niepokój.
- A kim Pani niby jest, że pyta? Rzecznikiem Praw Dziecka?- Kobieta uśmiechnęła się pod nosem, obróciła się w moją stronę, a następnie powiedziała coś co mnie zamurowało.
- Nie nie jest jakimś Rzecznikiem. Nazywam się Kasandra Anastazja Morgenstern i jestem jej ciotką.
Poszłam to wyjaśnić z Madleine, w końcu to ona wymazywała pamięć Clarissie.
Zapukałam do drzwi i czekałam aż ktoś mi otworzy. Po paru chwilach drzwi się otworzyły a w progu stanęła właścicielka domu.
- Witaj Annabeth, zapraszam.- Odsunęła się od drzwi i gestem ręki wskazała mi miejsce do którego mam się udać. Przekroczyłam prug i skierowałam się w stronę salonu.
Gdy usiadłyśmy na kanapie, a jedna ze służących przyniosła nam herbatę Madleine podjęła rozmowę.
- Więc co Cię do mnie sprowadza? Bo raczej wątpie, że przyszłaś bez przyczyny prawda?
- No zgadłaś moja droga, mam pewien problem z Clarissą.- Madleine zmarczyła brwi i powiedziała.
- Zamieniam się w słuch.
- Bo widzisz, wymazałyśmy jej całą pamięć tak?
- No oczywiście.
- To dlaczego w takim razie ona ciągle chce rysować? Przecież nie powinna pamiętać, że to lubi.
- Posłuchaj usunęłam jej całą pamięć, ale niektóre aspekty takie jak na przykład pojedyncze zainteresowania czy coś w tym stylu zawsze zostaną i ja z tym nic nie zrobię.
- Ale przecież ona może sobie to wszystko przypomnieć jak będzie ciągle rysowała.- W tym momencie Madleine się roześmiała i pokręciła głową.
- Nie moja droga, nic sobie nie przypomni. To jest czarna magia i żaden czarownik nie posługujący się takimi czarami nic z tym nie zrobi.
- A jak któryś z nich, zna czarną magię?
- To i tak nic nie zrobi, ponieważ złożyłam barierę, którą tylko ja mogę .- Uśmiechnęłam się szeroko na tą wiadomość, a kolejną godzinę przesiedziałyśmy na luźnej rozmowie.
Tego samego dnia.
Godzina ok. 21.30
Siedziałam w salomie i oglądałam seriale gdy usłyszałam pukanie do drzwi, które z każdą chwilą stawało się coraz bardziej intensywne.
- Już idę! Pali się czy co?
Kiedy otwarłam drzwi zobaczyłam wysoką kobietę o rudych włosach. Nosiła wusokie skórzane buty na grubej podeszwie, czarne materiałowe spodnie, a na zapewne czarnej koszulce miała również czarną skórzaną kurtkę.
- Dzień dobry, czy my się znamy?-Zapytałam, gdyż pierwszy raz widziałam na oczy tę kobietę.
- Nie, nie znamy ale Pani zna kogoś, kogo ja znam.- Powiedziała spokojnie.
- Ale co ja mam do tego?
- Będzie Pani ze mną rozmawiać przez próg czy wejdziemy do środka?-
- Ależ oczywiście, zapraszam.- Odsunęłam się od drzwi i wpuściłam mojego nieoczekiwanego gościa.
Kobieta rozglądała się i oglądała moje mieszkanie przechadzając się ze stoickim spokojem po korytarzu
- Ładnie tu u Pani.- Stwierdziła po kilku minutach.
- Dizękuje, mąż to wszystko zrobił zanim zmarł parę lat temu.- Na chwilę zapadła totalna cisza, którą postanowiłam przerwać.- Emm może Pani usiądzie?
- Nie, nie trzeba przyszłam tylko na chwilę.
- Więc co Panią tu sprowadza?- Czułam się trochę nieswojo ze świadomością, że jakaś nieznajoma ogląda moje mieszkanie. Rudowłosa przez dłuższą chwilę stała cicho i się rozglądała po czym wypaliła.
- Gdzie ona jest?- Zdziwiłam się tym pytaniem. Nie wiedziałam o kogo może jej chodzić.
- Clarissa. Gdzie ona jest?- Pytała tak spokojnie, że zaczęło we mnie to wzbudzać niepokój.
- A kim Pani niby jest, że pyta? Rzecznikiem Praw Dziecka?- Kobieta uśmiechnęła się pod nosem, obróciła się w moją stronę, a następnie powiedziała coś co mnie zamurowało.
- Nie nie jest jakimś Rzecznikiem. Nazywam się Kasandra Anastazja Morgenstern i jestem jej ciotką.
***
Nawet nie macie pojęcia jak źle mi się pisało ten rozdział, a przynajmniej jego część oraz jak źle się czułem próbując wyciągnąć jak najwięcej info od Clary. Pare razy myślałem,że Jace mnie zabije.
Więc proszę bez przeklinania mnie na wszystko.
I teraz mam dwie wiadomości:
Pierwsza jest taka,że najprawdopodobniej następny będzie epilog tej księgi.
Druga dotyczy tego, że do opowiadania weszła jedna z Waszych postaci. Mam nadzieję, że wprowadzenie Kas do opiwiadania spodobało się jej twórczyni.
A tak to spóźnione Wesołych Świąt moi drodzy i mokrego dingusa.
Bayo.
Pozdrawiam gorąco, Danko
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz