***Clary***
Odkąd ta kobieta, która podobno jest moją ciocią wydarzyło się kilka dziwnych rzeczy. Najpierw przeszłyśmy przez jakąś dziwną plamę światła, która przeniosła nas do miejsca, które zatrzymało się chyba w wieku osiemnastym, no może dziewiętnastym. Wokół mnie rozpościerały się połacie zielonej trawy. Jakieś kilkanaście kilometrów na wschód był widoczny las, a na zachód można było zobaczyć wysokie wieże, które wyglądały jakby były zrobione ze szkła.
Wznosiły się nad jakimś miastem tworząc wokół niego coś w rodzaju powłoki ochronnej. Po drogach nie jeździły żadne samochody, a ludzie którzy byli ubrani tylko w czerń, poruszali się piechotą lub na koniach. Nie umiałam zrozumieć o co tu chodzi, w sekundę z tłoczliwego NY przeniosłam się do jakiegoś miejsca cofniętego w czasie o dwa wieki co najmniej. Przez chwilę myślałam, że może mnie naćpała albo co, ale zważywszy na to, że od początku "podróży", nic nie piłam, nie jadłam i nie spałam to raczej byłoby to niemożliwe. Ogólnie nawet jeśli będę musiała to zrobić jeszcze raz, to chyba ktoś będzie musiał mnie do tego "portalu" wepchnąć, ponieważ zaraz po przejściu mocno zakręciło mi się w głowie i pewnie bym upadła gdyby nie to, że Kasandra mnie złapała. Zapytała się mnie czy wszystko w porządku, a następnie po krótkiej rozmowie ustaliłyśmy, że ona może do mnie mówi Clary, ale za to ją mam nazywać ciocią. Dlaczego pozwoliłam jej do mnie mówić zdrobniale? Ponieważ odczułam, że ona chce dla mnie dobrze i nie pozwoli aby coś mi się stało.
Następną rzeczą było to, że gdy przeszłyśmy przez portal i stałyśmy na drodze, Kasandra wyciągnęła z kieszeni kawałek papieru na którym coś napisała. Następnie podpaliła ją i rzuciła do góry, a ta jak gdyby nigdy nic sobie poleciała i spaliła się w powietrzu. Zrobiłam wielkie oczy, a moja ciocia* uśmiechnęła się i powiedziała, że wyjaśni mi to później . Po jakimś czasie, ktoś przywiózł nam konia, nie za bardzo byłam chętna aby usiąść z Kasandrą na nim ponieważ bałam się koni, ale za namową Kasandry, która zaoferowała mi miejsce przed nią zgodziłam się wsiadłam
Podjechałyśmy pod wielki, stary i trochę straszny dom, a raczej wille. Kasandra powiedział żebym poszła z nią, a że nic lepszego do roboty nie miałam, to zrobiłam co chciała. Podeszłyśmy do drzwi w które zapukała rudowłosa. Po jakiejś minucie przyszła kobieta ubrana jak jakaś służąca, którą pewnie była. Wyglądała na około pięćdziesiąt lat, miała łagodną twarz na której były już dosyć wyraźnie widać zmarszczki, na głowie nosiła prostą niebieską chustę, a drugą w takim samym kolorze tylko większą zawiesiła na białej sukience. Z rozmowy cioci i służącej zrozumiałam, że ma ona na imię Laila i jest mocno związana z Kas. Przytuliły się na powitanie, po czym Lajla spojrzała się na mnie i w tym miejscu wydarzyła się kolejna dziwna rzecz. Otóż gosposia nazwała nie jakąś Jocelyn. Nie wiedziałam skąd jej się to wzięło, ponieważ ona nie znała mojego imienia. Dowiedziałam się dosłownie po chwili, kiedy ciocia powiedziała Laili, że jestem córką osoby, którą zostałam nazwana. W tej chwili zarówno ja, jak i Laila byłyśmy w totalnym szoku. Ja stanęłam jak wryta, ponieważ pierwszy raz w życiu usłyszałam imię mojej najprawdopodobniej prawdziwej mamy, a gosposia popędziła wgłąb domostwa. Zapytałam cioci, czemu tak popędziła? Powiedziała mi, że jestem osobą, którą wielu ludzi w ostatnich latach szukało, zapytałam się o powód takiego obrotu spraw, ale nie dostałam odpowiedzi, ponieważ w drzwiach pojawił się kompletnie łysy mężczyzna około czterdziestki. Miał ostrą i groźnie wyglądającą twarz, która w sekundę złagodniała gdy zobaczył, że w progu stoi ciocia. Powiedział cicho zdrobnienie jej imienia i przytulił ją mocno jak tylko mógł, przez chwilę się zastanawiałam czy przypadkiem jej nie udusi, ale po chwili ją wypuścił. Spojrzał się na mnie i po raz drugi dzisiaj zostałam nazwana imieniem swojej mamy. Różnica była taka, że tym razem jej imię było wymówione z dawką nadziei. W oczach mężczyzny pojawił się błysk, który jednak szybko zgasł, gdy ciocia powiedziała zdanie po którym kolejny raz osłupiałam. Okazało się, że mężczyzna jest moim ojcem. Miałam nikłą nadzieję, że mężczyzna podejdzie i mnie przytuli jak w filmach, ale zamiast tego mężczyzna powiedział, że Kas ma mnie stąd zabrać. Poczułam jakby ktoś wbił mi nóż w plecy i mocno się powstrzymywałam aby się nie popłakać i nie odbiec gdzieś. Ciocia niemal szantażem zmusiła mojego ojca abym mogła zostać po czym wszyscy weszliśmy do środka, a ciocia powiedziała jakiejś kobiecie aby zaprowadziła mnie do mojego dawnego pokoju. Kobieta ciepłym głosem powiedziała abym za nią poszła, co po wahaniu zrobiłam. Kiedy kobieta zaprowadziła mnie do mojego pokoju, otworzyła go, a następnie dygnęła po czym odeszła. Weszłam do środka i rozejrzałam się. Nie wiedziałam jak on wyglądał kiedyś, ale teraz nie wyróżniał się zbytnio od standardowych pokoi w mieszkaniach w NY. Ściany były pomalowane na kolor siwy, podłoga została wykonana z jasnego akacjowego drewna, natomiast meble z brzozowego. Na ścianie po lewej stronie drzwi wyjściowych znajdowały się następne, które pewnie prowadziły do łazienki, a na przeciwnej do wyjścia było ogromne prostokątne okno, które zajmowało jakąś połowę powierzchni ściany. Miałam przez nie świetny widok na wcześniej wspomniane miasto. Wyposażenie pokoju składało się z wielkiego dwuosobowego łóżka, którego obicie było zrobione podobnie jak wszystkie meble w pomieszczeniu z drewna brzozowego. Obok łóżka stał stolik nocny, na którym stała mała lampka nocna. Po prawej obok drzwi wyjściowych stała masywna szafa i to tyle z wyposażenia. Podeszłam do szafy i wrzuciłam do niej swoje dwie walizki, które przed chwilą przyniosła mi służka, a plecak położyłam obok łóżka, po czym postanowiłam się zdrzemnąć.
Obudziłam się po jak się później okazało, dwugodzinnym śnie. Otwarłam oczy i prawie wyskoczyłam z łóżka kiedy zobaczyłam, że ktoś na nim siedzi. Była to dziewczyna o długich i białych jak kość słoniowa włosach. Siedziała sobie i jak gdyby nigdy nic przeglądała moje rysunki, które wyjęła z plecaka.
- A ty co? Ducha zobaczyłaś?- Zapytała sarkastycznie nie odrywając wzrok od kartek. Byłam lekko zdenerwowana, ponieważ nie dość, że od tak przegląda moje prywatne rzeczy, a tego nie lubię.
- No patrząc po kolorze włosów mogłabym powiedzieć, że tak i w ogóle, kim ty do cholery jesteś, że przeglądasz moje prywatne rzeczy?!- Odparłam.
- Z tego co mi się wydaje, to ja tu jestem wobec Ciebie gospodarzem, więc to raczej Ty powinnaś mi się przedstawić pierwsza.- Mówiła z takim spokojem, że powoli traciłam pewność siebie, ale starałam się tego nie okazywać.
- Nazywam się Clarissa i jestem...- Ciężko mi było to powiedzieć, ale prawdy nie oszukam.- Jestem córką właściciela tego domu.- Dziewczyna poderwała się i przycisnęła mnie do ściany za gardło.
- Chcesz ze mnie zrobić idiotkę czy jak? Mów prawdę albo zrobi się nieciekawie.- Jej czarne oczy płonęły żywym ogniem, a wolną pięść miała mocno zaciśniętą.
- Mówię prawdę, a przynajmniej podobno tak jest.- Ciężko mi się rozmawiało z zaciśniętą na szyi ręką.- Puść mnie to wszystko Ci wytłumaczę.- Dziewczyna zawahała się na chwilę, po czym puściła mnie i usiadła na łóżku.
- A więc słucham..- Wzięłam głęboki oddech, po czym w skrócie opowiedziałam jej co się dzisiaj działo pomijając sytuację z moim ojcem. Nie wiem czemu tego nie powiedziałam, ale czułam, że nie powinnam tego mówić. Gdy skończyłam mówić, dziewczyna umilkła na długą chwilę, po czym odezwała się już chyba normalnym głosem.- Czyli chcesz mi powiedzieć, że przez prawie osiemnaście lat żyłam z myślą, że jestem jedynaczką?
- Wybacz, ale nie za bardzo wiem o co ci chodzi.
- Nazywam się Allison Morgenstern i również jestem córką właściciela tego domu, czyli Valentina Morgensterna.- Byłam w szoku i to było jedyne uczucie jakie mi w tej chwili towarzyszyło. Szok i niedowierzanie.
Mam siostrę.
Wznosiły się nad jakimś miastem tworząc wokół niego coś w rodzaju powłoki ochronnej. Po drogach nie jeździły żadne samochody, a ludzie którzy byli ubrani tylko w czerń, poruszali się piechotą lub na koniach. Nie umiałam zrozumieć o co tu chodzi, w sekundę z tłoczliwego NY przeniosłam się do jakiegoś miejsca cofniętego w czasie o dwa wieki co najmniej. Przez chwilę myślałam, że może mnie naćpała albo co, ale zważywszy na to, że od początku "podróży", nic nie piłam, nie jadłam i nie spałam to raczej byłoby to niemożliwe. Ogólnie nawet jeśli będę musiała to zrobić jeszcze raz, to chyba ktoś będzie musiał mnie do tego "portalu" wepchnąć, ponieważ zaraz po przejściu mocno zakręciło mi się w głowie i pewnie bym upadła gdyby nie to, że Kasandra mnie złapała. Zapytała się mnie czy wszystko w porządku, a następnie po krótkiej rozmowie ustaliłyśmy, że ona może do mnie mówi Clary, ale za to ją mam nazywać ciocią. Dlaczego pozwoliłam jej do mnie mówić zdrobniale? Ponieważ odczułam, że ona chce dla mnie dobrze i nie pozwoli aby coś mi się stało.
Następną rzeczą było to, że gdy przeszłyśmy przez portal i stałyśmy na drodze, Kasandra wyciągnęła z kieszeni kawałek papieru na którym coś napisała. Następnie podpaliła ją i rzuciła do góry, a ta jak gdyby nigdy nic sobie poleciała i spaliła się w powietrzu. Zrobiłam wielkie oczy, a moja ciocia* uśmiechnęła się i powiedziała, że wyjaśni mi to później . Po jakimś czasie, ktoś przywiózł nam konia, nie za bardzo byłam chętna aby usiąść z Kasandrą na nim ponieważ bałam się koni, ale za namową Kasandry, która zaoferowała mi miejsce przed nią zgodziłam się wsiadłam
Podjechałyśmy pod wielki, stary i trochę straszny dom, a raczej wille. Kasandra powiedział żebym poszła z nią, a że nic lepszego do roboty nie miałam, to zrobiłam co chciała. Podeszłyśmy do drzwi w które zapukała rudowłosa. Po jakiejś minucie przyszła kobieta ubrana jak jakaś służąca, którą pewnie była. Wyglądała na około pięćdziesiąt lat, miała łagodną twarz na której były już dosyć wyraźnie widać zmarszczki, na głowie nosiła prostą niebieską chustę, a drugą w takim samym kolorze tylko większą zawiesiła na białej sukience. Z rozmowy cioci i służącej zrozumiałam, że ma ona na imię Laila i jest mocno związana z Kas. Przytuliły się na powitanie, po czym Lajla spojrzała się na mnie i w tym miejscu wydarzyła się kolejna dziwna rzecz. Otóż gosposia nazwała nie jakąś Jocelyn. Nie wiedziałam skąd jej się to wzięło, ponieważ ona nie znała mojego imienia. Dowiedziałam się dosłownie po chwili, kiedy ciocia powiedziała Laili, że jestem córką osoby, którą zostałam nazwana. W tej chwili zarówno ja, jak i Laila byłyśmy w totalnym szoku. Ja stanęłam jak wryta, ponieważ pierwszy raz w życiu usłyszałam imię mojej najprawdopodobniej prawdziwej mamy, a gosposia popędziła wgłąb domostwa. Zapytałam cioci, czemu tak popędziła? Powiedziała mi, że jestem osobą, którą wielu ludzi w ostatnich latach szukało, zapytałam się o powód takiego obrotu spraw, ale nie dostałam odpowiedzi, ponieważ w drzwiach pojawił się kompletnie łysy mężczyzna około czterdziestki. Miał ostrą i groźnie wyglądającą twarz, która w sekundę złagodniała gdy zobaczył, że w progu stoi ciocia. Powiedział cicho zdrobnienie jej imienia i przytulił ją mocno jak tylko mógł, przez chwilę się zastanawiałam czy przypadkiem jej nie udusi, ale po chwili ją wypuścił. Spojrzał się na mnie i po raz drugi dzisiaj zostałam nazwana imieniem swojej mamy. Różnica była taka, że tym razem jej imię było wymówione z dawką nadziei. W oczach mężczyzny pojawił się błysk, który jednak szybko zgasł, gdy ciocia powiedziała zdanie po którym kolejny raz osłupiałam. Okazało się, że mężczyzna jest moim ojcem. Miałam nikłą nadzieję, że mężczyzna podejdzie i mnie przytuli jak w filmach, ale zamiast tego mężczyzna powiedział, że Kas ma mnie stąd zabrać. Poczułam jakby ktoś wbił mi nóż w plecy i mocno się powstrzymywałam aby się nie popłakać i nie odbiec gdzieś. Ciocia niemal szantażem zmusiła mojego ojca abym mogła zostać po czym wszyscy weszliśmy do środka, a ciocia powiedziała jakiejś kobiecie aby zaprowadziła mnie do mojego dawnego pokoju. Kobieta ciepłym głosem powiedziała abym za nią poszła, co po wahaniu zrobiłam. Kiedy kobieta zaprowadziła mnie do mojego pokoju, otworzyła go, a następnie dygnęła po czym odeszła. Weszłam do środka i rozejrzałam się. Nie wiedziałam jak on wyglądał kiedyś, ale teraz nie wyróżniał się zbytnio od standardowych pokoi w mieszkaniach w NY. Ściany były pomalowane na kolor siwy, podłoga została wykonana z jasnego akacjowego drewna, natomiast meble z brzozowego. Na ścianie po lewej stronie drzwi wyjściowych znajdowały się następne, które pewnie prowadziły do łazienki, a na przeciwnej do wyjścia było ogromne prostokątne okno, które zajmowało jakąś połowę powierzchni ściany. Miałam przez nie świetny widok na wcześniej wspomniane miasto. Wyposażenie pokoju składało się z wielkiego dwuosobowego łóżka, którego obicie było zrobione podobnie jak wszystkie meble w pomieszczeniu z drewna brzozowego. Obok łóżka stał stolik nocny, na którym stała mała lampka nocna. Po prawej obok drzwi wyjściowych stała masywna szafa i to tyle z wyposażenia. Podeszłam do szafy i wrzuciłam do niej swoje dwie walizki, które przed chwilą przyniosła mi służka, a plecak położyłam obok łóżka, po czym postanowiłam się zdrzemnąć.
Obudziłam się po jak się później okazało, dwugodzinnym śnie. Otwarłam oczy i prawie wyskoczyłam z łóżka kiedy zobaczyłam, że ktoś na nim siedzi. Była to dziewczyna o długich i białych jak kość słoniowa włosach. Siedziała sobie i jak gdyby nigdy nic przeglądała moje rysunki, które wyjęła z plecaka.
- A ty co? Ducha zobaczyłaś?- Zapytała sarkastycznie nie odrywając wzrok od kartek. Byłam lekko zdenerwowana, ponieważ nie dość, że od tak przegląda moje prywatne rzeczy, a tego nie lubię.
- No patrząc po kolorze włosów mogłabym powiedzieć, że tak i w ogóle, kim ty do cholery jesteś, że przeglądasz moje prywatne rzeczy?!- Odparłam.
- Z tego co mi się wydaje, to ja tu jestem wobec Ciebie gospodarzem, więc to raczej Ty powinnaś mi się przedstawić pierwsza.- Mówiła z takim spokojem, że powoli traciłam pewność siebie, ale starałam się tego nie okazywać.
- Nazywam się Clarissa i jestem...- Ciężko mi było to powiedzieć, ale prawdy nie oszukam.- Jestem córką właściciela tego domu.- Dziewczyna poderwała się i przycisnęła mnie do ściany za gardło.
- Chcesz ze mnie zrobić idiotkę czy jak? Mów prawdę albo zrobi się nieciekawie.- Jej czarne oczy płonęły żywym ogniem, a wolną pięść miała mocno zaciśniętą.
- Mówię prawdę, a przynajmniej podobno tak jest.- Ciężko mi się rozmawiało z zaciśniętą na szyi ręką.- Puść mnie to wszystko Ci wytłumaczę.- Dziewczyna zawahała się na chwilę, po czym puściła mnie i usiadła na łóżku.
- A więc słucham..- Wzięłam głęboki oddech, po czym w skrócie opowiedziałam jej co się dzisiaj działo pomijając sytuację z moim ojcem. Nie wiem czemu tego nie powiedziałam, ale czułam, że nie powinnam tego mówić. Gdy skończyłam mówić, dziewczyna umilkła na długą chwilę, po czym odezwała się już chyba normalnym głosem.- Czyli chcesz mi powiedzieć, że przez prawie osiemnaście lat żyłam z myślą, że jestem jedynaczką?
- Wybacz, ale nie za bardzo wiem o co ci chodzi.
- Nazywam się Allison Morgenstern i również jestem córką właściciela tego domu, czyli Valentina Morgensterna.- Byłam w szoku i to było jedyne uczucie jakie mi w tej chwili towarzyszyło. Szok i niedowierzanie.
Mam siostrę.
***
Witajcie.
Witajcie w drugim rozdziale drugiej części mojego opowiadania.
Nawet nie wiecie jak się cieszę, że w końcu to skończyłem. Szło mi to dosyć mozolnie, ale chciałem aby był to najlepszy rozdział jaki napisałem i według mnie tak właśnie jest.
Wprowadziłem dzisiaj kolejną postać, która została stworzona przez jedną z Was, więc zapraszam do dalszego tworzenia bohaterów/bohaterek do opowiadania.
Jeśli macie jakieś uwagi co do rozdziału to proszę o napisanie, jakie one są w komentarzach.
Pozdrawiam gorąco, Danko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz