Bardzo proszę o przeczytanie notki pod rozdziałem.
Dziękuje.
***Allison***
Po przejściu przez portal znalazłyśmy się razem z Clary na samym środku holu w rezydencji Morgensten'ów. Nie było to moje ulubione pomieszczenie, tak jak większość innych pokoi zostało jakoś odrestaurowane i nawet mogło być w nich przytulnie, tak hol pozostał nie zmieniony od dziesiątek, jak nie setek lat. Cały był zrobiony z zimnego szarego betonu, który ozdabiały tylko, lub aż, piękne obrazy naszej mamy, oczywiście oprócz podłogi, która została zrobiona z drewna ciemnego dębu. Ogólnie we wszystkich korytarzach oświetlenie było na ścianach po obu stronach i składało się ze świeczników, które zostały przerobione w lampy. Każdy taki "świecznik" mieścił trzy lampki, coś jak w wielu Przyziemnych kościołach. Natomiast tą największą część holu, czyli tą w której mieściły się drzwi wyjściowe i skąd zaczynały się wszystkie korytarze, oświetlał wielki żyrandol z kilkudziesięcioma lampkami. Wyglądało to co najmniej zjawiskowo i zawsze robiło wrażenie na gościach, ponieważ nawet jeśli wygląd ogólny jednego z największych pomieszczeń w rezydencji, był surowy i raczej nie miły, to w połączeniu z tym wielkim żyrandolem miał jakiś swój urok i klimat, ale mimo to i tak nie wolałabym, aby trochę ten hol odświeżyć.
- To jak opowiesz mi skąd się tam znalazłaś?- Zapytała Clary wyrywając mnie z zamyślenia. Uśmiechnęłam się do niej i powiedziałam:
- Najpierw chodźmy zdać raport tacie, potem Ci opowiem. Chociaż myślę, że wszystko się wyjaśni w gabinecie, a jak nie, to pójdź się wykąpać, czy coś i spotkamy się u mnie, okey?
- Jasne.- Odpowiedziała rudowłosa, po czym ruszyłyśmy w stronę gabinetu.
Kiedy weszłyśmy do pomieszczenia, w którym ojciec przesiadywał większość swojego, zastałyśmy Valentine'a, oglądającego jakieś zdjęcia w albumie. Prawdopodobnie na fotografiach widniała widnieli razem z mamą, a może nawet z Luk'iem, ale nie byłam pewna i nigdy później się dokładnie nie dowiedziałam co, albo kto znajdował się na zdjęciach. Valentine westchnął i powiedział:
- Ile jeszcze mam Was uczyć, że przed wejściem do czyjegoś pokoju, to się puka?- Jego głos jak zawsze był przerażająco spokojny, ale my wiedziałyśmy, że tak naprawdę jest zły.
- Przepraszamy tato, zapomniałyśmy się.- Powiedziała Clary wyręczając mnie.- Przyszłyśmy złożyć raport z misji. Tata kiwnął głową i wskazał nam dwa fotele, na które usiadłyśmy.
- Widząc, że wróciłyście obie i to nawet nie ranne, wnioskuję, że misja jest udana przynajmniej w połowie. Pytanie tylko czy w całości?- Razem z rudowłosą spojrzałyśmy po sobie i jedna z nas zrobiła jedną minę, to wystarczyło, abyśmy się doga dały, że Clary chce zacząć.
- No tak, z tym byciem rannym, to w głównej mierze taki stan rzeczy ma się dzięki Iratze. Beż tego bym nie wróciła o własnych nogach i skończyłabym z prawdopodobnie przeciętym ścięgnem Achillesa.
- Zgaduję, że zostałaś trafiona strzałą tak?- Clary pokiwała głową.- Powiedz mi zatem jak to się stało, bo nie jest tak łatwo trafić z łuku komuś w stopę.- Rudowłosa przełknęła ślinę i zaczęła:
- Wyglądało to tak, że podczas walki w której zresztą straciłam, jak dla mnie za dużo strzał, udało mi się trafić Jace'a Lightwood'a w twarz, co prawda, strzała leciała pod takim kątem, że się w niego nie wbiła, ale rozorała mu pół polika, więc trucizna została w niego wprowadzona. Jakby jednak jakimś cudem przeżył, to będzie miał wielką bliznę do końca życia. Wracając, po wykonaniu swojego zadania, jakim było postrzelenie zatrutą strzałą jednego z rodzeństwa, chciałam się usunąć jak najszybciej z tamtego miejsca. Jako drogę ucieczki obrałam okno, które rozwaliłam jedną ze strzał i zaczęłam przemieszczać się w stronę tegoż okna.- Mimo, że Clary nie miała jeszcze wprawy w składaniu raportów i strasznie to wszystko przeciągała, tata słuchał jej w skupieniu.- Podczas jednego ze skoków, Alec, czyli starszy z braci musiał mnie zobaczyć i do mnie strzelić. Spadłam na podłogę i mogłam złamać kręgosłup, ale na szczęście jedynie zaparło mi dech w piersiach. Mieli już mnie prawie w garści, ale wtedy pojawiła się Ali z zakładnikiem w postaci najmłodszej z rodzeństwa - Anny i się wymieniła ona za nie. Tak to mniej więcej było.- Valentine przez chwilę milczał, po czym kiwnął głową.
- Dobrze. Alison, masz jeszcze coś do dodania..- Zapytał.
- Owszem. Chciałam powiedzieć, że kiedy obserwowałam, jak Clary organizowała swoją pułapkę i jak przygotowała się do samej walki, a jak zrobili to Lightwood'owie, to pomimo dosyć krótkiego szkolenia naszej małej rudowłosej, w porównaniu do nich, to jej poziom przemyślenia całej akcji był o wiele wyższy, a i sama walka nawet przeciwko tak dobrym Nocnym Łowcą, jakimi są Lightwoodzi była w miarę wyrównana, a Clary dała im popalić. Jedną z lepszych jej akcji, jakie widziałam podczas tej walki, było gdy Anna chciała na nią wyprowadzić atak, a Clarissa prawie w ostatniej chwili wymierzyła w nią co praktycznie zamroziło najmłodszą z rodzeństwa. Tym manewrem Clary zatrzymała Jace'a, który zamierzał ją zaatakować z drugiej strony, jednak gdy usłyszał groźbę zabicia swoje siostry wstrzymał się z atakiem. Tak naprawdę gdyby nie Alec, który skutecznie krył swoje swoje rodzeństwo, myślę, że nie tylko Jace zostałby otruty. Tyle chciałam powiedzieć.- Tata ponownie kiwnął i po krótkim przemyśleniu wszystkiego co powiedziałyśmy, wypowiedział podsumowanie misji.
- Słuchając Waszych relacji doszedłem do pewnych ważnych dla mnie wniosków. W dużej mierze są one pozytywne, lecz znalazłem też rzeczy, które trzeba będzie na przyszłość poprawić. Pierwszy mój wniosek jest taki, że jeśli chodzi o sprawność bojową i psychiczną to obie jesteście bardzo dobre, a Ali prawie doskonała i teraz już wiem, że nie muszę się martwić, że będziesz się w jakikolwiek sposób wahać, czy masz w ewentualności pomóc swojemu kompanowi podczas misji. Natomiast Clarisso z Tobą będę musiał poćwiczyć jeszcze poruszanie się podczas ostrzału. Nie jest, to ani bezpieczne, ani łatwe, ale w niektórych sytuacjach bardzo potrzebne.- Clary zacisnęła zęby, pewnie chciała, aby wszystko wyszło po jej myśli.- Natomiast nie myśl, że przez to, że zostałaś trafiona, musisz mieć zawsze kogoś do pomocy, ponieważ sama sobie nie dasz rady. Pamiętaj, że ich była czwórka i mieli za sobą kilka lat treningów więcej, a z tego co mówiła twoja siostra, rozpracowałaś ich. Mam nadzieję, że obie wiecie, dlaczego wysłałem Was obie do tego zadania, a także dlaczego Clarissa nie wiedziała, że Alison też się tam wybiera. To tyle, możecie iść. Kolacja jest przygotowana, więc jak się przygotujecie, to wyślijcie kogoś po mnie, abyśmy mogli razem zjeść. Możecie iść.- Kiwnęłyśmy głową i wyszłyśmy z gabinetu ojca.
Zaraz po wyjściu Clary oparła się o ścianę, po czym odetchnęła głęboko.
- Widziałaś, aby ojciec kiedykolwiek był taki miły? Zawsze wytykał nam nasze najmniejsze błędy, a teraz? Jak gdyby, to nie był on, całkiem inny człowiek.- Stwierdziła, z czym trudno było się nie zgodzić. Tata nigdy aż tak nas nie chwalił.
- Coś w tym jest, ale wydaje mi się, że po prostu był naprawdę zadowolony, że zrobiłyśmy, to co kazał. I możliwe, że był też lekko rozmarzony po obejrzeniu tego albumu.- Clary się na mnie dziwnie popatrzyła.- Nie widziałaś? Przecież jak weszłyśmy, to go oglądał.
- Nie wiem, nie zwróciłam uwagi.- Odparła, po czym zaczęła iść w stronę schodów, prowadzących, do naszych pokoi, więc ruszyłam za nią.- Tak czy siak, miło jest od czasu, do czasu usłyszeć takie słowa z jego ust.- Uśmiechnęłam się do siebie.
- Masz rację. Bardzo miło.- Powiedziałam, po czym w wesołych nastrojach, ale w ciszy udałyśmy się do swoich pokoi.
- To jak opowiesz mi skąd się tam znalazłaś?- Zapytała Clary wyrywając mnie z zamyślenia. Uśmiechnęłam się do niej i powiedziałam:
- Najpierw chodźmy zdać raport tacie, potem Ci opowiem. Chociaż myślę, że wszystko się wyjaśni w gabinecie, a jak nie, to pójdź się wykąpać, czy coś i spotkamy się u mnie, okey?
- Jasne.- Odpowiedziała rudowłosa, po czym ruszyłyśmy w stronę gabinetu.
Kiedy weszłyśmy do pomieszczenia, w którym ojciec przesiadywał większość swojego, zastałyśmy Valentine'a, oglądającego jakieś zdjęcia w albumie. Prawdopodobnie na fotografiach widniała widnieli razem z mamą, a może nawet z Luk'iem, ale nie byłam pewna i nigdy później się dokładnie nie dowiedziałam co, albo kto znajdował się na zdjęciach. Valentine westchnął i powiedział:
- Ile jeszcze mam Was uczyć, że przed wejściem do czyjegoś pokoju, to się puka?- Jego głos jak zawsze był przerażająco spokojny, ale my wiedziałyśmy, że tak naprawdę jest zły.
- Przepraszamy tato, zapomniałyśmy się.- Powiedziała Clary wyręczając mnie.- Przyszłyśmy złożyć raport z misji. Tata kiwnął głową i wskazał nam dwa fotele, na które usiadłyśmy.
- Widząc, że wróciłyście obie i to nawet nie ranne, wnioskuję, że misja jest udana przynajmniej w połowie. Pytanie tylko czy w całości?- Razem z rudowłosą spojrzałyśmy po sobie i jedna z nas zrobiła jedną minę, to wystarczyło, abyśmy się doga dały, że Clary chce zacząć.
- No tak, z tym byciem rannym, to w głównej mierze taki stan rzeczy ma się dzięki Iratze. Beż tego bym nie wróciła o własnych nogach i skończyłabym z prawdopodobnie przeciętym ścięgnem Achillesa.
- Zgaduję, że zostałaś trafiona strzałą tak?- Clary pokiwała głową.- Powiedz mi zatem jak to się stało, bo nie jest tak łatwo trafić z łuku komuś w stopę.- Rudowłosa przełknęła ślinę i zaczęła:
- Wyglądało to tak, że podczas walki w której zresztą straciłam, jak dla mnie za dużo strzał, udało mi się trafić Jace'a Lightwood'a w twarz, co prawda, strzała leciała pod takim kątem, że się w niego nie wbiła, ale rozorała mu pół polika, więc trucizna została w niego wprowadzona. Jakby jednak jakimś cudem przeżył, to będzie miał wielką bliznę do końca życia. Wracając, po wykonaniu swojego zadania, jakim było postrzelenie zatrutą strzałą jednego z rodzeństwa, chciałam się usunąć jak najszybciej z tamtego miejsca. Jako drogę ucieczki obrałam okno, które rozwaliłam jedną ze strzał i zaczęłam przemieszczać się w stronę tegoż okna.- Mimo, że Clary nie miała jeszcze wprawy w składaniu raportów i strasznie to wszystko przeciągała, tata słuchał jej w skupieniu.- Podczas jednego ze skoków, Alec, czyli starszy z braci musiał mnie zobaczyć i do mnie strzelić. Spadłam na podłogę i mogłam złamać kręgosłup, ale na szczęście jedynie zaparło mi dech w piersiach. Mieli już mnie prawie w garści, ale wtedy pojawiła się Ali z zakładnikiem w postaci najmłodszej z rodzeństwa - Anny i się wymieniła ona za nie. Tak to mniej więcej było.- Valentine przez chwilę milczał, po czym kiwnął głową.
- Dobrze. Alison, masz jeszcze coś do dodania..- Zapytał.
- Owszem. Chciałam powiedzieć, że kiedy obserwowałam, jak Clary organizowała swoją pułapkę i jak przygotowała się do samej walki, a jak zrobili to Lightwood'owie, to pomimo dosyć krótkiego szkolenia naszej małej rudowłosej, w porównaniu do nich, to jej poziom przemyślenia całej akcji był o wiele wyższy, a i sama walka nawet przeciwko tak dobrym Nocnym Łowcą, jakimi są Lightwoodzi była w miarę wyrównana, a Clary dała im popalić. Jedną z lepszych jej akcji, jakie widziałam podczas tej walki, było gdy Anna chciała na nią wyprowadzić atak, a Clarissa prawie w ostatniej chwili wymierzyła w nią co praktycznie zamroziło najmłodszą z rodzeństwa. Tym manewrem Clary zatrzymała Jace'a, który zamierzał ją zaatakować z drugiej strony, jednak gdy usłyszał groźbę zabicia swoje siostry wstrzymał się z atakiem. Tak naprawdę gdyby nie Alec, który skutecznie krył swoje swoje rodzeństwo, myślę, że nie tylko Jace zostałby otruty. Tyle chciałam powiedzieć.- Tata ponownie kiwnął i po krótkim przemyśleniu wszystkiego co powiedziałyśmy, wypowiedział podsumowanie misji.
- Słuchając Waszych relacji doszedłem do pewnych ważnych dla mnie wniosków. W dużej mierze są one pozytywne, lecz znalazłem też rzeczy, które trzeba będzie na przyszłość poprawić. Pierwszy mój wniosek jest taki, że jeśli chodzi o sprawność bojową i psychiczną to obie jesteście bardzo dobre, a Ali prawie doskonała i teraz już wiem, że nie muszę się martwić, że będziesz się w jakikolwiek sposób wahać, czy masz w ewentualności pomóc swojemu kompanowi podczas misji. Natomiast Clarisso z Tobą będę musiał poćwiczyć jeszcze poruszanie się podczas ostrzału. Nie jest, to ani bezpieczne, ani łatwe, ale w niektórych sytuacjach bardzo potrzebne.- Clary zacisnęła zęby, pewnie chciała, aby wszystko wyszło po jej myśli.- Natomiast nie myśl, że przez to, że zostałaś trafiona, musisz mieć zawsze kogoś do pomocy, ponieważ sama sobie nie dasz rady. Pamiętaj, że ich była czwórka i mieli za sobą kilka lat treningów więcej, a z tego co mówiła twoja siostra, rozpracowałaś ich. Mam nadzieję, że obie wiecie, dlaczego wysłałem Was obie do tego zadania, a także dlaczego Clarissa nie wiedziała, że Alison też się tam wybiera. To tyle, możecie iść. Kolacja jest przygotowana, więc jak się przygotujecie, to wyślijcie kogoś po mnie, abyśmy mogli razem zjeść. Możecie iść.- Kiwnęłyśmy głową i wyszłyśmy z gabinetu ojca.
Zaraz po wyjściu Clary oparła się o ścianę, po czym odetchnęła głęboko.
- Widziałaś, aby ojciec kiedykolwiek był taki miły? Zawsze wytykał nam nasze najmniejsze błędy, a teraz? Jak gdyby, to nie był on, całkiem inny człowiek.- Stwierdziła, z czym trudno było się nie zgodzić. Tata nigdy aż tak nas nie chwalił.
- Coś w tym jest, ale wydaje mi się, że po prostu był naprawdę zadowolony, że zrobiłyśmy, to co kazał. I możliwe, że był też lekko rozmarzony po obejrzeniu tego albumu.- Clary się na mnie dziwnie popatrzyła.- Nie widziałaś? Przecież jak weszłyśmy, to go oglądał.
- Nie wiem, nie zwróciłam uwagi.- Odparła, po czym zaczęła iść w stronę schodów, prowadzących, do naszych pokoi, więc ruszyłam za nią.- Tak czy siak, miło jest od czasu, do czasu usłyszeć takie słowa z jego ust.- Uśmiechnęłam się do siebie.
- Masz rację. Bardzo miło.- Powiedziałam, po czym w wesołych nastrojach, ale w ciszy udałyśmy się do swoich pokoi.
***
Cześć!
Już jestem i mam dla Was rozdział, w którym mogliśmy poznać trochę inne oblicze Valentine Morgensterna. Byłbym szczęśliwy, gdybyście mi napisali, co myślicie o nim w takiej wersji.
Przejdźmy jednak do ważnej notki o której pisałem przed rozdziałem. Otóż jak widzicie, doszliśmy do dziesiątego rozdziału tej książki. Dla mnie, jest to rozdział, od którego moje opowiadania w poprzedniej części weszło na odpowiednie tory i zaczęło to jakoś wyglądać. W dużej mierze stało się to dzięki pewnej dziewczynie, która pomagała mi się rozwinąć.
Ma ona teraz trochę problem z chęcią i weną do pisania, dlatego bardzo bym Was prosił o wejście na jej bloga, przeczytanie tego opowiadania i napisanie w komentarzu coś co by jej pomogło. Tylko nie piszcie, że jesteście ode mnie. Może się domyśli
Jak zawsze czekam na Wasze opinie na temat rozdziału.
Pozdrawiam gorąco, Danko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz