***Kasandra***
Wiadomość, a właściwie odpowiedź Valentina bardzo mnie zaniepokoiło. Jak się okazało, Clary rzeczywiście była osobą odpowiedzialną za atak na młodego Lightwooda, a "zleceniodawcą" tego zadania był mój brat. Byłam wściekła, że pozwolił tak mało doświadczonej Nocnej Łowczyni iść na tak mimo wszystko niebezpieczną misję. Mimo to wiedziałam, że puścił ją tam ponieważ w teorii bez problemu miała sobie poradzić. Prosty schemat - Schować się, czekać na cel, zlikwidować i wycofać się. Val jednak nie mógł przewidzieć, ze Clary będzie chciała się popisać, przez co prawie została złapana. Koniec końców misja zakończyła się powodzeniem, ale wyszedł na jaw brak doświadczenia.
Postanowiłam, że mimo, że de facto nie była to moja sprawa i przez pomaganie mogłam mieć kłopoty, że zrobię co w mojej mocy aby ich wesprzeć, w końcu to moja jedyna rodzina.
Obmyśliłam plan, który był bardzo ryzykowny, ale jednocześnie bardzo powiększał nasze szanse na udane sabotowanie działań Cla,ve. Zapisałam go na kartce i w ostatniej chwili zdążyłam ją dać posłańcowi Valentina. Na kartce oprócz planu działania była również informacja, że za niedługo przyjadę, oraz prośba, aby Val dziewczyną nie mówił o nim, gdyż sama chciałam to zrobić.
Potrzebowałam kilku dni aby załatwić sprawy w Instytucie, po czym zaczęłam się pakować do wyjazdu. Oczywiście moja kadra oraz mieszkańcy mojego"domu" nie byli zadowoleni, ponieważ niedawno byłam na wyjeździe służbowym, ale musieli przyjąć do wiadomości, że rodzina jest dla mnie najważniejsza. Oczywiście nie wiedzieli o celu mojej podróży, wiedzieli tylko, że mam ważną rodzinną sprawę. Po spakowaniu i szybkim pożegnaniu ze znajomymi weszłam do portalu w bibliotece, który przeniósł mnie do Idrysu, skąd wypożyczyłam najszybszego konia w stajni i wyruszyłam do domu Morgensternów.
Pierwsza po wejściu jak zawsze przywitała mnie Adelle, przemiła staruszka, która od lat zajmuje się naszym domostwem.
- Dzień dobry Pani Kasandro. Jak miło Panią wreszcie widzieć.- Powiedziała z cudownym uśmiechem gdy wchodziłam przez drzwi.
- Dzień dobry Adelle. Rówmnież się niezmiernie cieszę, że Cię widzę. Powiedziałam i objęłam kobietę. Po chwili na schodach widziałam już busz białych i rudych włosów zmierzających w moją stronę z dość dużą prędkością. Pierwsza wpadła na mnie Alice, która mnie mocno uściskała. Clary jak zawsze spokojnie czekała na swoją kolej. Było widać jaki ma ogromny szacunek do starszej siostry, co nie jest aktualnie tak często spotykane. Gdy Alice mnie puściła podeszła do mnie młodsza z rodzeństwa i również mnie objęła jednak nie tak mocno i wybuchowo co jej siostra. Czasami nie umiałam się nadziwić, że to właśnie białowłosa jest tą starszą.
- Tak mi Was dziewczyny brakowało. Cieszę się, że mogę tu być. Nawet w takich okolicznościach.
- Nam też Ciebie brakowało ciociu, nawet nie wiesz jak bardzo.- Odparła Alice, a Clary potwierdziła jej słowa skinieniem głowy..- Mam nadzieje, że zostajesz na dłużej?- Zapytała z nadzieją w głosie starsza siostra.
- Cóż, mam ubrań na tydzień, ale zobaczymy jak to wszystko się potoczy.. Dziewczyny najwyraźniej były zadowolone z odpowiedzi, ponieważ na ich twarzy od razu pojawił się uśmiech.
- Clary, tata jest na górze?- Zapytałam
- Nie, aktualnie siedzi w ogrodzie, chyba przy grobie mamy.- Powiedziała, a ja nie wiem dlaczego trochę byłam zaskoczona. Clarissa chyba to zauważyła, ponieważ po chwili dodała..- Ostatnio zaczął tam chodzić częściej niż na jej urodziny, lub Gwiazdkę.
- Dalej obchodzi te święta? Spytałam zaskoczona.i zadowolona- To wspaniale!
- Pewnie chce aby coś w tym dimu pozostało po mamie oprócz grobu. Pewnie przyjdzie na kolacje, więc ciociu idź może po podróży odpocznij. Ja z Clary mam jeszcze rozciąganie do zrobienia.- Dodała Alison.
- W porządku idźcie, chyba rzeczywiście przyda mi się odpoczynek.- Ali kiwnęła głową i poszła z siostrą to sali treningowej.- Rozciąganie? Od kiedy Val stosuje takie treningi? Zapytałam sama siebie. Po czym poszłam odpocząć ale nie do pokoju, a do ogrodu, gdzie był mój brat. Val siedział na ławce przy nagrobku i po prostu patrzył się w marmur z na którym było wyryte imię Jocelyn.
- Cześć braciszku.- Odezwałam się. On odwrócił głowę w moją stronę i szczerze się uśmiechnął.
- Kas...- Wstał i mnie objął.- Jak dobrze Cię widzieć.
- I Ciebie Val.- Powiedziałam z życzliwym uśmiechem.- Dziewczyny powiedziały, że mogę Cię tu znaleźć.- Valentine pokiwał głową.
- Tak, uświadomiłem sobie, że ostatnio za mało poświęcałem jej czasu. Ciągle siedziałem w tym gabinecie lub trenowałem dziewczyny.- Powiedział jak gdyby ze wstydem w głosie.- Więc teraz przychodzę tu przynajmniej raz w miesiącu. Rozmawiam z Jocelyn o postępach dziewczyn, o najnowszych wydarzenia i takich innych. Może to głupie ale..
- Val, chęć rozmowy z ukochaną, nawet po jej śmierci nie jest głupia.- Powiedziałam patrząc mu w oczy.- Jest dowodem, że prawdziwie ją kochałeś.- Val pokiwał głową.
- Dzięki. Ty to zawsze wiesz co powiedzieć. Ale koniec o mnie, opowiadaj co u Ciebie.- Zaczęłam opowiadać i tak rozmawialiśmy dług, że prawie się na kolacje spóźniliśmy. Już dawno tak dobrze nam się nie rozmawiało. Zazwyczaj były to kłótnie, lub krótkie przelotne rozmowy, dlatego cieszyłam się z tej rozmowy jak dziecko.
Kolację na mój przyjazd przygotowano dość obwicie jak na czterech ludzi. widać kuchnia się postarała. W tym domu była tradycja, że przed jedzeniem była ogłaszana jakaś wiadomość, jeśli takowa oczywiście była. Więc i teraz Val przed jedzeniem zaczął mówić.
- Wszyscy tu dobrze wiemy, z jakiego powodu odwiedziła na ciocia Kas i pomimo, że wszyscy się z tych odwiedzin cieszymy,, to sam przyjazd nie ma miłych przyczyn.- Zawsze uwielbiałam te jego wcześniej przygotowane i wyćwiczone przemowy. świetnie się słuchało mojego brata, a że na dodatek miał ten swój genialny głos, umiał zaczarować słuchaczy.- Jak dobrze wiemy, chodzi o Clarisse i jej misje w trakcie której ją rozpoznano i wszczęto przeciw niej śledztwo.- Widziałam jak rudowłosa się zaczerwienia ze wstydu.- Moja siostra obmyśliła plan, który pomoże spowolnić działania Clave w tej sprawie. Prosiła, abym z jego ujawnieniem poczekał, gdyż sama chciała go przedstawić, więc proszę.- Po usłyszeniu tej przemowy zrobiło mi się głupio, bo ja zamierzałam pójść na żywioł i nie przygotowałam nic. Spowodowało to, że sama się zarumieniłam, a dziewczyny siedzące naprzeciwko mnie uśmiechnęły się złośliwie.
- Potężna przemowa braciszku, jak zwykle zresztą.- Valentine uśmiechnął się lekko.- Tak, opracowałam plan, bardzo ryzykowany i niebezpieczny, co prawda, ale z dużą szansą powodzenia. Jest to misja po części inwigilacyjna, a po części sabotażowa.- Widziałam zaciekawienie w oczach dziewczyn.- Dostaniecie nowe tożsamości oraz wygląd. Oczywiście dalej będziecie siostrami, ponieważ będzie to bardziej wiarygodne, jeżeli będziecie tyle czasu spędzać ze sobą.. Poślemy Was w można powiedzieć paszczę lwa - Do Instytutu w Nowym Jorku, ponieważ najpewniej tam będą będzie baza główna ludzi odpowiedzialnych za śledztwo. Miało być ono w moim Instytucie, ale udało mi się przekonać Clave, że jest to bez sensu..- Przerwałam i spojrzałam na reakcje dziewczyn. Alison była wyraźnie podekscytowana, natomiast na twarzy Clary widniał niepokój.- Waszym zadaniem będzie wkręcenie się w rodzeństwo Lightwood, podsłuchiwanie, co wiedzą na ten temat, a że są najważniejszymi osobami w tym śledztwie, będą wiedzieć dużo.
- Nie lepiej po prostu ich zlikwidować? Nie mieliby świadków.- Odezwała się Alison. Pokręciłam głową zaprzeczając.
- Nie Ali. Jeśli coś wiedzą, to na sto procent już byli przesłuchiwani, więc nic to nie da.- Białowłosa kiwnęła głową ze zrozumieniem, a ja mogłam kontynuować.- Wracając. Wszystko czego się dowiecie, będziecie musiały gdzieś zapisywać, ponieważ kontaktować będziemy się tylko raz w tygodniu i tylko wtedy będziecie mogły nam przekazywać informację. Dniem tym będzie niedziela, czyli wedle moich informacji dzień wolny od wszystkiego. Godzinę jeszcze będziemy musieli ustalić. Gdy dostaniemy o Was informacje, postaramy się zrobić z Waszym tatą wszystko co w naszej mocy, aby te informacje przynajmniej poddać wątpliwościami. - Zrobiłam krótką przerwę aby sprawdzić czy dziewczyny mnie słuchają, ale twarze dziewczyn i Vala były skupione.- Kluczowymi postaciami tej układanki jest Anna oraz /Jace, który jak się dowiedziałam przeżył, choć jest dalej w śpiączce. To oni z jakiegoś powodu pierwsi rozpoznali Clary, więc pewnie będą bardzo dociekliwi. Musicie chociaż trochę im namieszać w głowach, a przynajmniej się postarać. Wszystko jest jak na razie zrozumiałe?
- Tak ciociu.- Odparły obie, a Val tylko kiwnął głową
- Dobrze. Teraz kwestia przykrywki. Wasza nowa tożsamość to dla Alison, Rebeca Whitesmith, dwudziestoletnia miłośniczka alchemii i medycyny, a dla Clary Suzan Whitesmith, osiemnastoletnia pasjonatka malowania i historii mongolskiej oraz indiańskiej.- Dziewczyna spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami.- No co? Jesteś łuczniczką, a te narody specjalizowały się w łucznictwie konnym. Ali uwielbia medycynę i tym się będziesz zajmowała.
- Ale ciociu, łucznictwo konne, a zwykłe łucznictwo to są dwa zupełnie różne style walki.- Zaprotestowała Clary.
- Tak wiem. Dlatego postanowiliśmy z Valentinem przed kolacją, że zostanę tydzień dłużej i przygotujemy Was do Waszej roli najlepiej jak się da. Co za tym idzie więcej nauki niż treningów i czasu wolnego. Możecie się zdziwić ale dwa tygodnie to jest mało. Zwłaszcza do alchemii i medycyny. Dobrze. i na koniec wygląd. Zmienimy Wam wygląd twarzy, nie będzie to jednak zrobione poprzez magię, ponieważ czarodzieje, z którymi na pewno będzie współpracować by to wyczuli. Zmienimy Wam fryzury, kolor włosów co już zmieni Wasz wygląd, jeśli zajdzie potrzeba będziecie oczywiście mogły zmienić wygląd makijażem.Pamiętajcie, aby nie wypadać z roli chociażby nie wiem co. Wy jesteście kluczem. To chyba wszystko co chciałam powiedzie.- Powiedziałam, ale po głębszym przemyśleniu powiedziałam.- A bym zapomniała. Pochodzicie z San Diego. No teraz to wszystko.- Powiedziałam z uśmiechem i wzięłam głęboki oddech.
- Bardzo dobry plan Kas.Postarałaś się.- Uśmiechnęłam się do brata.- Zanim zaczniemy jeść. Ktoś czegoś nie wie, ma wątpliwości?
- A czy jest plan B?- Zapytała Clary?
- Nie ma. Musicie dać radę.- Odparłam.
- A jeśli znowu coś zepsuje? Nakryją mnie, farba zejdzie mi z włosów, albo przy jakiejś rozmowie się złamie, albo coś..- Clary lekko spanikowała, ale mój brat podszedł do niej przykucnął obok jej krzesła i powiedział.
- Córciu. Jesteś Morgensternem. Najpotężniejszym, jednym z najstarszych i najlepiej zdyscyplinowanych rodów. W dodatku jesteś odważna, sprytna i umiesz ludzi naprawdę zagadać tak bardzo, że czasami pewnie woleliby zamieszkać w lochach Miasta kości niż dalej się z Tobą kłócić.- Clary lekko się zaśmiała, tak samo jak Val.- Poza tym, będziesz miała swoją siostrę przy boku, która nikomu nie pozwoli Cię skrzywdzić.
- Ale.
- Nie ma żadnego "ale" Clary. Jesteś w Twoich żyłach płynie krew Morgensternów i Fairchaildów. Poradzisz sobie choćby nie wiem co, tak?- Te słowa musiały pomóc, bo Clary podniosła głowę, a w jej oczach nie było ani trochę niepewności.
- Tak tato, Jestem Morgensternem, dam radę.- W jej oczach teraz płynęła żądza tej przygody i wdzięczność za wsparcie. Val ze szczerym i czułym uśmiechem wrócił na swoje miejsce.
- Smacznego.- Powiedział i wszyscy zabrali się do jedzenia.
Pierwsza po wejściu jak zawsze przywitała mnie Adelle, przemiła staruszka, która od lat zajmuje się naszym domostwem.
- Dzień dobry Pani Kasandro. Jak miło Panią wreszcie widzieć.- Powiedziała z cudownym uśmiechem gdy wchodziłam przez drzwi.
- Dzień dobry Adelle. Rówmnież się niezmiernie cieszę, że Cię widzę. Powiedziałam i objęłam kobietę. Po chwili na schodach widziałam już busz białych i rudych włosów zmierzających w moją stronę z dość dużą prędkością. Pierwsza wpadła na mnie Alice, która mnie mocno uściskała. Clary jak zawsze spokojnie czekała na swoją kolej. Było widać jaki ma ogromny szacunek do starszej siostry, co nie jest aktualnie tak często spotykane. Gdy Alice mnie puściła podeszła do mnie młodsza z rodzeństwa i również mnie objęła jednak nie tak mocno i wybuchowo co jej siostra. Czasami nie umiałam się nadziwić, że to właśnie białowłosa jest tą starszą.
- Tak mi Was dziewczyny brakowało. Cieszę się, że mogę tu być. Nawet w takich okolicznościach.
- Nam też Ciebie brakowało ciociu, nawet nie wiesz jak bardzo.- Odparła Alice, a Clary potwierdziła jej słowa skinieniem głowy..- Mam nadzieje, że zostajesz na dłużej?- Zapytała z nadzieją w głosie starsza siostra.
- Cóż, mam ubrań na tydzień, ale zobaczymy jak to wszystko się potoczy.. Dziewczyny najwyraźniej były zadowolone z odpowiedzi, ponieważ na ich twarzy od razu pojawił się uśmiech.
- Clary, tata jest na górze?- Zapytałam
- Nie, aktualnie siedzi w ogrodzie, chyba przy grobie mamy.- Powiedziała, a ja nie wiem dlaczego trochę byłam zaskoczona. Clarissa chyba to zauważyła, ponieważ po chwili dodała..- Ostatnio zaczął tam chodzić częściej niż na jej urodziny, lub Gwiazdkę.
- Dalej obchodzi te święta? Spytałam zaskoczona.i zadowolona- To wspaniale!
- Pewnie chce aby coś w tym dimu pozostało po mamie oprócz grobu. Pewnie przyjdzie na kolacje, więc ciociu idź może po podróży odpocznij. Ja z Clary mam jeszcze rozciąganie do zrobienia.- Dodała Alison.
- W porządku idźcie, chyba rzeczywiście przyda mi się odpoczynek.- Ali kiwnęła głową i poszła z siostrą to sali treningowej.- Rozciąganie? Od kiedy Val stosuje takie treningi? Zapytałam sama siebie. Po czym poszłam odpocząć ale nie do pokoju, a do ogrodu, gdzie był mój brat. Val siedział na ławce przy nagrobku i po prostu patrzył się w marmur z na którym było wyryte imię Jocelyn.
- Cześć braciszku.- Odezwałam się. On odwrócił głowę w moją stronę i szczerze się uśmiechnął.
- Kas...- Wstał i mnie objął.- Jak dobrze Cię widzieć.
- I Ciebie Val.- Powiedziałam z życzliwym uśmiechem.- Dziewczyny powiedziały, że mogę Cię tu znaleźć.- Valentine pokiwał głową.
- Tak, uświadomiłem sobie, że ostatnio za mało poświęcałem jej czasu. Ciągle siedziałem w tym gabinecie lub trenowałem dziewczyny.- Powiedział jak gdyby ze wstydem w głosie.- Więc teraz przychodzę tu przynajmniej raz w miesiącu. Rozmawiam z Jocelyn o postępach dziewczyn, o najnowszych wydarzenia i takich innych. Może to głupie ale..
- Val, chęć rozmowy z ukochaną, nawet po jej śmierci nie jest głupia.- Powiedziałam patrząc mu w oczy.- Jest dowodem, że prawdziwie ją kochałeś.- Val pokiwał głową.
- Dzięki. Ty to zawsze wiesz co powiedzieć. Ale koniec o mnie, opowiadaj co u Ciebie.- Zaczęłam opowiadać i tak rozmawialiśmy dług, że prawie się na kolacje spóźniliśmy. Już dawno tak dobrze nam się nie rozmawiało. Zazwyczaj były to kłótnie, lub krótkie przelotne rozmowy, dlatego cieszyłam się z tej rozmowy jak dziecko.
Kolację na mój przyjazd przygotowano dość obwicie jak na czterech ludzi. widać kuchnia się postarała. W tym domu była tradycja, że przed jedzeniem była ogłaszana jakaś wiadomość, jeśli takowa oczywiście była. Więc i teraz Val przed jedzeniem zaczął mówić.
- Wszyscy tu dobrze wiemy, z jakiego powodu odwiedziła na ciocia Kas i pomimo, że wszyscy się z tych odwiedzin cieszymy,, to sam przyjazd nie ma miłych przyczyn.- Zawsze uwielbiałam te jego wcześniej przygotowane i wyćwiczone przemowy. świetnie się słuchało mojego brata, a że na dodatek miał ten swój genialny głos, umiał zaczarować słuchaczy.- Jak dobrze wiemy, chodzi o Clarisse i jej misje w trakcie której ją rozpoznano i wszczęto przeciw niej śledztwo.- Widziałam jak rudowłosa się zaczerwienia ze wstydu.- Moja siostra obmyśliła plan, który pomoże spowolnić działania Clave w tej sprawie. Prosiła, abym z jego ujawnieniem poczekał, gdyż sama chciała go przedstawić, więc proszę.- Po usłyszeniu tej przemowy zrobiło mi się głupio, bo ja zamierzałam pójść na żywioł i nie przygotowałam nic. Spowodowało to, że sama się zarumieniłam, a dziewczyny siedzące naprzeciwko mnie uśmiechnęły się złośliwie.
- Potężna przemowa braciszku, jak zwykle zresztą.- Valentine uśmiechnął się lekko.- Tak, opracowałam plan, bardzo ryzykowany i niebezpieczny, co prawda, ale z dużą szansą powodzenia. Jest to misja po części inwigilacyjna, a po części sabotażowa.- Widziałam zaciekawienie w oczach dziewczyn.- Dostaniecie nowe tożsamości oraz wygląd. Oczywiście dalej będziecie siostrami, ponieważ będzie to bardziej wiarygodne, jeżeli będziecie tyle czasu spędzać ze sobą.. Poślemy Was w można powiedzieć paszczę lwa - Do Instytutu w Nowym Jorku, ponieważ najpewniej tam będą będzie baza główna ludzi odpowiedzialnych za śledztwo. Miało być ono w moim Instytucie, ale udało mi się przekonać Clave, że jest to bez sensu..- Przerwałam i spojrzałam na reakcje dziewczyn. Alison była wyraźnie podekscytowana, natomiast na twarzy Clary widniał niepokój.- Waszym zadaniem będzie wkręcenie się w rodzeństwo Lightwood, podsłuchiwanie, co wiedzą na ten temat, a że są najważniejszymi osobami w tym śledztwie, będą wiedzieć dużo.
- Nie lepiej po prostu ich zlikwidować? Nie mieliby świadków.- Odezwała się Alison. Pokręciłam głową zaprzeczając.
- Nie Ali. Jeśli coś wiedzą, to na sto procent już byli przesłuchiwani, więc nic to nie da.- Białowłosa kiwnęła głową ze zrozumieniem, a ja mogłam kontynuować.- Wracając. Wszystko czego się dowiecie, będziecie musiały gdzieś zapisywać, ponieważ kontaktować będziemy się tylko raz w tygodniu i tylko wtedy będziecie mogły nam przekazywać informację. Dniem tym będzie niedziela, czyli wedle moich informacji dzień wolny od wszystkiego. Godzinę jeszcze będziemy musieli ustalić. Gdy dostaniemy o Was informacje, postaramy się zrobić z Waszym tatą wszystko co w naszej mocy, aby te informacje przynajmniej poddać wątpliwościami. - Zrobiłam krótką przerwę aby sprawdzić czy dziewczyny mnie słuchają, ale twarze dziewczyn i Vala były skupione.- Kluczowymi postaciami tej układanki jest Anna oraz /Jace, który jak się dowiedziałam przeżył, choć jest dalej w śpiączce. To oni z jakiegoś powodu pierwsi rozpoznali Clary, więc pewnie będą bardzo dociekliwi. Musicie chociaż trochę im namieszać w głowach, a przynajmniej się postarać. Wszystko jest jak na razie zrozumiałe?
- Tak ciociu.- Odparły obie, a Val tylko kiwnął głową
- Dobrze. Teraz kwestia przykrywki. Wasza nowa tożsamość to dla Alison, Rebeca Whitesmith, dwudziestoletnia miłośniczka alchemii i medycyny, a dla Clary Suzan Whitesmith, osiemnastoletnia pasjonatka malowania i historii mongolskiej oraz indiańskiej.- Dziewczyna spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami.- No co? Jesteś łuczniczką, a te narody specjalizowały się w łucznictwie konnym. Ali uwielbia medycynę i tym się będziesz zajmowała.
- Ale ciociu, łucznictwo konne, a zwykłe łucznictwo to są dwa zupełnie różne style walki.- Zaprotestowała Clary.
- Tak wiem. Dlatego postanowiliśmy z Valentinem przed kolacją, że zostanę tydzień dłużej i przygotujemy Was do Waszej roli najlepiej jak się da. Co za tym idzie więcej nauki niż treningów i czasu wolnego. Możecie się zdziwić ale dwa tygodnie to jest mało. Zwłaszcza do alchemii i medycyny. Dobrze. i na koniec wygląd. Zmienimy Wam wygląd twarzy, nie będzie to jednak zrobione poprzez magię, ponieważ czarodzieje, z którymi na pewno będzie współpracować by to wyczuli. Zmienimy Wam fryzury, kolor włosów co już zmieni Wasz wygląd, jeśli zajdzie potrzeba będziecie oczywiście mogły zmienić wygląd makijażem.Pamiętajcie, aby nie wypadać z roli chociażby nie wiem co. Wy jesteście kluczem. To chyba wszystko co chciałam powiedzie.- Powiedziałam, ale po głębszym przemyśleniu powiedziałam.- A bym zapomniała. Pochodzicie z San Diego. No teraz to wszystko.- Powiedziałam z uśmiechem i wzięłam głęboki oddech.
- Bardzo dobry plan Kas.Postarałaś się.- Uśmiechnęłam się do brata.- Zanim zaczniemy jeść. Ktoś czegoś nie wie, ma wątpliwości?
- A czy jest plan B?- Zapytała Clary?
- Nie ma. Musicie dać radę.- Odparłam.
- A jeśli znowu coś zepsuje? Nakryją mnie, farba zejdzie mi z włosów, albo przy jakiejś rozmowie się złamie, albo coś..- Clary lekko spanikowała, ale mój brat podszedł do niej przykucnął obok jej krzesła i powiedział.
- Córciu. Jesteś Morgensternem. Najpotężniejszym, jednym z najstarszych i najlepiej zdyscyplinowanych rodów. W dodatku jesteś odważna, sprytna i umiesz ludzi naprawdę zagadać tak bardzo, że czasami pewnie woleliby zamieszkać w lochach Miasta kości niż dalej się z Tobą kłócić.- Clary lekko się zaśmiała, tak samo jak Val.- Poza tym, będziesz miała swoją siostrę przy boku, która nikomu nie pozwoli Cię skrzywdzić.
- Ale.
- Nie ma żadnego "ale" Clary. Jesteś w Twoich żyłach płynie krew Morgensternów i Fairchaildów. Poradzisz sobie choćby nie wiem co, tak?- Te słowa musiały pomóc, bo Clary podniosła głowę, a w jej oczach nie było ani trochę niepewności.
- Tak tato, Jestem Morgensternem, dam radę.- W jej oczach teraz płynęła żądza tej przygody i wdzięczność za wsparcie. Val ze szczerym i czułym uśmiechem wrócił na swoje miejsce.
- Smacznego.- Powiedział i wszyscy zabrali się do jedzenia.
***
Tak się kończy 18 rozdział tego opowiadania.
Szykują się iście ciekawe wydarzenia w Świecie Cieni. Sam nie mogę się doczekać.
Prawie rok od ostatniego posta. Ależ wstyd, naprawdę wstydzę się, bo nie lubię zostawiać niedokończonych spraw. Mógłbym się tłumaczyć dlaczego mnie tyle nie było, ale tak naprawdę mało by to dało mi czy Wam. Moge tylko powiedzieć, że przepraszam. Nie będę obiecywał, że będę pisał regularnie, bo tego nie wiem, ale wiem, że naprawdę jest mi przykro, że tak to zaniedbałem.
Nie wiem ilu Was zostało, ale dziękuje, że jesteście.
Do następnego rozdziału.
Pozdrawiam gorąco, Dankomen.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz