wtorek, 28 kwietnia 2020

Część druga. Rozdział 19 - Ciężki poranek.

***Clary***


   Byłam bardzo zestresowana tą misją. W końcu byłam Nocną Łowczynią zaledwie od dwóch, może trzech lat, a to miała być moja dopiero druga - ale jak ważna - misja. Cóż wracać do miasta w którym prawdopodobnie nienawidzi Cię cały Instytut - to z pewnością nigdy nie jest łatwe. Zwłaszcza, że miałyśmy mieszkać w samym Instytucie. Nic więc dziwnego, że lekko spanikowałam podczas kolacji. Pomogły mi bardzo słowa ojca, co prawda zdziwiłam się, że zamiast robić mi problemów to dodał mi otuchy, ponieważ ojciec zawsze mówił, że okazywanie nawet najmniejszej chwili słabości, może przynieść nam zgubę i najczęściej nas za to karał. Być może obecność cioci Kas trochę zadziałała.
  Po kolacji wszyscy rozeszli się w swoich kierunkach. Ojciec z ciocią Kas poszli do gabinetu prawdopodobnie omówić szczegóły szkolenia przygotowawczego, Allison poszła chyba do sali treningowej - tej to nigdy mało treningów - a ja postanowiłam pójść do naszej domowej biblioteki - która tak na marginesie była dość obszerna i bogato wyposażona - i znaleźć jakiekolwiek wskazówki co do łucznictwa konnego. Chciałam mieć jakiekolwiek informacje na ten temat jeszcze przed rozpoczęciem szkolenia, aby łatwiej szła mi nauka. Zwłaszcza, że po pierwsze, nic a nic o tej sztuce walki nie wiedziałam, a po drugie, tak średnio jeździłam na koniu. Nigdy jakoś bardzo tego nie lubiłam, więc konia dosiadałam jedynie jak szybko musiałam się gdzieś poza naszym domem dostać. Zdarzało się to oczywiście bardzo rzadko, bo prawie nie wychodziłyśmy poza granice naszej rezydencji. Oczywiście dochodziła do tego sama historia tychże narodów - Indian i Mongołów - która jest dość obszerna.
  Obudziłam się następnego dnia z okropnym bólem w plecach. Musiałam siedzieć w bibliotece bardzo długo, skoro zmęczyłam się na tyle aby zasnąć przy stole. Oj będzie mnie dzisiaj czekać długa rozgrzewka pomyślałam. Spałam w jakiejś dziwnej pozycji i podejrzewałam, że jeśli dobrze bym nie rozgrzała pleców i porozciągała pleców, to skończyłoby się to źle.
  Spojrzałam na jedyny  zegar w tym pomieszczeniu. Był on wielki, cały z ciemnego drewna - nie licząc mechanizmów, które były zrobione z mosiądzu. Góra jego obudowy była pięknie rzeźbiona, a tarczę wraz z mechanizmami podtrzymywały dwie równie pięknie ozdobione kolumny.
  Gdy przestałam się zachwycać zegarem i spojrzałam, która jest godzina, przeraziłam się. Była 6.55 czyli jak to w weekendy bywa, za pięć minut miałam mieć śniadanie. Znając mojego ojca, gdybym się spóźniła, to bym miała spory problem.
  Postanowiłam, że zaryzykuje i pobiegnę się przebrać. Tak też zrobiłam, wpadłam jak burza do pokoju, przebrałam się w czyste ciuchy i jak poparzona wybiegłam z pokoju. Byłam pewna, że nie zdążę schodząc po schodach jak normalny człowiek, więc narysowałam sobie runę zręczności i jak gdyby nigdy nic skoczyłam z 6 m w dół. Dzięki runie wylądowałam bez problemu i poszłam na śniadanie.
- Gdzieś Ty była? - Zapytała Alli, gdy siadałam do stołu.- Byłam wcześniej po Ciebie, ale pokój był pusty.
- Prawdopodobnie dlatego, że nie spałam w pokoju. Przeglądałam książki w bibliotece i musiałam zasnąć czytając.- Powiedziałam masując dalej strasznie bolące plecy.
- I jak wygodnie było?- Ewidentnie się ze mnie naśmiewała. Posłałam jej piorunujące spojrzenie, ale to tylko bardziej ją rozbawiło.
- Nawet nie wiesz jak.- Odparłam.- Dzień dobry wszystkim tak poza tym.
- Dzień dobry Clarisso.- Odpowiedział, a ciocia tylko kiwnęła głową z uśmiechem na twarzy.
- A co to takiego studiowałaś tak długo studiowałaś, że aż zapomniałaś gdzie jest Twój pokój?- Zapytała ciocia Kas z wielkim bananem na twarzy. Świetnie, niech jeszcze ojciec zacznie się ze mnie śmiać, to będzie cudnie. Przewróciła oczami i odpowiedziała najbardziej normalnie jak tylko umiałam.
- Szukałam jakiejś choćby podstawowej wiedzy na temat "moich" zainteresowań.
- I znalazłaś coś? - Już całkiem poważnie zapytała ciocia.
- O samej sztuce łucznictwa konnego, nie bardzo, ale o dziwo znalazłam sporo odnośnie historii mongolskiej i indiańskiej. - Stwierdziłam z lekkim zaskoczeniem, po czym skierowałam się do ojca. - Nie wiem ojcze, skąd wziąłeś mongolskie kroniki, ale jest to bardzo ciekawa lektura.- Ojciec tylko uśmiechnął się pod nosem.
- Nie tylko ja wyposażałem naszą bibliotekę. Są w niej księgi i książki  o których nawet ja nie wiem. Na przykład właśnie mongolskie kroniki. Morgensternowie byli wielokulturowym rodem i być może nawet mieliśmy azjatyckich przodków, którzy owe kroniki tutaj przynieśli.- Pokiwałam głową ze zrozumieniem. Resztę śniadania spędziliśmy generalnie w ciszy.
  Po śniadaniu mieliśmy pół godziny wolnego, więc poszłam wziąć prysznic, czego nie zdążyłam zrobić rano. Weszłam do łazienki, rozebrałam, stanęłam w kabinie i puściłam zimną wodę. Zawsze mnie ten chłód rozbudzał i był w pewnym sensie przyjemny. Lubiłam jak na skórze pod wpływem temperatury pojawia się gęsia skórka, oraz jak przez całe ciało przechodziły mi ciarki. Tym razem nie było jednak w tym prysznicu nic przyjemnego. Zimna woda przypomniała mi o bolących plecach tak mocną, że aż mnie zgięło. Szybko się więc umyłam i jak najszybciej wyszłam z pod prysznica. Wysuszyłam się, ubrałam strój treningowy, czyli czarne legginsy, czarna bokserka i standardowe dla Nocnych Łowców wysokie skórzane buty z twardą podeszwą. Ruszyłam w stronę
sali treningowej. miałam jeszcze piętnaście minut przerwy po śniadaniu, więc postanowiłam coś z plecami zrobić.
  Jaka też byłam szczęśliwa, gdy zobaczyłam, że moja siostra jest w sali. Allie zawsze była genialną masażystką, w sumie nie wiem, gdzie i kiedy się tego nauczyła, ale o ile się tylko nadwyrężyłam, lub obiłam, jej magiczne ręce sprawiały, że ból znikał prawie od razu.
- Alli!- Zawołałam przez całą salę. Białowłosa gdy mnie usłyszała zeskoczyła z belki na której stała.
- No co tam młoda? - Zapytała z głupim uśmieszkiem.
- Zrobisz mi masaż pleców? Jakoś musiałam krzywo spać i strasznie bolą.- Powiedziałam z grymasem bólu na twarzy gdy po raz kolejny plecy mi zapulsowały.
- Jasne, kładź się na materac.- Poleciła z uśmiechem. Mogła być wkurzająca, ale nigdy nie odmówiła udzielenia mi pomocy, gdy tylko poprosiłam.
  Zrobiłam to co mi powiedziała i naciągnęłam bokserkę przed głowę, aby
Allie miała lepszy dostęp do moich pleców. Siostra usiadła mi na udach i rozpoczęła swoją pracę, jak zawsze starając się być delikatna. Skończyła, po jakiś dziesięciu minutach, a ja czułam się jak nowo narodzona.
- No siostrzyczko, to koniec. Następnym razem pamiętaj, że krzesło, to nie jest dobre miejsce do spania.- Powiedziała ze śmiechem schodząc ze mnie.
- Chyba masz trochę racji.- Powiedziałam również rozbawiona.- Wielkie dzięki. Nie wytrzymałabym z tymi plecami.
- Nie ma sprawy, tylko pamiętaj, żeby się jeszcze porozciągać przed ćwiczeniami.. To ja wracam do parkoura.- Uśmiechnęła się i zaczęła się wspinać po linie. Ja natomiast zrobiłam sobie przed treningową rozgrzewkę i poszłam przygotowywać swój ulubiony długi łuk i strzały.
  Ćwiczyłam strzelanie w biegu, czego w dalszym ciągu, mimo około dwóch lat ćwiczeń nie umiałam robić tak dobrze jak bym chciała. Gdy  strzelałam do tarcz, głównie trafiałam w siódemki lub ósemki, co samo w sobie nie jest złe, natomiast te kilkanaście centymetrów, które dzieliły mnie od dziesiątki mogłyby mi w przyszłości zaszkodzić. Po dziesięciu minutach usłyszałam głos dochodzący z okolic drzwi sali.
- Clarisso odłóż proszę ten łuk. W najbliższym czasie nie będzie Ci potrzebny.- To był głos ojca. Spojrzałam w jego stronę z niemałym zaskoczeniem.
- Jak to nie będzie potrzebny?
- Cóż, skoro twierdzisz, że tyle czytałaś o historii mongolskiej i indiańskiej, to powinnaś wiedzieć, że używali oni głównie łuków krótkich, a w przypadku Mongołów, były to łuki zakrzywione na środku, co powoduje, że strzela się z nich nieco inaczej.- Wyjaśnił ojciec. Trochę byłam zszokowana.
- Czyli nie dość, że mam się nauczyć nowego stylu walki, historii tych dwóch narodów, to jeszcze nauczyć się walczyć inną bronią tak, żeby wyglądało, że ćwiczyłam to latami? I to w dwa tygodnie!?- Byłam trochę zdenerwowana, dlatego podniosłam głos, byłam na tyle zdenerwowana, że nie zauważyłam, że prawie krzyknęłam i dopiero, gdy zobaczyłam piorunujący głos ojca zdałam sobie sprawę z tego co zrobiłam. Zacisnęłam zęby i spuściłam głowę na dół.- Przepraszam.- Powiedziałam cicho.
- Podziękuj Clarisso Razjelowi, za to, że mamy sytuację, jaką mamy. Wiesz co by było normalnie prawda?- Zapytał się gniewnie ojciec.
- Wiem, przepraszam.- Naprawdę miałam szczęście, ponieważ kara za podnoszenie głosu na starsze osoby, było u nas srogo karane. Najmniejszą karą był siarczysty liść w twarz, po którym często zostawały ślady na pół dnia. Ojciec uczył nas nie tylko jak walczyć. Swoimi dziwnymi metodami uczył nas szacunku do starszych i bardziej doświadczonych. Było to bolesne, ale skuteczne wychowanie.
- Dobrze, to skoro mamy pewne kwestie wyjaśnione.- Spojrzał jeszcze raz w moją stronę, a ja tak szybko jak tylko mogłam odwróciłam wzrok.- Przejdźmy do tego, jak będzie wyglądał proces szkolenia.
   Przez jakąś godzinę mówił na zmianę z ciocią Kas co będziemy robić, od której, kiedy przerwy, kiedy posiłki, kiedy początek dnia, a kiedy koniec. Omawiali bardzo szczegółowo, jakich tematów głównie będziemy się trzymać i jak będzie dzielony czas na zajęcia praktyczne i teoretyczne.
  I tak dowiedziałyśmy się, że ze względu na mały krótki czas przygotowań, a dużą ilość materiałów, czas treningowy nie będzie ośmiogodzinny jak zawsze, tylko dziesięciogodzinny, a czasami może być więcej. Przykładowo mogłyśmy mieć zajęcia od 7.00 do 17.00. Oczywiście były przerwy - co godzinę pięć minut i półgodzinna przerwa poobiednia. Czyli przeliczając, ciągłych zajęć miałyśmy w praktyce około osiem godin . Dużo. naprawdę dużo, a treningi ojca zawsze były intensywne. Dowiedziałam się również, że historii Mongołów i Indian uczyć mnie będzie ojciec i będą to głównie kwestie wojskowe z lekkim zahaczeniem o ich kulturę. Nie byłam zadowolona, bo wiedziałam, że będzie się to dłużyć. Allie natomiast będzie się uczyć dość proste, ale bardzo użytecznej alchemii, oraz medycyny pola walki, której używają Przyziemni. Uczyć ją będzie ciocia Kas. Byłyśmy zdziwione, że ma się uczyć technik Przyziemnych, ale jak się okazało, oni opanowali ten odłam medycyny do perfekcji, a czasami zdarzają się sytuacje, gdy nie możemy używać Steli. Dzieje się tak, gdy w ranie coś jest, na przykład szkło, albo coś. Jeśli chodzi podział zajęć w ciągu dnia, to zajęcia teoretyczne miały być przez półtorej godziny codziennie i one miały być bez przerw. Zajęcia praktyczne miały się odbywać tak, że w różne dni kto inny nas uczył. W jeden dzień ojciec, a w drugi ciocia.
   Gdy skończyli, powiedzieli nam, że mamy dzień wolny, aby wszystko sobie przemyśleć, a od jutra zaczynamy pełną parą. Już chciałam wychodzić, gdy usłyszałam coś co mnie wryło w ziemie.
- A i jeszcze jedno. Tak żebyście się nie nudziły po zajęciach. Będziecie odgrywać rolę pół wilkołaków i w przygotowaniu się do tej części nie macie naszej pomocy. Chcemy sprawdzić Wszą kreatywność i samodzielność w przystosowaniu do sytuacji.- Stanęłam w miejscu i z szeroko otwartymi oczami spojrzałam najpierw na Alli, która w oczach miała mieszankę szoku, niedowierzania i przerażenia. Następnie przeniosłam wzrok na starsze rodzeństwo. Miałam nadzieje, że to jest żart i już chciałam coś powiedzieć, ale wolałam nie ryzykować, więc tylko w ciszy poszłam do siebie, położyłam się na łóżko i zasnęłam.
  To był ciężki poranek, a następne dwa tygodnie będą jeszcze cięższe.

***
To się porobiło co?
Oj dla dziewczyn to będzie ciężki okres. Jak myślicie poradzą sobie z takim natłokiem obowiązków? Jak dla mnie będzie się działo baardzo ciekawie.
Poza tym, ciekawe co tam w Instytucie co?
Mam nadzieje, że się podobało. Czekam na wszelkie uwagi.
Do następnego rozdziału.
Pozdrawiam gorąco, Danko. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szamanka Bajkowe Szablony