***Jace***
Po moim przebudzeniu nie pamiętałem dosłownie niczego z dnia tej nieszczęsnej misji. Czułem się jak po jakiejś mocno zakrapianej imprezie u czarowników. dopiero Izzy wytłumaczyła mi, co się właściwie wydarzyło.
Nie byłem w stanie uwierzyć że zaatakowała nas dziewczyna, którą uratowałem od mówiąc delikatnie, nieprzyjemnego losu na ulicy Nowego Jorku, którą przyjęliśmy do siebie, otoczyliśmy opieką i przyjaźnią. Poza tym z tego co mówił Alec, walczyła bardzo dobrze i prawie nie odstawała od nich po tym względem. Już w Instytucie dała się poznać jako dobra wojowniczka, ale to nawet trochę nie był poziom zbliżony do naszego. Nie dziwne więc, że informacja o polepszeniu jej umiejętności bojowych lekko mnie zaskoczyła.
Nie to jednak wprawiło mnie w największe zdziwienie, a fakt, że gdy Alec postrzelił Clary, to z pomocą rudowłosej przyszła inna dziewczyna. Nie żebym myślał, że nie potrafi ona zawierać przyjaźni, wręcz przeciwnie ale zważywszy na to, że Clary nie znała nikogo w świecie Cieni poza ludźmi z Instytutu, to mogłem czuć się zaskoczony, że miała jakąś wspólniczkę
Chciałem aby rodzeństwo mi trochę więcej o tym wszystkim opowiedziało, ale przekonali mnie, abym najpierw poszedł coś zjeść i się wykąpać. W tym momencie uświadomiłem sobie jaki jestem głodny.
Wstałem i wyszedłem ze skrzydła szpitalnego. To co we mnie uderzyło na samym wejściu, to totalna cisza. Korytarz był pusty, nie było słychać dosłownie niczego, a tym bardziej nikogo. Stanąłem na środku holu zdezorientowany. Zobaczyła to Ania, która wyszła przed chwilą z sali.
- Całkiem dziwnie co nie? - Zapytała.- Ani żywej duszy.
- Co tu się stało właściwie?- Zapytałem nawet na nią nie patrząc. Wytłumaczyła mi o co chodzi i że za niedługo będziemy mieli nowych "współlokatorów".- Ha, trochę mnie minęło co?
- No tak, ciężko to ukryć.- Odparła. - Przez kilka dni nasze życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni.- podeszła do mnie się we mnie wtuliła.- Martwiłam się o Ciebie.
- O mnie? A po co? Ja miałem wszystko pod kontrolą.- Odparłem z wyluzowanym głosem splatając ręce za głową.- Musiałem się tylko zdrzemnąć troszkę. Na te stwierdzenie Ania uderzyła mnie w klatkę piersiową.
- Wredny jesteś.- Powiedziała próbując być zła, co delikatnie mówiąc niezbyt jej wychodziło, więc po chwili sama się uśmiechnęła. - Dobra idź już, bo śmierdzisz jakbyś w śmietniku spał.
- Pragnę tylko przypomnieć,że to Ty do tego smrodów przyszłaś.- Chciała coś powiedzieć, ale chyba nie bardzo wiedziała co, o zrobiła tą jej "groźną" minę, która zawsze mnie rozbawiała, to też wybuchnąłem śmiechem. Musiało ją to jeszcze bardziej zdenerwować, bo zacisnęła ręce w pięści..- Dora, dobra. Idę już.- Powiedziałem i obróciłem się na pięcie chcąc odejść.
- Aaaa Jace, tak Cię tylko uświadamiam, że prawdopodobnie czeka Cię pogadanka z Clave.- Odwróciłem się z powrotem ze wzrokiem żądającym wyjaśnień.- No nie patrz tak na mnie. Pomyśl, co jakiś czas temu zrobiłeś, czego oni, a teraz może się to przydać?- Złapałem lekkiego zawiasa. Za dużo było rzeczy, które robiłem pomimo zakazu. Olśniło mnie po dłuższej chwili.
- Gray!- Powiedziałem głośno. Zastanawiało mnie skąd o tym wiedzieli. W końcu nikomu o tym nie mówił.
- Dokładnie, Annabeth Gray. Rzekoma matka Clary. Clave jakoś się dowiedziało o Twoim śledztwie, że może im to pomóc, to pewnie dostaniesz wezwanie na naradę. Powodzenia braciszku.- Odparła z wrednym uśmieszkiem poszła w kierunku sali treningowej.
Przez dłuższą chwilę stałem w miejscu próbując ogarnąć usłyszane przed chwilą słowa. Stwierdziłem jednak, że wyglądam jak jakiś idiota i poszedłem do pokoju, odświeżyć się i na spokojnie przemyśleć to wszystko.
Przez resztę dnia siedziałem u siebie i doszedłem do jednego aczkolwiek idealnie wpasowującego się w najbliższy czas wniosku:
Będzie się działo.
Wstałem i wyszedłem ze skrzydła szpitalnego. To co we mnie uderzyło na samym wejściu, to totalna cisza. Korytarz był pusty, nie było słychać dosłownie niczego, a tym bardziej nikogo. Stanąłem na środku holu zdezorientowany. Zobaczyła to Ania, która wyszła przed chwilą z sali.
- Całkiem dziwnie co nie? - Zapytała.- Ani żywej duszy.
- Co tu się stało właściwie?- Zapytałem nawet na nią nie patrząc. Wytłumaczyła mi o co chodzi i że za niedługo będziemy mieli nowych "współlokatorów".- Ha, trochę mnie minęło co?
- No tak, ciężko to ukryć.- Odparła. - Przez kilka dni nasze życie obróciło się o sto osiemdziesiąt stopni.- podeszła do mnie się we mnie wtuliła.- Martwiłam się o Ciebie.
- O mnie? A po co? Ja miałem wszystko pod kontrolą.- Odparłem z wyluzowanym głosem splatając ręce za głową.- Musiałem się tylko zdrzemnąć troszkę. Na te stwierdzenie Ania uderzyła mnie w klatkę piersiową.
- Wredny jesteś.- Powiedziała próbując być zła, co delikatnie mówiąc niezbyt jej wychodziło, więc po chwili sama się uśmiechnęła. - Dobra idź już, bo śmierdzisz jakbyś w śmietniku spał.
- Pragnę tylko przypomnieć,że to Ty do tego smrodów przyszłaś.- Chciała coś powiedzieć, ale chyba nie bardzo wiedziała co, o zrobiła tą jej "groźną" minę, która zawsze mnie rozbawiała, to też wybuchnąłem śmiechem. Musiało ją to jeszcze bardziej zdenerwować, bo zacisnęła ręce w pięści..- Dora, dobra. Idę już.- Powiedziałem i obróciłem się na pięcie chcąc odejść.
- Aaaa Jace, tak Cię tylko uświadamiam, że prawdopodobnie czeka Cię pogadanka z Clave.- Odwróciłem się z powrotem ze wzrokiem żądającym wyjaśnień.- No nie patrz tak na mnie. Pomyśl, co jakiś czas temu zrobiłeś, czego oni, a teraz może się to przydać?- Złapałem lekkiego zawiasa. Za dużo było rzeczy, które robiłem pomimo zakazu. Olśniło mnie po dłuższej chwili.
- Gray!- Powiedziałem głośno. Zastanawiało mnie skąd o tym wiedzieli. W końcu nikomu o tym nie mówił.
- Dokładnie, Annabeth Gray. Rzekoma matka Clary. Clave jakoś się dowiedziało o Twoim śledztwie, że może im to pomóc, to pewnie dostaniesz wezwanie na naradę. Powodzenia braciszku.- Odparła z wrednym uśmieszkiem poszła w kierunku sali treningowej.
Przez dłuższą chwilę stałem w miejscu próbując ogarnąć usłyszane przed chwilą słowa. Stwierdziłem jednak, że wyglądam jak jakiś idiota i poszedłem do pokoju, odświeżyć się i na spokojnie przemyśleć to wszystko.
Przez resztę dnia siedziałem u siebie i doszedłem do jednego aczkolwiek idealnie wpasowującego się w najbliższy czas wniosku:
Będzie się działo.
***
Cześć.
Postanowiłem napisać tym razem coś z perspektywy męskiej, dawno tego nie było XD
A więc macie dzisiaj Jace'a i jego dzień po przebudzeniu, mam nadzieję, ż się podobało.
Rozdział jest dziś krótszy i z lekką obsuwą, a to dlatego, że piszę jedną ręką, co proste nie jest. Dzieje się tak dlatego, że pod koniec zeszłego tygodnia wybiłem sobie bark i aktualnie rękę mam zagipsowaną z tułowiem. Trochę to przeszkadza, ale jakoś daję radę.
Ode mnie to tyle.
Do następnego rozdziału.
Pozdrawiam gorąco, Danko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz