***Kasandra***
Razem z Valentinem byliśmy pod ogromnym wrażeniem, jak bardzo dziewczyny się zaangażowały w szkolenie. Przez dwa tygodnie naprawdę ostro harowały, przez co zdarzało się, że nie miały w ogóle siły, aby zejść na kolacje. Najczęściej była to Clary, która mimo tego, że już stosunkowo długo trenowała z Valem, to dalej odstawała dość mocno od Allison pod względem kondycji i siły. Inną sprawą było to, że Clarissa zwyczajnie musiała mieć cięższe treningi, ponieważ raz, że musiała się nauczyć nowego stylu walki, jakim było łucznictwo konne, a dwa, że samo łucznictwo też musiała jeszcze podszkolić, a jej siostra zwyczajnie szlifowała swoje umiejętności. Co prawda, to prawda, młodsza z sióstr nie doszła jeszcze do perfekcji swoich umiejętności, ale razem z bratem stwierdziliśmy, że gdyby była zbyt mocna w porównaniu z jej rówieśnikami, to mogłoby to być podejrzane.
Jednak to nie ich przygotowanie manualne sprawiło nam największą radość, a teoretyczne i psychologiczne, czyli ich alter ego w postaci pół krwi wilkołaków z innego miasta. Swoje nowe osobowości przygotowywały poza zajęciami ze mną czy Valem, przez co nie raz widziałam, jak siedzą po nocach i szukają różnych informacji, a na następny dzień oczywiście miały pełen trening i o dziwo dawały rady. Od razu widać, że to krew Morgensternów.
Tylko żeby nikt nie myślał, że jedyne co robiliśmy z Valentinem, to dawaliśmy dziewczyną w kość. Nic z tych rzeczy, poza samym trenowaniem obmyślaliśmy różne scenariusze tej misji, wykorzystywaliśmy wszystkie nasze kontakty, aby nowe tożsamości sióstr były niepodważalne i staraliśmy się znaleźć jakieś opcje w razie wpadki. Zrobiliśmy wszystko, co się dało, aby zapewnić bezpieczeństwo Clary i Allison. Mam nadzieje, że nam się udało i nawet w razie niepowodzenia, nic się dziewczyną nie stanie.
Dziś był ostatni dzień szkolenia, czyli można powiedzieć ostateczny sprawdzian dla obu dziewczyn. Składał się on z teorii i praktyki. Były one bardzo trudne, bo dla powodzenia misji musiały być, ale dziewczyny poradziły sobie z nimi bez problemu i byliśmy pewni, że żadne pytanie ich nie zaskoczy. Następnie nastał obiad, na którym Val ogłosił wyniki naszego „testu”, ale, jako że był to ostatni dzień przed ich wyjazdem, to poruszono też inną kwestię, równie ważną co same umiejętności.
- Dziewczęta, zanim zaczniemy jeść, jest jeszcze jedna, bardzo ważna sprawa. Mianowicie Wasz wygląd i nowe tożsamości.- Patrząc na dziewczyny, zauważyłam, że najbardziej ożywiły się na słowie „wygląd”, co wywołało uśmiech na mojej twarzy, jak widać, nieważne czy są to córki potężnego Valentina Morgensterna, czy też zwykłego Przyziemnego, to jednak kwestie związane z ich wyglądem są zawsze najważniejsze. Val chyb zauważył to samo, bo na jego twarzy dało się rozpoznać jakiś grymas, który mógł być uśmiechem.- Przed obiadem posłałem ognistą wiadomość do mojej znajomej. Mieszka ona od dłuższego czasu wraz ze swoją rodziną wśród Przyziemnych i Podziemnych, co pozwala jej lepiej zrozumieć ich zachowania. Za kilka godzin powinna tu przyjechać i wraz z Kasandrą zmienić Wasze wizerunki. Jeśli chodzi o tożsamość, to jak na początku było ustalane będziecie siostrami Rebeka i Susan Whitesmith. Jesteście z Los Angeles, tamtejszym Instytutem rządzą Blackthorn'owie, którzy są bardzo tolerancyjnie dla Nocnych Łowców pół krwi, ponieważ sami takowych w rodzinie mają, przez co będziecie bardziej wiarygodne. Rozmawiałem z tamtejszym przewodniczącym, a raczej jego bratankiem Julianem, ze względu na dobre relacje moje i jego rodziców, on jego rodzina oraz Emma Carstairs, w razie pytań wezmą naszą stronę.- Val przystanął na chwilę, a jego wzrok stał się nieobecny. Chyba myślał, czy chce coś jeszcze powiedzieć.- To chyba wszystko. Smacznego.- Już brał się za jedzenie, gdy coś musiało mu się przypomnieć.- A i macie obie do końca dnia wolne, poślę po Was służbę, gdy przyjedzie moja znajoma. Polecam Wam przeszukać szafy i wziąć na spotkanie z nią ubrania, które mogłyby przypominać styl wilkołaków Teraz wszystko. Jeszcze raz smacznego.- Powiedział i wszyscy zaczęliśmy jeść.
Po obiedzie każdy rozszedł się w swoim kierunku. Dziewczyny zapewne wykonywały właśnie polecenie Vala. On sam poszedł w stronę gabinetu, gdzie jak podejrzewałam, sprawdzał jeszcze raz, czy powiedział o wszystkim, o czym chciał, albo czy na pewno ma pozałatwiane wszystkie sprawy w kwestii zabezpieczenia dziewczyn. Jak zawsze musiał mieć wszystko zapięte na ostatni guzik, co patrząc na jego nieciekawą wpadkę w przeszłości, jest jak najbardziej zrozumiałe. Ja postanowiłam, że pójdę w miejsce, w którym już dawno nie byłam, do mojej kochanej szwagierki, Jocelyn. Miejsce jej pochówku to było chyba najbardziej zadbana cześć naszej rezydencji. Ogromny marmurowy pomnik, w którego górnej części pośród licznych frezów i zdobień widniał napis „Ave atque vale Jocelyn Fairchild/Morgenstern". Poniżej napisu był jej autoportret, który umieszczono za szybą, aby się nie zniszczył, obraz ten otoczono marmurem, w którym wyrzeźbiono liczne runy. W dolnej części pomnika można było zobaczyć ozdobiony złotem napis „Niech Razjel ma Cię w opiece” oraz datę narodzin i śmierci. Podstawa nagrobku płynnie, niczym łagodna fala schodziła ku trawie. Sam grób otoczony był ogromnym ogrodem, w którym rośliny były posadzone tak, że w każdej porze roku ogród był pełen pięknej roślinności, dzięki czemu miejsce te nie powodowało dołka, jak większość Przyziemnych cmentarzy. Dla naszej rodziny miejsce to, mimo obecności tak przykrej budowli, było miejscem, w którym przychodziło się, aby odpocząć po ciężkim spotkaniu, treningu, lub po prostu dniu. Clary przychodziła tu malować, bo jak mówiła, będąc w pobliżu matki, której tak naprawdę nie znała, zawsze miała lepszą inspirację, Alli przychodziła poczytać lub uprawiać jogę, a Val rozmawiał z Jocelyn o wszystkich swoich problemach, lub sukcesach.
Po pewnym czasie spędzonym w ogrodzie przyszła po mnie Adela i powiedziała, że przyjechała znajoma mojego brata i że prosi mnie on o przyjście do salonu. Podziękowałam i udałam się w stronę domu. Wszyscy już siedzieli w salonie. Val i jego znajoma na fotelach, a dziewczyny na kanapie. Usiadłam obok sióstr, a Valentine się uśmiechnął i zaczął swoją przemowę.
- Witajcie z powrotem. Pragnę Wam przedstawić, moją koleżankę, która swego czasu była ważnym elementem w Kręgu. Jako że żyła wśród Przyziemnych i Podziemnych, miała dostęp do przydatnych nam informacji, co często pozwalało nam wygrać jakąś sprawę, czy debatę, jeszcze przed jej rozpoczęciem. Dzisiaj ponownie nam pomoże i to znowu dzięki jej informacją. Ponieważ zna ona aktualny styl wilkołaków, pomoże wybrać Wam stosowne dla tej rasy ubrania. Przedstawiam Wam Elizę Herondale.- Kobieta uśmiechnęła się do mojego brata. Była naprawdę piękna, długie falowane blond włosy, delikatne rysy twarzy, wydatne kości policzkowe, małe usta pomalowane ciemną, prawie czarną szminką, duże brązowe oczy, podkreślone ciemnym makijażem. Emanowało od niej pozytywną energią, która najbardziej była odczuwalna, gdy się odezwała.
- Dziękuję Valentine. Po tej przemowie naprawdę nie wiem, czy powinnam Wam coś jeszcze dopowiedzieć.- Każde jej słowo było wypowiedziane z uśmiechem na ustach, musiało się udzielić wszystkim, ponieważ każdy zaczął się uśmiechać. No może z wyjątkiem Vala, który starał się zachować powagę i nawet mu to wychodziło.- Powiem tyle, że z tego, co wiem, to Wasz ojciec dał Wam polecenie, abyście wybrały ubrania, które według Was będą pasować do tzw. wilczego stylu. Możecie więc po nie iść, a ja naradzę się z Kas, co będziemy właściwie robić.- Dziewczyny kiwnęły głowami i poszły na górę.
- Dobrze drogie Panie, wygląd to Wasza działka, a ja się na tym znam tak jak Przyziemny na demonach, więc Was zostawię. Zawołajcie mnie, jak skończycie.- Powiedział Val i również udał się w kierunku schodów. Po chwili Eliza wstała i do mnie podeszła, na co ja również wstałam.
- Kas, jak ja Ciebie Dawno nie widziałam.- Podeszła i mnie przytuliła. Od naszego ostatniego spotkania minęło wiele lat.- Aleś wyrosła i wypiękniała dziewczyno.
- A Ty nadal jesteś taka piękna jak zawsze.- Uśmiechnęłyśmy się obie i ponownie wpadłyśmy w swoje objęcia.
- Dobrze. Zacznijmy mówić może o tym, co mamy dokładnie zrobić i w czym ja mam Ci pomóc, bo dobra w tego typu sprawach nie jestem.- Zaproponowała po pewnej chwili.
- Z tego, co pamiętam, to do czasu śmierci Joc, miałaś brązowe włosy po matce, a widzę, że teraz masz rude, więc umiesz używać farby do włosów, co nam się przyda. Poza tym raczej umiesz posługiwać się szczotką, czy lokówką, więc damy radę. A teraz słuchaj uważnie, bo przyjrzałam się już obu dziewczyną i wiem, co chcę zrobić.- Opowiedziała mi wszystko ze wszystkimi szczegółami, jakie fryzury zamierza wykonać. Byłam pod wrażeniem i naprawdę ciekawa jak to wyjdzie. Chwilę po tym Clary i Allie zeszły z pokaźnymi stosami ubrań. Eliza obejrzała wszystkie, wiele z nich odrzuciła, poleciła dziewczyną, jakie ubrania najlepiej łączyć, aby wszystko pasowało, oraz co mogłyby jeszcze kupić już na miejscu. Poprzestało na bokserkach, wszelkiej maści ciemnych jeansowych i skórzanych kurtkach, bojówkach i spodniach skórzanych, oraz glanach i traperach. Następnie poszłyśmy do tzw. łazienki dla gości. Była ona największa, dzięki czemu mogłyśmy zmieniać fryzury i makijaże obu siostrą na raz. Oczywiście wszystkie lustra były zakryte, bo ich nowy wygląd miał być niespodzianką. Wszystkie prace zajęły nam prawie dwie godziny łącznie z makijażem. Tak naprawdę nawet nie zauważyłam, kiedy ten czas minął. Podczas pracy rozmawiałyśmy w czwórkę na tyle tematów, że czas leciał naprawdę szybko. Dziewczyny były bardzo ciekawe życia Elizy poza Instytutami, czy Alicante, z resztą sama błam również tego ciekawa. Jak się okazało, jej życie wcale nie różniło się tak bardzo od codzienności Nocnych Łowców mieszkających w standardowych warunkach. Też polowała na demony, zgłaszała raporty do Clave, a nawet przez pewien czas była przewodniczącą Konklawe w swoim mieście, czyli w Dublinie. Jedyna różnica jest taka, że może robić, co chce i kiedy chce.
Po skończeniu naszej pracy Eliza poleciła dziewczyną ubrać się w przygotowane zestawy ubrań, co też zrobiły i dopiero wtedy odsłoniłyśmy lustra i posłałyśmy po Vala. Gdy zdjęłam płótna z okien i dziewczyny się w nich obejrzały, było widać bijący od nich szok, radość i zaskoczenie jednocześnie. Wiedziały, że zmienimy ich wygląd, ale z pewnością to, co zobaczyły, przerastało ich oczekiwania, co było widać w ich iskrzących się oczach. Clary falowane włosy jeszcze bardziej zakręciłyśmy, przez co powstały loki. Ich długość znacząco skróciłyśmy, bo z sięgających pośladków zrobiłyśmy minimalnie wychodzące poniżej braków, a na dodatek zafarbowałyśmy je na brązowo. Całkowicie zmieniło jej to wyraz twarzy, przez co uznałyśmy, że wystarczy jej minimalny makijaż, który jedynie podkreśli jej piękne zielone oczy. Jeśli chodzi o Allison, to niej było nieco prościej. Krótkie i lekko falowane włosy wyprostowałyśmy i zrobiłyśmy na blond, a do jej naturalnych włosów zostały dopięte włosy sięgające do połowy pleców. Wyszczupliło to jej twarz i ją odmłodziło, więc makijaż również był zbędny.
Po krótkiej chwili zszedł do nas mój brat, który nie mógł uwierzyć, co się właśnie wydarzyło. Przez dłuższy czas przyglądał się dziewczyną, a następnie pogratulował mi i Elizie świetnej roboty. Val musiał być w dobrym nastroju, ponieważ zaprosił wszystkich do ogrodu i polecił służbie przygotowanie jakiegoś deseru. Do końca dnia dobre humory wszystkim się udzielały, a na kolacji mój brat jeszcze raz podziękował Elizie za pomoc i ogłosił, że dziewczyny mają jutro wyjazd punkt siódma. Oczywiście rano.
***
Siema!
Mam dzisiaj dla Was dość zwariowany rozdział o ostatnim dniu przygotowań do wielkiej misji sióstr Morgenstern. Naprawdę się namęczyłem, aby ten rozdział dobrze wyszedł i mam nadzieję, że tak właśnie się stało.
Starałem się najlepiej ,jak mogłem opisać nowy wygląd Clary i Allie, ale gdyby ktoś nie mógł sobie tego wyobrazić, to na blogu w zakładce „Bohaterowie” znajdują się zdjęcia poglądowe. Zapraszam.
Oczywiście jak zawsze proszę o zwracanie uwag do rozdziału w komentarzu. Pamiętajcie, że Wy też tworzycie to opowiadanie m.in. przez wytykanie mi błędów, dzięki czemu może nie popełnię ich w przyszłych rozdziałach.
Ode mnie tyle.
Pozdrawiam gorąco, Dankomen.