niedziela, 22 października 2017

Rozdział 14 - Pierwszi wrogowie?

***Jace***


 Było mi głupio. Dopiero co udało nam się, a w sumie to udało się Ani przekonać Clary że Świat Cieni naprawdę istnieje i że ona jest Nocnym Łowcą a ja jak zwykle musiałem coś spieprzyć i palnąć coś głupiego, moja siostra dobrze zrobiła każąc mi iść gdzieś ochłonąć bo inaczej znając mnie to bym coś jeszcze bardziej głupiego zrobił.
Ehh muszę popracować nad opanowaniem emocji.
 Nie miałem pomysłu co mógłbym zrobić lub gdzie iść sam więc postanowiłem otworzyć bramę i udać się do  się do Instytutu w celu posiedzenia w oranżerii, zawsze mnie uspokajał ten zapach, widok i cisza w tym pomieszczeniu a że mało ludzi lubiło tam chodzić to najczęściej miałem spokój i mogłem pobyć chwilę w samotności. Tam było moje miejsce rozmyśleń taki mój kącik gdzie czułem się naprawdę uspokojony.
 Gdy wyszedłem z bramy znajdowałem się w bibliotece Instytutu od razu zwróciło się w moją stronę kilka par oczu, głownie Łowczyń i te pary śledziły każdy mój ruch aż do wielkich drzwi wejściowych. Czasami jest to wnerwiające ponieważ nigdy nie mogę wejść niepostrzeżenie, zawsze ktoś mnie zauważy ale z drugiej strony świetnie jest być aż tak popularnym, seksownym i świetnym w walce Neffilin, żadne Łowczynie lub Podziemne a nawet Przyziemne nie mogą oprzeć się mojej idealnej twarzy i sylwetce.
 Tak rozmyślając nawet nie zauważyłem aż dotarłem do schodów. Wszedłem na nie aby wejść na trzecie piętro budynku po drodze witając się z moimi przyjaciółmi.
 Gdy zauważyłem drzwi tak znajomego i bliskiego mi miejsca na mojej twarzy od razu zagościł uśmiech, już miałem wejść do środka ale za swoimi plecami usłyszałem że woła mnie mój brat, przewróciłem oczami i chciałem go po prostu olać i wejść do środka wiedząc że Alec ma alergie na rośliny z oranżerii i tu nie wejdzie. Poczułem jego dłoń na ramieniu więc chcąc lub nie chcąc musiałem się do niego odwrócić i wysłuchać jego ględzenia. 
- Gdzieś ty był? Pamiętasz że o siedemnastej mieliśmy sobie zrobić trening? - Kuźwa rzeczywiście, całkowicie o tym zapomniałem.
- Sorry Alec. Całkowicie zapomniałem.
- No to to ja wiem, czekałem na Ciebie waloną godzinę a ty sobie tak jakby nic przychodzisz i idziesz do oranżerii! - Był wkurzony i to tak mocno.
- Po pierwsze się nie drzyj bo zaraz mama nam będzie awanturę robić że słychać nas w samym Alicante, a chyba nie chcesz znowu słuchać tego całego jej zrzędzenia nie?- Zapytałem z nadzieją że może mu przejdzie choć trochę przejdzie i chyba podziałało bo nie wydarł się znowu tylko przewrócił oczami i powiedział:
- No masz racje, czasem mam jej dość. Okey nie będę ci robił wyrzutów że mnie znowu olałeś.- Parsknąłem śmiechem na co on się do mnie uśmiechnął.- To nie jest śmieszne, powinienem Cie opierdzielić ale nie zrobię tego jeśli teraz pójdziemy potrenować.- Zepsuło mi to lekko plany na wieczór ale trudno, mus to mus.
- Okej.- Odpowiedziałem i poszliśmy na salę treningową. 

***Ania***

Zobaczyłam że Clary była całkowicie zafascynowana wyglądem Instytutu co mnie wcale nie dziwiło, sama zareagowałam podobnie gdy zobaczyłam ten budynek. Poczekałam jeszcze chwilę aż rudowłosa się napatrzy - a skoro już o kolorze włosów byłam strasznie ciekawa czy farbowała ponieważ  nigdy wcześniej nie widziałam takiego odcienia Rudego ale mniejsza. Po jakiś dwóch minutach postanowiłam obudzić dziewczynę z totalnego osłupienia a jako że w ogóle nie kontaktowała ze światem wymyśliłam jakże szatański plan na to by ją "obudzić". 
Podeszłam do niej od tyłu tak aby mnie nie usłyszała i krzknęlam jej do ucha najgłośniej jak umiałam "Clary! Uważaj demon za Tobą!". Skoczyła do przodu i zaczęła piszczeć tak że uszy mnie rozbolały, mimo to zwijałam się ze śmiechu. Jak ja lubię straszyć ludzi.
Gdy Clary skończyła krzyczeć i zobaczyła że się śmieje stanęła skrzyżowła recę na piersi i spytała:
- Nie było żadnego demona nie?- Powiedziała to z taką powagąże ktoś mógłby się przestraszyć ale na mnie to nie działało.
- Gdybyś ty widziała jak to wyglądało, odskoczyłaś jakby na Ciebie ktoś wylał wrzątek a piszcałaś jak nie jedba dziewczyna na "Pile".- Ledwo to wydukałam przez śmiech ale starałam się opanować co wcale nie było łatwe.
- Ha ha ha, bardzo śmieszne. Ciekawe jak ty byś zareagowała?
- Hmm, vardzo możliwe że wyciągnęłabym sztylet i tego demona zabiła. - To chyba nie zbyt pomogło bo dziewczyna dalej stała z rękami skrzyżowanymi na piersi.- Oj no przepraszam no ale nie mogłam się powstrzymać, tak fajnie odleciałaś. Takiej okazji nie można przepuścić. - Uśmiechnęłam się szyderczo a Clary tylko westchnęła i powiesziała:
- Dobra będziemy tak tu stać czt wchodzimy do środka.- Podejrzewam żw była strasznie podekstytowana ponieważ zaczęła się uśmiechać a w jej wielkich szmaragdowych oczach zobaczyłam pewien błysk. Kiwnęlam głową i poprowadziłam ją do drzwi.
 Gdy byłyśmy w środku zatrzymałam się jeszcze na chwile i wytłumaczyłam rudowłosej że pójdziemy teraz do mojej mamy Maryse oraz to że wiele osób nie będzie zadowolonych z jej przybycia. Na ułamek aekundt zobaczyłam lekki smutek na jej twarzt ale zaraz potem zastąpił go uśmiech i oznajmiła mi że to nie będzie pierwszy i pewnie nie ostatni raz gdy ludzie jej nie akceptują ale da radę. Po drodze do biblioteki wiele Łowców i Łowczyń patrztło na Clary z niesmakiem a ci z szajki Illany z nienawiścią ale nikt się nie odezwał, dopóki jakaś blondyna o imieniu Loly nie zaczepiła nas.
- Ej Ania po tego rudzielca przyprowadziłaś?- Chciałam odpowiedzieć ale uprzedziła mnie Clary uśmiechając się szydersko.
- He, wole być rudzielcem niż lalką Barbie z toną botoksu w cyckach i dupie.- Stanęłam jak wryta podobnie jak Lola ponieważ nikt nigdy się nie odważył obrazić kogoś z ekipy Illany, stałyśmy obie tak przez chwilę aż usłyszałam głos Clary.- Ania idziesz?
- Tak jasne już idę.- Mialam nadzieję że Ruda nie narobi sobie kłopotów przez ten swój lekko buntowniczy charaktem, z tego co wiem co Lola jest dobra w walce wręcz więc pewnie będzie chciała się na Clary odegrać na treningu.
Kiedy w końcu doszłyśmy do drzwi biblioteki a zarazem gabinetu mojej mamy powiedziałam Clary żeby nie odpłynęła znowu w swój świat po zobaczeniu biblioteki poneważ trzeba porozmawiać z szefową Instytutu, na co Clary się uśmiechnęła i sprzedała mi kuksańca w ramie zapewniając że popodziwia później. Jakbym miała być szczera to bałam się trochę że mama wyśle ją do sierocinca w Alicante czego nikomu nie polecam, sama kiedyś tam mieszkałam i nie chciałabym za nic tam wrócić.
 Otwarłam wielkie drzwi biblioteki i ujrzałam Maryse za biurkiem jak zwykle pełnym papierów.
- Mamo? - Podniosła na mnie wzrok i się uśmiechnęła ale znikł on gdy zobaczyła moją towarzyszkę. - Nie denerwuj się właśnie po to tu przyszłam musimy porozmawiać.
- To lepiej Aniu daj mi dobry argument przybycia w tu Clarissy bo inaczej trzeba będzie jej wymazać pamięć a to nie jest miła czynność i dla niej i dla mnie.
- Więc teraz cię zaskoczę. Bo widzisz wszystko wskazuje na to że Clarissa jest Neffilin.- Użyłam jej pełnego imienia na prośbę Clarissy ponieqaż powiedziała że zdrobnienie jest zarezerwowane tylko dla przyjaciół. Mama patrzyła na mnie jak na wariatkę ale mimo to kontynuowałam.- Bo widzisz gdy byliśmy razem z Jace'em w szpitalu by odwiedzić ją, ona się obudziła i pomimo runy niewidzialności zobaczyła mnie i wtedy nabraliśmy podejrzeń że może być jedną z nas. Postanowiliśmy to sprawdzić i okazało się że gdy wzięła sztylet do ręki ten rozbłysnął co jest jednoznacznym dowodem na pochodzenie Clarissy.- Mama dalej nie była chyba przekonana więc pomyślałam aby powtórzyć próbę sztyletu. Podałam Clary borń a ten po wypowiedzeniu przez dziewczynę imienia Uriela zapalił się niebieskim światłem. Tym razem mama uśmiechnęła się do niej ciepło, podeszła do niej i ją przytuliła witając w naszej "rodzinie". Wiedziałam że z mamą problemu nie będzie ponieważ każdy wiedział że niechętnie ją odsyłała do Przyziemnych więc nie dziwota że ucieszyłs się na wiadomość że Clary jest Łowczynią ją ucieszy. Nie wiem dlaczego ale od rudowłosej pomimo tylu przejść bije taka jakaś radość i ciepło że nawet Jace pomógł jej i to dobrowolnie co akurat jest rzadkością.
 Mama poprosiła mnie abym oprowadziła najpierw Clary po Instytucie a formalnościami zajmiemy się później ponieważ ma jeszcze kilka listów do napisania po czym oznajmiła że możemy iść i z powrotem zasiadła za wielkim machoniowym biurkiem podtrzymywanym przez dwa aniołki.

***Clary***

To co czułam w tym momęcie nie da się opisać słowami, był to mieszanka przepełniającek mnie radości ponieważ Maryse nie wywaliła mnie za drzwi, co mogło się wydarzyć zwarzywszy na to że to przeze mnie miała kłopoty z ... eee ... o, z Clave oraz zdziweinia, z powodu tak ciepłego powitania. Nikt mnie tak czule nie po macierzyńsku* nie przytulił odkąd narysowałam tą runę.
Gdy wuszłyśmy z biblioteki, Ania się mnie jeszcze szybko spytała co chce najpierw zobaczyć. Miałam do wyboru: stołówkę, salę treningową, zbrojownie i oranżerię, miałam problem z wyborem między zbrojownią ponieważ bądź co bądź lubię wszelkiego rodzju bronie a jestem ciekawa czym jeszcze oprócz sztyletów walczą Nocni Łowcy. Drugą opcją oranżeria ponieważ takie mijsca zawsze kojarzą mi się z czymś pięknym i dobrym do narysowania. Kiedy po dłuższej chwili nie umiałam się zdecydować Ania postanowiła że pójdziemy do sali treningowej. Zgodziłam się mimo że nie ciekawiło mnie to za bardzo, myślałam sobie - Co może być niezwykłego w sali treningowej". Bardzo się myliłam.
 Gdy Ania prowadziła mnie przez kręte korytarze Instytutu starałam się zapamiętać drogę, niestety z marnym skutkiem.
Po otworzeniu drzwi od sali treningowej zamurował mnie jej wygląd, spodziewałam się zwykłej nie dużej sali gimnastycznej może z jakimiś tarczami czy czynś takim. Natomiast ta była ogromna, podłoga była z jasnego chyba brzozowego drewna, ściany były całe z czerwonej cegły** na których były przewieszone belki i liny po który zapięci w linki asekuracyjne chodzili i wykonywali rózne akrobacje nastolatkowie w różnym wieku, na ścianach w rogach sali były ścianki wspinaczkowe sięgające samego sufitu. Zauważyłam jeszcze coś co mnie strasznie ucieszzyło czyli tarcze strzeleckie wiszące w miejscu lub przesuwające się na po ścianach do których kilkoro Łowców i Łowczyń strzelo z łuków i kusz, widziałam jeszcze maty do walki wręcz, worki treningowe, przeróżne manekiny do walki bronią białą a także maty do gimnastyki i chyba miejsce do jogi, całość wywarła na mnie strasznie duże wrażenie czułam że to będzie jedno z moich ulubionych miejsc tutaj.
 Po dłuższej chwili usłyszałam głos Ani wyrywający mnie z otępienia:
- I co? Jak ci się podoba nasza sala?
- To jest wspaniałe, nigdy w życiu nie widziałam tak wielkiej i tak dobrze wyposażonej sali.- Ania się uśmiechnęła.
- Tak, może Clave bywa okrutne ale jedno jest pewne jeśli chodzi o nasze umiejętności w walce są skłonni być bardzo chojni.- zaśmiała sie a ja jej zawturowałam tym samym.- O patrz, Jace ćwiczy z Aleciem.- Spojrzałam w tamtą stronę i zauważyłam Jace'a walczącego na miecze dwuręczne razem z chłopakiem o czarnych lokowanych włosach sięgających mu niemal do oczu. Walczyli dobrze w równym stopniu chociarz widząc minę Jace'a wiedziałam że za niedługo zrobi coś żeby wygrać i rzeczywiście tak się stało po niecałej minucie. Blondyn zamarkował atak po czym przerzuci sobie miecz do drugiej ręki zaskakując tym samym Alec'a który stracił na chwilę skupienie, to wystarczyło aby Jace go podciął i przystawił czubek broni do gardła. Ania zaczęła klaskać w dłonie, wtedy blondyn nas zauważył, pomógł Alec'owi wstać i podbiegł do nas.
- No widzę braciszku że nauczyłeś się nowego triku?- Spytała Ania.
- Tak, ostatnio wodziałem jakiś film, chyba Polski, to było jakoś tak "Ogniem i mieczem"? Chyba tak no i tam właśnie jeden typ coś takiego robił i dzięki tej technice wygrywał prawie każdą walkę. Postanowiłem się tego nauczuć i jak wodzisz wychodzi to całkiem nieźle.- Jace chyba był z siebie całkiem zadowolony. Po chwili zwrócił się do mmie.- Clary, chciałem Cię strasznie przeprosić za to co Ci powiedziałem wtedy w parku, ja po prostu czasami trace nad sobą kontrolę i gadam szybciej niż myślę.
- Nic się mie stało. Ania mi wszystko mi wytłumaczyła ale następnym razem wyzwę Cie na pojedynek i wtedy już Twoja siostra Cię nie obroni.- Uśmiechnęłam się do niego a on odwzajemnił uśmiech.
- Myślisz że miałabyś ze mną jakiekolwiek szanse?
- Zdziwiłbyś się co umi zrobić taka mała istotka jak ja.- Zaczęliśmy się śmiać i rozmawiać o różnych mało istotnych sprawach
 Po chwili podszedł do nas Alec razem z jakąś dziewczyną która była do niego bardzo podobn, była piękna miała długie falowane i czarne włosy sięgające jej do połowy pleców, jej uroda wydawała mi się taka troche latynoska co dodawało jej uroku i jednocześnie sprawiało że wyglądała na silną kobietę.
 Przywitali się z Anią dość ciepło ale gdy zobaczyli mnie to miny im spochmurniały.
- Ania co ona tu robi.- Zapytała szatynka wypowiadając słowo "ona" z nie małą niechęcią. Nie powiem zrobiło mi się przykro ponieważ mimo że Ania mmie ostrzegała przed tym że wiele osób nie będzie mnie tu chciało to nikt nie lubi być skreślanym już na samym początku. Zobaczyłam jednak ciepłe uśmiechy Jace'a i Ani co dodało mi trochę otuchy i odwaga mi wróciła więc postanowiłam sie odezwać zanim Ania zdołała coś powiedzieć.
- Po pierwsze mam imię, jestem Clarissa a co tu robię? No cóż skoro jestem jedną z was to chyba tu będę mieszkać.- Usatysfakcjonowały mnie miny rodzeństwa pełne szoku, po chwili ciszy odezwał się Alec.
- Nie to niemożliwe. Izzy dasz mi na chwilę sztylet?- Dziewczyna podała mu broń a Alec podał go mnie.- Sztylet nosi imię Rafael.- Wypowiedziałam to imie a sztylet zabłysnął na niebiesko. Izzy od razu wyrwała mi sztylet z ręki i poszła gdzieś korytarzem. Natomiast Alec patrzył się na mnie chwilę jeszcze ze zdziwieniem po czym uśmiechnął się niechętnie powidział że wita w Instytucie i odszedł w tą samą stronę co Izzy.
Kilka minut później z Anią kontynuowałyśmy oprowadzenie,  zobaczyłam stołówkę salon i salę muzyczną w której urzekła mnie ilość i jakość  zauważyłam piękną klasyczną gitarę w rogu sali ale chyba nikt dawno na niej nie grał ponieważ z tąd było widać na niej kurz.
- Ania, czy tu ktoś gra na jakiś instrumentach?
- Tak kilka osób, Jace i bliźnacy Greentree na fortepianie a ja gram na flecie. Słyszałam że grasz na gitarze?
- Tak na klasycznej i elektrycznej ale wolę klasyczną.
- Zagrałabyś kiedyś?
- Jasne, czemu nie?
- No to mamy ustalone, chodź pójdziemy teraz do oranżerii.
- Dobra, chodźmy.
 Oranżeria tak jak się spodziewałam była pięknym pomieszczeniem. Wszędzie było zielono, występowały tu  jakch w życiu nie widziałam nawet na biologii. Powietrze było tu tak czyste i tak pięknie tu pachniało że mogłabym tu siedzieć godzinami, zdziwiło mnie że nie ma tu nikogo:
- Ania, dlaczego tu nikogo nie ma? Przecież tu jest tak pięknie.- Ania uśmiechnęła się do mnie ciepło i powiedziała:
- Wielu z nas ma uczulenie na rośliny tu wustępujące a niektórzy nawet o tym miejscu nie wiedzą.- Kiwnęłam głową, popatrzyłam jescze chwilę na to miejsce i poszłyśmy dalej. Kilka minut później przed Anią pojawiła się płonąca kartka którą dziewczyna bez problemu złapała do ręki a kartka po styknięciu z jej dłonią płominie zgasły a Ania przecytała to co było tam napisane i powiedziała mi że Maryse już skończyła z lustami i mamy do niej przyjść.
Zapytałam Ani jakim cudem nie spaliła sobie ręki a ona mi wytłumaczyła że jest to ogień Anielski który nie parzy Neffilin, coś czuję że bedę się musiała dużo nauczu. Dalej w ciszy udałyśmy się drugi raz w tym dniu do biblioteki w Instytucie.

----

Witam was po kolejnej przerwie.
Jest mi strasznie głupio z powodu tych przerw ale niestety nic nie mogęz tym zrobić
 Po prostu nie mam prawie wcale czasu dla siebie przez nawałnice kartkówek w szkole.
Mam jednak nadzieje że lekko się zrekompensowałem tym rozdziałem i mnie nie zabijecie za to że musieliście tyle czekać.
Jak zwykle czekam na wasze uwagi dotyczące rozdziału.
Pozdrawiam gorąco, Daniel

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szamanka Bajkowe Szablony